„Stan mgławicowy” to czas, w którym najważniejsze obozy polityczne późniejszej Polski dopiero krzepły, a liderzy środowisk dokonywali ideologicznych wolt. Nawet Roman Dmowski nie ustrzegł się socjalistycznych wątków w swojej biografii.
Początek ostatniej dekady XIX wieku to okres wykształcania się dwóch czołowych obozów sceny politycznej w Polsce. W listopadzie 1892 roku na zjeździe w Paryżu nakreślono program dla mającej wkrótce powstać Polskiej Partii Socjalistycznej. W kwietniu 1893 roku utworzono Ligę Narodową, która stała się ośrodkiem kierowniczym stronnictwa endecji.
Czerwony budowniczy czy Konrad Wallenrod? Socjalistyczne spojrzenie na Piłsudskiego
czytaj także
Choć ostatecznie ugrupowania te stanęły po przeciwnych stronach politycznego sporu, to początkowo różnice pomiędzy nimi były nieostre. Nieskrystalizowane poglądy działaczy, poszukiwanie przez nich właściwych pól aktywności, a także łączące ich kontakty osobiste sprawiały, że środowiska te przenikały się nawzajem, dochodziło do przypadków zmiany przynależności organizacyjnej, a nawet podwójnego członkostwa. Jak określił to historyk Władysław Pobóg-Malinowski, „wszystko było tu jeszcze w stanie mgławicowym, wszystko było w początkowym dopiero ruchu i nie wiadomo było, jakie formy przybrać mogło przy ostatecznym skrzepnięciu”.
Młode, niepokorne umysły, próbujące odnaleźć się w warunkach intensywnych przemian społecznych i narodowej niewoli, często ogarniała wówczas „moda socjalistyczna”, o której na własnym przykładzie pisał we wspomnieniach choćby Józef Piłsudski. A o tym, że rewolucyjne poglądy społeczno-gospodarcze nie tylko można, ale wręcz trzeba pogodzić z aspiracjami narodowo-wyzwoleńczymi, od dawna przekonywał m.in. jeden z pionierów polskiego socjalizmu Bolesław Limanowski. „Patriotyzm i socjalizm nie tylko nie są przeciwnymi sobie, ale wzajemnie się potęgują – pisał w roku 1881. – Prawdziwy patriotyzm zwraca się przede wszystkim ku temu, co stanowi podstawę i rzeczywistą siłę narodu, ku ludowi pracującemu, a więc musi być socjalistyczny. Szczery zaś socjalizm, wypływając z miłości narodu, musi być patriotyczny”.
Przy ogólnikowości podnoszonych haseł możliwe było funkcjonowanie organizacji takich jak Liga Polska, w której obok Limanowskiego spotkać można było np. Romana Dmowskiego, przyszłego przywódcę obozu nacjonalistycznego.
Przez „stan mgławicowy” prowadziły rozmaite ścieżki, o czym najlepiej świadczą biografie poszczególnych działaczy. „Socjalizm przyjąłem bardziej uczuciowo niż rozumowo” – pisał Stanisław Grabski, uczestnik zjazdu socjalistów w Paryżu, późniejszy poseł, minister i jeden z liderów endecji. Jak przyznał we wspomnieniach, w młodości trafiły mu do przekonania ekonomiczne teorie Karola Marksa, choć od początku jego wątpliwości budziła koncepcja materializmu dziejowego, upatrująca w stosunkach społeczno-gospodarczych najważniejszej siły napędowej historii.
