Kraj

Sześciopak Schetyny za Bóg zapłać

Czy można obiecać utrzymanie dotychczasowych transferów socjalnych, obniżkę podatków i składek, solidną dopłatę do niskich wynagrodzeń, zwiększenie budżetowej poduszki bezpieczeństwa na czas gorszej koniunktury i skokową poprawę jakości usług publicznych – jednocześnie? Niech ktoś potrzyma mi piwo, powiedział Grzegorz Schetyna na Forum Programowym Koalicji Obywatelskiej w zeszły weekend.

„Trzynasta emerytura” ma być na stałe, lekarz specjalista dostępny niemal od ręki, seniorzy zaopiekowani troskliwie i kompleksowo, podobnie jak kobiety przy porodzie i bezpłodne pary, niepełnosprawni wsparci darmowymi lekami i turnusami rehabilitacyjnymi, a nauczyciele podwyżkami. Jeśli uwzględnić jeszcze wsparcie dla OZE, zwłaszcza dla prosumentów czystej energii, oraz fakt, że smog przestał być w przekazie tożsamy ze zmianą klimatu, dekarbonizacja gospodarki zaś stała się priorytetem, można by uznać, że lider opozycji właśnie ogłosił się lekko zielonym socjaldemokratą. Tym bardziej, że nawet obniżki podatków zapowiedział progresywne, wyraźnie korzystne dla najmniej zarabiających. Ze swoją agendą przebili się Zieloni, a nawet posądzana często o niebyt Inicjatywa Polska Barbary Nowackiej.

A zatem szach mat, lewaki? Odtąd wyborca socjalny ma już do wyboru nie jedną, konserwatywno-zamordystyczną opcję, ale i drugą, radośnie postępową (umiarkowanie i w granicach prawa, no ale w końcu mieszkamy nad Wisłą, a nie w jakiejś Skandynawii)! Lewacka banieczka z zaciśniętymi zębami, wyborcy Wiosny i SLD z ulgą, ogólnie cywilizowani mieszczanie z entuzjazmem – wszyscy oni mogą jesienią pospieszyć do urn i wygłosować Kaczyńskiego w kosmos.

Jest tylko jedno małe, a właściwie to niemałe ALE. Bo ideologicznie ten nowy socjalliberalizm PO/KO może i jakoś się trzyma kupy i nawet odpowiada na przesunięcie nastrojów i aspiracji społecznych – za to w tabelkach „winien i ma” nie skleja się ni cholery. Szczegółowo mówili już i pisali na ten temat m.in. Jakub Majmurek, Michał Polakowski i Adriana Rozwadowska, więc ich argumentów nie ma potrzeby powtarzać. Warto się za to zastanowić, co te propozycje właściwie mówią o polskiej polityce.

Transfery socjalne, nie obyczajówka. Jak PiS wygrał eurowybory

Może to, że dziś spokojnie ujdą w tłoku misz-masz i licytacja na obietnice? Tyle że to akurat nic nowego pod słońcem. Eklektyzm i nieoczywiste mikstury idei dawno już zeszły z uniwersyteckich katedr i zagościły na łamach i antenach – od tygodnika „Do Rzeczy” po Kropkę nad i. A w tej drugiej sprawie? Rząd PiS też się na serio nie przejmował wpływami do budżetu i czwarty rok załatwia temat dobrą koniunkturą, hasłem „wystarczy nie kraść” i mrożeniem płac (czyt. ciężkim wyzyskiem) pracowników sektora publicznego. Jak dojdą pieniądze z OFE, uda się pewnie kupić kolejne lata.

Schetyna nie robi więc różnicy jakościowej, lecz tylko ilościową. Po prostu obiecuje jeszcze więcej za jeszcze mniej i na okres już po górce cyklu (że przy tym dużo bardziej z sensem, biorąc pod uwagę wyzwania demografii i ekologii, to inna para kaloszy).

Pieniądze to nie wszystko

czytaj także

Pieniądze to nie wszystko

Magdalena Błędowska

Jednocześnie nie posądzam ekspertów i liderów KO o wiarę w praktyczną moc krzywej Laffera, czyli w to, że niższe podatki przyniosą po prostu większe wpływy do budżetu (nie wierzycie w tę bzdurę, prawda?). Jeszcze mniej ich podejrzewam o chęć praktykowania w Polsce MMT, czyli Nowoczesnej Teorii Pieniądza zakładającej finansowanie wydatków publicznych drukowanym pieniądzem tak długo, aż gospodarka znajdzie się w stanie pełnego zatrudnienia mocy produkcyjnych. Notabene, gospodarka dziś jest blisko tej granicy, więc druk pieniądza i tak przyniósłby tylko wzrost cen. A wspominam obydwa te mechanizmy, bo tylko one w teorii pozwalają bez konsekwencji zwiększać wydatki i obniżać podatki.

