Czytaj dalej, Świat

„Całe życie walczyłam z tradycją. I z własnym ojcem”

Nie spodziewajcie się teraz opisu dramatów, jakie kochają zachodnie media w kontekście Afganistanu. Fariho nie została oblana kwasem, zgwałcona ani zamknięta w piwnicy.

Rozmowa z nią była jedną z trudniejszych rozmów, jakie przeprowadziłam. Samo opowiadanie o tym, przez co przeszła, sprawiało jej widoczny ból. Kiedy mówiła, łzy napływały jej do oczu. Nie spodziewajcie się teraz opisu dramatów, jakie kochają zachodnie media w kontekście Afganistanu. Fariho nie została oblana kwasem, zgwałcona ani zamknięta w piwnicy.

Pochodzi z w miarę wykształconej, w miarę dobrze sytuowanej tadżyckiej rodziny z Kabulu. Jej ojciec, zanim przeszedł na emeryturę, był urzędnikiem w Ministerstwie Finansów. Skończył szkołę średnią. Mama ma tylko wykształcenie podstawowe i całe życie była gospodynią domową, wychowywała ośmioro dzieci. Najpierw przyszło na świat pięć dziewczynek, ostatnią była właśnie Fariho. Ale rodzice chcieli oczywiście mieć syna, więc próbowali dalej. Udało się, urodził się chłopak, brat Fariho. Zachęceni tym sukcesem zafundowali sobie jeszcze dwoje dzieci, licząc na to, że znów pojawi się chłopiec. Ale urodziły się po kolei dwie dziewczynki, więc zakończyli prokreację.

Rodzice Fariho oboje urodzili się już w Kabulu, ale pochodzą z Parwonu (prowincji sąsiadującej z Kabulem). Nadal mają tam ziemię. Jeżdżą tam do krewnych w odwiedziny. Ot, zwykła rodzina z przeciętnej afgańskiej klasy średniej, jakich są setki tysięcy. I to jest właśnie najgorsze, że doświadczenie, o którym Fariho mi opowiadała, nie jest niczym wyjątkowym, a wręcz przeciwnie – czymś najzwyklejszym, normą, tak bardzo typową dla życia milionów kobiet w Afganistanie.

Z samym wykształceniem nie było problemu, zarówno Fariho, jak i wszystkie jej siostry skończyły studia. Fariho studiowała politologię, a potem prawo na Uniwersytecie Kabulskim. Jedna z jej sióstr jest sędzią, inna psycholożką, jeszcze kolejna nauczycielką.

– O to, żebyśmy mogły się uczuć, dbała nasza mama. Sama skończyła edukację po szóstej klasie, bo jej ojciec, mój dziadek, nie zgodził się, żeby uczyła się dalej. Bardzo żałowała, bo póki chodziła do szkoły, dobrze się uczyła, marzyła o wykształceniu, którego sama nie mogła zdobyć. Dlatego tak mocno walczyła o mnie i moje siostry – tłumaczyła mi Fariho.

Grondecka: Talibowie zakazują, ale afgańscy rodzice chcą posyłać córki do szkoły

Wieś, z której pochodzą jej rodzice, jest bardzo konserwatywna. Nawet pod rządami stosunkowo liberalnej Islamskiej Republiki Afganistanu większość tamtejszych dziewcząt po prostu nie chodziła do szkoły. Dziewczynki kończyły edukację w wieku siedmiu, góra ośmiu lat, po rocznym kursie czytania Koranu w przymeczetowej szkółce. Fariho opowiedziała mi o tym, żeby wytłumaczyć, skąd u jej ojca taki dziwny zlepek poglądów. Z jednej strony pozwolił córkom skończyć studia, z drugiej na każdym kroku starał się je ograniczać.

– Całe życie walczyłam z tradycją… – zaczęła zdanie Fariho, po czym wybuchła płaczem. Nie była w stanie przez jakiś czas powiedzieć ani słowa więcej. – I z własnym ojcem – dodała po chwili. – Ja jedna. Moje siostry nigdy z nim tak twardo nie negocjowały. Ale korzystały z tego, co ja wywalczę, bo jak wobec mnie się na coś zgadzał, to potem i im było już łatwiej. Nigdy się jednak za mną bezpośrednio nie wstawiły. Przez tę ciągłą walkę tracę jego miłość. Nikt nie lubi dziecka, które zawsze jest przeciwko, które kwestionuje, wykłóca się, nie chce się podporządkować.

