Zbiegli naziści i nazistowscy kolaboranci byli dla Kościoła „antykomunistami” i zgodnie z zasadą, że wróg mojego wroga jest moim przyjacielem, zasługiwali na wsparcie i pomoc.
Tuż po wojnie dla Kościoła katolickiego i papieża Piusa XII istniał tylko jeden prawdziwy wróg – komunizm. Wiedział o tym doskonale przedwojenny wybitny sowietolog w sutannie ksiądz Stefan Wyszyński. Polska była dla księdza, potem biskupa, kardynała i prymasa Wyszyńskiego przedmurzem chrześcijaństwa, bastionem broniącym świat przed komunizmem.
O niebezpieczeństwach komunizmu i bolszewizmu pisał dużo w latach trzydziestych ubiegłego wieku. Wymieńmy przykładowo Katolicki program walki z komunizmem (1937) czy Inteligencja w straży przedniej komunizmu (1939). W artykule Nowy najazd komunizmu na Polskę („Ateneum Kapłańskie 1936, t. 38) przedstawiał tę walkę w kategoriach ostatecznych: jako starcie dobra i zła, miłości i nienawiści. Mistyczne ciało Antychrysta, czyli komunizm, może być zwyciężone tylko przez Mistyczne Ciało Chrystusa, czyli Kościół.
Beatyfikacja Wyszyńskiego. „Prymas Tysiąclecia nie został poinformowany o Zagładzie”
czytaj także
Zbiegli naziści i nazistowscy kolaboranci byli dla ówczesnego Kościoła „antykomunistami” i zgodnie z zasadą, że wróg mojego wroga jest moim przyjacielem, zasługiwali na wsparcie i pomoc. Literatura naukowa na temat pomocy Watykanu dla nazistowskich zbrodniarzy wojennych jest obszerna i nie pozostawia żadnych wątpliwości co do skali kościelnego uwikłania w ten proceder oraz jego polityczno-ideowo-teologicznych motywacji.
Papieska Komisja Pomocy dla Uchodźców
Papież Pius XII 18 kwietnia 1944 roku powołał do życia Papieską Komisję Pomocy dla Uchodźców (Pontificia Commissione di Assistenza ai Profughi, PCA). Data utworzenia komisji nie jest przypadkowa. W 1944 roku święto Zmartwychwstania Pańskiego przypadało w niedzielę 9 kwietnia, oktawa wielkanocna kończyła się w niedzielę 16 kwietnia, czyli w Niedzielę Miłosierdzia Bożego. Komisja papieska powstała dwa dni po tym święcie i była przykładem realizowania cnoty miłosierdzia w praktyce, w trudnych powojennych realiach. Wprawdzie Święto Miłosierdzia zostało ustanowione oficjalnie dopiero 2000 roku przez Jana Pawła II, ale przecież intencje Piusa XII były oczywiste – świadczyć miłosierdzie najbardziej potrzebującym. […]
Nadzór nad działaniami Komisji sprawował Giovanni Montini (późniejszy papież Paweł VI), ścisły współpracownik Piusa XII. Zabiegał on o amerykańską pomoc dla PCA i Stany Zjednoczone rzeczywiście wpłaciły miliony dolarów do Banku Watykańskiego, ale po to, by wesprzeć ugrupowania i partie antykomunistyczne we włoskich wyborach w 1948 roku – twierdzi Gerald Steinacher.
Michael Phayer natomiast w książce Kościół katolicki wobec Holokaustu 1930–1965 wskazuje, że chociaż Montini pracował w czasie II wojny światowej w watykańskim sekretariacie stanu, czyli centrum informacyjnym, to wykazywał zdumiewającą niewiedzę o zagładzie Żydów. W 1945 roku w rozmowie z Gerhartem Moritzem Riegnererm, niemieckim filozofem i późniejszym sekretarzem generalnym Światowego Kongresu Żydów, nie dowierzał, że podczas Holokaustu życie straciło półtora miliona żydowskich dzieci. Montini, od 1954 roku arcybiskup Mediolanu, był obok kierujących watykańskim sekretariatem stanu Luigiego Maglionego i Domenica Tardiniego trzecią najważniejszą osobą w Stolicy Świętego Piotra po papieżu. Pius XII powierzył mu stanowisko podsekretarza do bieżących spraw kościelnych.
