Międzynarodowa Stacja Kosmiczna to był taki piękny pomysł ludzkości – mieliśmy wspólnie poznawać kosmos, tym razem zapominając o konfliktach, ale sami wiecie, jak jest.
Jakub Szamałek, Stacja, W.A.B. 2023
Kiedy zamknie się dwóch mężczyzn w kabinie o wymiarach pięć i pół na sześć metrów i zostawi się ich tam na dwa miesiące, zapewnione są wszystkie warunki konieczne dla morderstwa.
– Walerij Rumin
Rumin to rosyjski kosmonauta, już nie żyje. Był w kosmosie cztery razy, z tego dwa to kilkumiesięczne pobyty na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Kiedyś wyprawy kosmiczne chyba bardziej nas fascynowały, dziś do niusów przebija się co najwyżej jakaś katastrofa przy starcie, i to tylko na chwilę. I może jeszcze cena komercyjnych lotów.
Wybór miejsca akcji tego trochę kryminału, a bardziej politycznego thrillera, jest naprawdę oryginalny, bo to właśnie Międzynarodowa Stacja Kosmiczna. Wygląda to zatem na klasyczną kryminalną zagadkę, w której zbrodnia zostaje popełniona w zamkniętym pokoju albo w domu odciętym od świata, powiedzmy, z powodu lawiny. W tym wypadku jednak nie tak odciętym, bo prawie stale wszystkie pomieszczenia stacji są monitorowane, więc jest to sytuacja raczej jak z Wielkiego Brata. Ale oczywiście „prawie” robi różnicę. Czasem łączność może przestać działać. Kosmonauci mają też stałe internetowe połączenie z Ziemią, także z bliskimi.
czytaj także
Jedną z przyjemności, którą można mieć z czytania książek, jest to, przynajmniej dla mnie, że przy okazji można się różnych ciekawych rzeczy dowiedzieć. Tym razem zafascynowała mnie właśnie stacja i drobiazgowe, realistyczne opisy codziennego życia kosmonautów. Jak się żyje bez grawitacji, je, korzysta z toalety, a nawet jak uprawia się seks. To nie dekoracje z jakiegoś Star Treka albo nowsze CGI, tylko prawdziwa stacja jak żywa. Można ją zresztą dokładnie obejrzeć, jeśli ktoś do opisu lubi dodać obrazki. (Seksu w tym filmiku nie ma, ale reszta jest).
A jeśli ktoś chce pomedytować, to jest też streaming NASA.
Z poprzednich kryminałów Szamałka dowiedziałam się sporo o różnych niebezpieczeństwach związanych z korzystaniem z internetu oraz sztucznej inteligencji, kiedy jeszcze nie była modna. Ale stacja kosmiczna to dopiero jest coś!
To był taki piękny pomysł ludzkości – mieliśmy wspólnie poznawać kosmos, tym razem zapominając o konfliktach, ale sami wiecie, jak jest. Ten krążący po ziemskiej orbicie statek składa się z kilkunastu modułów i jest projektem kilkunastu państw, do których te moduły należą. Najważniejszymi partnerami są jednak Rosja i Stany Zjednoczone. Stację zaczęto tworzyć w 1998 roku, od 2000 zawsze przebywa tam kilkuosobowa załoga. W powieści jest rok 2021, a osób na pokładzie – sześć, w tym czwórka Amerykanów: dwóch mężczyzn, czarny gej i prawicowy wojskowy, oraz dwie kobiety: ambitna kapitan załogi i turystka, bogata milionerka z Doliny Krzemowej, dla której ta podróż okaże się jednym z najgorszych sposobów wydania pieniędzy. (Rzeczywiście na stacji bywają tego typu turyści, bogaci goście, nawet w tej chwili. Jednak zwykle są to krótkotrwałe pobyty, w powieści pani dołącza na stałe i pracuje razem z załogą).
Poza Amerykanami jest też dwóch rosyjskich kosmonautów. Nie mieszkają razem, tylko każda nacja w swoim module, i chociaż są one połączone, mogą się ze sobą prawie nie widywać. Ciekawostka: ponieważ każdy z modułów należy do innego państwa, to teoretycznie w każdym obowiązuje prawo właśnie tego kraju. Ale oczywiście są też wspólne dla wszystkich procedury na każdą okazję, nawet taką, kiedy kogoś trzeba obezwładnić. Na pokładzie znajduje się broń, więc w końcu musi wypalić. Poza tym czujniki w pewnym momencie wykrywają rosnące stężenie amoniaku w powietrzu. Na razie zupełnie niegroźne dla ludzi, ale co będzie, jeśli się nasili? Czyżby to był sabotaż? Narasta podejrzliwość i napięcia między członkami załogi.
Zagadkowe problemy, które pojawiają się na stacji, próbują rozwikłać opiekun lotów załogowych z NASA, pani kapitan, a także jej mąż, który zajmuje się domem i dzieckiem, żeby ona mogła latać. Czy wynikają one z psychologii, czy z polityki? Czego mogą chcieć Rosjanie, a czego Amerykanie, i czy zbliża się koniec tej międzynarodowej współpracy? Czy konflikty wokół stacji to tylko political fiction? (Nie do końca, stacja ma przestać działać w 2024 roku).
