Kraj, Weekend

Też mamy głos. Kogo wybiorą osoby migranckie?

Zależy nam na tym, żeby osoby migranckie w końcu mówiły za siebie, nie przez chcianych czy niechcianych rzeczników. Chcemy pokazać, że jesteśmy, mamy swoje opinie, a z czasem chciałybyśmy mieć także prawa wyborcze.

11 października, w środę, Fundacja STUS oraz bar Karma zapraszają całą społeczność migrancką do wzięcia udziału w wyborach – na razie nieoficjalnych, ale bardzo ważnych. Osoby migranckie będą głosować na komitety startujące z Warszawy, a ich głosy zostaną policzone i podane do wiadomości publicznej. Komisja działa w godzinach 17:00–00:00. Do listy wyborczej można wpisać się na miejscu. Organizatorzy_rki nie będą zbierać danych osobowych, a jedynie statystyczne, tj. płeć, wiek, narodowość. Można jednak odmówić podania tych informacji.

Paulina Januszewska: Czym zajmuje się Fundacja STUS, którą reprezentujecie?

Ania Radke: Zawiązaliśmy się jako kolektyw zaraz po wybuchu pełnoskalowej wojny w Ukrainie i zrzeszamy osoby z Polski, Ukrainy i z Białorusi. Początkowo koncentrowaliśmy się na pomocy osobom, które pozostały w Ukrainie lub świeżo się z niej ewakuowały. Później nasza działalność poszerzyła się o organizowanie kulturalnych i charytatywnych wydarzeń w Warszawie, w których poprzez integrację osób migranckich z lokalsami prowadziliśmy zbiórkę pieniędzy na wsparcie Ukrainek i Ukraińców, którzy nie wyjechali z kraju i walczą na froncie albo są zwykłymi obywatelami i walczą z dnia na dzień w swoich miejscach zamieszkania, przywracając w nich normalne życie. Od marca tego roku oficjalnie jesteśmy fundacją i ułatwiamy osobom migranckim i uchodźczym odnaleźć się w nowej rzeczywistości.

Julia Skavronskaya: Skupiamy się na dwóch obszarach. Z jednej strony jako osoby z tego regionu staramy się zrobić wszystko, by Ukraina była bezpieczna, a z drugiej – by przestrzeń wokół nas była bezpieczna. Podkreślamy, że migracje nie są chwilowym zjawiskiem, lecz czymś, co zostanie z nami na dłużej, lub trybem życia, do którego będziemy musieli się przyzwyczaić. Dlatego tak bardzo zależy nam na tym, by organizować się migrancko i otwierać się na inne społeczności, niesłowiańskie, zwłaszcza że im – jako osobom niebiałym – pod względem dyskryminacji jest w Polsce znacznie ciężej niż nam. Chcemy, żeby te wszystkie osoby miały poczucie sprawczości chociażby poprzez podejmowanie wspólnych działań artystycznych, ale też wspólne przepracowywanie swoich doświadczeń.

Za rządów PiS do Polski przybyła rekordowa liczba migrantów, ale mamy też złe informacje

Na ile uważnie śledzicie polską politykę? Czy też udzielają wam się przedwyborcze emocje?

Arina Bozhok: Jesteśmy osobami z macicami, osobami pracującymi, nieobojętnymi na klimat i ekologię. Płacimy tutaj podatki, korzystamy z publicznej ochrony zdrowia oraz z wielu innych usług, a przede wszystkim – mieszkamy w Polsce tak jak jej obywatele i obywatelki. Polityka dotyczy nas w każdej sferze życia. Oczywistym jest więc, że śledzimy wszystko, co z nią związane, włącznie z kampanią i programami wyborczymi, na podstawie których próbujemy określić własne stanowiska.