Z czasem Grabski uznał jednak, że „wbrew przepowiedni Marksa rozwój wielkiego przemysłu bynajmniej nie niszczy drobnego mieszczaństwa, lecz je wzmacnia, i nie spycha proletariatu w coraz większą zależność od kapitalistycznych wyzyskiwaczy, ale wręcz przeciwnie, podnosi jego stopę życiową”. I choć jeszcze w roku 1901 upierał się, że niezbędne jest zwalczanie dążeń Ligi Narodowej do zdobycia „przewodniej w narodzie roli”, to już w roku 1905 sam do niej wstąpił. Wcześniej wysłał do towarzyszy z PPS list, w którym pisał: „Wierzę w to głęboko, że za lat parę przyjdziecie do tego samego co ja, do potępienia walki klasowej, do ideału chłopa i robotnika obywatela kochającego Ojczyznę, a porzucicie dzisiejszy ideał proletariusza walącego silną pięścią w gmach społeczny, by otworzyć sobie drogę do dobrobytu i władzy”.
czytaj także
Zygmunt Balicki, jeden z ideologów endecji, w młodości sympatyzował z anarchizmem, a potem przez dwie dekady związany był z ruchem socjalistycznym. Jak oceniał współpracujący z nim w tym okresie Limanowski, Balicki po prostu „lgnął do tego, co było bardziej popularne”. W przeciwieństwie do Grabskiego, szybko objawiły się u niego tendencje etnocentryczne, w duchu których starał się urobić swoich towarzyszy. Nawet gdy mówił „wara nazywać socjalizmem to, co jest tylko nieświadomym wyrazem burżuazyjnych aspiracji”, to nie chodziło mu o to, by socjalizm realizował postulaty klasy robotniczej, a o to, by podporządkował się interesom narodu.
Gdy nie udało mu się przekonać socjalistów do własnych koncepcji, wypowiedział dawnym towarzyszom ideologiczną wojnę. W roku 1898 przekonywał, że „ruch socjalistyczny obniżył u nas niewątpliwie poziom politycznej obyczajowości”, że demoralizuje społeczeństwo, że poddany jest zgubnym wpływom „zagranicznego radykalizmu”, że „cała skala myśli socjalistycznej zaczyna się od dogmatów, a kończy na opracowanym w najdrobniejszych szczegółach interesie partyjnym”.
Wkrótce potem bez ogródek głosił już, że pierwszym przykazaniem i obowiązkiem narodu polskiego winien stać się „egoizm bezwzględny”. Komentując moralizatorskie wynurzenia Balickiego, działacz PPS Kazimierz Kelles-Krauz w szyderczy sposób zarzucił mu podszywanie własnych reakcyjnych poglądów pod nazwę socjalizmu: „Gdyby tak partia zechciała usłuchać go, poprawić się, nauczyć się od niego »zgodności z własną ideą«, co by z niego był za socjalista!”.
Socjalistycznych wątków w swej biografii nie ustrzegł się sam Roman Dmowski. Choć już w czasach studenckich występował przeciwko „fanatyzmowi marksowskiemu”, to kontakty z tym środowiskiem utrzymywał, a nawet nie uchylał się od publicznego śpiewania Czerwonego Sztandaru – hymnu rewolucyjnego ruchu robotniczego. W roku 1892 napisał artykuł dla „Przeglądu Socjalistycznego”, gdzie przekonywał, że „socjalizm, który dąży do oparcia stosunków społecznych na możliwie najdoskonalszej sprawiedliwości, zawsze i wszędzie walczył przeciwko uciskowi we wszelkich jego formach”.
Rondo Dmowskiego, czyli skąd przybywa poseł Braun i skąd przybywają polscy faszyści?
czytaj także
Ciepłym słowem obdarzył też Marksa, przypominając jego „pełne sympatii zachowanie się w sprawie polskiej”. W innym tekście twierdził, że choć socjalizm nie reprezentuje programu obejmującego ogół potrzeb społeczeństwa, to jednak „przyczynia się do wytworzenia najlepszych sił narodowych”. Podobnie jak Balicki, Dmowski dążył prawdopodobnie do przeciągnięcia socjalistów na pozycje nacjonalistyczne. Dopiero gdy uznał to za niewykonalne, zdecydował się wybrać odrębną drogę polityczną. A jak wynika ze wspomnień Leona Wasilewskiego, późniejszego ministra spraw zagranicznych i czołowego działacza PPS, jeszcze w roku 1893 Dmowski sam siebie nazywał socjalistą.
