Czytaj dalej, Weekend

One się emancypują, a oni chcą być jak Zawisza Czarny

Obawiam się, że wielu młodym Polakom, dla których wzorem męstwa jest średniowieczny rycerz albo żołnierz wyklęty, wojna w Ukrainie spadła z nieba i usankcjonowała ich spojrzenie na świat. Świat, w którym męskość polega na przemocy, walce z wrogiem, obronie ojczyzny kosztem porzucania kobiet i dzieci oraz ginięciu w imię wyższych celów – mówi nam Elżbieta Turlej, autorka reportażu „F*ck, fame and game. Co faceci robią w sieci?”.

Paulina Januszewska: Czy współczesna popkultura oferuje młodym Polakom jakieś nietoksyczne wzorce męskości?

Elżbieta Turlej: Podczas pracy nad książką nie byłam w stanie znaleźć takich przykładów. Na pewno dla mężczyzn przywiązanych do tradycyjnie pojmowanych ról płciowych jakiekolwiek próby pokazywania odsłaniających swoją wrażliwość bohaterów filmów czy seriali są nieczytelne, nieatrakcyjne lub trudno dostępne, bo funkcjonują poza ich bańkami.

Dlatego wybierają wzorce dobrze znane i wyraźne, ale jednocześnie zdradliwe i groźne, bo zakładające, że facet funkcjonuje jak maszyna – nie ma uczuć, tylko cele do osiągania i swoją wielkość do udowodnienia. Słowem: mężczyzna ma być szybki, wściekły i niedostępny emocjonalnie. Na dłuższą metę jest to jednak zwyczajnie niezdrowe i zamykające – tym bardziej że świat się zmienia.

Chłopaki niech płaczą. I żyją

Widzisz w tym przejaw kryzysu męskości? Nie wszyscy zgadzają się co do zasadności używania tego pojęcia. 

Z moich obserwacji wynika, że jak najbardziej należy mówić o kryzysie, który zdefiniowałabym jako rodzaj całkowitego zagubienia połączonego z samotnością. Polega ono właśnie na tym, że duża część mężczyzn nie potrafi lub nawet nie próbuje znaleźć dla siebie jakiejś alternatywnej narracji.

Dlaczego?

Bo nie wiedzą, gdzie jej szukać, bo w domu nie było nikogo, kto mógłby im ją pokazać. W szczególności zabrakło ojców, którzy po prostu znikali z ich życia, wyjeżdżali do pracy za granicę albo pozostawali emocjonalnie niedostępni, odbierając swoim synom możliwość okazywania uczuć, zwłaszcza niepewności czy lęku. To coś, czego doświadczyło wielu chłopców urodzonych po 1989 roku, których w czasach transformacji systemowej oraz wchodzenia Polski do Unii wychowywały głównie matki, babki i ciotki i którzy z uwagi na zarobkowe podróże rodziców często doświadczali tzw. eurosieroctwa.

Dziś ci dorośli już mężczyźni – jak czytam w opisie twojej książki – „poszukują miłości, której zabrakło w ich domach”, ale nie potrafią zbudować relacji ani znaleźć partnerki. Ich niepowodzenia w dużym stopniu wpisujesz w polski kontekst społeczno-polityczny. Ale czy tylko u nas tak jest? W końcu na Zachodzie też kwitnie środowisko inceli, z którymi wprawdzie twoi bohaterowie nie identyfikują się wprost, ale dzielą część poglądów, sposób patrzenia na świat i kobiety oraz ucieczkę w wirtualną rzeczywistość.

Powiedziałabym raczej, że ten problem w szczególności zdominował kraje Europy Wschodniej, na których transformacja ustrojowa odcisnęła poważne piętno, pogłębiła przepaść pomiędzy płciami i uwypukliła przepaść dzielącą nas od Zachodu. Nie twierdzę, że w Szwecji czy w Niemczech nie ma mężczyzn zapatrzonych w toksyczną męskość, ale w tamtejszym mainstreamie funkcjonuje więcej wspieranych także systemowo wzorców pokazujących, że można być wrażliwym partnerem, ojcem i mężczyzną w ogóle. Takim, który może mieć cechy stereotypowo kojarzone z kobiecością.

Tymczasem bohaterowie mojej książki uważają, że można uznawać się za mężczyznę tylko wtedy, gdy stoi się w całkowitej opozycji do kobiet. Tu nie ma miejsca na przenikanie się, wzajemne dopełnienie, tylko na zaznaczanie odrębności za wszelką cenę. Odrębności, która ma za zadanie także oddzielenie się od matki, wzorca kobiecego.

Antyfeministom tylko w to graj. To znaczy, że kobiety same wychowują sobie takich facetów – skrajnie mizoginicznych konserwatystów?

Myślę, że akurat matki opisywanych przeze mnie mężczyzn same są męskością zawiedzione. Okoliczności w ich życiu, na które nie miały wpływu, ułożyły się w taki sposób, że nie potrafiły zaproponować swoim synom niczego lepszego, ale też były zajęte odnalezieniem się w nowym systemie. Jestem bardzo daleka od oceniania zarówno tych kobiet, jak i wychowywanych przez nie chłopaków.

Cierpienia młodego incela

czytaj także

Figura nieobecnego ojca to rzeczywiście refren opowieści twoich bohaterów, który może w jakimś stopniu tłumaczyć ich braki emocjonalne, niskie kompetencje społeczne i fatalne, zmitologizowane wyobrażenie o męskości. Ale przecież w podobnych czasach i rodzinach z brakującymi także matkami wychowywały się dziewczyny. I one jakoś poradziły sobie z rzeczywistością. Nie uciekły w skrajny konserwatyzm, szowinizm, fundamentalizm religijny. Dlaczego ich bracia, rówieśnicy, potencjalni partnerzy – owszem?

Myślę, że dziewczyny mają do wyboru znacznie więcej różnorodnych postaw do naśladowania. Mimo systemowej opresji skorzystały na tych przemianach społecznych, które pozwoliły im uciec z małych miejscowości i zacząć w dużych miastach badać swoje cele, potrzeby, ambicje. Może paradoksalnie to, że musiały się starać bardziej niż chłopcy, sprawiło, że zaszły dalej, że kontestowały zastaną rzeczywistość, że chciały ją zmieniać, a nie wracać do jeszcze bardziej patriarchalnej przeszłości.

Masz na myśli to, że – mówiąc obrazowo – dziewczynka może nosić i sukienkę, i spodnie, ale chłopiec w spódniczce to koniec świata?

Rozmawiałam na ten temat z profesorem socjologii Tomaszem Szlendakiem, który badał postawy młodych Polaków. Wymienił mi cały zestaw cech uznawanych za niemęskie i „zakazanych” czynności, tak prozaicznych jak noszenie torebek czy koloru różowego albo zakładanie nogi na nogę. Niestety faceci są wciąż uwięzieni w tych przekonaniach i tak skoncentrowani na oddzielaniu tego, co męskie, od atrybutów żeńskości, że nie zauważają absurdalności swoich działań.

Tymczasem dziewczyny są bardziej skłonne korzystać z obu tych szufladek, bo mają takie przyzwolenie i dostrzegają w każdej z nich jakiś potencjał do wykorzystania. Myślę, że są bardziej pracowite i odważniejsze od mężczyzn. Może dlatego, że jako wzorce mają do dyspozycji bardzo silne i niejednoznaczne kobiece bohaterki – może takie były ich matki, łatające rodzinne dziury po nieobecnych ojcach.

Ale twoja książka nie jest litowaniem się nad biednymi chłopcami, których dziewczyny zostawiły w tyle?