MMT, czyli wojna o pieniądze

czytaj także

MMT, czyli wojna o pieniądze

Maciej Wróblewski

Zapytajmy jednak, co wydarzyłoby się w tzw. realu, gdyby ktoś zechciał potraktować serio i dosłownie obydwie strony Schetynowego równania? Narzucająca się odpowiedź to szybka zapaść budżetowa, bo 30 mld kosztu pakietu Niższe podatki – wyższa płaca nie da się zrównoważyć wzrostem akcyzy od papierosów i alkoholu (w ten sposób można zwiększyć co najwyżej wolumen produkcji bimbru i przemyt przez Terespol). A dodajmy, że luka w budżecie – choćby gospodarka śmigała jak w RFN za Erharda – byłaby o tyle większa, że te wszystkie fajne usługi (w kraju, gdzie brakuje pracowników, a w sektorze zdrowia i opieki brakuje dramatycznie) nie będą za Bóg zapłać, tylko płatne ze środków publicznych. Czy w takiej sytuacji alternatywą byłby wielki kryzys lub zaniechanie nowych programów społecznych (a może i cięcia dotychczasowych)?

Niekoniecznie, wszak pod jednym warunkiem. Mianowicie gdyby presja społeczna wymusiła realizację przez rząd jego obietnic, ale i znalezienie na to środków. Z podatków. Progresywnych. Trudno mi sobie w Polsce wyobrazić wielki ruch na rzecz większego opodatkowania Polaków, ale pomysł rządu, by (wykrzyczane na ulicy i wystrajkowane przez obywateli) lepszą szkołę, opiekę i ochronę zdrowia sfinansować z solidarystycznej daniny – już tak. Nie trzeba zresztą wymyślać koła na nowo.

Emerytura jako prawo człowieka

Pod ręką jest np. podatek majątkowy, zwłaszcza od wartości nieruchomości. Uzależniony np. od statusu użytkowego mieszkania czy domu, co chroniłoby pomniejszych właścicieli, a jednocześnie obniżyło ceny kupowanych dziś masowo (za gotówkę, w celach spekulacyjnych) lokali, coraz mniej dostępnych przeciętnemu zjadaczowi chleba. Z czasem te wymuszone na rządzie, lepsze usługi publiczne mogłyby przynieść efekt mnożnikowy i oszczędnościowy, ograniczając koszty uzdrawiania państwa, ale też uwalniając zasoby pracy tam, gdzie dziś blokuje je brak infrastruktury, zły stan zdrowia czy opieka nad osobami zależnymi, dziećmi i seniorami. Mogłyby nawet pozwolić na powrót do dyskusji o późniejszym wieku emerytalnym, bez którego miliony skazane będą na nędzę, a system – na podtrzymywanie latami ich wegetacji.

Podatek katastralny nie spowoduje fali eksmisji 

Czytany literalnie, program KO zakrawa na żart i kpinę z inteligencji obywateli, choć jest niewątpliwie świadectwem mentalnego przesunięcia opozycyjnych elit. W stronę, dodajmy, cywilizacji. Niewykluczone, że niczym wiele innych okaże się bez znaczenia i rozpłynie we mgle kampanii oraz nocy wyborczej klęski. Jeśliby jednak jakimś cudem przyszło go komuś po wyborach realizować, o losach tych wszystkich postulatów zadecydują obywatele. Którzy posłuchają – lub nie – spodziewanego przecież apelu zwycięzców, by nowej władzy zaufać, skończyć z wiecowaniem i udać się do swoich obowiązków.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Michał Sutowski
Michał Sutowski
Publicysta Krytyki Politycznej
Politolog, absolwent Kolegium MISH UW, tłumacz, publicysta. Członek zespołu Krytyki Politycznej oraz Instytutu Krytyki Politycznej. Współautor wywiadów-rzek z Agatą Bielik-Robson, Ludwiką Wujec i Agnieszką Graff. Pisze o ekonomii politycznej, nadchodzącej apokalipsie UE i nie tylko. Robi rozmowy. Długie.
Zamknij