Kraj

Masy ludzi w więzieniach to dowód choroby, a nie zdrowego państwa

W Polsce wciąż pokutuje bezwzględne podejście do karania, a liczba osadzonych na 100 tys. mieszkańców jest u nas jedną z najwyższych w Unii. Nie ma żadnego uzasadnienia dla tak surowej polityki. I nie ma powodu, żeby co roku skazywać ponad tysiąc osób za posiadanie narkotyków, zwykle niewielkiej ilości.

„Warto rozpocząć poważną merytoryczną dyskusję na temat zaostrzenia kar za posiadanie narkotyków. Kara musi być dotkliwa i bolesna. Żadnej tolerancji dla nikogo – nikt nie ma prawa sięgnąć po narkotyki” – stwierdził poseł Janusz Kowalski z Solidarnej Polski w reakcji na zatrzymanie rapera Maty za posiadanie marihuany. Dokładnie rzecz biorąc, za posiadanie 1,5 grama tej substancji.

Oczywiście, Janusz Kowalski należy do tej części Zjednoczonej Prawicy, która wgniotła się w prawą ścianę i bardziej na prawo przesunąć się już chyba nie zdoła. Nawet poseł Konfederacji Artur Dziambor zachował w tej sprawie więcej rozsądku. „Może to zatrzymanie wywoła dyskusję o pełnej depenalizacji. Państwo utrzymuje dziś gigantyczny czarny rynek, a może zarobić” – napisał na Twitterze.

Kowalskiemu, jak i zapewne pozostałym ziobrystom+ najwyraźniej marzy się system rodem z Singapuru, w którym niemal każde potencjalnie „kłopotliwe” zachowanie jest po prostu zakazywane i karane, a za handel narkotykami można nawet stracić życie. Takie podejście jest jednak odwrotnością modelu stosowanego w Europie, w której więzieniem karze się w ostateczności, gdy delikwent faktycznie szkodzi innym i nie rokuje nadziei na poprawę.

Mata zatrzymany za półtora grama. „To po prostu absurd”

Niestety, poglądy Kowalskiego nie odbiegają zanadto od podejścia stosowanego w Polsce, w której nadal wsadza się ludzi do więzienia chętnie, często i nawet za dosyć błahe występki.

Bliżej do Turcji niż UE

Według danych Eurostatu w niektórych aspektach Polska przegania nawet Singapur – na przykład pod względem wskaźnika inkarceracji, czyli liczby więźniów na 100 tys. mieszkańców. W Polsce osadzonych jest 226 osób na 100 tys.; w Singapurze natomiast w więzieniach wyroki odsiaduje 185 osób na 100 tys. mieszkańców.

Polska jest największym więzieniem Europy

Pod względem skłonności do wsadzania ludzi do więzienia Polska bardziej przypomina Turcję niż Europę Zachodnią. W Turcji wskaźnik inkarceracji wynosi 281, tymczasem w niemal wszystkich państwach zachodu kontynentu, nie licząc Hiszpanii i Portugalii, jest wyraźnie poniżej 100 osób na 100 tys. Wśród krajów UE przewyższają nas tylko trzy kraje bałtyckie, a nasz wskaźnik inkarceracji jest wyższy niż w Czarnogórze, Albanii i Serbii. Chociaż powodów do wsadzania ludzi do więzienia mamy raczej mniej, gdyż jesteśmy jednym z najbezpieczniejszych państw Europy.

Ten policyjny model wychowywania społeczeństwa jest specyfiką całej Europy Środkowo-Wschodniej. Wszystkie państwa członkowskie UE, w których wskaźnik inkarceracji przekracza 150, to kraje naszego regionu. Mowa o Węgrzech, Czechach, Słowacji oraz oczywiście Polsce i krajach bałtyckich. Dołącza do tej grupy jeszcze niewielka Malta.

Wskaźnik inkarceracji w wybranych krajach Europy, 2019 r. Źródło danych: Eurostat

Być może to jakaś pozostałość po zamordystycznej przeszłości, czyli czasach realnego socjalizmu, a może typowa dla Europy Wschodniej wiara w skuteczność surowej ręki władzy oraz zbawienną rolę kary. To przekonanie, że przestępca powinien iść siedzieć, bo inaczej nie odczuje wagi swojego występku, jest jednak średnio uzasadnione. Bo czy w Holandii albo Danii, w których wskaźnik inkarceracji wynosi ledwie 67, z powodu bardziej łaskawego traktowania mających coś na sumieniu ludzi rozpleniła się przestępczość? Absolutnie nie – oba państwa należą do jednych z najbezpieczniejszych w UE, jak wspomniałem, razem z Polską.

Liczba więźniów nie decyduje o bezpieczeństwie

Nie ma dowodów na to, że wsadzanie ludzi do więzień skutecznie ogranicza przestępczość. W Polsce faktycznie wysoki współczynnik inkarceracji idzie w parze z niskimi wskaźnikami poszczególnych przestępstw. Ale już w państwach bałtyckich tak nie jest – trzymają one znaczny odsetek ludzi w więzieniu, a pod względem zabójstw nadal są w ścisłej unijnej czołówce, daleko przed pozostałymi państwami członkowskimi.

Ciekawym przypadkiem jest Słowenia: wskaźnik inkarceracji w tym alpejskim kraju wynosi ledwie 64, a jednocześnie notuje ona najmniej zabójstw w UE i prawie najmniej rozbojów. Generalnie cała Europa jest dowodem na to, że nie trzeba trzymać ludzi za kratkami, żeby zapewnić przyzwoite bezpieczeństwo. W USA wyroki odsiaduje aż 639 osób na 100 tys. mieszkańców – to najwyższy wskaźnik inkarceracji na świecie – a przecież pod względem bezpieczeństwa nie mogą się one równać z UE, nawet rozpatrywaną jako całość.

Gdyby nasze więzienia zasiedlali faktycznie niebezpieczni ludzie, można by to jeszcze zrozumieć. Jednak w dużej części to raczej nieszkodliwe osoby z problemami, które z powodu różnych okoliczności dopuściły się przestępstw. Według informacji rocznej służby więziennej za 2020 rok mediana wyroku wśród polskich osadzonych wynosi 30 miesięcy. Czyli połowa polskich więźniów odsiaduje wyrok krótszy niż dwa i pół roku.

Wśród osadzonych w Polsce największą grupę stanowią osoby, które dopuściły się przestępstw przeciwko mieniu. Większość z nich powinna siedzieć, bo ma na koncie kradzież z włamaniem, rozbój albo wymuszenie rozbójnicze. Jednak 4 tys. osadzonych zostało skazanych za zwykłą kradzież, a kolejne 8 tys. za pozostałe przestępstwa przeciw mieniu, czyli między innymi przywłaszczenie lub „wypadki mniejszej wagi”.

Oczywiście, nie chodzi o to, żeby nie karać kradzieży rowerów. Są jednak inne sposoby karania, chociażby ograniczenie wolności czy bardzo skuteczny system dozoru elektronicznego.

Skazani za posiadanie

Prawie cztery i pół tysiąca polskich więźniów odsiaduje wyrok za przestępstwo określone w akcie prawnym innym niż Kodeks karny. Są to między innymi skazani z Ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii. Producenci twardych narkotyków i hurtowi dilerzy stanowią wśród nich zupełny margines. Według najnowszego Raportu o stanie narkomanii w Polsce w 2019 roku podejrzanych o przestępstwa określone w Ustawie o przeciwdziałaniu narkomanii było 34 tys. osób. Wśród nich aż 29 tys. to podejrzani o złamanie art. 62., czyli posiadanie niedozwolonych substancji. O wprowadzanie do obrotu podejrzewano jedynie 942 osoby, a o produkcję – 186. Według danych Ministerstwa Sprawiedliwości w 2018 roku na podstawie art. 62 na karę pozbawienia wolności skazano ponad 3 tys. osób, w tym 1,4 tys. osób otrzymało wyrok bez zawieszenia. Wśród nich znajdowało się ponad 700 osób skazanych na podstawie ustępu 1. powyższego artykułu – czyli za posiadanie nieznacznych ilości narkotyku.

Skazani na narkotyki

Tymczasem wsadzanie ludzi do więzienia nie jest chyba celem samym w sobie. Chodzi raczej o to, żeby skazani przestali popełniać przestępstwa. Z tej perspektywy polski model wymierzania kar sprawdza się tak sobie. Przede wszystkim w polskich więzieniach ma miejsce ogromna rotacja. W ubiegłym roku skreślonych z ewidencji zostało 80 tys. więźniów, a ich cele zajęły kolejne 74 tys.

Ubiegły rok był wyjątkowy, gdyż z powodu pandemii liczba przestępstw i wykroczeń wyraźnie spadła, stąd więcej osób wykreślono, niż wpisano do ewidencji. Rok wcześniej wpisano 83 tys. nowych więźniów, a wypisano 81 tys. Całkiem prawdopodobne, że wśród tych wykreślonych z ewidencji w zeszłym roku było całkiem sporo tych wpisanych. Według raportu Ministerstwa Sprawiedliwości z 2018 roku w ciągu pięciu lat od pierwszego wyroku co czwarty skazany ponownie łamie prawo. Wśród samych zwolnionych z więzienia aż 40 proc. wraca do popełniania przestępstw. Resocjalizacyjna funkcja więzienia w Polsce nie działa. Wręcz przeciwnie, utrwala wśród skazanych przestępcze nawyki.

Nie zaostrzać. Liberalizować

Trzymanie ludzi w odosobnieniu nie jest jedyną formą kontrolowania osób mających na sumieniu występki przeciwko prawu. Alternatywą jest na przykład system dozoru elektronicznego, z którego w Polsce można skorzystać, jeśli zasądzona kara pozbawienia wolności nie przekracza półtora roku. A także, jeśli sąd wyda zgodę na zamianę odsiadki na tego typu karę. Dzięki SDE skazany odsiaduje wyrok w domu, jednak w określonych godzinach może z niego wychodzić, a więc też prowadzić aktywność zawodową.

Odsiadując wyrok w domu, nie nasiąka się kulturą środowisk przestępczych i nie poszerza się sieci kontaktów wśród przestępców. Można za to kończyć szkołę i zarabiać na siebie. Według danych Ministerstwa Sprawiedliwości zaledwie 7–10 proc. skazanych narusza warunki odsiadywania kary w systemie SDE. W więzieniu jeden strażnik przypada na 2,5 osadzonej osoby, tymczasem w SDE jedna osoba może kontrolować aż 18 skazańców. Jest to o tyle istotne, że akurat na utrzymanie porządku publicznego wydajemy sporo – 2,1 proc. PKB, a więc jedną czwartą więcej niż średnio w UE. Niestety, obecna przepustowość tego systemu w Polsce wynosi jedynie 8 tys. osób i jest wykorzystywana niemal w pełni, tymczasem potencjalnie mogłoby z niego korzystać nawet i kilkanaście tysięcy osób, które obecnie odsiadują w więzieniu niedługie kary.

Więzienie to też życie

Wbrew temu, co sądzi Janusz Kowalski, nie w każdym przypadku kara musi być „dotkliwa i bolesna”. Bardzo często to właśnie mniej dokuczliwy wymiar kary sprawdza się lepiej, umożliwiając kontynuację w miarę normalnego życia.

Chociaż bezwzględne podejście Kowalskiego do karania wciąż pokutuje nad Wisłą, to w tak bezpiecznym kraju jak Polska przetrzymywanie tak wielu ludzi w więzieniach nie ma uzasadnienia. Nie ma powodu, żeby co roku skazywać ponad 1000 osób za posiadanie narkotyków, w tym ponad 700 za nieznaczne ilości. Nie ma sensu trzymać też w więzieniach tysięcy osób skazanych za mniej poważne przestępstwa. Wraz z rozwojem gospodarczym kraju prawo powinno się łagodzić, a nie zaostrzać. Duża liczba osadzonych jest dowodem choroby, a nie zdrowia.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Piotr Wójcik
Piotr Wójcik
Publicysta ekonomiczny
Publicysta ekonomiczny. Komentator i współpracownik Krytyki Politycznej. Stale współpracuje z „Nowym Obywatelem”, „Przewodnikiem Katolickim” i REO.pl. Publikuje lub publikował m. in. w „Tygodniku Powszechnym”, magazynie „Dziennika Gazety Prawnej”, dziale opinii Gazety.pl i „Gazecie Polskiej Codziennie”.
Zamknij