Naprawdę lubię i cenię literaturę gatunkową, ale jestem dość wybredna. Szamałka kupuję w ciemno.
Sven Lindqvist, Już nie żyjesz. Historia bombardowań, przeł. Ewa Wojciechowska, W.A.B. 2023
Ta książka to labirynt z dwudziestoma dwoma wejściami. Każde wejście prowadzi do osobnej opowieści czy też wątku.
I jest to labirynt, z którego nie ma wyjścia. Kiedy skończymy jeden wątek, który odnajdujemy w różnych miejscach książki, kierując się wskazówkami po kolejnych fragmentach, wracamy do początku, do kolejnego wejścia. Można też czytać po bożemu, ale wtedy utoniemy w chaosie różnych opowieści.
Autor doradza, żeby zacząć od pierwszej bramki, ale można też kierować się tym, co nas najbardziej interesuje. Historia wojen? Rozwój technologiczny? Samoloty czy raczej to, co z nich się zrzuca? Prawo i etyka? Konkretne wydarzenia? Drezno, Hiroszima, a może Korea i Wietnam? Mnie moje wybory prawie od razu zaprowadziły do książek.
Zanim jeszcze pierwszy samolot wzbił się na parę sekund w powietrze (1903), ludzie już tworzyli rozmaite scenariusze uwzględniające i latanie, i zrzucanie. W XIX wieku w Wielkiej Brytanii powstało wiele takich powieści i wizji przyszłości. A w nich, dzięki zrzucanym z nieba pociskom, pozbywano się czarnych, żółtych i Słowian, albo przynajmniej zamieniano ich w niewolników. Sięgano wyobraźnią też dalej – w kosmos. Snuto wizje gwiezdnych wojen, w wyniku których Londyn zostaje stolicą wszechświata, a wszystkie rodzime języki są zakazane, wszędzie obowiązuje angielski. Były też fantazje o płonącym Paryżu, bo już wtedy przewidywano, że w przyszłości największe niebezpieczeństwo będzie nadciągało z nieba. Któraś z tych ostatecznych wojen miała zapewnić wieczny pokój i zjednoczenie ludzkości, oczywiście tej, która pozostanie na Ziemi.
Zanim spadły pierwsze bomby, już nie w fantazjach literackich, przewidywano użyteczność ataków bombowych w dziele cywilizowania „dzikusów”. Pierwsze bomby zrzucili z samolotu Włosi, w 1911 roku na oazy w pobliżu Trypolisu, walcząc z Turkami o Afrykę Północną. Podobno miały one znakomity wpływ na „morale Arabów”. Później dość masowo stosowano ten środek wobec buntujących się plemion lub w kolonialnych wojnach. Traktowano to jako rodzaj działań policyjnych. Cierpiała przede wszystkim miejscowa ludność. A ówczesna prasa opisywała lotników jako romantycznych bohaterów, pozdrawiających nas z przestworzy, i cieszyła się ze spektakularnych rezultatów tych akcji. (Przypomnijmy, Sven Lindqvist to autor książki Wytępić całe to bydło, o filozofii i praktyce kolonializmu w Afryce).
Później, jak wiemy, było jeszcze gorzej. Możemy to nazywać postępem technicznym, z jego ukoronowaniem w postaci broni jądrowej. I zawsze masowo ginęli cywile. Czy da się to usprawiedliwić? Alianckie bombardowania niemieckich miast? Hiroszimę? Napalm w Wietnamie? Autor ma tu wiele wątpliwości.
czytaj także
Co na to prawo międzynarodowe? Chyba tylko jedno z jego postanowień jest do dziś przestrzegane. W 1899 roku w Hadze wielkie mocarstwa zgodziły się na zakaz bombardowania z użyciem balonów. Zasadniczo zgadzano się, że bombardowania powinny dotyczyć celów wojskowych, jednak gorzej szło zdefiniowanie, co jest takim celem, co jest dopuszczalną obroną itd. A w imię wyższego dobra nieraz porzucano nawet tak niesprecyzowaną prawną fikcję. Żeby wygrać wojnę, trzeba było zadać jak najwięcej strat przy jak najmniejszym wysiłku. Pouczający może być werdykt z 1996 roku Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości w Hadze w sprawie stosunku prawa międzynarodowego do użycia broni atomowej. Najkrócej mówiąc: prawo nie zezwala na jej użycie oraz nie zabrania jej użycia.
Wszystkie morały możecie sobie sami dopisać. A książka jest naprawdę ciekawa, choć pewno dla specjalistów od wojen i uzbrojenia niekiedy dyskusyjna. Na przykład jednym z czarnych charakterów tej opowieści jest Winston Churchill, a co za tym idzie także dzielni angielscy lotnicy. No i można ją dostosować do swoich zainteresowań – zamiast o historii wynalezienia i produkcji napalmu poczytać o fantastycznych powieściach. I to też jest rodzaj historycznego reportażu czy powieści non-fiction, dobrze napisanej, w której od paru lat nieżyjący już autor odwołuje się do własnych wspomnień z okresu II wojny i nie ukrywa swoich przemyśleń.