Fariho musiała z nim walczyć o każde wyjście z domu, o każdy margines wolności i każde zachowanie, które w jego mniemaniu odbiegało od ogólnie przyjętych norm określających to, co kobietom wypada, a co nie. Kiedy skończyła uniwersytet, złożyła podanie do dużej zagranicznej organizacji. Najlepiej zdała egzamin i dostała tę pracę. Pochwaliła się rodzicom dopiero, jak już była pewna, że ją przyjmą.

I wtedy jej ojciec powiedział „nie”. Zaczęła z nim negocjować. Ojciec miał wątpliwości, co powie innym, którzy będą go krytykować za to, że jego córka pracuje dla cudzoziemców. Po kilku miesiącach udało jej się go przekonać, ale tamta posada oczywiście przepadła. Nikt nie chciał tyle na nią czekać. Aplikowała na stanowisko doradczyni prawnej, do mniejszego NGO. Chcieli ją. Ojciec na początku też marudził, ale w końcu się zgodził. Tym razem dużo szybciej, więc podjęła tę pracę.

Złe miejsce o złej godzinie

czytaj także

Ojciec nie zgadzał się jednak na jej wyjazdy za granicę, choć organizacja kilka razy proponowała jej staż poza Afganistanem. Jej siostra w ten sam sposób straciła upragnione stypendium w USA.

Zakazy ojca nie dotyczyły tylko spraw zawodowych. Usiłował kontrolować to, jak jego córki się ubierają, gdzie chodzą po pracy, z kim się spotykają.

– Raz zrobił mi awanturę, że obcięłam włosy do ucha. Zapytałam go, dlaczego ja nie mogę mu kazać nosić długich włosów, a on mnie może. Sprawiał wrażenie, że w ogóle nie rozumie, o co mi chodzi. Zaczęłam się malować, choć wcale nie lubię makijażu. Tylko po to, żeby mu pokazać, że będę robić, co będę chciała, i on nie może mi nic narzucić.

Fariho ma wrażenie, że już jako mała dziewczynka, jeszcze w szkole, często robiła rzeczy, które wykraczały poza normy zachowań rozumianych jako odpowiednie dla dziewczynek. Dyskutowała z nauczycielami, miała własne zdanie, którego nie wstydziła się wypowiadać. Jak tylko jej rodzina się o tym dowiadywała, od razu był zakaz. Argument zawsze ten sam: nie możesz robić tego a tego, bo to nam psuje reputację.

– Wszystko bierze się z przekonania, że kobieta należy do mężczyzny, że jest jego własnością. To mężczyzna jest odpowiedzialny za to, kim kobieta jest, za to, jaka jest i co robi. Od A do Z. Gdy ktokolwiek skrytykuje kobietę za to, jak się ubrała, co powiedziała, ta krytyka idzie na konto mężczyzny: jej ojca, brata czy męża – tłumaczyła mi Fariho. – Mężczyźni czują się całkowicie odpowiedzialni za podporządkowane im kobiety, dlatego prawie na nic im nie pozwalają. Nie dają im żadnej wolności. Jak dziewczynka zostanie zabita w drodze do szkoły, natychmiast gromy spadną na jej ojca. Co to za ojciec, co nie zadbał o bezpieczeństwo swojej córki, powie cała wieś. Więc ten mężczyzna woli zostawić córkę w domu, zamiast posłać ją do szkoły. Tak to niestety działa.

Urabianie ojca było dla Farihy jak drążenie skały. W 2015 roku, po kilku latach pracy, miała jechać na konferencję do Nowego Jorku. Powiedziała szefowi, że pojedzie, choć wiedziała, że ojciec się nie zgodzi. Najpierw porozmawiała z mamą, ta zapewniła ją, że nie ma nic przeciwko, ale z ojcem Fariho miała pogadać sama. Długo obmyślała, co mu powie. Uznała, że najlepiej będzie odwołać się do argumentów religijnych. Jeśli uda się jej go przekonać, że w jej samotnym wyjeździe nie ma nic, co byłoby sprzeczne z islamem, nie będzie mógł jej odmówić. Przygotowywała się do tej rozmowy tydzień.

Dyskutowali cały wieczór. Fariho opowiadała o tym, że islam pozwala kobietom podróżować, że nie ma nic przeciwko pracy kobiet. Podpierała się cytatami, przykładami. Ojciec nic nie powiedział na koniec. Zgodził się drugiego dnia wieczorem.

