Czytaj dalej

Malwina Pająk: Piszę w weekendy i po pracy

Malwina-Pająk

Kiedy był czas na świętowanie z okazji ukończenia powieści, ja szukałam pracy, bo oszczędności wydałam, a za coś trzeba żyć. Z Malwiną Pająk, autorką „Lukru”, rozmawia Olga Wróbel.

„Dobrze mi się to czytało, ale też cenię tę powieść za to, co udało się w niej przekazać – prawie podprogowo. Istnieje jednak jakiś rodzaj kobiecej solidarności, która nie polega na rozmowach po świt i gotowości do wielkich poświęceń, ale czasem objawia się w małych gestach. Jest też pewna ponadklasowa wspólnota kobiet. I to widać w tej powieści – bez dydaktycznych pouczeń, gadek o siostrzeństwie czy banalnego popfeminizmu” – tak o Lukrze, debiutanckiej powieści Malwiny Pająk, pisała Kinga Dunin. Z autorką Lukru rozmawia Olga Wróbel.

Co się przydarzyło Panu Migdałowi?

*
Olga Wróbel: Opowiedz o bohaterkach Lukru.

Malwina Pająk: Anka ma 36 lat, pracuje w agencji reklamowej. Jest stereotypową panią, która zrobiła karierę w branży, dobrze jej się żyje, osiągnęła bezpieczeństwo finansowe. Nie do końca ustabilizowana jest jej sytuacja prywatna. Druga bohaterka to Julia. Ma 25 lat, przyjechała do Warszawy z małego miasta. No, może nie z takiego małego, bo z Płocka. Wyrwała się z patologicznego domu, licząc na to, że w Warszawie ustawi sobie życie, ale to się nie do końca udało: po drodze rzuciła studia, podjęła pracę w barze i wplątała się w sprzedaż kokainy – trochę przypadkiem.

Na początku wydaje się, że to będzie książka o dilerce i perypetiach w półświatku. Ale Julia nie traktuje dilowania jako szansy na karierę, co najwyżej na chwilowy zarobek.

To nie jest powieść o dilerce i gangsterach, a o tym, że narkotyki są obecne w dużych miastach. Zwłaszcza w Warszawie nie ma problemu, żeby się z nimi zetknąć, nawet jeżeli się ich specjalnie nie szuka. Narkotyki były mi potrzebne, by przedstawić Julkę jako człowieka, który, choć ma mocny kręgosłup moralny, jest w stanie wplątać się w tego typu wątpliwą sytuację.

Nawet utrata towaru nie kończy się mrocznymi porachunkami i redukcją palców.

Tak, Julka wyplątuje się z dilowania ze stratą dla siebie. Traci wszystkie pieniądze, które miała zarobić, zostaje ze świadomością, że jest na zero i z jej planów nic nie wyjdzie. Jest odważna, twarda, ale widać w niej młodzieńczą naiwność. Dużo w życiu przeszła, ale tak naprawdę dopiero w Warszawie doświadcza dorosłego życia, zaczyna do niej docierać, że ludziom nie zawsze można ufać.

W Warszawie wszyscy biorą dopalacze. Ale często myślą, że to koks

Klasyczny schemat, w którym młody człowiek przybywa do miasta. Ance się udało. Jest panią z korpo. Młodsza Julka pracuje już „tylko” w barze. Czy obecnie miasto stanowi nadal przestrzeń osiągnięć?

Wielu ludziom Warszawa wciąż daje taką szansę. W mniejszych miastach trudno jest pracować w mediach czy w reklamie na taką skalę jak tu. Zresztą ludzie na całym świecie wyjeżdżają do stolicy, żeby robić karierę. Nie czytałam najnowszych badań i nie umiem powiedzieć z pewnością, czy Warszawa nadal jest „miastem predyspozycji”. Na pewno część z tych, którzy tu przyjeżdżają, może się rozczarować, i to też jest normalne. Ja sama raczej nie liczyłam na nie wiadomo co. Na pewno chciałam przebić się do prasy, ale to było bardzo trudne. Do tej pory nie jestem gwiazdą „Dużego Formatu”, chociaż pracuję w „Wyborczej”. Może po drodze coś zrobiłam źle?

Cieplak: Nie wszyscy mają w dupie małe miasteczka

A czy przyjazd do Warszawy pomógł ci w zostaniu pisarką? Teoretycznie pisać można wszędzie i o wszystkim – jak mawiał Hrabal, nawet w Kersku jest Kilimandżaro.

