Sztuki wizualne

Polska prowincja nie uśmiecha się do zdjęcia

Fot. Jacenty Dędek

W polskiej tradycji fotograficznej brakuje tak śmiało zakrojonych, wyczerpujących i fundamentalnych przedsięwzięć jak projekt Jacentego i Katarzyny Dędków. Niedoścignionym – i jedynym – dla niego wzorem jest „Zapis socjologiczny” Zofii Rydet – a i to zbyt mało i zbyt dawno.

Jacenty Dędek fotografuje prowincję. Deklaruje, że chodzi mu o miejsca, które znajdują się w zawieszeniu – albo raczej są w nim pozostawione. Nie mają na siebie pomysłu, a Polska też żadnej wizji takiej prowincji nie posiada. Z widocznego niemal na każdym zdjęciu braku entuzjazmu bohaterów i bohaterek można jednak wnioskować, że to zawieszenie nie jest zbalansowane. Chyli się ku entropii. Instynkt dokumentalisty kieruje Dędka właśnie tam: do 421 rozsianych po kraju miejscowości, których liczba mieszkańców nie przekracza 30 tysięcy.

Portretprowincji.pl to album wieńczący niemal siedmioletni projekt fotograficzny. Składają się nań portrety i zdjęcia miejscowości oraz rozmowy i minireportaże pisane przez Katarzynę Dędek. Gabaryty wydawnictwa odzwierciedlają imponujący zakres pracy. To pokaźny tom. Przez prostotę okładkowej czerni i bieli jest też elegancki, a to koresponduje z kolei z techniką, jaką zaangażował do projektu autor.

Wszystkie zdjęcia wykonano na monochromatycznej kliszy analogowej. Portretowane twarze patrzą na nas z ciętej błony wielkoformatowej, której naświetlenie za pomocą starej i dużej kamery wymagało czasu i precyzji ustawień. Lokacje z kolei uchwycono na filmie małoobrazkowym.

Za techniką w klasykę poszła też forma. To światowa tradycja reportażu społecznego, sięgająca jeszcze czasów przedwojennych. Zastosowana została nie bez powodu. Chodzi bowiem o złożenie prowincji i jej współczesnym dziejom hołdu. Przed II wojnę światową sięgają zresztą też wspomnienia rozmówców – to podróż przez pokolenia i ich świadectwa.

Narracja skonstruowana jest tak, by wymóc uważność i skupienie czytelnika. Portrety, miejsca i opowieści nie sąsiadują ze sobą i są zdawkowo oznaczone. Odbiorca samodzielnie musi je do siebie dopasować, cofając się pamięcią do poprzednich stron. To odważny zabieg, który opiera się na zasadzie, że każde zdjęcie prezentuje całość historii, a korespondujące z nim kolejne odsłony ubogacają jej opowiadanie.

Czy jeśli każdy aspekt tego dzieła sięga wstecz, możemy dowiedzieć się z niego czegoś nowego? Opowiedziane przez bohaterów historie nie zaskakują odkryciami. Ich siłą jest szczerość i bezpośredniość, które skłaniają do zrewidowania swoich wyobrażeń. Centrum musi traktować peryferia na serio, bo inaczej, paradoksalnie, przestanie za nimi nadążać.

Gdy ktoś mówi: „Mam 25 lat i nie wierzę w miłość. Ci, co wierzą, są w błędzie. (…) Marzeń nie mam. (…) Dziękuję, że mogłem to powiedzieć” lub że „marzenie życia to pojechać na Stadion Narodowy i położyć się na środku”, to są to pozbawione pretensji świadectwa uzmysławiające ciężar prostych symboli, które wielu już się opatrzyły i traktowane są pobłażliwie lub ignorowane. Z drugiej strony mamy chłopaka z wielkim krzyżem celtyckim na koszulce, którego wielkomiejski inteligent potępiłby na podstawie wizerunku w czambuł, a ten chłopak wyznaje, że symbol jest trochę przypadkowy i nie o to chodziło.

Polska jako anioł z jednym skrzydłem

Najważniejszym tematem, jaki przewija się w tych świadectwach, jest śmierć i pogrzeb. Ludzkim życiem steruje wola rodziny i postacie samych rodziców oraz ewentualnych małżonków. Losy rozpinają się pomiędzy tymi biegunami. Mieszkańcy i mieszkanki prowincji przemierzają tę przestrzeń, akceptując swoje konieczne losy. Wspominają jeden moment straconej dawno szansy – najczęściej jest to pierwsza miłość, za którą nie zdecydowali się podążyć. Znajdziemy też opowieść o kobiecie, która rzuciła życiu wyzwanie – zarabia, sprzedając swoje komórki jajowe, i czuje się raczej obywatelką Europy niż Polski.