To nie Koran prześladuje kobiety. To mężczyźni

Była pierwszą osobą z rodziny, która pojechała tak daleko. Do wymarzonego Nowego Jorku. Miała poczucie, że każde zwycięstwo dodaje jej siły, ale też zabiera jej cząstkę ojcowskiej miłości.

– Trudno jest mieć wciąż kogoś przeciwko sobie. Walczę w domu, walczę w pracy, czasem mam wrażenie, że walczę z całym społeczeństwem. Zobacz – powiedziała do mnie i dotknęła swoich skroni – mam dopiero 32 lata i już siwieję. Myślę, że to przez tę ciągłą walkę i związany z nią stres. Jak jesteś kobietą, musisz być nie tak samo dobra, a trzy razy lepsza niż mężczyźni.

Zetknęła się ze szklanym sufitem. Zrozumiała, jak trudno być jedną kobietą w zespole ośmiu mężczyzn.

– Kiedy coś mówiłam, nikt mi nie potakiwał. Nikt nie popierał moich pomysłów. Tak jakby nie wierzyli, że kobieta może kierować zespołem. Ale wytrwałam.

Wspierała ją jedna Amerykanka z jej organizacji. A także jej przyjaciele. Dziewczyny i chłopaki. Znajomi aktywiści, przyjaciele ze studiów. Kilka lat temu Fariho dostała pracę w ambasadzie amerykańskiej. Kiedy się poznałyśmy, kierowała projektem, przy którym zatrudnionych było 300 osób.

– Teraz mogę pracować, wychodzić sama, podróżować. Ale ja jedna wiem, ile mnie to wszystko kosztowało. – Głos znów jej więźnie w gardle, łzy napływają do oczu. Przeprasza mnie, tłumacząc, że mówienie o sytuacji kobiet w Afganistanie sprawia, że natychmiast pojawiają się emocje, nad którymi nie jest w stanie zapanować.

Doskonale to rozumiem. Nie wiem, co odpowiedzieć. Miałam w pierwszej chwili odruch, żeby ją przytulić albo chociaż pogłaskać po ręce, ale siedzi na tyle daleko ode mnie, że żeby to zrobić, musiałabym wstać, a to wydaje mi się zbyt teatralne, więc szybko zrezygnowałam z tego pomysłu. Chwilę milczałyśmy. Fariho powoli się uspokoiła.

– Teraz jestem silna – stwierdza. – Nikt mnie już nie zatrzyma. Jestem wzorem dla innych, młodszych kobiet, i to mnie podnosi na duchu.

Stosunek rodziny do niej bardzo się zmienił, kiedy zaczęła naprawdę dobrze zarabiać. Jeszcze gdy z pierwszej pracy dostawała pensję, ojciec potrafił jej powiedzieć, że te pieniądze są haram – czyli grzeszne, bo dostaje je od niewiernych cudzoziemców. Wkrótce jednak Fariho zaczęła utrzymywać całą rodzinę, w tym dwoje już niepracujących rodziców. Dokładała się do domu znacznie więcej niż jej brat i siostry. Pomimo tego czasem słyszała od ojca: wolałabym, żeby to twój brat dostał taką szansę, nie ty. Takie słowa bolą.

Kraj bez kobiet. Ile zostało z planów wyzwolenia Afganek

– Jestem ofiarą zdominowanego przez mężczyzn społeczeństwa. U nas kobietom nawet nie wypada wychodzić po zmroku z domu. Choć nie ma na to żadnego przepisu, tylko mężczyźni mogą kupować mieszkania, samochody, prowadzić. Dlatego rodziny wolą mieć chłopców. Oni mogą robić, co chcą. A kobiety, które chcą być traktowane na równi z mężczyznami, nazywane są prostytutkami.

Znów zamilkła i po chwili dodała, ciszej: – Ojciec raz mnie tak nazywał – powiedziała w końcu. – Całkiem niedawno. Zaprosiłam kilkoro znajomych do domu. Mieliśmy razem nad czymś pracować. Kiedy ojciec ich zobaczył, mieszane grono, to byli moi znajomi ze studiów, kilka dziewczyn, kilku chłopaków, razem angażujemy się w różne aktywistyczne akcje, zobaczyłam, że zmienił się w chmurę gradową. Nic się nie odezwał, poczekał, aż wyjdą, i wtedy zrobił mi koszmarną awanturę. Zaczął wrzeszczeć, co ludzie o nim powiedzą. „Jesteś kurwą” – powiedział do mnie. Trudno mi nawet opisać, jak się czułam. Płakałam całą noc. – I Fariho znów zaczęła płakać.

Wspomniała, że tej nocy ojciec powiedział jej, że gdyby była chłopcem, wywaliłby ją z domu. Pomyślała sobie, że gdyby była chłopcem, w ogóle nie byłoby tej awantury. Ale ojcu odpowiedziała, że sama się wyprowadzi. Naprawdę miała na to ochotę, tylko zrobiło się jej żal mamy. Wyprowadzka to byłby naprawdę wielki wstyd dla rodziców. Kiedy samotna dziewczyna odchodzi z domu rodzinnego, budzi to najgorsze domysły i plotki. Wszyscy zaczynają natychmiast podejrzewać, że może coś strasznego się stało. Że została w jakiś sposób pohańbiona, co oczywiście w takim społeczeństwie jak afgańskie natychmiast idzie na konto całej rodziny. Fariho bała się, że jej mama by tego nie zniosła. Dlatego nie zrobiła tego, choć bardzo ją korciło. Zagroziła tylko, że jeśli ojciec jeszcze raz tak się wobec niej zachowa, to naprawdę się wyprowadzi.

Powiedziała ojcu, że nazywając ją prostytutką, popełnił kazab. W islamskim prawie tak określa się bezpodstawne oskarżenie; jeśli ktoś nie jest w stanie udowodnić tego, co powiedział na temat drugiej osoby, zostaje ukarany.

– Gdybyś był kimkolwiek innym niż moim ojcem, podałabym cię za to, co powiedziałeś o mnie, do sądu – wygarnęła mu.

Te oskarżenia były dla niej szczególnie przykre, ponieważ miała poczucie, że wszystko poświęca dla rodziny. To ona opłaciła 90 procent kosztów remontu i rozbudowy domu, w którym mieszkała cała jej jedenastoosobowa rodzina. To zresztą ojciec też jej wygarnął. Zasugerował jej, że tak się zachowuje, bo płaci za nich, więc jej się wydaje, że wszystko może, że wolno jej szargać rodzinny honor.

– On nie rozumie, że ja walczę o swoje podstawowe prawa, że zapraszając kilkoro przyjaciół do własnego domu, nikogo nie hańbię – skomentowała. – Nigdy się nie poddam. Z tego samego powodu maluję paznokcie, obcinam włosy i robię różne inne rzeczy, na których nawet mi tak bardzo nie zależy. Tylko po to, żeby udowodnić ojcu, że mam prawo dokonywać własnych wyborów, w małych i w dużych sprawach.

Problemy, jakie Fariho miała w domu, z własnym ojcem, powróciły w zwielokrotnionej formie, gdy zaczęła wypowiadać się publicznie. Burzę wywołało na przykład zdanie o tym, że hidżab nie jest obowiązkowy z punktu widzenia islamu i że ten nakaz jest tylko męską interpretacją, które wypowiedziała na antenie BBC Persian. Kiedy umieściła link do nagrania na swoim Facebooku, dostała tysiące reakcji i listów. I negatywnych, i pozytywnych. Zrobiła się z tego ogromna dyskusja.

Ojciec miał jej to bardzo za złe. – Nie powinnaś tykać islamu, to zbyt niebezpieczne. Narażasz nie tylko siebie, ale całą naszą rodzinę – pouczał ją.

– No więc go zablokowałam. – Roześmiała się.

Dziś Fariho nie ma już w Afganistanie.

*
Buntowniczki z Afganistanu okładkaFragment książki Ludwiki Włodek Buntowniczki z Afganistanu, która ukaże się nakładem Wydawnictwa W.A.B.

**
Ludwika Włodek – socjolożka i wykładowczyni na Wydziale Orientalistyki Uniwersytetu Warszawskiego, reporterka. Autorka książek: Pra. O rodzinie Iwaszkiewiczów, Wystarczy przejść przez rzekę, Andrzej Mróz. Cudowna, cudowna historia i Cztery sztandary, jeden adres. Historie ze Spisza. Za reportaże Gorsze dzieci Republiki. O Algierczykach we Francji otrzymała nominację do Nagrody im. Beaty Pawlak, w konkursie Grand Press na Książkę Reporterską Roku oraz w konkursie Travelery 2020.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij