Kraj

W Białymstoku to nie była rozróba, tylko próba homofobicznego pogromu

Marsz Równości w Białymstoku. Fot. Tomas Rafa

Homofobiczna nagonka, jaką rząd i Kościół uskuteczniają od wielu miesięcy, przyniosła konkretne owoce podczas Marszu Równości w Białymstoku. Opozycja musi teraz potępić nie tylko przemoc, ale i jej źródło, homofobię.

To nie był chuligański incydent ani rozróba, to była próba pogromu. Poznajemy to nie tylko po licznych zapisach wideo, ale przede wszystkim po języku, jaki wypłynął z mediów po serii napaści na białostocki Marsz Równości w sobotę. To była agresja fizyczna motywowana ideologią, skierowana przeciwko bezbronnej grupie walczącej o najlepiej pojęte prawa człowieka, niechętnie i niedokładnie chronionej przez wrogie jej państwo, dokonana w imię przekazu i wartości (?) głoszonych przez kościelną hierarchię, poczytne tygodniki i liderów obozu władzy.

 

Czyżby niezamierzona przez rząd konsekwencja nienawistnego dyskursu? Może o tyle, o ile tolerowana przemoc na ulicach zazwyczaj zniechęca do władzy szerokie centrum wyborców, a jesteśmy u progu kampanii. Ale reakcje przychylnych władzy środowisk i mediów nie pozostawiają wątpliwości, po czyjej stronie jest ich sympatia.

I tak białostoccy księża już błogosławią wszelkie „dalsze dobre poczynania” związane z obroną rodziny. W ogłoszeniu duszpasterskim opublikowanym dzień po marszu na stronie parafii p.w. św. Jadwigi Królowej w Białymstoku czytamy: „Jako kapłani posługujący w naszej parafii składamy wyrazy uznania i podziękowania tym wszystkim, którzy w ostatnim czasie w jakikolwiek sposób włączyli się w obronę wartości chrześcijańskich i ogólnoludzkich, chroniąc nasze miasto, zwłaszcza dzieci i młodzież przed planową demoralizacją i deprawacją. Niech wam Bóg wynagrodzi i błogosławi wszelkie dalsze dobre poczynania”.

Małopolska kurator oświaty Barbara Nowak, owszem, potępia przemoc, ale przede wszystkim tę ze strony deprawatorów i ludzi nienawidzących PiS.

Szefowa MSW między wierszami urzędowej nowomowy sugeruje, że nawet tych strasznych pedałów bić nie wolno, bo bicie jest jednak niezgodne z prawem.

Twitter prawicowy widzi w Białymstoku poprzebieraną antifę, względnie symetryczną odpowiedź na transparent z waginą czy zużyte podpaski (!) z parad berlińskich. A ci publicyści konserwatywni, którzy ośmielają się powiązać sobotnią przemoc z przekazem prawicowej prasy, zbierają falę hejtu.

Krótko mówiąc: homofobiczna nagonka, jaką rząd i Kościół uskuteczniają od wielu miesięcy, przyniosła konkretne owoce. Już nie tylko lokalne grupki ordynarnych kiboli czy dresiarzy, ale pełen przekrój społeczny, wiekowy i płciowy, przybyły z wielu miejsc Polski, zbiera się na kontrdemonstracje w liczbie wielu setek, aby opluć i zbluzgać, obrzucić petardami, skopać maszerujących pod hasłem równouprawnienia mniejszości LGBT+. Niektórzy wyraźnie gotowi zabić, ale do przekroczenia tego rubikonu służby na szczęście jeszcze nie dopuściły.

A my? W sieci wielkie poruszenie i odzew wywołał piękny i wstrząsający tekst wygłoszony przez Jacka Dehnela podczas marszu w Białymstoku, a później opublikowany przez niego w internecie.

Przemówienie na dzisiejszym Marszu Równości w Białymstoku. Ostatecznie mówiłem tu czy tam nieco inaczej, bo w nerwach,…

Opublikowany przez Jacek Dehnel Sobota, 20 lipca 2019

W naszej bańce krążą nagrania zbiorowych napaści i polowania na uczestników białostockiego Marszu Równości, wypowiedział się Rzecznik Praw Obywatelskich, partie lewicowego bloku zapraszają na solidarnościową manifestację za tydzień, a poseł PO Krzysztof Brejza domaga się wszczęcia z urzędu dochodzenia prokuratorskiego przeciwko sprawcom brutalnych ataków. Reakcja zatem jest, ale o sensie sobotnich wydarzeń mobilizacja polityczna dopiero przesądzi.

To może być początek mentalnego przełomu, który otworzy oczy obojętnym dotychczas frakcjom opinii publicznej, traktującej ludzkie prawa dla mniejszości jako „cudze problemy”. Może też być ledwie kolejny – bo nie pierwszy przecież – krok części polskiej prawicy ku ideologii i praktyce znanej nie tyle nawet z Rosji Putina, ile z Czeczenii Kadyrowa.

Potężna i skuteczna reakcja „czarnego protestu” na antyaborcyjny fundamentalizm pokazała, że nie tylko wynik wyborów, ale też głos ludzi w mediach i na ulicach potrafi stopować najbardziej szkodliwe pomysły władzy – nawet wbrew zachowawczej postawie opozycji.

Z drugiej strony tchórzliwa i kunktatorska postawa liderów politycznych pozwala nieraz drugiej stronie przesuwać agendę i nastroje społeczne w bardzo nieciekawym kierunku – to właśnie brak wyrazistej kontrnarracji w 2015 roku w sprawie uchodźców tak bardzo zaważył na poglądach Polaków. Gdy PiS ogłaszało, że grozi nam fala terroryzmu i epidemii, ale Kaczyński wie, jak ją powstrzymać – PO nie skontrowała tych idiotyzmów wprost, lecz próbowała bagatelizować problem i wskazywała na potrzebę solidarności z… Niemcami. A Polacy zrozumieli tyle, że chyba coś jest z tymi niebezpieczeństwami na rzeczy, tylko liberałowie nie mają odwagi się z nimi zmierzyć. Zdecydowany głos Adriana Zandberga w pamiętnej debacie telewizyjnej był już wtedy wołaniem na puszczy.

Homofobom nie potrzeba broni. Wystarczą im słowa

Dziś Prawo i Sprawiedliwość, gdy nie udało się w temacie aborcji, wyraźnie próbuje szczuć na mniejszości – zagrano tą kartą w majowych wyborach i na jesieni nie będzie inaczej. Lęki demograficzne i związane z modernizacją społeczną łatwo nie ustąpią, a osoby LGBT+ to w ich kontekście wróg wymarzony. Konkretnych ludzi z ich zwyczajnymi aspiracjami i należnymi prawami udało się zamienić w medialnego chochoła – gej czy lesbijka z Wiadomości TVP to wykorzeniony z narodu, uprzywilejowany hedonista, opętany żądzą seksualizacji dzieci za pieniądze Sorosa, który na dokładkę odebrałby ludziom 500+ i przeznaczył je na grant na sztukę współczesną. Ta karta działa – zdołała przestraszyć PSL na tyle, że opuściło Koalicję Obywatelską.

Drukarz wyklęty i katolik prześladowany w Ikei, czyli jak się bawi polska prawica

Najgorsze, co w tej sytuacji mogłaby zrobić opozycja, to zmienić temat i z obawy przed wyimaginowanym „statystycznym wyborcą” cofnąć się na bezpieczne pozycje „obrony porządku publicznego”. To prosta droga do relatywizacji chorych idei stojących za aktami przemocy – w efekcie, zamiast coraz liczniejszych parad w kolejnych miastach i postępu równouprawnienia, będziemy mieli kolejne uchwały norymberskie radnych gmin i województw, coraz szersze „klauzule sumienia” w kolejnych zawodach i przemoc na co dzień.

O lewicę się nie boję, ale głos w sprawie LGBT+ musi iść szerzej. I nie chodzi tylko o tak często przywoływane społeczeństwo obywatelskie. Potępienie wydarzeń z Białegostoku przez partie polityczne nie może dotyczyć jedynie formy („chuligaństwo”), ale i treści – czyli homofobii. Skoro w zeszłym tygodniu Grzegorzowi Schetynie „związki partnerskie” przeszły wreszcie przez gardło, Koalicja Obywatelska ma okazję naprawdę stanąć po stronie „bitych, a nie bijących”. Nie tylko dlatego, że są bici, ale i ze względu na powód, dla którego są bici.

Podjęcie tematu „kontrowersyjnego” przez duże siły polityczne to zawsze jest jakieś ryzyko. Także przed wyborami. Ale, jak mawiał klasyk konserwatywnej myśli europejskiej, mając do wyboru hańbę i wojnę można wybrać hańbę – a wojnę i tak się dostanie. PiS z wątku LGBT+ i tak nie zrezygnuje. Można tylko walczyć albo oddać rzecz walkowerem.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Michał Sutowski
Michał Sutowski
Publicysta Krytyki Politycznej
Politolog, absolwent Kolegium MISH UW, tłumacz, publicysta. Członek zespołu Krytyki Politycznej oraz Instytutu Krytyki Politycznej. Współautor wywiadów-rzek z Agatą Bielik-Robson, Ludwiką Wujec i Agnieszką Graff. Pisze o ekonomii politycznej, nadchodzącej apokalipsie UE i nie tylko. Robi rozmowy. Długie.
Zamknij