Papieska Komisja Pomocy dla Uchodźców troszczyła się nie tylko o paczki dla dzieci pod choinkę, lecz rozwinęła działalność, która do tej pory jest wstydliwie przemilczana, ale doczekała się historycznych opracowań. We współpracy z Międzynarodowym Czerwonym Krzyżem świadczyła również pomoc dla uchodźców z wytatuowanym SS na ramieniu oraz współorganizowała ucieczki innych nazistów. Jak twierdzi badacz tej problematyki Gerald Steinacher, „[…] komisja (wspierana przez amerykański Kościół katolicki) zajmowała istotne miejsce w ogólnej strategii zwalczania komunizmu na początku zimnej wojny. […] Dokumenty sugerują, że niektóre osobistości w Watykanie wykorzystywały organizację jako narzędzie w walce ze wspólnym wrogiem, wzrostem radzieckich wpływów w Europie”.
Biskup Hudal i inni
Emblematyczną postacią jest tu austriacki biskup Alois Hudal, rektor seminarium Santa Maria dell’Anima w Rzymie, propagator Narodowego Kościoła Niemiec, zafascynowany narodowym socjalizmem, autor Die Grundlagen des Nationalsozialismus [Fundamenty narodowego socjalizmu] (1936), gdzie zachęcał katolików do współpracy z nazistami, utrzymujący bliskie związki z Piusem XII.
czytaj także
Andrea Tornielli, włoski dziennikarz katolicki występujący na antenie Radia Maria działającego w diecezji mediolańskiej od 1983 roku, opublikował w 2007 roku pracę Pio XII. Eugenio Pacelli. Un uomo sul trono di Pietro [Pius XII. Eugenio Pacelli. Człowiek na tronie świętego Piotra]. Myśląc zapewne o tej książce, ksiądz Adam Boniecki w artykule Dogmat w „Tygodniku Powszechnym” z sierpnia 2021 roku (w 1950 roku Pius XII ogłosił dogmat o wniebowzięciu Maryi) nazywa autora „wnikliwym biografem Piusa XII”. Ale Tornielli napisał wcześniej inną książkę o tym papieżu: Pio XII. Il Papa degli ebrei [Pius XII. Papież Żydów] (2001), wydaną w 2015 po polsku pod tytułem Pius XII. Papież, który ratował Żydów. Wspomina w niej biskupa Hudala tylko raz, przy okazji deportacji Żydów z Rzymu w październiku 1943 roku. Austriak przedstawiony jest tam jako bohater zaangażowany w watykańską akcję ratowania Żydów.
Trudno znaleźć bardziej zmistyfikowaną wersję tej historii. Wnikliwość Torniellego osiąga tu szczyty hipokryzji. Tornielli oczywiście nie zająknął się ani słowem o tym, co Hudal robił po wojnie, niczego się nie dowiemy o jego ewangelicznej pasji miłosiernego ratowania nazistowskich zbrodniarzy wojennych. A grał w tych działaniach pierwsze skrzypce, organizował „szczurzy szlak” – korytarz przerzutowy dla nazistów przez Tyrol Południowy (Górną Adygę). Dysponował całą siatką agentów do zdobywania papierów, kreowania fałszywych tożsamości, załatwiania promes wizowych, biletów, miejsc postoju na szlakach przemytu nazistów przez granicę. Robił to wszystko z pobudek ideowych. […]
Oczywiście wielu z kościelnych ratowników nazistów tłumaczyło się później, że „nic nie wiedzieli”. Na przykład ksiądz Anton Weber twierdził, że nie znał prawdziwej tożsamości ludzi, którym pomagał. „Nawet jeśli zbrodniarze wojenni podawali swoje prawdziwe nazwiska, nie wiedzieliśmy wówczas, że są zbrodniarzami wojennymi” – cytuje jego wypowiedź Steinacher. Wzruszająca jest doprawdy ta „niewiedza” o najcięższych zbrodniach II wojny światowej i ta święta naiwność prezentowana przez urzędników Pana Boga. Można powiedzieć, że Kościół z papieżami na czele to najgorzej poinformowani ludzie w historii świata.
