Film, Kinga Dunin czyta

Wiedźmy

thelma

Żeby się wyzwolić, Thelma będzie musiała zabić ojca i uzdrowić matkę. Nieważne, czy naprawdę, czy tylko symbolicznie. Kinga Dunin ogląda „Thelmę” Joachima Triera i czyta „Vivian” Christiny Hesselholdt.

Thelma, reż Joachim Trier, 2017

Thelma przyjeżdża do Oslo na studia, wydaje się samotna i zagubiona. Codziennie dzwoni do rodziców, którzy sprawują nad nią zbyt wielką kontrolę, są wyraźnie nadopiekuńczy. Matka siedzi na wózku inwalidzkim, może to ona potrzebuje nieustannego kontaktu? Od początku jednak widzimy, że ta więź, mimo że serdeczna, jest toksyczna. I szybko znajdujemy też wyjaśnienie, naszą uwagę zwraca krzyżyk otwarcie noszony przez dziewczynę. To rodzina ludzi religijnych i to dość fundamentalistycznie.

Thelma wyraźnie różni się od rówieśników, jest bardziej powściągliwa, nie pije, nie pali i na pewno nie jest przygotowana na związek miłosny, tym bardziej erotyczny. Wtedy w jej życiu pojawia się koleżanka, coraz bardziej fascynująca. Od początku widać narastające między dziewczynami erotyczne napięcie. Taki związek jest oczywiście dla Thelmy sprzeczny z jej wartościami, z pewnością też nie do zaakceptowania przez rodziców.

Dyskretna intymność, etno i lesbijki

Początkowo możemy się więc spodziewać, że będzie to obyczajowy film o tym, jak dziewczyna wychowana w religijnej rodzinie i wciąż kontrolowana musi wywalczyć sobie wolność. I w gruncie rzeczy tak jest, tylko że nie jest to film obyczajowy. Thelma to psychoanalityczny horror. Pojawia się w nim symbole, oczywiste, jak wąż uosabiający grzech i pokusę, i inne, mniej dosłowne symboliczne sceny. Dziewczyna próbująca wydostać się z zamurowanego od góry basenu, dusząca się. Rozbijający się o szybę ptak. No i zjawiska nadprzyrodzone. Nie chcę psuć przyjemności nadmiarem spoilerów. Trudno jednak pisać o tym filmie, nie mówiąc, o co naprawdę w tym chodzi. Najkrócej – o patriarchat.

W pierwszej scenie widzimy bohaterkę, gdy jest kilkuletnią dziewczynką, jak z ojcem idzie przez las. Ojciec nabija strzelbę, na linii strzału znajduje się sarenka, jednak on ostatecznie nie strzela. Oddychamy z ulgą, ale nie zapominajmy, że strzelbę wciąż ma. Jest lekarzem, miłym, łagodnym, ma dobry kontakt z córką i w żaden szczególny sposób się nad nią nie znęca. Na ścianie nie wisi dyscyplina. Najgorsze, o czym opowiada Thelma, było przytrzymanie jej ręki nad świecą i ostrzeżenie: tak w piekle jest zawsze. Ojciec to po prostu tylko przedstawiciel tej kultury, w której dziewczynka ma być skromna, nie ma prawa czuć się lepsza od innych, nie wolno jej odczuwać gniewu i wykluczona jest namiętność, a już szczególnie lesbijska.

Znak pokoju nie dla pedałów. I tak pójdą do piekła

Matka jest częścią tego systemu i dlatego jest kaleką. Bywa nawet tą gorszą, okrutniejszą stroną ojca, a od córki ważniejszy będzie jej braciszek, zresztą noszący ojcowskie imię. Kalectwo matki – to taka metafora, dlatego nie piszę: niepełnosprawność – jest częścią systemu patriarchalnego, jej moc jest zablokowana, tak jak moc innych kobiet. Kobieta świadoma swoich pragnień, również złości, jest wiedźmą, a wiedźmę należy unieszkodliwić. Żeby się wyzwolić, Thelma będzie musiała zabić ojca i uzdrowić matkę. Nieważne, czy naprawdę, czy tylko symbolicznie.

Taka interpretacja brzmi może zbyt prosto. W końcu jest wynikiem wypreparowania filmu z nastroju, erotycznej i magicznej atmosfery, suspensów, których nie brakuje. Pewno można ułożyć z niego i inne układanki. W każdym razie to bardzo ładny film i cudowne dziewczyny.

