Kraj

Czy będzie alert LGBT w Tinderze przy wjeździe do Polski?

Polscy użytkownicy mają do wyboru tylko dwa określenia płci: kobieta i mężczyzna, mimo że Tinder daje możliwość wyboru spośród trzydziestu siedmiu.

Ostatnie badania, przeprowadzone na początku 2019 roku, pokazują, że 39% par hetero w USA poznało się za pośrednictwem internetu, a więc aplikacji i portali randkowych. Jeśli chodzi o pary jednopłciowe, ta liczba sięga 65%. Globalne trendy są zgodne z amerykańskimi.

Jednym z największych globalnych graczy na rynku aplikacji randkowych jest Tinder, wzorowany na stworzonym kilka lat wcześniej i przeznaczonym dla społeczności LGBTQ+ Grindrze.

Grindr

Od kilku lat mamy do czynienia z ciekawym trendem. Na świecie coraz większa część środowiska LGBTQ+ porzuca Grindra na rzecz innych aplikacji randkowych. Grindr daje użytkownikom wiele powodów, żeby przestali z niego korzystać.

W 2016 roku aplikacja została kupiona przez chińską firmę z branży gamingowej, niedługo potem pojawiły się informacje o tym, że nowy właściciel apki udostępniał dane użytkowników chińskim agencjom rządowym. Jakby tego było mało, udostępniał również innym firmom informacje dotyczące stanu zdrowia użytkowników apki. Tymczasem osoby korzystające z Grindra umieszczały na swoich profilach tak wrażliwe dane, jak orientacja i preferencje seksualne, nosicielstwo wirusa HIV i wreszcie dane geolokalizacyjne. Ta ostatnia informacja była szalenie istotna w prawie 70 państwach świata, zdarzało się bowiem, że władze krajów, w których stosunki homoseksualne są nielegalne i podlegają karom, tworzyły fikcyjne profile, by wyłapywać użytkowników i szykanować lokalne środowiska LGBTQ. Było też sporo przestępstw, których ofiary zwabiano za pomocą aplikacji. Sprawcy bardzo dobrze zdają sobie sprawę, że nieheteroseksualne osoby rzadziej zgłaszają przestępstwa na policję w strachu przed zdemaskowaniem, niewłaściwym traktowaniem przez stróżów prawa czy po prostu ze wstydu. Najgłośniejszym przypadkiem, który niewątpliwie przysporzył apce złej sławy, był seryjny morderca, który cztery swoje ofiary znalazł, korzystając z Grindra.

Niektóre kraje, w których homoseksualizm jest karany albo gdzie osoby homoseksualne są prześladowane, stopniowo blokowały aplikację. Turcja zrobiła to już w 2013 roku, potem dołączyły Arabia Saudyjska, Iran, Indonezja czy Liban. Co prawda czasem można używać tam apki, stosując narzędzia takie jak VPN, ale w Arabii Saudyjskiej czy Egipcie policja, żeby identyfikować osoby nieheteroseksualne, tworzy fałszywe profile, ryzyko jest więc duże. W 11 krajach za stosunki homoseksualne nadal grozi kara śmierci.

Z Grindra na Tindera

Twórcy aplikacji Tinder wyczuli, że mają szansę przejąć użytkowników Grindra. Jednak na Tidnerze wcale nie było tak wesoło. Nie dość, że przy tworzeniu profilu deklarowany wybór płci ograniczał się jedynie do „kobiety” i „mężczyzny”, to jeszcze osoby niehetero miały często problemy przy korzystaniu z apki. Na przykład konta osób trans, które określały się (z braku innych możliwości) jako kobiety, były zgłaszane przez mężczyzn jako niewłaściwe, co skutkowało banowaniem takich profili. Wreszcie w przypadku lesbijek algorytm Tindera bardzo często zawodził i wyświetlał ich profile mężczyznom hetero. Twórcy apki musieli zareagować, jeśli chcieli, żeby Tinder stał się miejscem przyjaznym dla osób LGBTQ+.

Już w 2016 roku ogłosili, że aplikacja da więcej możliwości określenia swojej płci. Tinder zaczął współpracę z organizacjami pozarządowymi (GLAAD w USA oraz Transgender Europe, Inter-LGBT i FELGTB w Europie) by w niektórych krajach poszerzyć wachlarz wyboru do 37 określeń płci, włączając w to także określenia charakterystyczne dla społeczności pochodzące z innych niż zachodnia kultur. Zmianę wprowadzono początkowo w Niemczech, Hiszpanii i Francji, potem w Australii i Indiach, a następnie w USA i Kanadzie. Przy okazji Pride Month Tinder skierował do osób LGBTQ kampanię #alltypesallswipes

Niestety, te zmiany nie dotyczą jeszcze wszystkich krajów. W Polsce opcja wyboru płci innych niż kobieta i mężczyzna jest nadal niedostępna, nie znajdziemy też informacji o tym, kiedy i czy w ogóle zostanie wprowadzona. Nie jest to zresztą wyjątkowa sytuacja, wszystkie Tinderowe innowacje były dostępne dla polskich użytkowników z opóźnieniem.

W tym tygodniu prasę obiegła wiadomość, że Tinder wprowadzi alerty i specjalne funkcje dla osób, które określiły swoją płeć inaczej niż kobieta/mężczyzna. Właściciele apki razem z ILGA opracowali (na podstawie corocznie sporządzanego raportu) listę krajów, w których stosunki nieheteroseksualne są karalne. Profile osób LGBTQ+ będą ukrywane w momencie, kiedy (oparta na geolokalizacji) apka zostanie uaktywniona w jednym z takich państw. Mówimy, bagatela, o 70 krajach (z których 11 przewiduje karę śmierci).

Nie ma alertu przy wjeździe do Polski

Polscy użytkownicy nie mają możliwości korzystania z poszerzonego wyboru płci, więc nieheteroseksualni użytkownicy polskiego Tindera nie będą też objęci ochroną za granicą. O tym niestety polskie artykuły nie wspominają.

Drukarz wyklęty i katolik prześladowany w Ikei, czyli jak się bawi polska prawica

Wspominają za to o Polsce, właśnie w kontekście alertów. Zagraniczne, ale też rodzime media zastanawiają się przy tej okazji, czy Tinder będzie ostrzegał użytkowników LGBTQ+ przed zagrożeniami w homofobicznej Polsce. Niektórzy dziennikarze chyba nie doczytali źródeł, na które się powołują, i twierdzą, że Polska jest na liście krajów, przed którymi będzie ostrzegał Tinder, inni tylko sugerują, że Polska mogłaby się na niej znaleźć. W tych samych artykułach znajdziemy informację o tym, że alerty będą dotyczyły 70 krajów, a właśnie tyle państw penalizuje homoseksualizm. Prosta kalkulacja wskazuje, że wjeżdżając do naszego kraju, obcokrajowcy nie zobaczą ostrzeżeń. Tinder w oficjalnym komunikacie wyraźnie wskazuje, że chodzi o kraje, w których nieheteronormatywne stosunki podlegają karze przewidzianej przez kodeks karny. Homofobia homofobią, ale stosunki homoseksualne Polska zdepenalizowała jeszcze przed wojną.

O czym to świadczy, poza tym, że nasi dziennikarze wyciągają pochopne wnioski i niechętnie patrzą na cyferki? Moim zdaniem wnioski są pozytywne.

Przede wszystkim o tym, że na mediach zrobiły wrażenie ostatnie wydarzenia w Białymstoku oraz akcja „Gazety Polskiej” z nalepkami „strefa wolna od LGBT”. To dobrze, że wszyscy biją na alarm, kiedy homofobia przybiera na sile; fakt, że przemoc wymierzona w mniejszości seksualne jest coraz bardziej piętnowana, jest ważny. Bo przecież nie zawsze tak było.

[List] Byłem narodowcem, jestem gejem

W 2001 roku miała miejsce pierwsza Parada Równości w Warszawie. W 2004 roku dołączył Kraków. Rok temu marszów i parad równości było 15, w tym roku 23. Co roku jest ich więcej, kolejne próby blokowania ich przez polityków są oddalane przez sądy. W polityce i życiu publicznym osób LGBTQ+ przybywa, mieliśmy osobę trans w Sejmie, posła, europosła, prezydenta i wiceprezydenta miast deklarujących, że nie są heterykami. Już 55% Polaków popiera postulat wprowadzenia związków partnerskich. To wszystko kilka czy kilkanaście lat temu byłoby nie do pomyślenia. Mimo konserwatywnego, katolickiego i prawicowego oporu zmiany postępują w imponującym tempie. Kilka dni temu w rozmowie z OKO.Press redaktor naczelny „Repliki” Mariusz Kurc, pytany o przemoc w Białymstoku wypowiedział ważne słowa: „Homofobiczna hydra podnosi łeb, bo emancypacja naszego środowiska przyspiesza”.

Przemoc jest bardzo silna, ale jest wołaniem przegranych. Emancypacji nie da się powstrzymać, nie da się powstrzymać postępu, nie powstrzymała go nieprzychylna polityka i opór „społeczeństwa”, zwłaszcza że ten opór maleje z roku na rok (chociaż jesteśmy na niego coraz bardziej wyczuleni, więc często nie mamy takiego wrażenia i widzimy go bardzo jaskrawo). Stosowanie przemocy wobec marszu równości oburza coraz więcej osób, porusza media i mobilizuje ludzi do demonstrowania solidarności, chociażby poprzez odbywające się w całej Polsce wiece poparcia. Wreszcie mobilizuje wiele osób do coming outów w ramach akcji #jestemLGBT. Ciężko nie mieć wrażenia, że takie wydarzenia raczej jednoczą Polaków w walce o lepszy świat dla osób LGBTQ i zarazem lepszy dla wszystkich.

W Białymstoku to nie była rozróba, tylko próba homofobicznego pogromu

Uczestnicy marszu w Białymstoku będą zawsze pamiętać przemoc, jakiej doświadczyli, tak jak pamiętają ją uczestnicy poznańskiego marszu równości z 2004 roku czy lubelskiego z 2018. Zapamiętają petardy, jajka, kopniaki, plucie i wyzwiska, ale przede wszystkim zapamiętają to, że przeszli. Nie dało się ich zatrzymać, tak jak nie da się zatrzymać pozytywnych zmian w świadomości Polaków. Wierzę, że za kilka lat marsze w Białymstoku będą się odbywać bez zakłóceń. Że będzie ich z każdym rokiem jeszcze więcej i że będą coraz liczniejsze. To, że marsz przeszedł, mimo ogromnego oporu, jest zwycięstwem. To, że reakcje na przemoc, także w mediach, są wyjątkowo silne, jest częścią tego zwycięstwa.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Joanna Jędrusik
Joanna Jędrusik
Kulturoznawczyni, napisała „50 twarzy Tindera” i „Pieprzenie i wanilia”
Kulturoznawczyni, przez lata na etacie w korpo. Prowadzi fanpejdż Swipe me to the end of love. Lubi Balzaca i gry komputerowe. Autorka książek „50 twarzy Tindera” i „Pieprzenie i wanilia”, które ukazały się nakładem Wydawnictwa Krytyki Politycznej.
Zamknij