Osobno należy wspomnieć amerykańskiego biskupa Aloisiusa Muencha, zapiekłego konserwatystę i antysemitę. Jak podaje Gerald Steinacher w swojej książce, Muench już cztery lata po wojnie domagał się powszechnej amnestii dla niemieckich zbrodniarzy. […] Atakował organizacje żydowskie za ich sprzeciw wobec amnestii. „Takie nastawienie – pisał biskup Muench – będzie podtrzymywać ducha mściwości, który nie jest dobry dla pokoju i dobrobytu”. Powtórzył stary argument, że to sami Żydzi ponoszą winę za antysemityzm.
czytaj także
Jak widzimy, osobisty wysłannik Piusa XII był przepełniony miłością bliźniego (do nazistów). Dla przypomnienia dodam, że Eichmann przybył do Buenos Aires w lipcu 1950 roku i legitymował się jako Ricardo Klement. Cztery miesiące po bezpiecznym dotarciu Eichmanna do Argentyny Pius XII ogłosił dogmat o wniebowzięciu Maryi.
Denazyfikacja przez chrzest
Straszliwe żniwo II wojny światowej postawiło przed Kościołem ogromne wyzwanie odbudowania świata wartości chrześcijańskich, który legł w gruzach, oraz ratowania tych, którzy w tej wojennej zawierusze się pogubili, zbłądzili, zeszli z drogi na manowce. Cały ówczesny świat rozłamał się na pół, a zimna wojna ogarniała wszystkich. W Kościele lęki czysto polityczne przybrały charakter religijny: komunistyczny Antychryst miał zniszczyć Mistyczne Ciało Chrystusa. Trzeba było więc działać w sytuacji obrony koniecznej. Trzeba było ratować potencjalnych sojuszników. Do uratowania była grupa zbłąkanych Niemców, a także Austriaków (takich jak Adolf Eichmann czy Franz Stangel), którzy postawili błędnie na Adolfa Hitlera, ale których można było jeszcze odzyskać dla Kościoła i społeczeństwa.
Gerald Steinacher opisuje jeden z podstawowych sposobów ratunku, stosowany przez ludzi z siatki watykańskiej, zakorzeniony najgłębiej w samej istocie chrześcijaństwa, tyleż fundamentalny, ile skuteczny zarówno w wymiarze formalno-prawnym (papiery, paszporty, dokumenty podróży), jak i metafizycznym, boskim. Chodzi oczywiście o chrzest. Steinacher opisuje całą misterną strategię postępowania, którą nazywa „denazyfikacją poprzez chrzest”. Była to polityka zachęcania do powrotu katolickich „odszczepieńców” i przyjmowania na swoje łono nawróconych protestantów. […]
Podstawowym duchowym impulsem do owej denazyfikacji przez chrzest było podjęcie misyjnego nakazu samego Jezusa Chrystusa, który już po swoim zmartwychwstaniu mówił do apostołów: „Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego” (Mt 28,19), a w Ewangelii Świętego Marka dodawał jeszcze pouczenie, które nierozerwalnie wiąże możliwość zbawienia z przyjęciem chrztu: „Kto uwierzy i przyjmie chrzest, będzie zbawiony” (Mk 16,16). […]
Chrzest zatem jest narodzeniem na nowo, odmienia życie na lepsze, zmazuje grzechy, oczyszcza z nieprawości – w taki sposób mówi się również o skutkach nawrócenia. Można sądzić, że dla (powtórnie) ochrzczonych nazistów ów „wóz wiozący do Boga” stawał się prozaicznym samochodem, pociągiem albo statkiem transatlantyckim, wiozącym ich – jak Eichmanna – do ciepłych krajów Ameryki Południowej, gdzie rozpoczynali „nowe życie” i wili sobie bezpieczne gniazdka, czując się jak u Pana Boga za piecem.
Nawrócenia w celi śmierci
W ostatnich dniach przed śmiercią Hans Frank pozostawał pod intensywną opieką irlandzkiego franciszkanina Sixtusa R. O’Connora z Zakonu Braci Mniejszych. O’Connor stał się akuszerem nawrócenia. Pięć dni po egzekucji, która odbyła się w nocy z 15 na 16 października 1946 roku, O’Connor pisał do rodziny o ostatnich chwilach Franka:
„W przeddzień jego śmierci odwiedziłem go w celi. Modliliśmy się wspólnie, odmawiając w skupieniu Chrystus na Wzgórzu Oliwnym (z diecezjalnego modlitewnika z Bambergu). […] Zaraz po północy przyjął komunię świętą. Podczas ostatnich piętnastu minut rozmawiałem z nim, udzielając mu ostatniego błogosławieństwa Kościoła i odpustu zupełnego. […] Zanim opuściliśmy celę, zrobiłem mu znak krzyża na czole, ustach i piersiach. […] Po drodze na miejsce straceń modliliśmy się do świętego Józefa o dobrą śmierć. Po przybyciu na miejsce wyznał jeszcze: »Dziękuję za dobre traktowanie, którego doświadczyłem podczas pobytu w więzieniu, i proszę Pana Boga, żeby zechciał łaskawie przyjąć mnie do siebie!«. Potem odczytałem krótką modlitwę, a on na sam koniec powiedział: »Jezu mój, miłosierdzia!«. I to były jego ostatnie słowa. […] Wierzę, że po śmierci wszedł od razu do Nieba i tam z ręki Boga otrzymał sprawiedliwy wyrok. Jestem przekonany, że tam właśnie odnajdzie pokój i miłość, czego darmo szukać na tym świecie” [cytuję za książką Dietera Schenka].
Ojciec O’Connor zapewnił rodzinę, że Frank „po śmierci wszedł od razu do Nieba i tam z ręki Boga otrzymał sprawiedliwy wyrok”.
Barbara Engelking: Przestańmy mówić o pamięci, zacznijmy mówić o trosce
czytaj także
Eichmann – honorowy członek Kościoła katolickiego
David Cesarani w biografii Eichmanna cytuje słowa wypowiedziane przez niego do agentów Mosadu, którzy ujęli go w maju 1960 roku w Buenos Aires: „Słyszałem o organizacjach, które pomagały w wyjeździe z Niemiec. Na początku 1950 roku nawiązałem kontakt z jedną z takich organizacji. Przygotowano mój wyjazd do Włoch. W Niemczech pewien franciszkanin zdobył dla mnie paszport dla uchodźcy wystawiony na nazwisko Ricarda Klementa oraz wizę argentyńską”.
Wszystko się zgadza. Cesarani rekonstruuje ucieczkę Eichmanna: wyruszył z Niemiec przez Tyrol Południowy do Włoch. Zatrzymywał się w klasztorach i konwentach katolickich, gdzie udzielano mu schronienia. Zatrzymał się między innymi we franciszkańskim klasztorze w południowotyrolskim stołecznym mieście Bozen (Bolzano). Zapleczem dla przekradających się przez granice nazistów była Wspólnota Świętego Rafała kierowana przez ojca Antona Webera. Przypomnijmy – tego samego Webera, który „nic nie wiedział” o zbrodniczej przeszłości swoich podopiecznych. […]
W 1959 roku pisał w Argentynie: „Z najgłębszą wdzięcznością wspominam pomoc, którą otrzymałem od duchownych katolickich w czasie ucieczki z Europy. Postanowiłem spłacić mój dług wdzięczności, przechodząc na katolicyzm” (cytuję za książka Mariusza Agnosiewicza Kościół a faszyzm. Anatomia kolaboracji). Cesarani przypuszcza, że Eichmann najprawdopodobniej został ochrzczony powtórnie, w obrządku katolickim, urodził się bowiem jako protestant.
