Kraj

„Mieszkanie prawem, a nie towarem”? To może uregulujmy wreszcie ten rynek

Mieszkanie, podobnie jak energia, paliwo czy kredyt bankowy, nie jest zwykłym dobrem komercyjnym, ale dobrem szczególnego rodzaju. Dobrem, którym obrót powinien być bardziej lub mniej, ale jednak regulowany przez państwo.

Pomysł Donalda Tuska o kredytach 0 proc. i 600+ do najmu mieszkania wreszcie, być może po raz pierwszy do lat, rozgrzał opinią publiczną. To pokazuje, jak duży jest głód debaty politycznej o realnych problemach, nawet jeśli proponowane pomysły okazują się co najmniej dyskusyjne.

Sam pomysł został ogłoszony przez Tuska podobnie jak większość poprzednich pomysłów PO: mimochodem, bez przygotowania, bez dodatkowych wyliczeń i trochę od niechcenia. Ot, Platformie znowu się przestawiła wajcha i teraz będą uprawiać tak wcześniej przez nich hejtowane rozdawnictwo. Tak przynajmniej wygląda ta koncepcja na pierwszy rzut oka.

Która partia zbuduje mieszkania w Polsce?

Z drugiej strony wydaje się, że ten pomysł to niekoniecznie musi być typowa desperacka komorowszczyzna (jak słynne referendum o JOW), a sprytny plan uderzenia jednocześnie w Lewicę i PiS. Świadczy o tym ordynarna wręcz kradzież lewicowego hasła „Mieszkanie prawem, nie towarem” oraz nawiązanie do pisowskiego 500+ poprzez własne 600+ jako dopłaty dla najemców.

O ile więc pomysł ten może być niebezpieczny dla rywali PO pod kątem czystego populizmu, o tyle jego faktyczna realizacja na ten moment skończyłaby się katastrofą. Ceny mieszkań od razu poszłyby w górę, a nadwyżkę przejęliby deweloperzy i banki, o czym zresztą trąbią dzisiaj w mediach niemal wszyscy. I z czego szydzi nawet Józef Wojciechowski, potentat na rynku deweloperskim.

Z jednej strony mamy więc populistyczny pomysł Tuska, a z drugiej pomysł lewicowy. Partia Razem, co głosi już od dawna, planuje bowiem budować mieszkania komunalne, zwane też czynszowymi. Pomysł ten teoretycznie jest o dużo trafniejszy, zwłaszcza z punktu widzenia bezpieczeństwa ekonomicznego nabywców mieszkań. W praktyce może jednak napotkać pewną trudność.

Po pierwsze jest to pomysł długoterminowy, po drugie – wymaga ziemi pod zabudowę, a tej, zwłaszcza w miastach, gdzie głód mieszkań największy, jest niestety mało i można brać ją co najwyżej od kolei lub wojska, które niekoniecznie będą się chciały podzielić. Wreszcie mieszkania komunalne budowane przez państwowego dewelopera, jak to postuluje Razem wychowanym w neoliberalizmie Polakom, zwłaszcza tym ze średniego pokolenia, może się wydawać odstręczające.

Ikonowicz: Chcemy mieszkać!

Dość rzec, że Tomasz Lis nazwał to programem budowy getta. I niezależnie od tego, jak byśmy się z Tomasza Lisa śmiali, to przynajmniej na poziomie deklaracji – bo nie realnej równości czy podobieństw klasowych – jego poglądy są reprezentatywne dla stosunkowo dużej grupy wyborców w Polsce.

Oczywiście nie znaczy to, że pomysł budowania mieszkań czynszowych należy zarzucić. Znaczy jedynie to, że może być (i prawdopodobnie będzie) polubiony przez Polaków dopiero wtedy, gdy te mieszkania powstaną. A to oznacza okres więcej niż jednej kadencji.

Dlatego warto rozważyć jeszcze jedno rozwiązanie, które o dziwo rzadko jest przedmiotem publicznej dyskusji. A mianowicie należy potraktować rynek najmu jako rynek regulowany. Spokojnie, libkowi czytelnicy, nie oznacza to od razu cen urzędowych oraz PRL-u. Przecież z rynkiem regulowanym mamy do czynienia ciągle. Takim rynkiem jest na przykład rynek bankowy, dzięki czemu nadzorca może np. zakazać udzielania kredytów frankowych albo nakazać udzielanie kredytów na stałą stopę procentową.

Podobnie jest w przypadku rynku energetycznego: niższe ceny energii przez pewien czas zawdzięczamy ponoć temu, że jest to rynek regulowany. Zresztą sam rynek budowlany po części też jest rynkiem regulowanym. Wszak po to powołany jest nadzór budowlany albo uchwalana jest ustawa deweloperska. Nie możesz sobie, mimo wszystko, budować, czego chcesz, jak chcesz i gdzie chcesz.

Wyobraźmy więc sobie, że do wynajęcia mieszkania mamy tylko jeden ustawowy wzór umowy. Nie musimy wnosić żadnych dodatkowych opłat przy jej zawarciu. Możliwość wypowiedzenia umowy najmu przez właściciela jest przewidziana tylko w ścisłych, wyjątkowych przypadkach i stosunkowo rzadko, na przykład raz na dwa–trzy lata.

Podwyższenie czynszu możliwe jest tylko w określonych sytuacjach, np. wzrostu inflacji powyżej określonego progu. Jednocześnie eksmisje prowadzone są przez urzędy, a z czynszu najmu opłacana jest składka do ubezpieczyciela, który płaci czynsz przez określony czas, na wypadek gdyby nie płacił go najemca. Oczywiście to tylko pobieżny spis warunków, które mogły być przedmiotem takiej regulacji. Myślę, że specjaliści daliby ich więcej.

Przy ratach kredytu szybujących do góry tak jak teraz oszczędne życie nie wystarczy

Takie rozwiązanie pozwoliłoby przede wszystkim doczekać tego okresu, kiedy mieszkania komunalne staną się istotnym elementem rynku mieszkaniowego w Polsce, i w mniej lub bardziej zbliżonym kształcie istnieją przecież w Europie Zachodniej. A tę Europę tak bardzo przecież kocha obecna liberalna opozycja – nie to co PiS. Wymagałoby to jednak przestawienia własnego sposobu myślenia.

Mieszkanie, podobnie jak energia, paliwo czy kredyt bankowy, nie jest zwykłym dobrem komercyjnym, ale dobrem szczególnego rodzaju. Dobrem, którym obrót powinien być bardziej lub mniej, ale jednak regulowany przez państwo. W końcu właściciel mieszkania tak samo jak bank może doprowadzić nas szybko do katastrofy.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Galopujący Major
Galopujący Major
Komentator Krytyki Politycznej
Bloger, komentator życia politycznego, współpracownik Krytyki Politycznej. Autor książki „Pancerna brzoza. Słownik prawicowej polszczyzny”, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Krytyki Politycznej.
Zamknij