Julia: Szczerze mówiąc, czuję się trochę przytłoczona polityką, bo chcę być na bieżąco z tym, co dzieje się jednocześnie w Białorusi i w Ukrainie, a do tego dochodzi wywołująca we mnie frustrację przedwyborcza gorączka w Polsce. To moje drugie wybory tutaj. Przeżywam je, nie mając prawa głosu, choć polityka istotnie na mnie wpływa. Mieszkam i funkcjonuję w tym kraju. Chciałabym zmienić wiele kwestii, wyrazić swoje zdanie, może nawet protest wobec pewnych zjawisk, ale nie mam takiej możliwości. Nie wyobrażam sobie bowiem, że przyjdę pod lokal wyborczy i powiem: „słuchajcie, tak w ogóle to też chcę głosować”. Nie sądzę, że kogokolwiek będzie to obchodziło.

Ania: Jestem Polką, więc siłą rzeczy siedzę w rodzimej polityce. Przeszkadza mi to, że moi przyjaciele i wiele bliskich mi osób, które pochodzą z innych krajów, nie mają tych samych praw co ja. Decyzje o ich życiu zapadają tak naprawdę bez ich udziału. Nie dość, że nikt ich nie pyta, jak ułatwić im życie w Polsce, żeby mogli normalnie funkcjonować, to jeszcze im się je utrudnia. Do tego dochodzi szkalowanie osób migranckich.

Czy tylko ono odgrywa najważniejszą rolę w trwającej kampanii wyborczej? A może jednak jest jakaś partia, która jakkolwiek pochyla się nad prawami osób migranckich?

Arina: Raczej nad ich odbieraniem. Tego w kampanii jest bardzo dużo. W programach wyborczych jedyne wzmianki o osobach migranckich pojawiają w rozdziałach o bezpieczeństwie i obronie narodowej, a także o polityce rolniczej, zwłaszcza kwestii zboża, co jasno pozycjonuje nas jako zagrożenie – bezpośrednie fizyczne lub ekonomiczne. Jedyne ugrupowanie, które faktycznie mówi o polityce migracyjnej poza wyżej wymienionymi aspektami, to… Bezpartyjni Samorządowcy, przy czym podkreślę, że to zaledwie kilka zdań, w których kandydaci jedynie pytają o to, jak „ułatwić obcokrajowcom przybywającym do Polski usamodzielnienie się pod względem ekonomicznym i mieszkaniowym”, zamiast zaproponować konkretne rozwiązania.

Obstawiałam Nową Lewicę.

Julia: No nie. Obok wyborów jest natomiast referendum, które nas akurat bezpośrednio nie dotyczy. Jak najbardziej jednak utożsamiamy się z doświadczeniami grupy migranckiej, która jest absolutnie przedmiotowo i cynicznie potraktowana w tej części głosowania. Pytania w nim zawarte są tendencyjne. Mówimy o tym, gdzie osoby muszą się znaleźć po przebyciu zazwyczaj długiej drogi ucieczki ze swojego ogarniętego wojną czy reżimowego kraju. Polski rząd w taki sposób sformułował treść pytania, by odpowiedź na nie była negatywna. To znowu przypadek, w którym osoby bez podobnego doświadczenia mają podejmować decyzje za innych. Nie wiem, jak opowiadać o tym spokojnie.

Ania: Chciałabym zwrócić także uwagę na to, że obecnie w Polsce oraz w wielu krajach europejskich brakuje rąk do pracy, trwa także kryzys demograficzny. Zewsząd słyszymy, że powinno się rodzić więcej dzieci, ale nikt nie zwraca uwagi na to, że ułatwiając procedury związane z pobytem i funkcjonowaniem w nowym kraju, te miejsca pracy zostałyby zapełnione. Przyjeżdżający mogliby zakładać tutaj rodziny czy też się z nimi osiedlać i każdy wyszedłby na tym na plus. Przyjazna wszystkim polityka migracyjna jest korzystna dla całego kraju i nie tylko.

Co powiedziałybyście zatem przedstawicielom polskiej opozycji, którzy odmieniają demokrację przez wszystkie przypadki w tej kampanii, a wykluczają z niej osoby migranckie?