Nie, choć bardzo współczuję tym chłopakom, zwłaszcza że w podobnej sytuacji są nie tylko bohaterowie mojej książki, ale też wielu innych młodych mężczyzn, szczególnie ze wsi i małych miast. To wynika wprost z badań dotyczących młodych Polaków, zaprojektowanych i zleconych przez Krzysztofa Pacewicza. Wynika z nich jasno, że Polacy z tego pokolenia są bardziej konserwatywni i częściej samotni niż ich rówieśniczki, tkwią w pewnego rodzaju wojnie płci i tego nie dostrzegają.

Szybcy, wściekli i samotni. Czy mężczyźni są w Polsce emocjonalnie dyskryminowani?

Zastanawiałam się, czy jest dla nich jakaś szansa na zmiany, ale obawiam się, że nie. Czują się porzuceni i jedyne wsparcie czy raczej poczucie wspólnoty odnajdują w grupach, które karmią się swoją krzywdą, wierzą, że męskości można przywrócić „dawną świetność”, albo oferują możliwość ucieczki od problemów. Środowiska progresywne nie mają tym chłopakom zbyt wiele do zaproponowania. Nawet większość partii politycznych – poza Konfederacją – niespecjalnie się nimi interesowała, a na pewno – nie obiecywała sprawczości.

Dlaczego jednak mężczyźni są strażnikami systemu, który de facto ich niszczy i oddala od kobiet? Nie pytam o tych, którzy są uprzywilejowani ekonomicznie, jak fighterzy z Fame MMA czy programiści zarabiający 14 tysięcy złotych miesięcznie, ale o chłopaków, którym kapitalistyczny patriarchat obiecywał złote góry i status samca alfa, a zostawił z niczym.

Oni mają poczucie, że nie muszą się zmieniać i pracować nad sobą, poszukiwać swojej tożsamości. Poprzestają na byciu w kontrze do kobiecości. Snują fantazje o męskiej dominacji i powrocie kobiet do „dawnych” ról, bo to wydaje im się gwarancją stabilizacji, porządku, ale także ciągłości tradycji. Paradoks polega jednak na tym, że wielu z nich czerpie te wyobrażenia z opowieści, które aktualne były może w czasach młodości ich dziadków, i na tej podstawie buduje fałszywy obraz rzeczywistości i rodzaj zakotwiczenia w niej. Myślę, że jest tu też wiele nostalgii, którą poniekąd dzielę z moimi bohaterami.

To was połączyło i pozwoliło ci wejść w szeregi wojowników Chrystusa, tych z oktagonu i szukających księżniczek na Tinderze?

Niewątpliwie fakt, że i ja, i oni mamy spory sentyment do przeszłości, pozwolił mi nawiązać z nimi kontakt, ale zbawieniem była też różnica wieku. Początkowo przyjmowano mnie jak osobę z zupełnie innego świata, ale z racji tego, że jestem rówieśniczką ich matek czy ciotek, wzbudzałam zaufanie i nie funkcjonowałam w ich oczach jako kobieta po prostu. Nie byłam wrogiem i podkreślałam fakt, że nie wartościuję, nie oceniam ich przekonań. Dzięki temu zostałam wpuszczona do miejsca, w którym zobaczyłam nawet najbardziej dziwaczne przekonania, ale i wielkie nienadążanie za tym, co się dzieje dookoła. To wydało mi się znajome, bo sama też nie zawsze rozumiem kobiety z młodego pokolenia.

No ale nie szukasz odpowiedzi na swoje wątpliwości na przykład w patriarchalnej religii, a raczej jej fundamentalistycznym odłamie, na który powołują się twoi rozmówcy.

Postanowiłam więc się dowiedzieć, dlaczego mężczyźni wybierają tę drogę. Bardzo chciałam porozmawiać z Janem Bieniasem, kierowcą antyaborcyjnej furgonetki Pro – Prawo do Życia, która jeździ po Warszawie, ale ostatecznie nie udało mi się do niego dotrzeć. Przyznaję, że religijność to coś, co zaskoczyło mnie najbardziej, a Żołnierze Chrystusa i przewodzący im Paweł Jaworski, który jest nieco starszy od większości moich bohaterów, ale ma bardzo silny wpływ na młodszych chłopaków, wydają mi się najciekawszą grupą opisaną w książce.

