Kultura, Weekend

W muzeum w Krakowie jest tylko jeden obraz namalowany przez kobietę

„Tylko one. Polska sztuka bez mężczyzn”, „Histeria sztuki. Niemy krzyk obrazów” i „Dlaczego nie było wielkich artystek?” – wszystkie trzy książki skupiają się na kobietach w sztuce albo na tematach, które mogą się wydawać niezbyt popularne na starych nadobnych obrazach.

Kiedy ostatni raz byliście w muzeum w swoim mieście, żeby obejrzeć wystawę stałą? Żeby przejść się między starymi obrazami i rzeźbami? Żeby się rozerwać i mieć frajdę? Jeśli kiedykolwiek przyszło wam do głowy, że to nudy albo że trzeba się znać na sztuce, by pokumać, czemu te obrazy są takie dobre, że ktoś uznał, że warto je eksponować w muzeum, to mam dla was dobrą wiadomość. Nic nie trzeba. A właśnie ukazały się trzy książki, które mogą nam pomóc się o tym przekonać.

Muzealniczki czasu wojny: tak działają ługańskie instytucje na uchodźctwie

Wszystkie opowiadają o artystkach. Skupiają się na kobietach w sztuce albo na tematach, które mogą się wydawać niezbyt popularne na starych nadobnych obrazach.

Najbanalniejszy model opowiadania herstorii to wygrzebywanie z dziejów postaci kobiet, którym dotąd nie poświęcono wiele miejsca. W Muzeum Narodowym w Krakowie, w Sukiennicach, gdzie prezentowana jest Polska sztuka XIX wieku, wiszą wielkie obrazy Matejki, obok nich Gierymski, Chełmoński. I masa, masa innych. A w tej masie jeden obraz namalowany przez kobietę. Zajebisty. Autoportret z paletą Anny Bilińskiej.

Tylko one

„Nieznana malarka ze wschodu Europy wzbudziła kontrowersje, wręcz oburzenie. Chociaż kobiecy autoportret stał się modną wizytówką kształcących się w Paryżu malarek, żadna nie odważyła się zaprezentować światu w fartuchu, roboczej sukience i z nieułożonymi włosami” – pisze Sylwia Zientek w książce Tylko one. Polska sztuka bez mężczyzn (Agora 2023).

Zientek opisuje 20 artystek, głównie malarek. Od tych bardziej znanych, jak Boznańska czy Łempicka, po mniej popularne. Fascynujące jest poznawanie artystek tworzących dawniej, jak Anna Rajecka, malarka żyjąca w XVIII wieku, czy Elisabeth Jerichau-Baumann, artystka tworząca głównie w Danii w wieku XIX.

Sztuka „ludowa” i ślady po ludobójstwie

czytaj także

Sztuka „ludowa” i ślady po ludobójstwie

Erica Lehrer, Roma Sendyka, Wojciech Wilczyk, Magdalena Zych

Tylko one. Polska sztuka bez mężczyzn to „po bożemu” opracowane biografie artystek. Życiorysy, czasem przecinające się – panie mogły się znać albo inspirować jedna drugą. Nie o każdej wiemy dużo. Autorce książki należą się ukłony za dogrzebywanie się za pośrednictwem badaczek sztuki i biografek do opowieści o twórczyniach.

Anna Bilińska, Autoportret, 1887. Źródło: Wikimedia Commons

Nie jest to jednak – wbrew obietnicy w tytule książki – historia sztuki bez mężczyzn. Mężczyźni występują w każdej opowieści. Na przykład jako ojcowie wspierający finansowo kształcenie córek – pamiętajmy, że wiele z nich malowało w czasach, kiedy w Polsce nie przyjmowano na uczelnie artystyczne kobiet, więc chcąca się rozwijać artystka musiała wyjechać za granicę. Mężczyźni pojawiają się czasem jako wspierający mężowie (Bilińska) albo zazdrośni o sukcesy żon (Stryjeńska). Albo jako nauczyciele, koledzy, tło opowieści.

Mężczyźni z wpływami i kasą pojawiają się też w książce Tylko one – jako predatorzy. Choć nie są tak dosłownie nazwani. Rozdział o Annie Rajeckiej, otwierający książkę, to historia kobiety malującej na dworze króla Stanisława Augusta Poniatowskiego. Król Staś lubił sztukę, artystów wspierał i wspierał „malarnię”, miejsce, gdzie twórcy mogli tworzyć. „Malarnia była oczkiem w głowie króla także z innych powodów” – pisze Sylwia Zientek. „Obok artystów i licznych uczniów w kręgu zainteresowań króla były pozujące do obrazów modelki. W malarni król mógł spełniać swoje seksualne potrzeby…” A dalej czytamy, że „król był znany z nieposkromionego apetytu seksualnego”.