Arina: Żeby otworzyli oczy na to, że Polska od dawna już nie jest krajem emigracyjnym. Jest krajem emigracyjno-imigracyjnym. Poza tym sam koncept państw narodowych w obecnych warunkach stał się zwyczajnie nieaktualny. Zamiast więc zająć się porządną polityką emigracyjną, która ułatwi życie również polskim organizacjom pozarządowym, obywatelom i obywatelkom, odciąży służby publiczne, kontynuujemy nagonkę na osoby migranckie, sankcjonujemy język nienawiści i po prostu jeszcze bardziej pogarszamy i bez tego trudną sytuację. A to można przecież łatwo zmienić, np. włączając osoby migranckie w procesy decyzyjne.

Jak to działa w innych krajach?

Arina: 14 państw członkowskich Unii Europejskiej pozwala na udział osób migranckich z państw trzecich w wyborach lokalnych, pięć – umożliwia kandydowanie w wyborach regionalnych. Unia Europejska nie ma żadnego przepisu, który zakazywałby osobom z państw trzecich głosowania i startu w wyborach na tym poziomie, więc koncept, wedle którego im się to utrudnia, nie ma podstaw prawnych, a argumentacja związana z narodowością jest przestarzała.

Koledzy i koleżanki dziennikarki: przestańcie mówić o migracjach jednym głosem z PiS i KO

Julia: Niewłączanie w rozmowę o demokracji osób migranckich jest zaprzeczeniem tej idei, a więc władzy ludu. Godzi także w prawa człowieka, w tym prawa wyboru warunków i miejsca zamieszkania czy głosu i wpływu na politykę, na które często powołuje się opozycja. Mam wrażenie, że polscy politycy nie zdają sobie sprawy z tego, że Polska już nie jest homogenicznym krajem. Albo nawet dociera to do nich, natomiast przedsięwzięcia, które podejmują w reakcji na to, są absolutnie nieadekwatne do obecnej sytuacji. Nie chodzi mi tylko o wpływ osób uchodźczych z Ukrainy, ale też o to, że Polska się coraz bardziej rozwija, m.in. dzięki kapitałowi Unii Europejskiej. Przybywają tu więc osoby z państw postkolonialnych, które nie miały szczęścia urodzić się w bogatszym kraju. Ale są takimi samymi ludźmi jak obywatele Polski, którzy to szczęście mieli.

Ania: Oczywiście zdajemy sobie sprawę, że udział osób migranckich w wyborach to bardzo duży krok. Nie wiem, czy polskie społeczeństwo byłoby na niego w tym momencie gotowe. Dlatego to powinien być proces. Od polskich polityków, zwłaszcza opozycyjnych, oczekujemy więc podjęcia działań na rzecz integracji i rozwoju zaufania pomiędzy osobami migranckimi i lokalsami.

Julia: I urzędnikami.

Ania: Tak, również urzędnikami. Nie chcemy więc narzucać nikomu konieczności natychmiastowego wprowadzenia praw wyborczych dla osób migranckich, bo gdyby ktoś faktycznie wyszedł z taką inicjatywą, prawdopodobnie wybuchłby bunt narodowy. Dlatego warto w tym momencie postawić na integrację i na wzajemne wsparcie. Bez tego nie zbudujemy wspólnego społeczeństwa.

Arina: Przede wszystkim warto też wprowadzić taką politykę migracyjną, która jest zaplanowana na dłużej niż na rok.

Ania: To powinien być dalekosiężny, obmyślony plan, który umożliwi nam funkcjonowanie nie przeciwko sobie, nie obok siebie, ale razem ze sobą. Wszyscy chcemy żyć w tym miejscu i budować jedno społeczeństwo.

Pierwszym krokiem ku temu ma być wasza inicjatywa. Organizujecie symboliczne wybory dla osób migranckich. W 2020 roku na podobny pomysł wpadła artystka Marta Romankiv. Czy była dla was inspiracją?

Ania: Szczerze mówiąc, o pracy Marty dowiedziałyśmy się od ciebie.