Ciężko mi powiedzieć, co by było, gdybym nadal mieszkała we Wrocławiu. W rodzinnych Kielcach na pewno bym nie została. Zawsze ciągnęło mnie do większego miasta. W Warszawie dużo przeżyłam dzięki temu, że tutaj po prostu dużo się dzieje, tutaj też weszłam w dorosłe życie. Skończyło się stypendium, trzeba było zarabiać na siebie. Poznałam dużo różnych ludzi i miałam skąd czerpać inspirację do tworzenia bohaterek i bohaterów. Postać Anki wzięła się w dużej mierze z moich doświadczeń w agencjach reklamowych. Ten świat jest w Lukrze celowo przekoloryzowany, mrugam do czytelnika: jeżeli ktoś zna branżę reklamową, zapewne odbierze to jako ironię. Choć zdarzają się głosy, że przegięłam.

„Wszystko jest dostępne. Tylko weź się do roboty!”

No właśnie, Anka zrobiła karierę i osiągnęła sukces, ale to wcale nie jest kariera, o której ona i Stefan marzyli. Zamiast zmieniać kulturę, produkują kolejne reklamy i nie robią niczego kreatywnego, chociaż to słowo może pojawiać się w nazwach ich stanowisk.

Wielu moich rówieśników w pewnym momencie zderzyło się ze ścianą. Znajomi po psychologii, którzy mieli wielkie plany i marzenia, by zostać klinicystami, czy tacy, którym wydawało się, że będą uprawiać wielkie, ważne dziennikarstwo, pracują w agencjach reklamowych, domach mediowych, prowadzą bary. Rozsiało ich w innych branżach. Dziś ciężko jest dobrze zarabiać, będąc dziennikarzem, ciężko jest zostać genialnym psychologiem. Czasami z przymusu człowiek szuka innych dróg, innych pomysłów na siebie.

Myślisz, że to też jest presja dużego miasta? Może łatwiej byłoby zostać psychologiem, nastawiając się na 30 lat ciężkich badań, a nie szybki sukces i splendor.

Ludzie mają różne predyspozycje, nie tylko osobowościowe, ale także ekonomiczne. Ktoś ma odziedziczone po babci mieszkanie, komuś pomogą rodzice, inni muszą radzić sobie sami. Ale rzeczywiście trzeba wybrać: ideały albo życie od–do. Tak to wygląda u moich rówieśników z wyżu demograficznego, tak to wyglądało u mnie jako początkującej dziennikarki, która weszła na rynek pracy po kryzysie 2008 roku. Mocno się przy tym zakręciłam: byłam na stażach, praktykach, pisałam za darmo do wielu różnych tytułów. Po 2008 roku zupełnie zmienił się rynek medialny i wydawniczy. Pozwalniano dziennikarzy z kilkudziesięcioletnim stażem, więc jak nieopierzona studentka miała liczyć na to, ze redakcja da jej etat czy chociaż zapłaci za tekst? To było pierwsze zderzenie ze ścianą.

Dziennikarka nie zwiększy produktywności dzięki nowemu laptopowi

Doświadczyła tego zresztą masa ludzi, dlatego ten wątek znalazł się w książce. Anka i Stefan też w pewnym momencie musieli przewartościować swoje pragnienia i marzenia.

Tak, ale kiedy Anka traci pracę w agencji, natychmiast znajduje nową, jeszcze lepszą. Nie było fragmentu, którego się spodziewałam, z wrogim rynkiem pracy w roli głównej.

Anka jest zdolna, kompetentna, ma 15-letnie doświadczenie i zero problemu, żeby znaleźć świetnie płatną prace, tylko może nie do końca ją lubi. Ona sama zastanawia się, co się stało z nią, ze Stefanem, ma świadomość, że oboje zachowywali się tak, jakby byli stworzeni do rzeczy wielkich. Uważali, że są artystami, on miał prowadzić magazyn kulturalny, ona malować albo pisać, ale po drodze się poddali. Może to wygodnictwo wygrało?

Podobało mi się, że nie ma w twojej książce naiwnego przełomu, w którym Anka sięga po sztalugę i odkrywa siebie na nowo.

Chciałam, żeby ta powieść była realistyczna, ale nie bałam się też wprowadzać szalonych pomysłów, jak ten, że Julka nagle dostaje koks i go sprzedaje. To jednak nie jest scenariusz dla standardowego młodego człowieka, który przyjeżdża do Warszawy.

Sprawa koksu jest wyjątkowo niejasna.

Pewne sprawy celowo pozostały niedopowiedziane. Sama nie lubię, kiedy autor dostarcza mi rozwiązanie na tacy. Masz mózg, domyśl się. W książce daję bardzo wyraźne sygnały, skąd się towar wziął i kto go ukradł.

Czy określiłabyś Lukier jako powieść feministyczną? Myślałam o mężczyznach w tej książce – obie twoje bohaterki uczą się, że nie bardzo można na nich polegać.

Tak, to powieść feministyczna. Mamy, co nie zdarza się często w prozie polskiej, dwie silne bohaterki. Obydwie są pogubione, ale radzą sobie same. Nie potrzebują wsparcia ekonomicznego ani emocjonalnego ze strony mężczyzn, chociaż oczywiście pragną bliskości, uczucia, partnerstwa.

Ale nigdy go nie dostają.

Ankę zawodzi mąż, ale wynika to z dynamiki ich związku. Fakt, że im się nie układa, nie jest na pewno tylko winą Kuby. Mamy też Stefana, który Ankę wspiera. Rozmijają się światopoglądowo, ale on gdzieś jest, czuwa nad nią. Julka z kolei spotyka chłopca, który żyje w fikcyjnym świecie stworzonym w swojej głowie. Jest rozpuszczony, nieodpowiedzialny, to jeszcze dzieciak. Z drugiej strony Julka ma Maćka, który jest dobrą duszą, robi jej herbatę i jajecznicę.

Świat Julki to też ojciec i brat.

Ojciec odgrywa ogromną rolę w kontekście rozwoju Julki.

Wydaje mi się, że w tym układzie rodzinnym ważniejsza jest matka. Ojciec jest brutalnym alkoholikiem, wiadomo, że już nic z niego nie będzie. Ale na matkę Julka jeszcze liczy.

Matka jest współuzależniona, zaślepiona, a może przerażona. Nie chciałam w książce oceniać tej postaci, chciałam pokazać jej bezradność. Z nią Julka ma większy problem niż z ojcem. Ojca można znienawidzić, odciąć się od niego, bo to on jest „tym złym”. Natomiast matka jest postacią o wiele bardziej wielowymiarową. To z jednej strony ofiara, a z drugiej kat. Julka wchodzi w rolę wybawcy, chce uratować matkę i brata. Wyjeżdża do Warszawy, ale w krytycznym momencie wraca, by spróbować jeszcze raz naprawić rodzinę.

Powiedziałabyś, że to jest powieść o dojrzewaniu? Bohaterki są w różnym wieku, ale przechodzą podobny proces.

To jest powieść o dochodzeniu do jednego z tych kulminacyjnych momentów w życiu, kiedy trzeba coś totalnie zmienić. Julka i Anka poznają się w toku tej powieści, noszą tę samą kurtkę.

Skórę – dość mocny symbol.

Tak. Zauważyłam, że sporo ludzi czuje niedosyt, bo nie domknęłam wyraźnie wątków. Kusiło mnie, żeby pewne kwestie zakończyć bardziej dramatycznie, ale na szczęście się powstrzymałam.

Gdzie są te koty?

Na spotkaniu autorskim mówiłaś, że rzuciłaś pracę, żeby napisać tę książkę.

Byłam przerażona pisaniem, zakładałam z góry, że nie umiem tego zrobić.

Bałaś się, że siądziesz przy biurku i to się rozlezie na wszystkie strony?

Wydawało mi się, że aby napisać powieść, powinnam ukończyć przynajmniej kurs kreatywnego pisania. Miałam tylko doświadczenie dziennikarskie i blogowe, a to zupełnie inna bajka. Zgłosiło się do mnie wydawnictwo, które wydawało już blogerów, powiedzieli, że widzą mnie jako autorkę książki. Poczułam się bardzo zmotywowana. Ale zupełnie mi nie szło. Nie chodziło o brak weny, raczej o brak czasu.

A jednak nosiłam tę historię z tyłu głowy. Postanowiłam, że będę pisać w weekendy i po pracy, ale ten pomysł też się nie sprawdził. Znajomy poradził, żebym wyjechała na tydzień w góry czy nad morze i skupiła się tylko na pisaniu. Pomyślałam: serio, stary? Mam zmarnować tyle urlopu? Ale zrobiłam to, pojechałam do Ustronia, pisałam codziennie. Nabrałam wiatru w żagle, wszystko zaczęło się sklejać. Po powrocie myślałam tylko o tym, żeby pisać. W pracy byłam coraz bardziej sfrustrowana, w końcu szef wziął mnie na rozmowę i zapytał, co się dzieje. Ustaliliśmy, że przejdę na część etatu, żeby mieć więcej czasu na pisanie. Po miesiącu się pożegnaliśmy. Zostałam bezrobotna, ale ze sporymi oszczędnościami. Planowałam przeznaczyć te pieniądze na podróż, chciałam zwiedzić Amerykę Południową, ale podjęłam decyzję, żeby pisać. Wiedziałam, że nie mogę się już wycofać. W międzyczasie urwał się kontakt z tamtym wydawnictwem, ale szkicem powieści zainteresował się Znak.