***
Christina Hesselholdt, Vivian, przeł. Justyna Haber-Biały, W.A.B. 2018

christina-hesselholdt-vivianNarrator (to ja pobrzękuję… gdy uchylam pokrywkę, aby sprawdzić, czy postacie już się ugotowały).

Narrator, w przeciwieństwie do autorki (duńskiej), jest mężczyzną. Lubi pracować, leżąc w ogromnym łóżku razem ze swoim psem, angielskim buldogiem, to podobno najbardziej odpowiedni pies dla mężczyzny. Narrator czasem coś nam opowiada, ale częściej do głosu dopuszcza rozmaite postacie. Niektóre czasem z nim się spierają. I ostatecznie powstaje z tego wielogłosowa opowieść o Vivian – dziwaczce, ekscentryczce, zbieraczce rozmaitych śmieci. Zostanie omówione jej dzieciństwo i młodość.

Ojciec alkoholik, pochodzący z Austro-Węgier, brat narkoman, niezaradna matka Francuzka. I przyjaciółka matki, która przez pewien czas z nią mieszkała – znana fotografka. To od niej zapewne Vivian nauczyła się robić zdjęcia. Zrobiła ich w życiu 150 tysięcy, w większości pozostały jako negatywy. I nigdy nikomu ich nie pokazywała.

Vivian krótko pracowała w fabryce, a później wybrała dla siebie inne zajęcie, była nianią. Pracowała w kolejnych domach, wychowywała kolejne cudze dzieci. Sama nie miała ani dzieci, ani męża, zresztą bała się mężczyzn. Z dziećmi na spacerach, prowadząc je w różne dziwne miejsca, w każdej wolnej chwili fotografowała. Głównie ludzi. Często biednych. Była taka jak oni, nie rzucała się w oczy. Zawsze całym sercem stała po stronie słabszych. Realizm jej zdjęć był wręcz monumentalny, kadry idealne. Potrafiła uchwycić ten właściwy moment. Może nie chciała się z nim nikim dzielić, był tylko jej.

Nianią też była nietypową – czasem cudowną, a czasem wredną. Potrafiła porzucić dzieci na ulicy, bo ją znudziły, albo karmić na siłę, obrażać się. Zresztą chyba za dziećmi nie przepadła, niania to takie zajęcie zarobkowe. Pilnie strzegła zawsze swojej prywatności, nigdy nic o sobie nie opowiadała. Kiedy zwolniono ją z kolejnej pracy, już jako starszą osobę, zajęli się nią dawni wychowankowie, a ona wszystkie zebrane przez siebie rzeczy oddała na przechowanie. Gdy przestała płacić za magazyn, zostały wystawione na licytację i ktoś kupił za grosze jej zdjęcia. I odkrył, że są wspaniałe, nie umiał jednak znaleźć ich autorki, stało się to dopiero kilka dni po jej śmierci. A potem stała się sławna.

Bajeczne historie

Powieść Hesselholdt jest dosyć ekscentryczna, ale nie tak jak jej bohaterka, której tajemnicy nigdy nie poznamy. Nigdy nie oddała innym swojej prywatności, a rynkowi swoich zdjęć. A może Vivian była wiedźmą? Robiąc zdjęcia, kradła ludzkie dusze i się nimi żywiła.

Ta historia nie jest jednak fikcją, chociaż nie jest też typową powieścią biograficzną. Np. wszystkie dzieci, którymi zajmowała się ta dziwna Mary Poppins, zostały złożone w postać jednej wychowanki. Vivian Maier (1926-2009) – wbrew swojej woli – została jedną z największych fotografek XX wieku.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Kinga Dunin
Kinga Dunin
Socjolożka, publicystka, pisarka, krytyczka literacka
Socjolożka, publicystka, pisarka, krytyczka literacka. Od 1977 roku współpracowniczka KOR oraz Niezależnej Oficyny Wydawniczej. Po roku 1989 współpracowała z ruchem feministycznym. Współzałożycielka partii Zielonych. Autorka licznych publikacji (m.in. „Tao gospodyni domowej”, „Karoca z dyni” – finalistka Nagrody Literackiej Nike w 2001) i opracowań naukowych (m.in. współautorka i współredaktorka pracy socjologicznej "Cudze problemy. O ważności tego, co nieważne”). Autorka książek "Czytając Polskę. Literatura polska po roku 1989 wobec dylematów nowoczesności", "Zadyma", "Kochaj i rób".
Zamknij