Arina: Nasz pomysł zrodził się z wkurwu i reakcji na wysyp kampanii profrekwencyjnych, skierowanych do kobiet, a do nas – nie ma żadnych. Uważamy je za ciekawe i słuszne, ale jednocześnie brakuje nam podobnych działań – zwracających uwagę na osoby migranckie i ich prawa. Co więcej, współorganizujemy swoje wybory z białoruskim barem Karma, którego załoga – jak się okazało – zastanawiała się nad podobną akcją. Nieodkrywczość tego pomysłu jest jak najbardziej okej i pokazuje, że społeczności migranckie mają duże i nierealizowane potrzeby. Praca Marty Romankiv ma prawie trzy lata, a my wciąż nie mamy praw ani mądrej polityki migracyjnej.

Co różni zatem te inicjatywy?

Arina: Przede wszystkim to, że chcemy opublikować wyniki głosowania, rozesłać informację na ten temat do mediów, ale też polityków, by pokazać, że nasz głos nie liczy się wprawdzie formalnie, ale symbolicznie ma ogromne znaczenie. Praca Marty Romankiv miała charakter performance’u, bo urna z głosami została w miejscu i nikt nie zna jej zawartości. Naszym celem jest zaznaczenie swojej autonomii, podmiotowości, pokazanie, że też mamy głos.

Ania: Myślę, że to również pokaże polskim obywatelom i obywatelkom, że osoby migranckie są zainteresowane tym, co dzieje się w kraju, a także chcą, żeby Polska się rozwijała, była bezpieczna i tak dalej. Wbrew powielanym powszechnie i nieprawdziwym stereotypom obchodzi je to, jak wygląda polityka, chcą płacić podatki, pracować, zakładać rodziny.

Co może ugrać opozycja na aferze wizowej (i dlaczego nie więcej?)

Wspomniałyście, że najważniejsze dla was jest działanie w sferze symbolicznej, która z czasem może stać się rzeczywistością. Jak jeszcze zachęciłybyście osoby, które nas czytają i są imigrantkami lub imigrantami do wzięcia udziału w waszej akcji?

Arina: Zależy nam na tym, żeby osoby migranckie w końcu mówiły za siebie, nie przez chcianych czy niechcianych rzeczników. Chcemy pokazać, że jesteśmy, mamy swoje opinie, a z czasem chciałybyśmy mieć także prawa wyborcze. Wykorzystujemy te możliwości, które są w tej chwili dostępne. Działamy oddolnie, ale planujemy dotrzeć do mainstreamu. Zdajemy sobie sprawę także z tego, że istnieje grupa osób migranckich, które się izolują od polskiej polityki, bo bywało to dla nich traumatycznym przeżyciem. Wystarczy posłuchać polityków czy zobaczyć zmiany w prawie, wobec których jesteśmy bezradni, by rzeczywiście poczuć chęć odcięcia się od jakichkolwiek informacji i zaangażowania. Przynajmniej symbolicznie staramy się je zachęcić do aktywnej partycypacji i pokazać, że jednak mogą mieć jakieś poczucie – jeśli nie wpływu czy sprawczości, to chociaż widoczności.

Julia: Wiemy też, że każda wielka zmiana zaczyna się od małych rzeczy, od pokazania, że nam zależy i że chcemy mieć wpływ tę politykę. Jeśli w mediach społecznościowych, prasie i tak dalej pojawią się adnotacje o naszej akcji, istnieje szansa, że kwestia naszych praw stanie się głośnym tematem. To już jest pewien krok w kierunku integracji. Korzystając z dostępnych nam narzędzi, możemy spokojnie rozmawiać o tym, co jest nam niedostępne, ale też co możemy zrobić dla siebie i innych. Myślę, że sam akt wrzucenia głosu do urny wyborczej ma znaczenie i jest wyrazem nadziei na to, że moje funkcjonowanie w tym kraju zostanie wreszcie dostrzeżone i potraktowane podmiotowo, po partnersku. Poza tym pochodzę z Białorusi, więc nie miałam okazji brać udziału w wyborach w pełni demokratycznych, w których mój głos byłby faktycznie widziany i słyszany. Wybory symboliczne stwarzają też szansę na przywrócenie nam wiary w możliwość decydowania o sobie przynajmniej w takim stopniu, na jaki jesteśmy w stanie sobie w obecnych warunkach pozwolić.

Arina: Tak naprawdę odżegnujemy się od mówienia, że nie mamy głosu. Wybieramy narrację, w której dysponujemy nim niezależnie od formalnych ustaleń.

Czy my jesteśmy ludzie dobrzy? [o „Zielonej granicy”]

Wspominałyście, że w pierwszej kolejności można by umożliwić osobom migranckim w Polsce na udział w wyborach samorządowych. Ale przed nami w przyszłym roku wybory europarlamentarne, co przypomina nam, że prawa osób migranckich to nie tylko kwestia polska. Jak mogłaby wyglądać polityka UE w tym zakresie?

Julia: W idealnym świecie Unia Europejska ponosiłaby odpowiedzialność za własne decyzje. Obecnie o tym, które osoby migranckie mogą tu przyjechać, decydują kapitał i rynek, co – jak mieliśmy się okazję przekonać przy okazji afery wizowej – nie jest uregulowane w Polsce. Po drugie – w Europie istnieje instytucja paszportu uchodźczego i dokumentów uchodźcy. Posiada je to dosyć liczna grupa osób, które nie mają wpływu na politykę UE. Nie dość, że nie mają prawa głosu w swoim kraju, to jeszcze we Wspólnocie, która przecież korzysta na ich obecności, wspieraniu jej rozwoju i płaceniu przez nich podatków. Tak jak wspominałam wcześniej, migracja jest trendem, który będzie się utrzymywał, więc wpływ grupy osób nieuprawnionych do głosowania, ale mających wkład w funkcjonowanie krajów UE wzrośnie. Przypominam, że są w niej kraje kolonizatorskie, które doprowadziły wiele państw do ubóstwa, wyzysku, wojen i podziałów terytorialnych. Koncept państw narodowych jest więc tym bardziej problematyczny, że został wymyślony przez Zachód wzbogacający się na cudzej krzywdzie. Ta spuścizna pozostawiła całe społeczeństwa w opłakanym stanie, a dziś Europa odwraca się od nich plecami, gdy szukają lepszego czy jakiekogolwiek życia na jej terenie. Nagle przed „obcą” pozaeuropejską kulturą należy się chronić, choć chwilę wcześniej wchodzono do niej z butami. Tak naprawdę winę za to, co dzieje się obecnie na świecie i jak nierówno on wygląda, ponosi w dużej mierze Europa. Dlatego właśnie jej zadaniem jest słuchanie osób migranckich i tworzenie adekwatnej do ich potrzeb polityki, która pozwoli wszystkim dzielić tę przestrzeń.

Arina: Domagamy się także przeniesienia osób pozostających w tzw. ośrodkach otwartych dla cudzoziemców do miejsc, w których da się znaleźć pracę, mieszkanie, w taki sposób, aby osoby mogły zacząć normalne życie. W tej chwili jest tak, że w Polsce większość osób musi płacić za swój pobyt, są relokowane bez wcześniejszego zawiadomienia, nie ma dostępu do pomocy psychologicznej, rynku pracy, samodzielnego mieszkania i utrzymywania się. Nie można nikomu odbierać prawa do zadbania o siebie. Z kolei koncept ośrodków zamkniętych uważam – i powiem to wprost – za spierdolony, niehumanitarny – i powinien zniknąć.

Co byście powiedziały tym osobom, które mają prawo wyborcze, ale z niego nie korzystają? Nie mam na myśli anarchistów, ale kogoś, kto mówi na przykład, że nie ma na kogo głosować.

Julia: Polityka to nie tylko to, co się dzieje w telewizji i w polityce zagranicznej. Polityka istnieje w tym kraju na każdym kroku, w każdym naszym wyborze i jeżeli pozwalamy o tym decydować grupie starych, białych facetów, nie wiemy, jak to się skończy. Czy uwzględnią kogoś, kto tym białym starym facetem nie jest? Odmawiając udziału w głosowaniu, tracimy kontrolę nad naszym życiem. Może w kolejnym roku odbierze nam się kolejne prawa związane z naszym ciałem. Polityka wpływa bowiem na wszystko, na to, co kupujemy, ile zarabiamy, czy możemy mieć psa i dzieci. A jako osoba z Białorusi dodam, że byłoby to dla mnie absolutnie niesamowitym przeżyciem, gdybym wiedziała, że mogę pójść na wybory, w ramach których mój głos zostanie usłyszany, policzony, w których liczę się jako jednostka. W swoim państwie nie miałam tej możliwości i skończyło się to dla mnie bardzo źle.