Ten akces do Kościoła rzymskokatolickiego poprzez chrzest uznawał za akt wdzięczności. „Bez wahania określiłem się jako katolik. W rzeczywistości nie należałem do żadnego Kościoła, ale pomoc, jaką uzyskałem od katolickich księży, zapadła mi głęboko w pamięć, postanowiłem więc uczcić Kościół katolicki, zostając jego honorowym członkiem”.
Były miliony, nie ma milionów, nie ma nic. Trzeba zażydzić świat
czytaj także
Honorowy członek Kościoła rozmyślał o Panu Bogu. Cesarani zbiera kilka jego wypowiedzi na ten temat: „Znam Boga. Nigdy nie straciłem z Nim kontaktu”. „Nie wierzę w piekło. Nie ma piekła”. „Nie mam się z czego spowiadać. Nie zgrzeszyłem. Mam u Boga czyste konto. Nie zrobiłem tego. Nic złego nie zrobiłem. Nie żałuję”. Uparcie odmawiał uznania zbawienia i miłosierdzia Chrystusa. A jednak w ostatniej chwili życia odczuł potrzebę modlitwy. Tuż przed wyprowadzeniem z celi na egzekucję – na prośbę Eichmanna – dano mu trochę czasu na cichą modlitwę. Ostatnie słowa spod szubienicy brzmiały: „Niech żyją Niemcy, niech żyje Argentyna, niech żyje Austria. To trzy kraje, z którymi byłem najbardziej związany i których nie zapomnę. Pozdrawiam żonę, rodzinę i przyjaciół. Jestem gotów. Wkrótce się spotkamy, bo taki jest los wszystkich ludzi. Umieram, wierząc w Boga”.
Adolf Eichmann nie zapomniał o Kościele i jego pomocy w ucieczce z Europy. Ale i Kościół nie zapomniał o Adolfie Eichmannie. […] Kiedy było już pewne, że Eichmann stanie przed sądem – mnóstwo ludzi, instytucji, służb i państw wpadło w popłoch. Eichmann naprawdę dużo wiedział, znał nazwiska nazistów na rządowych posadach w NRF, wiedział też, kto mu pomagał w ucieczce z Europy. Bardzo cenił sobie pomoc Kościoła katolickiego i był za nią wdzięczny. Chodziło o to, by tej wdzięczności nie wyrażał publicznie […]
W 1960 roku zimna wojna trwała w najlepsze. Kościół nie ustawał w organizowaniu antykomunistycznej krucjaty. Ciekawe, jaką chorągiew miał w tej wyprawie krzyżowej przeciw komunizmowi nieść Eichmann? Świętego Jerzego walczącego ze smokiem?
*
Fragment książki Jacka Leociaka Zapraszamy do nieba. O nawróconych zbrodniarzach, która ukaże się 23 listopada w Wydawnictwie Czarne.
**
prof. dr hab. Jacek Leociak – historyk literatury, kierownik Zakładu Badań nad Literaturą Zagłady w Instytucie Badań Literackich PAN, członek założyciel Centrum Badań nad Zagładą Żydów przy Instytucie Filozofii i Socjologii PAN, redaktor rocznika „Zagłada Żydów. Studia i Materiały”. Opublikował m.in.: Getto warszawskie. Przewodnik po nieistniejącym mieście (wspólnie z Barbarą Engelking), Doświadczenia graniczne. Studia o dwudziestowiecznych formach reprezentacji, Ratowanie. Opowieści Polaków i Żydów, Spojrzenia na warszawskie getto, Biografie ulic, Młyny boże. Zapiski o Kościele i Zagładzie. Razem z Barbarą Engelking przygotował koncepcję galerii Zagłada w Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN.