Kraj

Co zrobić z kartą do referendum? Najlepiej nie brać

Jeśli karty do referendum pozostaną nietknięte, niewzięte do ręki, niewrzucone do urny, komisje będą miały mniej pracy i będą mogły zająć się liczeniem głosów do Sejmu i Senatu. Jeśli mieszkasz za granicą i tam głosujesz, tym bardziej nie bierz udziału w referendum, bo komisja może nie zdążyć policzyć głosów, a wtedy wszystkie przepadną.

Wyobraź sobie, że pracujesz w komisji wyborczej, rozdajesz karty do głosowania. Wybory do Sejmu – jedna karta, do Senatu – druga karta, do tego referendum – trzecia. Sprawdzasz nazwiska i dowody osobiste – to jeszcze ok. Jest porządek, karty są posegregowane i w równych stosikach leżą na biurku.

Ale potem trzeba je wysypać z urny i posegregować. Bo będzie przecież tylko jedna urna na wszystkie karty. Jedna urna, jedna i ta sama komisja. A wiadomo, co ludzie robią z kartami: składają na pół albo na cztery, składają wszystkie razem, albo każdą osobno, gniotą – a nieszczęsne członkinie komisji muszą się z tym szamotać, prostować i liczyć. Do tego referendum zawiera aż cztery pytania i każde z nich komisja musi policzyć osobno. Bo można przy jednym pytaniu zakreślić „tak” przy innym „nie”, a jakieś w ogóle pominąć.

Praca komisji zazwyczaj trwa kilkanaście godzin, a tym razem, z dodatkowym obowiązkiem policzenia także głosów oddanych w referendum, może potrwać i dobę. Osób uprawnionych do głosowania jest ponad 29 milionów, nawet jeśli w wyborach weźmie udział tylko 60 proc. z nich, nadal oznacza to – niech policzę – ok. 52 mln 200 tysięcy kart.

Jeśli karty do referendum pozostaną nietknięte, w ogóle niewzięte do ręki, niewrzucone do urny, chaos będzie znacznie mniejszy. Dlatego najlepiej w ogóle nie pobierać kart referendalnych – komisje będą miały o jedną trzecią pracy mniej i będą mogły zająć się wynikami wyborów.

Ułatwi to pracę wszystkim komisjom, ale szczególnie ważne jest dla komisji polonijnych, które na zliczenie głosów mają zaledwie 24 godziny. Jeśli w tym czasie nie policzą wszystkich głosów i nie przekażą wyników głosowania, wtedy głosy polonijne przepadną całkowicie, bo głosowanie w danym obwodzie zostanie uznane za niebyłe.

Żeby żyło się lepiej – wszystkim (albo prawie)

Za pierwszym razem brzmi to szokująco, więc powtórzmy, bo tak właśnie jest: mimo że determinacja Polonii do wzięcia udziału w wyborach jest ogromna, wszystkie te głosy oddane w obwodach za granicą mogą przepaść, mogą zostać uznane za niebyłe, jeśli danej komisji nie uda się w 24 godziny zliczyć głosów we wszystkich trzech wyborach: do Sejmu, do Senatu i referendum.

Rzecznik Praw Obywatelskich zwraca wprawdzie uwagę, że limit 24 godzin wynikający z kodeksu wyborczego nie dotyczy referendum i nie ma ustawowych przeszkód, by głosy oddane w referendum zliczać już po przekazaniu wyników wyborów do Sejmu i Senatu. Tej okoliczności nie uwzględnia jednak uchwała PKW z 3 października 2023 roku w swoich wytycznych dla komisji wyborczych za granicą.

Jak zatem pomóc komisjom i zwiększyć szansę, że głosy oddane w wyborach do Sejmu i Senatu zostaną policzone i uwzględnione? Nie brać karty do referendum.

Poproszę inny zestaw pytań

Poza tym umówmy się, pytania referendalne to tak jawna manipulacja, że można powiedzieć tylko: PiS jest jak wąż, ale widać, w którą stronę pełznie. Dlatego najlepsze, co można zrobić, to zmielić karty referendalne na makulaturę.

Pytania są powszechnie znane. Wokół tych zagadnień prowadzona jest cała kampania PiS, one były też osią jedynej debaty przedwyborczej w TVP, ale przypomnijmy je jeszcze raz.

1: Czy popierasz wyprzedaż majątku państwowego podmiotom zagranicznym, prowadzącą do utraty kontroli Polek i Polaków nad strategicznymi sektorami gospodarki? 2: Czy popierasz podniesienie wieku emerytalnego, w tym przywrócenie podwyższonego do 67 lat wieku emerytalnego dla kobiet i mężczyzn? 3: Czy popierasz likwidację bariery na granicy Rzeczypospolitej Polskiej z Republiką Białorusi? 4: Czy popierasz przyjęcie tysięcy nielegalnych imigrantów z Bliskiego Wschodu i Afryki, zgodnie z przymusowym mechanizmem relokacji narzucanym przez biurokrację europejską?

PiS jak PPR, czyli referendum jako test ze skuteczności propagandy

Obywatel, który chce podejść do referendum rzetelnie, a pytań wcześniej nie czytał, spędzi za kotarką lokalu wyborczego dobry kwadrans, żeby zrozumieć, o co tu właściwie chodzi. To oczywiście spowalnia proces wyborczy, więc przy wyjściu ów rzetelny obywatel spotka się z niezadowoloną, przestępującą z nogi na nogę kolejką.

Zobaczmy więc: na pierwsze pytanie osoby sprzyjające PiS powinny odpowiedzieć „Tak”, bo wyprzedaż polskiego majątku to dokładnie to, co rząd PiS robi: przehandlował już rafinerię, drewno z polskich lasów i ziemie, a w planach jest lotnisko Okęcie i inne, mniej głośne transakcje.

Pytanie drugie o emeryturę powinno zostać zastąpione innymi: jaką pracę wykonujesz? Czy na emeryturze będzie cię stać na lekarza i lekarstwa? Czy masz umowę o pracę i otrzymasz emeryturę, która pozwoli na godną starość? Pisaliśmy o emeryturach wiele, to sprawa złożona, a ktoś, kto wymaga odpowiedzi „tak albo nie”, na pewno liczy na to, że nie zrozumiemy pytania.

Pytanie trzecie, o barierę na granicy, należy czytać łącznie z czwartym, o „tysiące nielegalnych imigrantów”. Zwolennicy PiS powinni odpowiedzieć na oba: „tak”, żeby nie psuć PiS-owskim ministrom interesu. Barierę rozebrać, na granicy ustawić kasy i przyjmować migrantów za opłatą, bo tym właśnie zajmuje się polskie MSW.

Jak widać, pytania są co najmniej pokrętne. Zrozumienie, po co w ogóle się je zadaje i dlaczego PiS-owskie plakaty radzą odpowiadać cztery razy nie, chociaż PiS sam wszystkie te działania aktywnie prowadzi, może przyprawić o ból głowy – no i narazić na wrogie spojrzenia osób zmuszonych czekać, aż cały ten proces myślowy za kotarką się odbędzie.

Nie warto. Lepiej karty do referendum nie brać, postawić krzyżyk przy nazwiskach wybranych kandydatów i udać się do domu, na spacer, gdzie się chce.

@sylwia_gregorczyk_abram

❌ dlaczego niektórzy nawołują do bojkotu referendum? ❌ czy możecie odmówić pobrania karty referendalnej? ❌ może niektórzy z was mają obawy przed publiczną odmową pobrania karty. To zrozumiałe, że w niektórych sytuacjach (np. w małych społecznościach) może to być trudne. Wtedy pobierzcie karte i zagłosujcie tak jak wam podpowiada sumienie. Moim zdaniem 3 powody podane w filmie mogą być dla was podpowiedzią. ❌ najważniejsze- idzcie na wybory!

♬ dźwięk oryginalny – Sylwia Gregorczyk-Abram

Referendum będzie ważne, jeśli weźmie w nim udział więcej niż 50 proc. uprawnionych do głosowania. Żeby zatem nie musieć się martwić, co przyniosą odpowiedzi „nie”, a co „tak”, lepiej karty do referendum po prostu nie brać.

A co, jeśli?

A co, jeśli obawiamy się, że niepobranie karty do referendum narusza zasadę tajności głosowania? Co, jeśli w komisji siedzi dyrektor szkoły, do której chodzi córka, albo sąsiadka ciotki i zaraz wszyscy będą mówić, że Iksińska nie brała udziału w referendum, widać popiera Tuska für Deutschland?

– Od jakiegoś czasu, zgodnie z przepisami RODO, kiedy potwierdzamy odbiór kart do głosowania, składamy podpis w takim okienku, komisja wyborcza ma obowiązek stosowania tzw. nakładki RODO: nie widzimy nazwisk dookoła, widzimy tylko „własną” linijkę – uspokaja Sylwia Gregorczyk-Abram, adwokatka, aktywistka Wolnych Sądów. – Można domniemywać, że osoba, która bierze udział w referendum, sprzyja partii rządzącej, ale to tylko domniemania – mówi prawniczka. – Dla wielu osób całe zamieszanie związane z referendum, poziom komplikacji, niepewności, czy głosować i jak, jest demotywujące.

Nie dajcie się jednak zniechęcić.

(A)polityczni Debiutanci

czytaj także

(A)polityczni Debiutanci

Hubert Walczyński, Maciek Możański

Przepisy mówią, że udział w wyborach i w referendum jest naszym prawem, a nie obowiązkiem. Mamy prawo wziąć udział w wyborach do Senatu, w wyborach do Sejmu i w referendum. Każde to prawo jest osobne. Tylko od nas zależy, w którym głosowaniu weźmiemy udział, a w którym nie.

– Jako wyborca pilnujemy, by komisja złożyła adnotację i dopisała w rubryce uwagi „bez referendum”. Raczej nie powinno się zdarzyć, że nie zechce tego zrobić. Gdyby coś takiego jednak się stało, poprosiłabym, żeby członek komisji podpisał mi się na oświadczeniu, że odmówił takiego działania – mówi Gregorczyk-Abram.

Wbrew rozpowszechnianym plotkom karty wyborcze nie będą spięte zszywaczem z kartą referendalną. Jeśli jednak ktoś nam poda do ręki kartę referendalną, której brać nie chcemy, możemy ją od razu oddać.

Można nie brać karty do referendum ostentacyjnie, wtedy dodajemy otuchy innym, którzy się wahają, można po cichu, warto jednak podejść komisji uprzejmie, bo przecież tych przepisów nie wymyśliła żadna z zasiadających tam osób. Można powiedzieć, „dziękuję, nie biorę”, można nie powiedzieć nic. Do obowiązków komisji należy odnotowanie w spisie wyborców niepobrania karty referendalnej, tak jak i pozostałych.

Inicjatywa Wschód: po pełnię praw i połowę władzy

A co, jeśli nie chcemy wziąć udziału w referendum, ale nie mamy odwagi odmówić wzięcia karty? Liczą się te karty, które zostaną wyjęte z urny. I to te, które nie zostały przed wrzuceniem do urny przedarte. Przedarte się nie liczą, liczą się jednak pogięte czy naddarte.

Nie niszcz karty i nie wynoś z lokalu wyborczego

– Nie zalecam nikomu niszczenia kart referendalnych – mówi Sylwia Gregorczyk-Abram. – Państwowa Komisja Wyborcza zasugerowała, że niszczenie karty do referendum może być wykroczeniem albo przestępstwem. Ja uważam, jako adwokatka, że taka linia jest zbyt daleko posunięta, a to, co zrobię z moim głosem, to moja sprawa. Natomiast nie radziłabym nikomu w przestrzeni publicznej niszczyć karty referendalnej, bo mamy upolitycznioną prokuraturę i zdarzały się w przeszłości orzeczenia, co prawda niezwykle wyjątkowe, kwalifikujące zniszczenie karty jako wykroczenie – mówi adwokatka.

Nie ma jednak przepisów, które zabraniałyby pozostawienia karty za kotarką, co jednak może grozić tym, że jeśli nic na nich nie zaznaczymy, ktoś inny wypełni je za nas i wrzuci do urny.

– Jestem zdania, że jeśli ktoś chce kartę do referendum zostawić za kotarką, włożyć do kieszeni i wynieść z lokalu, to jako wyborca ma do tego prawo. Uważam jednak, że najbezpieczniejszym sposobem jest odmowa przyjęcia karty do referendum – mówi Sylwia Gregorczyk-Abram. – Kolejnym wyjściem jest uczynienie głosu nieważnym i niewrzucanie go do urny, ale pozostawienie za kotarką.

Chodźmy na marsz i wybory. Żeby nie trzeba było iść na Bastylię albo inną Berezę

Co zrobić, by głos był nieważny?

– Na przykład zakreślić oba kwadraciki naraz przy każdym z pytań, w kwadraciku „tak” i w kwadraciku „nie” – mówi adwokatka. Przypomina jednak, że do osiągnięcia wymaganych 50 proc. liczą się karty, które wrzucono do urny. Jeśli więc chcemy, żeby referendum było nieważne, to nasza karta referendalna w ogóle nie może znaleźć się w urnie.

Podsumowując: jeśli nie chcesz, żeby referendum było wiążące, lub jeśli chcesz, żeby głosy w wyborach parlamentarnych zostały policzone na czas, jeśli chcesz, żeby członkinie i członkowie komisji mieli w tym długim, pracowitym dniu czas na kanapkę i siku – nie bierz karty referendalnej, albo niech zniknie gdzieś po drodze i nie wpada do urny.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Katarzyna Przyborska
Katarzyna Przyborska
Redaktorka strony KrytykaPolityczna.pl
Redaktorka strony KrytykaPolityczna.pl, antropolożka kultury, absolwentka The Graduate School for Social Research IFiS PAN; mama. Była redaktorką w Ośrodku KARTA i w „Newsweeku Historia”. Współredaktorka książki „Salon. Niezależni w »świetlicy« Anny Erdman i Tadeusza Walendowskiego 1976-79”. Autorka książki „Żaba”, wydanej przez Krytykę Polityczną.
Zamknij