Kinga Dunin czyta

Jak o tym mówić? Może lepiej milczeć?

Dziś niepokoi nas – i słusznie! – stan psychiatrii dziecięcej, w ogóle psychiatrii. Po wojnie i traumach większych niż lockdown przy komputerze żadna pomoc psychologiczna nie istniała. Kinga Dunin czyta „Czystkę” Katarzyny Surmiak-Domańskiej i „Stulecie Jakowa” Wołodymyra Łysa.

Katarzyna Surmiak-Domańska, Czystka, Czarne 2021

Czystka okładkaJestem owocem interesującego społecznego eksperymentu. Zostały mu poddane dzieci ludzi należących do pokolenia powojennego awansu, którzy stanęli przed koniecznością odcięcia się od swojej przeszłości.

Nie poszłam na film Wołyń. Nie chciałam. Nie chciałam też czytać reporterskiej książki Katarzyny Surmiak-Domańskiej Czystka, bo myślałam, że wiem, o czym jest. Wiem, co wydarzyło się na Wołyniu i w Galicji Wschodniej w czasie wojny. Natomiast nie mam wielkiej odporności na opisy okrucieństwa. Wiem też, jaka była sytuacja ukraińskiej mniejszości, a na tych terenach bardzo często większości, w II RP (dyskryminacja, prześladowania, pacyfikacje wsi…). Wiem, kto to Bandera, co to UON, a co UPA i że SS „Galizien”… Te wszystkie informacje – w podstawowym zakresie – w książce oczywiście znajdziemy.

A z rzeczy, których nie wiedziałam – wojenne i powojenne losy Stepana Bandery. Myślałam, że był niemieckim więźniem. Niby był, ale nawet w obozie koncentracyjnym więźniem dość luksusowym – dwupokojowe lokum i jedzenie razem z SS-manami. Potem mieszkał pod zmienionym nazwiskiem w Berlinie, współpracował z zachodnimi wywiadami. Zginął z rąk agenta KGB, który strzelił do niego kapsułką z cyjankiem.

W istocie jednak Czystka nie jest o tym. I tytuł należy chyba rozumieć szerzej niż „czystka etniczna”. To także wyczyszczenie pamięci – z tego, co zbyt trudne, traumatyczne, oraz z tego, co nie pasuje do nowej pozycji społecznej.

Kluczowa dla tej książki wydaje mi się informacja dotycząca występowania zaburzeń typu PTSD (zespół stresu pourazowego) wiele lat po wojnie wśród ludzi urodzonych przed rokiem 1939. W latach 90. badano obywateli różnych krajów – w Niemczech, Austrii, Holandii, Włoszech, Finlandii i Norwegii PTSD rozpoznano u ponad czterech procent badanych. W 2008 roku podobne badanie przeprowadzono w Polsce. Odsetek osób pochodnika nieżydowskiego z objawami PTSD wyniósł powyżej trzydziestu procent (dla Żydów przekroczył pięćdziesiąt procent). A traumy mogą być przekazywane następnemu pokoleniu, również na poziomie epigenetycznym. Chętnie przyjrzałabym się bliżej tym badaniom, ale podobnie jak autorka uważam, że pokolenie ludzi, którzy przeżyli wojnę, było silnie straumatyzowane i przenosiło się to na ich dzieci. I nadal wpływa to na polską zbiorową psychologię.

W moich żyłach płynie bardzo dużo Auschwitzu

czytaj także

Autorka opowiada historię swojej rodziny, jej losy naznaczone wojną, czystkami etnicznymi, wymuszoną migracją oraz awansem klasowym. Robi to, żeby odpowiedzieć sobie na takie pytania jak to: dlaczego nic nie wiem o mojej babci, która zmarła w latach 60. w szpitalu psychiatrycznym? Dlaczego mój ojciec jest taki – unika wszelkich wspomnień, ma kłopot z okazywaniem, a może i odczuwaniem emocji? Czemu tak ściśle mnie kontrolował? Jakie dziedzictwo – chociaż nie w słowach – zostało mi przekazane?

Dziś niepokoi nas – i słusznie! – stan psychiatrii dziecięcej, w ogóle psychiatrii. Po wojnie i traumach większych niż lockdown przy komputerze żadna pomoc psychologiczna nie istniała.

Poruszyła mnie w książce scena, kiedy autorce, nie bez problemów, udało się nakłonić rodziców do obejrzenia filmu Wołyń. Z niepokojem oczekiwała ich reakcji. Po wyjściu z kina zaczęli narzekać na różne szczegóły scenograficzne, które nie pasowały do dawnych realiów. A bestialstwo, morderstwa, tortury? – zapytała córka. A, to w porządku, tak właśnie było. Po czym natychmiast powrócili do interesującej ich rozmowy, o tym, jak należy trzymać cep. Smarzowski tego nie wiedział.

„Wołyń”: Kino w wojnie pamięci

To pokazuje również, jak duży był ich awans w wymiarze klasowym. Rodzinny dom ojca na wsi pod Lwowem był najbardziej okazały, czyli jako jedyny murowany. W jednej izbie była podłoga i tam mieszkał ksiądz. W drugiej połowie klepisko posypywane słomą. Po wojnie rodzice to już nowa peerelowska inteligencja. Ten brak międzygeneracyjnej ciągłości, pamięci, rodzinnych przekazów wynika także z tego.