Jest rok 2137. Przybywamy, by wam o tym opowiedzieć

No cóż, wszystko wskazuje na to, że wykorzystywał seksualnie modelki i nie tylko. Nie jest jednak nazwany predatorem, seksoholikiem czy gwałcicielem. W tej książce język jest bardzo wyważony i wśród trzech, o których piszę, Tylko one są najgrzeczniejsze.

Histeria sztuki

Nie spodziewajcie się tego po książce Histeria sztuki. Niemy krzyk obrazów (Znak 2024). Publikacja napisana przez Sonię Kiszę to czysta radość obcowania ze sztuką, bez oglądania się na to, co wypada, a co ktoś uzna za bluźniercze czy kontrowersyjne.

Histerię sztuki możecie znać z konta na Instagramie. Sama książka jest skomponowana jak nie książka, a mieszanka linearnego tekstu pisanego z wrzutkami obrazkowymi. Tu powiększenie detalu z obrazu, tam hasła niczym z mediów społecznościowych.

Polityczny wymiar surrealizmu

Kisza opowiada tematami. Jest tu więc religijna pornografia (tak brzmi tytuł rozdziału, mówiłam, że tu nie ma kalkulowania, co wypada, a co nie), kobieta-wąż: mokry sen i zmora średniowiecznych panów, jest o LGBT, gwałcie, o „puszczalskich” czy płaskorzeźbach z wulwą. Tak, średniowieczne maszkarony zwane Sheela na Gig przedstawiają kobietę z szeroko rozwartym sromem.

Judyta Artemisii Gentileschi. Źródło Wikimedia Commons

Autorka, omawiając dawne obrazy, przywołuje konteksty. Niby na podpisach pod dziełami w muzeach mamy tytuły, ale nie każda z nas zna mitologię, historię starożytną czy biblijną na wyrywki. Dzięki temu, że autorka wprowadza nas w kontekst, nie tylko tematu obrazu, ale też życia autorki, możemy zobaczyć, czemu np. Judyta Artemisii Gentileschi jest tak wyjątkowa. Artemisia to malarka tworząca na początku XVII wieku. Ok. roku 1612 maluje Judytę zarzynającą Holofernesa. W muzeum można to sobie szybko wygooglać. Książka Histeria sztuki pokazuje, czemu warto.

Motyw Judyty jest superpopularny w malarstwie. Judyta poszła do obozu wrogiego wodza Holofernesa, uwiodła go i obcięła mu głowę. Pomagała jej w tym służąca. Malowali to Klimt, Caravaggio i wielu innych. Najczęściej przedstawiano kobietę, która ma w ręku czy pod stopą odciętą głowę. Trofeum. Już po akcji. Artemisia maluje moment morderstwa. Kisza opisuje historię nastoletniej Artemisii zgwałconej przez nauczyciela. Gniew i wkurw są w jej obrazie zupełnie inne niż w obrazach kolegów po fachu. Caravaggio też namalował Judytę w momencie obcinania głowy Holofernesowi, ale tam kobieta jest zastygła, wystraszona. Judyta Artemisii jest zdecydowana i pewna tego, co robi.

Kluczową kategorią młodej polskiej sztuki jest wrażliwość – to pierwsze pokolenie, które tak otwarcie nazywa emocje

Sylwia Zientek pisze, że „Tylko one nie są próbą określenia kanonu polskich artystek – tę rolę pozostawiam naukowczyniom i historyczkom sztuki”. Sonia Kisza ponad kanony wynosi przyjemność z oglądania sztuki i gadania o niej. Za to Linda Nochlin w książce Dlaczego nie było wielkich artystek? w zasadzie podważa tworzenie kanonów w znaczeniu, jakie znamy.

Dlaczego nie było wielkich artystek?

„Nadal jedną z największych przeszkód jest brak wewnętrznej wolności. Nie można być artystką bez przekonania o wartości tworzonej przez siebie sztuki, bez niezłomności wobec opinii otoczenia, wymogów rodziny, nacisków ze strony państwa i Kościoła” – pisze Zientek. Tak, ale mamy XXI wiek i takie wynalazki, jak polityka społeczna czy urlop macierzyński. Dla artystek na freelansie trudniej dostępny. O tym też warto pamiętać.

Catherine Grant we wstępie do książki Dlaczego nie było wielkich artystek? (Smak słowa 2023), podsumowując argumentacje autorki tytułowego eseju Lindy Nochlin, przypomina, że „twórczość rodzi się dzięki wsparciu zapewnianemu przez instytucje i systemowi edukacji, a nie za sprawą tajemniczego pierwiastka geniuszu czy talentu”.