Co więc ich przyciąga do katolicyzmu? Nie wychodzi im już bokiem, jak młodszemu, błyskawicznie laicyzującemu się pokoleniu, kult Jana Pawła II?

Pewnie cię nie zaskoczę, ale chodzi o figurę ojca, czyli Boga. Paweł Jaworski twierdzi, że wpuścił go do swojego świata pod wpływem mistycznych przeżyć i objawień. Ja – że w ten sposób wypełnił lukę po braku prawdziwego taty. Pawła wychowywały kobiety: mama i ciocia. Bóg w pewnym sensie symbolizuje według niego męstwo, jest najwyższym z ojców i wydaje się atrakcyjny jako autorytet, bo uchodzi za najwyższą siłę oraz drogowskaz w tym zagmatwanym, niezrozumiałym i ciągle atakowanym przez nieczyste siły świecie.

Religia daje proste recepty na życie?

Tak. Pokazuje rzeczywistość w czerni i bieli, dzieli ją na dobro i zło, które pozostają ze sobą w nieustającej walce. Paweł w ten sposób widzi też młode kobiety, zwłaszcza te, które buntują się przeciwko zaglądaniu Kościoła do ich brzuchów i macic. Uważa, że są opętane przez diabła, bo sprzeciwiają się roli wyznaczonej im przez Boga. A mój bohater jako wojownik z różańcem w ręku musi stawić czoła wywracaniu porządku do góry nogami, ale też „zniewieścieniu facetów i całego Kościoła”. Tu znów cała na biało wchodzi tęsknota za przeszłością, w której wszystkie reguły były oczywiste, role jasno przypisane płci, zasady wyznaczone przez religię, a życia nie komplikowało to, co wirtualne.

Mężczyźni cierpią w świecie zorganizowanym przez mężczyzn. A z kobiet robią kozły ofiarne

Zgoda, że świat przed internetem (o ironio, medium, od którego twoi bohaterowie są uzależnieni psychicznie, fizycznie i ekonomicznie) mógł wydawać się prostszy. Ale czy to nie jest tęsknota za rzeczywistością, która tak naprawdę nie istnieje, jest mgliście znana tym chłopakom i pasuje raczej do boomerskiego utyskiwania na współczesność: „kiedyś to były czasy” niż do młodych ludzi?

Masz rację, choć od razu sprostuję, że wbrew tytułowi książki nie jest to opowieść o internecie, ale o braku wzorców, osamotnieniu i chęci odtworzenia świata dziadków i przodków, którzy nie musieli się dzielić z nikim swoimi przywilejami i żyli według patriarchalnych, niepodważalnych reguł.

Zapytałaś mnie, czy to jest świat wyobrażony, ale nieistniejący. Paradoksalnie tak. Podobnie twierdzi prof. Szlendak. Chłopcy urodzeni po 1989 roku odwołują się do całkowicie przeterminowanych i mylnie skonstruowanych wzorców ze świata, którego nie mieli szansy poznać. To symptomatyczne, że ich rówieśniczki w badaniach pokazują się jako osoby o bardzo liberalnych poglądach, a oni chcieliby być jak żołnierze wyklęci, przedwojenni gentlemani i średniowieczni rycerze, w szczególności Zawisza Czarny, którego imię najczęściej pojawia się na szalikach i transparentach kibiców. Mało tego, nie przyjmują do wiadomości, że w miażdżącej większości są potomkami chłopów, a nie ziemiaństwa i szlachty.

Aż trudno mi uwierzyć, że do znudzenia powtarzane w szkole archetypy tych postaci są jakkolwiek istotne i fascynujące dla młodych ludzi. Oni nie chcą się przeciwko temu buntować?

Nie, bo uważają, że wtedy było lepiej, wspomniane wzorce mają gotowy zestaw cech do naśladowania i – rzecz jasna – oni są bohaterami ratującymi damy z opałów. Edukacja historyczna dość mocno tu kuleje. Jeden z moich rozmówców chciałby powrotu monarchii i dziedziczenia z ojca na syna. Idol młodych mężczyzn, walczący w oktagonie zawodnik MMA Marcin „Różal” Różalski z kolei tworzy swój image, czerpiąc ze zmitologizowanego do bólu gentlemana z międzywojnia, którego wizerunek wykreowała w kryminałach współczesna popkultura. Potrafi być wprawdzie zarówno silny, jak i wrażliwy, od czasu do czasu wkłada różowy garnitur i walczy o prawa zwierząt, ale jednocześnie powiela schemat patriarchalny, chociażby w stosunku do kobiet.

To znaczy?

Swoją narzeczoną nazywa „hrabiną”, ale to nie znaczy, że traktuje ją po partnersku. Jest zwolennikiem postawy opiekuńczej, która zakłada, że kobiety są niżej od mężczyzn. Takie podejście umacnia podział na to, co prywatne, i to, co publiczne. Słowem: miejsce kobiety jest w domu, a mężczyzny na zewnątrz. Podobny stosunek do relacji damsko-męskich ma chociażby bohater poszukujący księżniczki na Tinderze. Zrobiłby dla niej wszystko, ale pod warunkiem, że mógłby ją chronić.

Te postawy pokazują, że opisywani przeze mnie mężczyźni cały czas szukają wyimaginowanego wroga, by móc się z nim zetrzeć i wygrać tę walkę, broniąc kobiet i dzieci, istot słabych, podrzędnych. Tymczasem kobiety nie chcą, żeby facet biegał wokół domu i szukał sobie za wszelką cenę przeciwnika do bitki. Nie próbują znaleźć obrońców, lecz partnerów, którzy wejdą do tego domu i będą uczestniczyć w jego życiu.

bell hooks: chłopcy i mężczyźni są programowani do wiary, że w pewnym momencie życia będą musieli sięgnąć po przemoc

Podsumowałabym to tak, że młodzi Polacy cierpią na syndrom oblężonej twierdzy i wciąż nie przyswoili faktu, że kobiety są ludźmi, i to je obarczają winą za wszystkie swoje niepowodzenia. Tymczasem jest niewiele rzeczy, w których ci faceci potrafią się wykazać.

Zwłaszcza gdy nie ma się z kim naparzać. To bardzo wygodne, by pretensje o porzucenie, jakiego doświadczyli od ojców, kierować do kobiet. Ale często też słyszałam, że kobiety po prostu zwariowały, coś im się pomieszało w głowach, mają nierealne oczekiwania i głoszą herezje. Okopanie się w takim poczuciu krzywdy i niezrozumienia pozwala przenieść ciężar odpowiedzialności w inne miejsce niż tam, gdzie do głosu mogłyby dojść emocje, ale także jest szansą na opakowanie emancypacji kobiet w zewnętrzne zagrożenia, niebezpieczne i obce ideologie.

Poza tym nie wiem, czy to kwestia edukacji, która pokazuje skrajnie maskulinistyczną perspektywę historii, opiewa bohaterów i składa się z omawiania bitew, ale głód wroga u moich bohaterów jest ogromny. Ba, gdy robiłam dla „Newsweeka” reportaż o chłopakach z małych miejscowości, dowiedziałam się, że oni wręcz marzą o wybuchu jakiejś wojny.

To się doczekali.

Obawiam się, że wielu młodym Polakom, dla których wzorem męstwa jest średniowieczny rycerz albo żołnierz wyklęty, wojna w Ukrainie spadła z nieba i usankcjonowała ich spojrzenie na świat. Świat, w którym męskość polega na przemocy, walce z wrogiem, bronieniu ojczyzny kosztem porzucania kobiet i dzieci oraz ginięciu w imię wyższych celów.