Wołyń przez lata był przemilczany, najpierw ze względu na stosunki ze Związkiem Radzieckim, później jako temat niewygodny, bo wykorzystywany przez nacjonalistów, nie po to, żeby uzdrowić, tylko żeby jątrzyć ranę. Czystka nie służy żadnym „rachunkom krzywd”, pouczaniu, domaganiu się sprawiedliwości dziejowej. Jedyny jej jasny przekaz brzmi: zemsta to zło. Dla mnie jest przede wszystkim książką o tym, jak obchodzić się z traumą starszego pokolenia, i o zerwanym przekazie międzypokoleniowym. Wyparcie, unikanie traumatycznych wspomnień, miejsc i przedmiotów, które mogą je przywoływać, to także symptomy PTSD. To nie tylko zrozumiały, ale może też korzystny mechanizm obronny jednostek.

A pamięć zbiorowa? Czy nie lepiej zapomnieć? Z drugiej strony – jeśli sami sobie tego nie opowiemy, choćby tak, jak to czyni Surmak-Domańska, czy nie pozostanie to jedynie paliwem dla rozmaitych grup rekonstrukcyjnych i prymitywnych nacjonalizmów?

*
Wołodymyr Łys, Stulecie Jakowa, Poznańskie Towarzystwo im. Iwana Franko 2021

Stulecie JakowaJakiż ja stary jestem – myśli Jakiw. – Jaki stary, Boże mój!

Tak, Jakow jest stary, za kilka lat dożyje setki. Urodził się na początku XX wieku i większą część życia spędził w rodzinnej wsi na Polesiu. Czyli Wołyń, chociaż ta nazwa w powieści nie pada.

Zaś Wołodymyr Łys jest popularnym ukraińskim pisarzem, wielokrotnie nagradzanym, w tym odznaką „Złoty pisarz Ukrainy”. Był wymieniany na liście stu najbardziej wpływowych ludzi Wołynia. Do lektury jego książki zachęca nas Oksana Zabużko, która obiecuje, że polubimy tę powieść bez względu na gust i upodobania literackie. I rzeczywiście – bardzo dobrze się to czyta.

Stary Jakow znajduje na swoim polu maku i ratuje ledwo żywą młodą narkomankę (a na koniec pojawi się jeszcze gangster z Kijowa). Dziewczyna pyta go, czy kiedyś kochał – i to pozwala płynąć opowieści. Będzie miłość i wojna, melodramat, który wyciska łzy, saga rodzinna… No i sto lat historii Ukrainy, także tej splecionej z polską historią. „Ze wszystkimi jej (gdzież tam do nich szekspirowskim!) niewypowiedzianymi i nieuświadomionymi tragediami, za które nadal spłacamy niepodsumowane rachunki” – jak pisze we wstępie Zabużko. Dużo „nie-” w tym zdaniu. Musimy sobie sami dopowiedzieć, co autorka miała na myśli, bo już nic więcej nam nie powie.

Krzyż wam na drogę, chachły, czyli o toksycznej miłości

Przyjrzyjmy się zatem momentom, które mogłyby być w jakiś sposób niewygodne. Polscy bohaterowie w tej książce to oficerowie i szlachcice, grzeczni i szczodrzy, trudno im coś zarzucić. Polski urzędnik na wsi Jakowa też jest całkiem w porządku. Jest też Polka, Zosia. Niezwykłej urody szlachcianka, ale także pracownica seksualna, która zostanie narzeczoną bardzo bogatego hrabiego Sobieskiego. (Wspominałam, że to literatura popularna?) Jednak porzuci go, zamieszka z Jakowem w jego biednej chacie i urodzi mu dużo dzieci. Skończy jednak tragicznie – ona i dwójka dzieci zostaną zabici przez… W leśnej ziemiance kryją się jacyś uzbrojeni mężczyźni, podporządkowani większej strukturze, sotni, ale co to za organizacja – nazwa nigdy się nie pojawi. Już w czasach sowieckich jeden z nich, sąsiad Jakowa, zostanie skazany za tę zbrodnię. Niesłusznie. On walczył tylko z Niemcami i z Armią Czerwoną. Zosię zamordowali przebrani agenci NKWD.

I to jest taka dobra historia. Wszyscy – poza sowiecką władzą i jej spadkobiercami, bo nie jest ona też antyrosyjska – powinni być zadowoleni. I wcale nie piszę tego ironicznie, może tylko trochę. Historia nie istnieje poza naszymi opowieściami, tak jak nie istnieje już wczorajszy dzień. U Łysa, opowiedziana bez cienia nacjonalizmu, z szacunkiem dla zwykłego człowieka i jego losu, jest konsyliacyjna i uspokajająca. Może dzisiaj właśnie taka jest nam potrzebna?

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Kinga Dunin
Kinga Dunin
Socjolożka, publicystka, pisarka, krytyczka literacka
Socjolożka, publicystka, pisarka, krytyczka literacka. Od 1977 roku współpracowniczka KOR oraz Niezależnej Oficyny Wydawniczej. Po roku 1989 współpracowała z ruchem feministycznym. Współzałożycielka partii Zielonych. Autorka licznych publikacji (m.in. „Tao gospodyni domowej”, „Karoca z dyni” – finalistka Nagrody Literackiej Nike w 2001) i opracowań naukowych (m.in. współautorka i współredaktorka pracy socjologicznej "Cudze problemy. O ważności tego, co nieważne”). Autorka książek "Czytając Polskę. Literatura polska po roku 1989 wobec dylematów nowoczesności", "Zadyma", "Kochaj i rób".
Zamknij