Kraj

Wielka Rewolucja Narodowa

Razi mnie obecność jedynie biało-czerwonych flag i powszechność odwołań do narodu i polskości, a także to, że wydaje się to razić tylko mnie.

Niedziela 16 lipca, na łódzki Łańcuch Światła w obronie sądów zaprasza mnie smsem znajomy adwokat. Mam wrażenie, że cofnęłam się w czasie do grudnia 2015, gdy z jednej strony stała tam nasza demonstracja, a z drugiej oni, uzbrojeni w biało-czerwone flagi, wykrzykujący coś w naszą stronę. Tym razem biało-czerwone flagi wytyczają przestrzeń naszej demonstracji, za chwilę rozbłyśnie łańcuch świateł. Mówcy powtarzają wciąż, że „my, naród”, ludzie skandują: „wolne sądy!”, skanduję razem z nimi, po to tu przyszłam, by bronić niezależności sądów.

Młodzi na ulicy, czyli PiS wkurzył już prawie wszystkich

Mówców jest dwóch: to prawnicy Maciej Rakowski i Aleksander Kappes. Następnego dnia z ostrą krytyką inteligenckości tego wydarzenia występuje jeszcze jeden mężczyzna, dziennikarz lokalnej „Wyborczej” Igor Rakowski-Kłos. Zgadzam się z nim, że wplatanie w przemowę pogardliwych uwag wobec beneficjentów programu 500 plus nie było zbyt fajne. Jednak dużo bardziej przeszkadza mi, że głos ten staje się kolejną dyskusją między mężczyznami, jakbyśmy przenieśli się na plan filmu 80 milionów, którego akcja dzieje się w 1981 roku; do tych mężczyzn, którzy walczyli o wolną Polskę, ale już nie o coś tak niemęskiego jak płacenie alimentów. I którzy po odzyskaniu wolności przez Polskę natychmiast odebrali ją Polkom. Więc czuję się, jakby cały rok Czarnych Protestów i Marszów Parasolek odbył się w jakiejś innej rzeczywistości, albo właśnie został zamieciony pod dywan, umieszczony na marginesie i ometkowany jako temat zastępczy.

Bez seksizmu i homofobii proszę

Igor Rakowski-Kłos ma rację, mówcy i zapewne organizatorzy protestu dopuścili się wszystkich zarzucanych ich błędów. Jednak zarzut inteligenckości pobrzmiewa mi antyelicką opowieścią o paniach w futrach udających się na manifestacje KOD-u, czyli populistycznym szczuciem na elity. A to dopiero początek. Następne dni i kolejne relacje dowodzą, że nie tylko w Łodzi broniliśmy wolności, ale już nie równości. Nie wspominając o pigułce „dzień po” czy równości małżeńskiej.

Następnie jest kolejna demonstracja, i mówców jest już kilku, wśród nich jedna kobieta, i nawet łódzkie Dziewuchy Dziewuchom reprezentuje mężczyzna (bo cała żeńska ekipa pojechała protestować do Warszawy). Za to o prawach kobiet, które oczywiście chce odebrać im zły PiS, mówi Paweł Bliźniuk, szef łódzkiej Platformy. Nie było go na żadnym proteście w obronie praw kobiet, a jego partia o prawach kobiet przypomniała sobie, gdy było za późno. Za to hasło „my, naród” wybrzmiewa jeszcze mocniej, biało-czerwone flagi nie łopoczą zaś tylko dlatego, że kropi deszcz. Parasolki, które otwierają się jedna po drugiej to nie są te parasolki, którymi wymachiwałyśmy na naszych protestach.

Razi mnie obecność jedynie biało-czerwonych flag i powszechność odwołań do narodu i polskości, a także to, że wydaje się to razić tylko mnie. Nie skaczę na hasło „kto nie skacze, ten za PiSem”, bo widziałam, jak łatwo podchwytuje się „kto nie skacze ten za Tuskiem”, i pamiętam jeszcze tłumy, które wyszły na ulice w 2012 roku, by protestować przeciwko ACTA. Boję się, że jedyne, co potrafimy „my” na „naszych” demonstracjach to kopiowanie ich języka, ich strategii i ich wizji świata, w której Polska dla Polaków, nie tęczowa, nie różowa, tylko narodowa. Zgrzewamy się z peerelowskich klimatów PiS, ale to my wszyscy, wbrew naszej inteligenckości, jesteśmy pogrobowym zwycięstwem monoetnicznej i narodowej do szpiku kości ideologii PRL. Sorry, nie mam wątpliwości, że to „my, naród” absolutnie nie zgadzamy się na żadnych uchodźców. Boję się, gdy prawnicy i inteligencja właśnie, po dwudziestu ośmiu latach przestawiania się na paradygmat demokratyczny, zapominają o takich słowach jak „obywatelstwo” i takich wartościach, jak reprezentacja, a hymnem kończącym demonstracje staje się „Kochać się w skargach jest rzeczą niewieścią, mężom przystoi w milczeniu się zbroić”.

Czuję się coraz mniej komfortowo, i postanawiam się na następną demonstrację wybrać z jakąś inną flagą, najlepiej tęczową, by przełamać tę monotonię narodowej symboliki. I znów podróż w przeszłość, tym razem do grudnia 2015 roku, gdy jedni z nas na demonstracje przychodzili z tęczowymi flagami, a inni kazali je zwijać. No przecież nie chcę jątrzyć, rozniecać konfliktów w łonie nas, którzy muszą być jednością, bo w jedności siła – nawet, jeśli nie da się ukryć, że na co dzień żyjemy w różnych światach, prawnicy utyskują na 500 plus, ja zaś chwalę sobie bezpłatne porady prawne wprowadzone przez Andrzeja Dudę. Bezpieczniej będzie pewnie ustawić się gdzieś ze zniczem. No to do zobaczenia!

Leder o protestach: wiadomość zła, dobra i lepsza

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Izabela Desperak
Izabela Desperak
Socjolożka, feministka
Socjolożka, feministka i nauczycielka akademicka. Wykłada w Instytucie Socjologii Uniwersytetu Łódzkiego. Redaktorka książki "Homofobia, mizoginia i ciemnogród?", autorka książki "Płeć zmiany".
Zamknij