Sztuki wizualne, Weekend

Kluczową kategorią młodej polskiej sztuki jest wrażliwość – to pierwsze pokolenie, które tak otwarcie nazywa emocje

Mikołaj Sobczak, The Smiths

Nazwanie i wyznanie emocji daje artystom i artystkom sprawczość, staje się punktem wyjścia do potencjalnej zmiany w kontekście wszystkich trapiących nas kryzysów. Pozwala określić wartości, wedle których chcemy żyć i pracować. Z Magdaleną Komornicką, kuratorką wystawy „Niepokój przychodzi o zmierzchu” w warszawskiej Zachęcie, rozmawia Jakub Majmurek.

Jakub Majmurek: Niepokój przychodzi o zmierzchu to wystawa pokoleniowa?

Magdalena Komornicka: Chyba nie da się uciec od tego określenia, niezależnie od tego, jak bardzo nieprecyzyjna i problematyczna jest sama kategoria pokolenia. Choćby dlatego, że kiedyś pokolenie liczyło się jako 30 lat, a w dzisiejszej dużo szybciej zmieniającej się rzeczywistości jako 10 lat. Kategoria dekady też ma swoje ograniczenia, ale gdy musimy jakoś opisywać rzeczywistość, choć jest dużym uproszczeniem, to czasem okazuje się pomocna.

Jest to więc wystawa roczników dziewięćdziesiątych?

Choć wiek uczestników i uczestniczek wystawy nie był dla mnie decydujący, to oczywiście można też tym kluczem na nią patrzeć. Najmłodsza osoba obecna na wystawie urodziła się w 2000 roku, najstarsze – w 1985. Można więc równie dobrze powiedzieć, że pokazujemy sztukę dwóch pokoleń, dwudziesto- i trzydziestolatków.

Kategoria „młodości” jest słusznie krytykowana przez artystki i artystów – którzy i które według kryteriów konkursów artystycznych kwalifikują się jako „młodzi” do 35. roku życia. Ja również zdaję sobie sprawę z tych ograniczeń. Doskwiera mi też romantyzowanie zarówno „młodości”, jak i „młodego pokolenia”.

Wystawa jest reprezentatywnym przekrojem przez sztukę roczników 1985–2000 czy twoim autorskim spojrzeniem na to pole?

Starałam się, żeby była możliwie jak najbardziej reprezentatywna, ale finalne wybory są oczywiście moje. Założyłam, że podejdę do tematu bez tezy, zobaczę tyle najmłodszej sztuki, ile jest możliwe, i wtedy dopiero podejmę kuratorskie decyzje. Zrobiłam dużą kwerendę, jeździłam po Polsce, odwiedzałam pracownie w szkołach artystycznych, oglądałam dyplomy, wystawy, prosiłam o polecenia, spotykałam się z artystami i artystkami, zbierałam portfolia itd. Tak powstała lista 500 nazwisk i dopiero mając tak dużą próbę, zaczęłam podejmować decyzję o kształcie wystawy.

Szukałam tego, co wspólne. Niektóre rzeczy świadomie odrzuciłam bardzo wcześnie jako moim zdaniem niemówiące w tym momencie niczego nowego o tych konkretnych dwóch pokoleniach. Podkreślam to, bo to, że na wystawie nie ma na przykład abstrakcji, nie znaczy, że jej nie ma w sztuce.

Rysunkowa historia kolektywnej traumy [o komiksie Joe Sacco]

Jakie są, w największym skrócie, te dwa najmłodsze pokolenia polskiej sztuki?

Wydaje mi się, że ukształtował je kontekst, w jakim przyszło nam żyć i pracować, oraz wspólnota wartości. Okres nie tylko pandemii, ale też społeczno-politycznych napięć i zawirowań wpłynął na to, co pojawia się w sztuce ostatnich kilku lat. Bardzo ważną kategorią dla młodej sztuki jest wrażliwość, która może służyć jako główny filtr do oglądania wystawy.

Wrażliwość, czyli co dokładnie?

Wrażliwość nie tylko na to, co się dzieje dookoła – choć ona przejawia się w wielu pracach na wystawie – ale także w mierzeniu się z własnymi emocjami. To jest pierwsze pokolenie, które mówi o wrażliwości i związanych z nią wartościach tak otwarcie, mierząc się z problemami związanymi z emocjonalnością. Nazywanie emocji jest wielką siłą tego pokolenia, ono wprowadza w życie postulaty radykalnej empatii i radykalnej wrażliwości, o których ostatnio tyle mówiliśmy, a rzadziej praktykowaliśmy. Widoczne jest to w pracach dotyczących polityki, ale też w tych dotykających bardzo prywatnej sfery, choćby podejmujących temat zdrowia psychicznego, traum.

Widać to także w sposobie pracy, w języku, w budowaniu relacji. Zaimponowało mi na przykład podejście uczestniczek i uczestników wystawy do kwestii dostępności wystawy – świadomość i zrozumienie dla tego, jakże ważnego, aspektu pracy instytucji, który jednak wpływa na sposób prezentacji prac.

To jest sztuka publicznego wyznawania emocji?

Nie, sądzę, że to nie jest najważniejsze. Widzę tę wrażliwość bardziej jako narzędzie. Nazwanie i wyznanie emocji daje artystom i artystkom sprawczość, staje się punktem wyjścia do potencjalnej zmiany w kontekście wszystkich trapiących nas kryzysów. Pozwala określić wartości, wedle których chcemy żyć i pracować.

Karolina Jabłońska, Bijące się dziewczyny
Karolina Jabłońska, „Bijące się dziewczyny”, 2016, olej na płótnie

Wróćmy do wrażliwości na to, co dzieje się dookoła. Młoda sztuka jest silnie upolityczniona? Można mówić o jakimś specyficznym dla tych pokoleń pomyśle na sztukę polityczną?

Myślę, że dzisiejszą sztuką polityczną można nazwać wszelkie praktyki opiekuńcze i wspólnotowe, działania pomocowe czy solidarnościowe. W tym kontekście szczególnie ważny będzie program publiczny towarzyszący wystawie, który rusza we wrześniu. Zaangażowana praktyka artystyczna nie oznacza dziś wytwarzania prac poruszających polityczne zagadnienia – praktyki artystyczne są dziś tożsame z aktywistycznymi. Zaangażowanie oznacza dla młodych artystów i artystek opowiadanie o wartościach, które reprezentują i za którymi stoją, nie tylko w swojej sztuce, ale też na ulicy.

Jakie tematy najbardziej obchodzą młode artystki i artystów?

Na wystawie jest przegląd prawie wszystkich tematów, w sprawie których odbywały się protesty publiczne w ostatnich latach. W tym kontekście często wybrzmiewa też temat szeroko rozumianej przemocy, w tym przemocy policji, przemocy instytucjonalnej. W niektórych pracach jest to wypowiadane bardzo wprost, jak na przykład w obrazie Adama Kozickiego Szybciej, kurwa! albo w obrazie Zdejmij mundur, przeproś matkę Anny Grzymały.

W pierwszej wersji obrazu Ani przedstawiony był mundur policyjny – ta praca stanowiła fragment dyplomu artystki, który był broniony niedługo po przejściu przez Polskę protestów kobiet. Na wystawie pokazujemy późniejszą wersję pracy z mundurem straży granicznej – co jest komentarzem do tego, co się działo, czy raczej ciągle dzieje, na granicy polsko-białoruskiej. Temat granic, tożsamości narodowej i tożsamości migranckiej jest również bardzo istotny na wystawie.

Dworzec Międzynarodowy Podlasie. Poczekalnia

Wiele prac poświęconych jest dominacji patriarchalnych norm, wkluczeniom czy opowiada o nienormatywnych tożsamościach i niebinarnej wizji świata. Jednocześnie wydaje mi się, że queer nie jest już czymś, co miałoby sens wyróżniać jako temat w młodej sztuce – dawne kategorie wydają się już nieprzystające. Dziś są to wszechobecne, bardzo różnorodne, zniuansowane przemyślane praktyki, a nie temat sam w sobie.

Ważnymi tematami są też kryzys zdrowia psychicznego, żałoba oraz posthumanizm i spekulatywne wizje przyszłości, także tej po katastrofie klimatycznej.

Jest jakaś młoda sztuka zaangażowana prawicowo?

Szukałam jej, żeby mieć pełne spojrzenie. Miałam obawy, że mój „lewicowy algorytm” będzie wpływał na to, jakie nazwiska znajdą się na liście, więc bardzo starannie wypytywałam o podobne zjawiska. Zauważyłam, że na uczelniach artystycznych jest wiele osób reprezentujących tzw. katolewicę, są też osoby wierzące, które są osobami LGBT+, ale to niekoniecznie przejawia się w ich sztuce.

Wydaje mi się, że konserwatyzm światopoglądowy przekłada się przede wszystkim na konserwatywne podejście do sztuki i podejmowanie tradycyjnych tematów – a z takich prac świadomie rezygnowałam, jako nie-nowych. Ale może po prostu nie znalazłam ciekawych prac, które byłyby emanacją prawicowego światopoglądu?

W kontekście protestów kobiet w niektórych pracach pojawia się Kościół. Nie ma chyba jednak na wystawie wątków otwarcie religijnych – to nie interesuje młodych artystów?

Ależ są. Związane nie tyle z religią, ile z religijnością, jej indywidualnym poszukiwaniem. Religia pojawia się w pracach Oli Tubielewicz i Sary Kukier, które współtworzą miejsce o nazwie Jezus i proponują nowe, krytyczne spojrzenie na polski katolicyzm jako osoby wierzące. Duchowość jest bardzo ważnym wątkiem na wystawie, częściej oznacza jednak uciekanie w dawne lub wymyślone wierzenia, objawia się w zainteresowaniu mitologiami, obrzędami, rytuałami, czarami i magią.

Jagoda Dobecka Aristolochia, herb of grace, tansy, hazelwort, artemisia
Jagoda Dobecka, „Aristolochia, herb of grace, tansy, hazelwort, artemisia”, 2020, olej na płótnie

To wszystko, o czym mówisz, często odnosi się na wystawie do polskiej tradycji ludowej albo wręcz do przedchrześcijańskiej słowiańszczyzny. Można mówić o „zwrocie słowiańsko-ludowym” w polskiej sztuce?

Myślę, że tak. Czasem dzieje się to na poziomie pojedynczych motywów i symboli, jak w pracach Julii Woronowicz, Julii Świtaj czy Justyny Górowskiej, a czasem jest to przepracowane głębiej. Widać na przykład, że artystów i artystki bardzo inspiruje Upiór Łukasza Kozaka. Łukasz był jednym z konsultantów pracy Kingi Michalskiej – trzykanałowego wideo z pogranicza dokumentalistyki i fikcji spekulatywnej, gdzie punktem wyjścia jest historia Kaszubki, która w latach 60. była mieszkanką Wilna, pierwszej polsko-kaszubskiej wioski w Kanadzie. W wywiadzie udzielonym amerykańskiemu lingwiście Janowi Perkowskiemu rzekomo wyjawiła, że urodziła się jako wampir. Pięćdziesiąt lat później Kinga Michalska próbuje odnaleźć kobietę-wampira.

Upiory nie były wcale „ludowymi demonami” czy „istotami mitycznymi”. To byli ludzie

Czego artyści szukają w tym imaginarium ludowo-słowiańskim?

Może jest to część obserwowanego od paru lat procesu, jakim jest próba budowania własnych narracji. Zaczyna się ona od poszukiwania u źródeł, od próby spojrzenia na własną tożsamość z innego punktu widzenia, w kontrze do dominujących dziś narracji politycznych i historycznych. To jest próba opowiadania swojej historii na własnych warunkach.

Podobnie można też interpretować powrót młodych artystów do gatunku malarstwa historycznego. Jedną z pierwszych osób, które zaczęły używać tej konwencji w ten sposób, był Mikołaj Sobczak. Sobczak bardzo świadomie wykorzystuje strategie malarstwa historycznego, by opowiadać historię współczesnej Polski, by otwierać ją na historie wykluczonych i zmarginalizowanych grup.

Podobnie dzieje się w pracach Tomka Paszkowicza. Na wystawie możemy zobaczyć jego obraz pt. Solidarność, który w ramach dyplomu artysty był pokazywany w klasie jednego z warszawskich liceów. Cały jego dyplom to seria obrazów, gdzie artysta postawił sobie zadanie odtworzenia z pamięci tego, co pamięta z lekcji historii w polskiej szkole.

Historię pisze nam „Pan Historii” czy piszemy ją sami?

Uderza to, jak bardzo „analogowa” jest ta wystawa, dominującym medium wydaje się właśnie malarstwo. To wynika z twojej selekcji czy młodzi artyści faktycznie zwracają się ku temu, co materialne, ku tradycyjnym technikom? Nie chcą kręcić wideo i robić animacji 3D?

Tak, od jakiegoś czasu obserwujemy zwrot ku tradycyjnym mediom. Nie tylko ku malarstwu, które przeżywa wyraźny renesans, ale też ku ceramice, tkaninie. Powody tego są złożone, na pewno jednym z czynników stojących za takimi decyzjami jest rynek sztuki. Nie jest też tak, że tzw. nowych mediów nie ma. Są twórcy i twórczynie, które kręcą filmy, robią animacje 3D, pracują z VR-em. Ale jednocześnie artyści i artystki, którzy interesują się sztuczną inteligencją, futuryzmem, transhumanizmem, sięgają często po fizyczność malarstwa, by o tym opowiadać – dobrym przykładem jest twórczość Pawła Baśnika.

Dlaczego opowiadają o przyszłości za pomocą bardzo tradycyjnej techniki?

Patryk Różycki "Krępująca bliskość",
Patryk Różycki „Krępująca bliskość”, 2021, olej na płótnie

Może dlatego, że nowoczesna technologia przestała już być czymś nowym, atrakcyjnym sama w sobie? Może też dlatego, że ciekawe jest zderzenie fizyczności tradycyjnych mediów i rękodzieła z coraz bardziej stechnicyzowaną rzeczywistością?

W ten trend można też chyba wpisać obecny na wystawie film Horacego Muszyńskiego, który wygląda jak tani, analogowy horror z lat 90. z lektorem, oglądany na taśmie VHS.

Horacy jest artystą, który coraz śmielej sięga po medium filmu. W pracy prezentowanej na wystawie zrealizowanej w konwencji mockumentu przedstawia wizję przyszłości. W 2031 roku poziom wód w Europie niebezpiecznie się obniża. Polski filmowiec Filip Nowak nawiązuje współpracę z grupą holenderskich badaczy szukających wytłumaczenia tego zjawiska. Tropy prowadzą do wiedźmy i innych stworzeń nie z tego świata. Poprzez absurd, groteskę i efekty specjalne rodem z horrorów kategorii B artysta formułuje krytyczny komentarz na temat czasów katastrofy klimatycznej.

Co jeszcze z historii sztuki, poza malarstwem historycznym, inspiruje młodych artystów?

Hanna Krzysztofiak odwołuje się do XVI-wiecznej akwareli Albrechta Dürera Sen o wielkim potopie, Mikołaj Sobczak do Kucia kos Grottgera, Julia Woronowicz do Matejki, a Tomek Paszkowicz do Kossaka, ale pojawiają się też odniesienia do malarstwa renesansowego i barokowego – chociażby w pracach Łukasza Stokłosy. Pojawiają się motywy wanitatywne, danse macabre i wiele innych.

Miałem wrażenie, że mało jest na wystawie internetu i świata wirtualnego. Artyści od tego uciekają?

Internet jest obecny na wystawie, bo jesteśmy nim przesiąknięci. Artyści i artystki od niego nie uciekają, ale faktycznie nie czynią już tematem swoich prac – co też wydaje mi się znamienne. Internetowa ikonosfera jest inspiracją prac Tomka Paszkowicza czy Agnieszki Antkowiak. Tak czytam też prace Karoliny Konopki. Ważną częścią wystawy jest też wideo, animacja 3D duetu Eternal Engine.

W badaniach poświęconych młodym dorosłym, na przykład w tym prowadzonych przez Fundację Batorego, pojawia się spostrzeżenie, że to jest grupa, która nie rozróżnia już „rzeczywistości wirtualnej” od „rzeczywistości realnej” – pewnie także dlatego to nie jest tematem młodej sztuki.

Za to cały czas pojawia się krytyka mechanizmów kapitalizmu, neoliberalizmu, cyberfeminizm, technopogaństwo itp.

Kinga Michalska "Wampiry, nie ma się z czego śmiać", kadr
Kinga Michalska, „Wampiry, nie ma się z czego śmiać”, 2022, trzykanałowa instalacja wideo (kadr)

Wystawa kończy się w sali wypełnionej dźwiękiem topiących się lodowców – to praca audio Diany Lelonek i Denima Szrama. Sztuka młodego pokolenia jest katastroficzna?

Wydaje mi się, że widać znaczącą zmianę – jeszcze parę lat temu dominował alarmizm klimatyczny. Dziś alarmizm nie działa, bo kryzys klimatyczny jest faktem, a nie czymś, co nam grozi. Myślę, że dlatego pojawia się myślenie o tym, co po katastrofie. Bardzo wiele prac na wystawie ma silnie spekulatywny charakter, zajmują się budowaniem wyobrażeń o świecie, który kiedyś będzie udziałem pokolenia ich twórców czy raczej kolejnych pokoleń. Tak też interpretuję obecny w sztuce zwrot ku duchowości, myśleniu magicznemu czy snom.

Jeśli cię nie zabije, to na pewno wysiedli. Małe apokalipsy kopalnianego kapitalocenu 

Jest w nich jakiś horyzont utopijny, emancypacyjny?

Tak, ja to tak interpretuję.

Utopijność tej sztuki nie jest retrospektywna? Ja nie bardzo widzę w niej wielkie zaufanie do wizji przyszłości.

Zgadzam się, nie możemy mówić chyba o wierze w przyszłość. To, co się teraz dzieje, to stawianie pytań, budowanie świata wartości, szukanie narzędzi i snucie fantazji.

Wystawa zestawia twórców, którzy już mają wyrobioną pozycję w polu sztuki – Zuzannę Bartoszek, Dianę Lelonek, Mikołaja Sobczaka – i twórców nieznanych nawet śledzącej życie artystyczne publiczności. Chciałaś użyć widoczności Zachęty, by zwrócić uwagę na jakieś szczególnie ciekawe nazwiska? By dokonać interwencji w kanon i hierarchie młodego pokolenia sztuki?

Nie chciałam z takiej pozycji robić wystawy, by decydować, kto jest ważny, która artystka jest interesująca, a która nie. Wystawa o charakterze przeglądu ma ukazywać to, co teraz się w sztuce dzieje w całej rozciągłości i różnorodności podejść i strategii.

Jednak poniekąd to zrobiłaś, decydując, kto będzie na wystawie, a kto nie.

Tak, oczywiście, nie da się zrobić wystawy tak, by zaprosić wszystkich. Niemniej jednak na samej wystawie próbuję uciekać przed pozycją kuratorki wyznaczającej hierarchie – to pozycja anachroniczna i nieprzystająca do tego, co dzieje się dziś w sztuce i do wartości, którym to pokolenie, i ja także, hołduje. Zamiast tego próbowałam pokazywać to, co wspólne, budować kompozycje wielogłosowe, a nie wskazywać głównych aktorów i aktorki polskiej sceny artystycznej.

Młodym twórcom i twórczyniom naprawdę od dawna należała się wystawa w instytucji takiej jak Zachęta. W mojej ocenie w programie Zachęty w ostatnich latach brakowało najmłodszego pokolenia. Pracując w takim, a nie innym kontekście, w tej instytucji, chciałam zadbać, by jak najwięcej osób mogło się znaleźć na wystawie.

Piotr Zealot Marzec, Kocham Cię, mordo, 2021
Piotr Zealot Marzec, „Kocham Cię, mordo”, 2021, olej na płótnie

**
Magdalena Komornicka – historyczka sztuki, kuratorka, producentka wystaw. Od 2006 roku związana z Zachętą – Narodową Galerią Sztuki w Warszawie, od 2012 roku należy do zespołu kuratorskiego. Kuratorka wystaw: Spojrzenia 2021, Joanna Piotrowska. Zaduch, Projekt X (z Małgorzatą Wdowik), Plac Małachowskiego 3 i Lepsza ja. Członkini kolektywu Kultura dla Klimatu.

*
Wystawę Niepokój przychodzi o zmierzchu można oglądać w Zachęcie – Narodowej Galerii Sztuki do 16 października 2022 roku.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jakub Majmurek
Jakub Majmurek
Publicysta, krytyk filmowy
Filmoznawca, eseista, publicysta. Aktywny jako krytyk filmowy, pisuje także o literaturze i sztukach wizualnych. Absolwent krakowskiego filmoznawstwa, Instytutu Studiów Politycznych i Międzynarodowych UJ, studiował też w Szkole Nauk Społecznych przy IFiS PAN w Warszawie. Publikuje m.in. w „Tygodniku Powszechnym”, „Gazecie Wyborczej”, Oko.press, „Aspen Review”. Współautor i redaktor wielu książek filmowych, ostatnio (wspólnie z Łukaszem Rondudą) „Kino-sztuka. Zwrot kinematograficzny w polskiej sztuce współczesnej”.
Zamknij