Arina: Niestety żyjemy w takich czasach, w takich okolicznościach, że nigdy nie wiesz, kiedy stracisz swoje prawa i kiedy dostaniesz szansę na ich odzyskanie. Korzystajmy z praw, które wciąż mamy. Warto myśleć przyszłościowo. Jeżeli nie przepadasz szczególnie za jakąś partią, przeczytaj sobie program wyborczy innej, jadąc autobusem czy tramwajem do pracy, znajdź kandydatkę, która z tobą rezonuje. Prawo głosu wydaje się błahą sprawą, ale rzeczywistość pokazuje, że jest po prostu fundamentalnie ważne. Korzystajcie ze swoich praw wyborczych i prosimy, zagłosujcie też za nas w tym roku.

Gdula: Zamiast straszyć, dajemy nadzieję

Ania: Słyszę te opinie, że nie ma na kogo głosować, ale widziałam ostatnio bardzo fajne porównanie wyborów do przystanku. Jeżeli żaden z autobusów nie odjeżdża z niego do twojego celu, wsiądź do tego, który zabierze cię najbliżej. Tak też jest z wyborami. Jeżeli nie ma żadnego ugrupowania, które wspierasz w 100 proc., wybierz to, które zabierze cię w dobrym kierunku.

Julia: Nikt poza nami samymi nie będzie walczył o nasze prawa. Jeśli jako prekariuszka chcesz zadbania o prawo pracy, bogate osoby nie upomną się o ciebie. Jeśli jesteś przeciwna obecnie rządzącej partii, zagłosuj na kogoś, kto chce się jej sprzeciwiać. A jeżeli chcesz prawdziwej demokracji, to musimy wyrazić głos swojej społeczności, żeby dać znać politykom, na czym nam zależy i nad czym chcemy pracować.

**

Kolektyw STUS działa od lutego 2022, a w marcu 2023 został zarejestrowany jako fundacja pod tą samą nazwą. Grupa zajmuje się oddolnym aktywizmem. Zrzesza 11 osób pochodzących z Ukrainy, Białorusi i Polski, którym zależy na zmianach kulturowych, społecznych i politycznych i mają chęć je wprowadzać. Zadaniem fundacji jest integracja osób uchodźczych i migranckich z lokalnymi mieszkańcami_nkami poprzez organizację charytatywnych wydarzeń kulturalnych, a za zebrane fundusze dokonuje zakupów sprzętu i wyposażenia dla obrończyń_ców Ukrainy oraz osób cywilnych. Kolektyw ma na swoim koncie organizację wystaw, koncertów, imprez oraz warsztatów.

Nazwa pochodzi od nazwiska Wasyla Stusa – wybitnego ukraińskiego poety, dysydenta i wieloletniego więźnia politycznego ZSRR. Podobnie jak patron sprzeciwiał się totalitarnej władzy, członkowie kolektywu nie zgadzają się na imperializm Rosji i wszelkie przejawy dyskryminacji.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Paulina Januszewska
Paulina Januszewska
Dziennikarka KP
Dziennikarka KP, absolwentka rusycystyki i dokumentalistyki na Uniwersytecie Warszawskim. Laureatka konkursu Dziennikarze dla klimatu, w którym otrzymała nagrodę specjalną w kategorii „Miasto innowacji” za artykuł „A po pandemii chodziliśmy na pączki. Amsterdam już wie, jak ugryźć kryzys”. Nominowana za reportaż „Już żadnej z nas nie zawstydzicie!” w konkursie im. Zygmunta Moszkowicza „Człowiek z pasją” skierowanym do młodych, utalentowanych dziennikarzy. Pisze o kulturze, prawach kobiet i ekologii.
Zamknij