Pustkowiak: W życiu jestem bardzo miła, w pisaniu bardzo niemiła

Skoro zużyłaś oszczędności, jak planujesz napisać kolejną książkę?

Już piszę, w weekendy i po pracy. Idzie mozolnie, ale idzie. W tym momencie innej opcji nie mam. Dam radę.

Skąd pomysł na wplecenie w akcję środowiska transseksualistów?

Mam sporo znajomych i przyjaciół w kręgach LGBT+ i wkurza mnie, że w prozie polskiej ten temat pojawia się bardzo szczątkowo, najczęściej w postaci wątków gejowskich. W Lukrze jest sporo homoseksualnych bohaterów, mamy też transwestytów i transseksualistkę. Marzę o tym, by przeczytać dobrą polską powieść z mocnymi bohaterkami lesbijkami, bo u mnie ich nie ma. Ale do sedna – chciałam wprowadzić postać zupełnie odpaloną, nienormatywną nie po to, żeby szokować, tylko po to, żeby oswajać temat. Nie myślałam, że będzie to osoba transseksualna. Ale w głowie pojawiło mi się zdanie: „Nigdy nie spotkałam kobiety z tak wielkim kutasem”. Napisałam je, wykasowałam, napisałam znowu. Tak powstała Lola.

To postać trochę jak z Almodóvara, który dla wielu Polaków pewnie jest głównym źródłem wiedzy o osobach nienormatywnych.

Dokładnie. Temat transseksualności poruszył mnie już w dzieciństwie. Mama miała bogatą biblioteczkę, bo też jest molem książkowym. Wśród setek tytułów znalazłam kiedyś Byłam mężczyzną Ady Strzelec – coś w rodzaju pamiętnika mężczyzny, wojskowego, który poddał się tranzycji, przyjmując imię Ada. Nie pamiętam już dobrze szczegółów, ale byłam tą książką zafascynowana, może to właśnie ona przyczyniła się do stworzenia Loli? Przy pisaniu Lukru bardzo pomogła mi Bożena Wydrowska, która organizuje w Warszawie Bal u Bożeny. Konsultowałam się z nią w kwestii rozdziału dotyczącym ballu. Bożena naniosła sporo merytorycznych poprawek. Jestem jej bardzo wdzięczna, bo nie chciałam błędnie czy zbyt powierzchownie opisać środowiska ballroomowego.

Czy czujesz się już pisarką?

Mam dystans. Napisałam jedną powieść, nie wiem, kiedy skończę pisać drugą. To jest niesamowita przygoda, ale trzeba mieć na to czas i przestrzeń. Kiedy był czas na świętowanie z okazji ukończenia powieści, ja szukałam pracy, bo oszczędności wydałam, a za coś trzeba żyć. Znalezienie pracy, z której nie będę chciała uciec po pół roku, zajęło mi ponad trzy miesiące i to był niesamowicie ciężki okres. Trafiłam w totalny młyn, od którego się odzwyczaiłam.

A skąd w powieści czarny protest?

Po prostu się nawinął. Myślałam o tym, jak zakończyć książkę, rzadko mam plan akcji od A do Z. Długo zastanawiałam się nad finałem. Bohaterki się rozmijają, Anka nie pomaga Julce i vice versa. To wzajemne odpychanie paradoksalnie pomaga, daje do myślenia. Bohaterki przeglądają się w swoich oczach, wylewają z siebie żółć, dochodzi do katharsis, po którym jest czas na nowe. To jedna strona. Z drugiej, pomimo różnic, coś je łączy: potrzeba bycia usłyszaną i zrozumianą. Na tym polegał przecież pierwszy czarny protest. Anka i Julka trafiają na ten protest przez przypadek, ale być może odnajdą w nim siłę, żeby coś w swoim życiu zmienić.

**
malwina-pajak-lukierMalwina Pająk (1985) – dziennikarka, felietonistka, copywriterka, autorka bloga Malvina-Pe.pl. Publikowała m.in. w „Gazecie Wyborczej”, „Runner’s World”, „Logo”, „Wysokich Obcasach”. Lukier, jej debiut literacki, ukazał się w tym roku nakładem wydawnictwa Znak.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Olga Wróbel
Olga Wróbel
Kulturoznawczyni, autorka komiksów
Kulturoznawczyni, autorka komiksów, pracownica muzeum. Prowadzi bloga książkowego Kurzojady.
Zamknij