Tekst Lindy Nochlin Dlaczego nie było wielkich artystek? ukazał się w 1971 roku. Nochlin próbowała rozprawić się z tytułowym pytaniem. Przywoływała potencjalne odpowiedzi, czyli takie, że feministka połyka haczyk i szuka w głowie nazwisk tych wielkich artystek albo że słyszymy, że sztuka kobiet różni się od sztuki mężczyzn i tu wykład o „kobiecym stylu”. Nochlin mówi wprost, że to błędne koło, że „drogie siostry, fakty są takie, że nie ma kobiecych odpowiedników Michała Anioła czy Rembrandta…”.

Dalej: „Drodzy bracia, nie zawiniły tu gwiazdy, nasze hormony i cykl miesięczny ani nasze wewnętrzne niedostatki, lecz instytucje i system edukacji – edukacji rozumianej jako wszystko, czego doświadczamy od chwili przyjścia na ten świat, pełen znaczeń, symboli, znaków i sygnałów”. Wspomina też, że „za pytaniem o kobiety zajmujące się sztuką kryje się […] mit o wielkim artyście: bohaterze setek monografii, wyjątkowym i niemal boskim…”.

Rajkowska: Ciała kobiet i ciała drzew wylądowały po jednej stronie barykady

Nochlin wywraca do góry nogami pytanie, które sama zadaje w tytule swojego eseju. Dzięki temu, zamiast utknąć w pułapce szukania na nie odpowiedzi, możemy się uwolnić od teorii geniuszu, od tej „wolnorynkowej koncepcji indywidualnych osiągnięć” – jak pisze autorka. Możemy też realnie spojrzeć na okoliczności życia i pracy artystek. Nochlin w przeciwieństwie do Zientek nie pisze o przeszkodach typu „brak wewnętrznej wolności”, ale o tym, że do szkół artystycznych nie przyjmowano kobiet. A jak przyjmowano, to nie pozwalano im ćwiczyć malowania nagich modeli, co dla artystów stanowiło ważny element edukacji. W Akademii Sztuk Pięknych w Pensylwanii kobiety ćwiczyły na krowie. Zachowało się zdjęcie z ok. 1855 roku, na którym widzimy krowę w pracowni otoczoną artystkami.

Artystki były, są i będą

Autoportret Sofonisby Anguissoli. Źródło: Wikimedia Commons

I bądź tu człowieku mądrą herstoryczką, i opisz świat sztuki kobiet, kiedy wokół tyle zmiennych. Spryt i odwaga autorek takich jak Linda Hochlin czy Sonia Kisza polega na tym, że niektóre pytania uznają za tendencyjne i idą w swoją stronę.

Przywołane książki – szczególnie dwóch wspomnianych wyżej autorek – pokazują, że sztuka nie w tym, żeby sztukę znać, ale żeby ją poznawać. Chodzić po muzeach jak dziecko, które szuka elementów pasujących i niepasujących, różnic w obrazkach. Czasem można sprawdzić jakieś nazwisko czy motyw w telefonie, dziś w większości muzeów jest wifi.

Nie ma co fiksować się na tym, że w muzeum w Wiedniu przed Rembrandtem zawsze stoi masa turystów robiących selfies, więc i my powinnyśmy do tej grupy dołączyć. Nie tylko po to, żeby zrobić fotkę, ale żeby się pozachwycać. A co, jeśli autoportret Rembrandta nas nie zachwyca? Można wtedy poszukać czegoś innego. Na przykład w tym samym Kunsthistorisches Museum w Wiedniu, w jednej z mniejszych bocznych sal, wisi mały, skromny autoportret Sofonisby. Może on wam się spodoba?

**

Sonia Kisza, Histeria sztuki. Niemy krzyk obrazów (Znak 2024), Linda Nochlin, Dlaczego nie było wielkich artystek? (Smak słowa 2023), Sylwia Zientek, Tylko one. Polska sztuka bez mężczyzn (Agora 2023).

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Agnieszka Wiśniewska
Agnieszka Wiśniewska
Redaktorka naczelna KrytykaPolityczna.pl
Redaktorka naczelna KrytykaPolityczna.pl, w latach 2009-2015 koordynatorka Klubów Krytyki Politycznej. Absolwentka polonistyki na UKSW, socjologii na UW i studiów podyplomowych w IBL PAN. Autorka biografii Henryki Krzywonos "Duża Solidarność, mała solidarność" i wywiadu-rzeki z Małgorzatą Szumowską "Kino to szkoła przetrwania". Redaktorka książek filmowych m.in."Kino polskie 1989-2009. Historia krytyczna", "Polskie kino dokumentalne 1989-2009. Historia polityczna".
Zamknij