Tego są uczeni od wczesnego dzieciństwa, chociażby bawiąc się plastikowymi karabinami.

Nic dziwnego, że chłopaków cały czas coś ciągnie w tę stronę. Na kartach historii zapisują się daty zwycięstw i porażek wojennych, a nie to, co działo się poza nimi i było odpowiedzialnością ludności cywilnej, w tym głównie kobiet. Inwazja Rosjan zresztą umacnia podział płciowy – mężczyźni zostają, walczą i giną, kobiety uciekają, by przetrwać – oraz daje pewne potwierdzenie „naturalnego porządku”, sinusoidy, w której naprzemiennie występuje wojna i pokój. Albo cały czas wojna, bo zawodnicy MMA walczą z kolejnymi realnymi przeciwnikami w oktagonach, a Rycerze Chrystusa z szatanem.

Wojna i gender: niewidzialne kobiety kontra hipermęskość

A jeśli nie walczą, to uciekają. Głównie w pornografię, na którą trafiają już dziewięciolatki, by po jakimś czasie uzależnić się od masturbacji. Co mówią na ten temat terapeuci, których wspominasz w książce?

Oni opowiadali przede wszystkim o sukcesach i o tym, że zmiana podejścia mężczyzn do własnej cielesności oraz odejście od regulowania emocji przez kompulsywną masturbację jest możliwe. Seksoholizm i uzależnienie od pornografii, o których piszę, mają bardzo podobny schemat działania jak inne nałogowe zachowania. Najpierw są lekiem na trudne emocje, a potem przestają wystarczać, bo otrzymywane bodźce nie są już tak silne jak na samym początku. Z czasem życie staje się jedynie marnym dodatkiem do masturbacji. To wszystko jest, rzecz jasna, do naprawienia. Ale wymaga dużych nakładów pracy i zauważenia u siebie problemu, a to niestety już tak często się nie zdarza.

To może trzeba inwestować w profilaktykę – na przykład w rzetelną edukację seksualną i ograniczenie dostępu do pornografii?

Na pewno trzeba wprowadzić kontrolę, ale nie klasyczną, rodzicielską, tylko także systemową i skuteczną, która nie pozwalałaby każdemu wejść na strony z pornografią. Metod jest, rzecz jasna, wiele. Można zażądać okazania dowodu osobistego ze zdjęciem twarzy lub wprowadzić inne zabezpieczenia, co nie wyeliminowałoby problemu, ale z pewnością ograniczyłoby wczesne zetknięcie z pornografią. Komuś jednak musiałoby na tym naprawdę zależeć. Wśród obecnie rządzących, którzy we wszystkim dostrzegają próbę demoralizacji swoich dzieci, nie widzę niestety takich aspiracji.

A widzisz nadzieję na zmianę u twoich bohaterów oraz na przezwyciężenie impasu w tej wciąż binarnej wojnie płci, w którą wierzą?

Myślę, że dla nich jest już za późno. To poszło zbyt daleko. Rozmawiałam o tym wprawdzie z Krzysztofem Pacewiczem, ale jedyne, na co wpadliśmy, to nakręcenie serialu, który pokazywałby, że kobiety można zdobywać delikatnością, uczuciowością, stereotypowo żeńską, a właściwie ludzką stroną. Może trzeba byłoby namawiać progresywne kobiety na jakąś próbę nawiązania dialogu, ale one nie patrzą w dół, tylko do góry. I to jest ich święte prawo, więc taka akcja edukacyjna wydaje mi się mrzonką, to brzmi jednak śmiesznie.

No bo jak długo można holować tych facetów?

Masz rację. Kobiety oczekują od związków partnerstwa, a nie pracy wychowawczej. Dlatego bohaterów mojej książki postrzegam trochę jako stracone pokolenie, które nie potrafi pracować nad tym, by być na bieżąco, wietrzyć głowę, jakoś weryfikować wiedzę o świecie. Oni tego nie robią. Siedzą w okopach, w internetowych bańkach, gdzie jest im wygodnie i gdzie nie muszą się mierzyć z lękiem przed odrzuceniem.