Polityczne lawirowanie przyszłych luminarzy endecji brało się w dużej mierze stąd, że w przeciwieństwie do dość jasno wykreślającej swoje fundamenty doktryny socjalistycznej, kształtująca się dopiero myśl narodowa chaotycznie szukała wówczas punktów społecznego i ideowego oparcia. Gdy socjaliści otwarcie zwracali się przede wszystkim ku klasie robotniczej, to tzw. patrioci próbowali na wszelkie sposoby objąć swymi wpływami jak najszersze warstwy społeczne, od proletariatu i chłopstwa po burżuazję i szlachtę. W tej sytuacji, jak pisał Pobóg-Malinowski, „Liga Narodowa nie mogła nie być organizacją chwiejną, niepewną siebie, działającą po omacku, by nikogo nie zrazić, nie zniechęcić, nie przerazić”.
Wzmiankowany wyżej Leon Wasilewski to przykład działacza, który ze „stanu mgławicowego” wyszedł w kierunku przeciwnym niż Grabski, Balicki czy Dmowski. Do niego również dotarła „moda socjalistyczna”, lecz minąć musiało kilka lat, nim zdecydował się na formalny związek z tym ruchem. Tak opisywał początki swej ewolucji ideowej: „Jeszcze nie bardzo wnikałem w samą istotę socjalizmu. Pociągała mnie bardziej jego rewolucyjność i konspiracyjność niż teoria. Byłem szczerym demokratą, ale stanowiska walki klas jeszcze wówczas nie doceniałem, a »Kapitału« Marksa nie chciało mi się doczytać, bo mnie znudził”.
I choć Wasilewski zapewniał, że program PPS, z którym zapoznał się w roku 1893, „podbił go od razu”, to zdecydował się wstąpić do Ligi Narodowej, bo, jak twierdził, w jej zasadach wówczas „nic zdrożnego nie znalazł”. Dekadę później wskazywał jednak zdecydowanie, że endecja stała się „stronnictwem klasowym, opierającym się na najbardziej reakcyjnym żywiole – na szlachcie i duchowieństwie”, oraz że „przebyła dość szybko ewolucję od mglistej ponadklasowości do podporządkowania społecznych interesów mas ludowych interesom klasowym szlachty, a kulturalnych – interesom kleru. Z pierwotnego więc demokratyzmu i z pierwotnej postępowości endecji nie pozostało obecnie ani śladu”.
Stan mgławicowy rozwiewał się stopniowo. Za symboliczny jego schyłek można uznać czerwiec roku 1895 i decyzje podjęte wtedy przez III Zjazd PPS. Zebrani w podwileńskich Ponarach działacze uchwalili, że ze względów konspiracji i „etyki rewolucyjnej” członek partii nie może należeć do żadnej innej organizacji politycznej.
Pod czerwonym znakiem. Kazimierz Pużak wobec rewolucji rosyjskiej
czytaj także
Był to akt wymierzony przede wszystkim w Ligę Narodową. Wyjaśniając motywy uchwały, redagowany przez Piłsudskiego „Robotnik” pisał o „kąkolu patriotycznym”, który rozsiał się wewnątrz partii: „Mamy tu na myśli tych patriotów, co, nie przestając należeć do swych niedołężnych organizacji, jedynie pod wrażeniem szybkiego wzrostu ruchu socjalistycznego i jego żywotności zapisują się na członków PPS, nie mając z nią nic wspólnego”. Partyjne pismo w bezpardonowy sposób stwierdzało, że takie „siedzenie na dwóch stołkach jest prostytucją polityczną”.
W tym momencie drogi socjalistów i „patriotów” musiały się rozejść. Niedawna współpraca przerodziła się wkrótce w otwartą wrogość. Najkrócej mówiąc, narodowcy uznali socjalistów za zdrajców sprawy narodowej, służących kosmopolitycznym interesom rewolucji, a socjaliści ocenili, że głosząc prymat interesów narodowych, „patrioci” reprezentują w rzeczywistości wąskie interesy dominujących w narodzie klas posiadających i dążą do utrzymania społecznych niesprawiedliwości.