Prowincja każe sobie płacić wysoką cenę za takie zuchwałości: w albumie znajdziemy więc również historie kryminalne. A także chęć ich odpokutowania. Kilkoro bohaterów korzysta z rozmowy, by pojednać się lub wyrazić swój żal za krzywdy wyrządzone bliskim. Rozmowy spisała Katarzyna Dędek i szkoda, że nie zdecydowała się ona na okładkowe współautorstwo albumu.

Gabaryty wydawnictwa odzwierciedlają imponujący zakres pracy.

Wracając do zdjęć: szczególnie ujął mnie portret mężczyzny ze Skulska w województwie wielkopolskim. Porusza się na wózku, zza którego wyłania się dach stacji benzynowej uskrzydlający okaleczoną postać. Jest też mężczyzna żyjący z kobietami, które wyrzeźbił z drewna. Wygląda jak J.F. Sebastian z filmu Łowca androidów. Albo zdjęcie z Węgrowa, na którym jest wszystko: drewniana chata, blaszane komórki, murowany dom i bloki. Portret człowieka z Czastar w łódzkiem o twarzy tak niesamowitej, że poświęcono mu dwie strony. I sztanga na gwoździu na zdjęciu kulturysty amatora. Porusza antyportret człowieka, który wstydzi się pokazać twarzy. Cóż takiego strasznego musiał uczynić?

W całej kolekcji jest może pięć lub sześć zdjęć, na których dostrzec można cień uśmiechu. To budzi podejrzliwość. Czy autor nie rzutuje swojego własnego przygnębienia na rzeczywistość? Oznaczałoby to, że patrzy na nią z pozycji uprzywilejowanej. Trudno mi jednak uwierzyć, że ktokolwiek poświęciłby siedem lat pracy, nie zmieniając swojego stanowiska. Tym bardziej że – jak wspomniałem – znamy historie tych ludzi. Fotograf tworzy tak, by nie pozwolić nam o nich zapomnieć.

PGR, sklep gminny, zakłady i fabryki, likwidacja, bezrobocie, młodzi wyjechali za granicę, Niemcy, Ruscy, Żydzi, miłość, alkohol i śmierć – oto słowa klucze tej opowieści. Kościół pojawia się jako świetlista oczywistość, wielka iluminacja świątyni w Wambierzycach, zaś polityka ginie pośród dziesiątek ogłoszeń na tablicy przy rynku w Pacanowie.

Żyliśmy w cieniu huty

czytaj także

Żyliśmy w cieniu huty

Michał Jędryka

W polskiej tradycji fotograficznej brakuje tak śmiało zakrojonych, wyczerpujących i fundamentalnych przedsięwzięć jak projekt Jacentego i Katarzyny Dędków. Niedoścignionym – i jedynym – dla niego wzorem jest Zapis socjologiczny Zofii Rydet – a i to zbyt mało i zbyt dawno. Parę tygodni temu swoją opowieść o współczesnej Polsce przedstawili Adam i Dyba Lachowie, ale na publikację trzeba jeszcze chwilę poczekać.

Twórcy i twórczynie dojrzewają do dużych narracji o ojczyźnie, zdobywają środki na ich podjęcie i liczą na konfrontację z naszymi okrzepłymi wyobrażeniami. Warto sięgać po te albumy.

Fot. Jacenty Dędek
Fot. Jacenty Dędek

Publikacja dostępna na stronie: https://www.portretprowincji.pl/

portretprowincji.pl

 

Fot. Jacenty Dędek

 

Fot. Jacenty Dędek

 

Fot. Jacenty Dędek

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jakub Szafrański
Jakub Szafrański
Fotograf i publicysta Krytyki Politycznej
Pochodzi z Lublina, gdzie tworzył Klub Krytyki Politycznej. Publicysta i fotograf. W 2010-2012 pracował w dziale dystrybucji Wydawnictwa KP. Współtworzył stronę internetową. Akademicki mistrz polski w kick-boxingu 2009, a także instruktor samoobrony. Pracował we Włoszech, Holandii i Anglii. Laureat Stypendium pamięci Konrada Pustoły.
Zamknij