Jak zdradziłam sprawę feministyczną i przeszłam na stronę inceli

A co z zaniechaniami systemu, w tym edukacji? Co musiałoby się w niej zmienić, żeby ci chłopcy nie stawali się frustratami?

Największy potencjał widzę w rodzinach, bo systemowe rozwiązania w dobie szkoły rządzonej przez ministra Czarnka służą raczej wzmacnianiu patriarchatu i „przywracaniu” dziewczętom cnót niewieścich. Wiele zależy od współczesnych ojców. Chodzi o to, by byli obecni i pozwalali swoim synom na okazywanie emocji, a nie mówili, żeby „nie mazać się jak baba, bo prawdziwy facet niczego się nie boi i nie okazuje uczuć”.

Czy twoja książka jest zatem jakimś apelem do społeczeństwa? Dla kogo ją napisałaś? I co w twoich najśmielszych marzeniach miałoby się wydarzyć po jej lekturze.

Chciałabym, żeby była czytana przez wszystkich z ciekawością, empatią, ale też przerażeniem, pozwalającym wyciągać mądre wnioski. Najbardziej zależałoby mi na tym, żeby rozpocząć ogólnonarodową debatę o kondycji dorastających chłopaków, o ich potrzebach, o nowej, nieustawionej w kontrze do kobiet męskości, która powoli zaczyna być odzyskiwana. Powstają przecież na podobieństwo kobiecych kręgi mężczyzn (np. Grupa Performatywna Chłopaki), których zadaniem jest otwarcie na dotyk i emocje. Często przewodniczą im psychoterapeuci, ale to jest tylko plaster, który może przykryć ranę, a nie ją wyleczyć.

Jak wkurzyć Wykop i zrazić do siebie feministki w 7 dni: o trudach krzewienia idei czułej męskości [rozmowa]

A twoi rozmówcy czytali już F*ck, fame and game?

Wysłałam książkę do Fame MMA. Włodarze tej organizacji uznali po lekturze, że reportaż jest obraźliwy wobec zawodników. Wciąż czekam na opinię Żołnierzy Chrystusa, ale podejrzewam, że tytuł nie będzie im się podobał, tak samo zresztą jak towarzystwo, w którym się znaleźli. W gruncie rzeczy jednak wszystkim chodzi zapewne o to samo. Pod samczą męskością i triadą wartości: Bóg–Honor–Ojczyzna kryje się próba ucieczki przed samotnością.

**
Elżbieta Turlej – dziennikarka i publicystka. W mediach obecna od ponad 30 lat. Pracowała dla magazynów regionalnych jak „Tygodnik Zamojski”, „Tygodnik Siedlecki”, ale i w „Życiu Warszawy”. Publikowała również w „Newsweeku” i „Polityce”. W 2016 roku wydała zbiór reportaży LOVE, w 2019 roku ukazała się jej książka Naciągnięte. Jak Polki uwierzyły, że tylko piękne będą szczęśliwe, a w 2022 roku – F*ck, fame and game. Co faceci robią w sieci?

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Paulina Januszewska
Paulina Januszewska
Dziennikarka KP
Dziennikarka KP, absolwentka rusycystyki i dokumentalistyki na Uniwersytecie Warszawskim. Laureatka konkursu Dziennikarze dla klimatu, w którym otrzymała nagrodę specjalną w kategorii „Miasto innowacji” za artykuł „A po pandemii chodziliśmy na pączki. Amsterdam już wie, jak ugryźć kryzys”. Nominowana za reportaż „Już żadnej z nas nie zawstydzicie!” w konkursie im. Zygmunta Moszkowicza „Człowiek z pasją” skierowanym do młodych, utalentowanych dziennikarzy. Pisze o kulturze, prawach kobiet i ekologii.
Zamknij