Najtrudniej będzie przeprowadzić nowy rozdział państwa i Kościoła tam, gdzie ich obecny mariaż jest najdotkliwiej odczuwalny – w kwestii praw reprodukcyjnych kobiet. Trudno uwierzyć, by w tym politycznym rozdaniu udało się uchwalić przepisy zgodne z europejskim standardem.
Wszyscy pewnie widzieliście te zdjęcia. Kareta jakby podprowadzona z planu adaptacji Kopciuszka, stangreci w liberiach, w tle barokowy kościółek, przed karetą eskorta starszych panów przebranych w ułańskie stroje, jeden wygląda jak sobowtór Marszałka. W środku Jan Szyszko, minister środowiska w rządach Szydło i Morawieckiego, ubrany w strój kojarzący się z mundurem leśnika. Obok niego, w purpurach, koronkach i z wielkim złotym krzyżem na piersi – biskup drohiczyński Antoni Pacyfik Dydycz, kapucyn i doktor nauk.
Zdjęcia zostały zrobione w Węgrowie w 2013 roku, podczas Hubertusa – myśliwskiej uroczystości. W mediach społecznościowych zaczęto je udostępniać dopiero w czasach PiS. Stały się symbolem specyficznego mariażu tronu z ołtarzem, jaki zawiązał się w trakcie ostatnich ośmiu lat.
Nie zawsze miał on tak poczciwie ekscentryczny charakter. Towarzyszył mu strumień pieniędzy płynący do Kościoła, zwłaszcza na różne „dzieła” ojca Rydzyka. By wykazać się w imieniu partii rządzącej, minister Czarnek dokładał papieża do lektur, a Trybunał Przyłębskiej wydał wyrok jeszcze bardziej zaostrzający i tak bardzo restrykcyjne przepisy antyaborcyjne. W zamian Kościół odpłacał się często niedyskretnym poparciem, udostępniając politykom PiS – de facto do partyjnej agitacji – nawet tak ważne dla katolików miejsca jak sanktuarium na Jasnej Górze.
czytaj także
Głębokie zepsucie tego układu najlepiej podsumowuje niedawny news o 2,1 milionach złotych z rezerwy budżetowej, które trafiły do diecezji zamojsko-lubaczowskiej latem. Pieniądze miały być przeznaczone na produkcję cyklu radiowych programów Działamy dla lepszej Polski. Jak podaje Onet: „Pierwszych 10 programów jest już dostępnych na stronach internetowych katolickich rozgłośni. W większości poświęcone są one programom socjalnym wprowadzonym przez rząd PiS, m.in. 500 plus, Dobry Start czy Rodzinny Kapitał Opiekuńczy. W niemal każdym odcinku wypowiada się wiceminister rodziny i polityki społecznej Anna Schmidt”. Jak nietrudno zgadnąć, Schmidt startowała w tegorocznych wyborach do Sejmu z okręgu obejmującego tereny wspomnianej diecezji. Z sukcesem.
Do jakich zmian nowa koalicja dostała mandat?
Dobra wiadomość jest taka, że wraz z oddaniem przez PiS władzy, co najpewniej nastąpi przed końcem roku, ten model się skończy. Kareta z Węgrowa dalej nie pojedzie, nawet jeśli PiS wykorzysta ostatnie tygodnie władzy, by coś różnym wspierającym go środowiskom kościelnym dorzucić.
Ale to jeszcze nie znaczy, że w ciągu najbliższych czterech lat Polska stanie się państwem świeckim, ani nawet, że zbliży się do oddającego faktyczne preferencje większości rozdziału państwa i Kościołów (oczywiście w Polsce mowa głównie o Kościele katolickim). Bo choć żadna z partii nowej koalicji – od chadeckiego PSL po partię Razem – nie chce utrzymania modelu z ostatnich ośmiu lat, znacząco różnią się co do tego, jaki miałby go zastąpić.
Zaraz po wyborach pojawiły się głosy zatroskane o „prawa katolików” – które rzekomo miałyby być zagrożone w nowej rzeczywistości – i przestrzegające przed zbytnim wychyleniem wahadła w drugą, nadmiernie progresywną stronę. Zaczęto się zastanawiać: do jak daleko idących zmian w relacji z Kościołem nowa koalicja dostała mandat?
czytaj także
Argumentacja konserwatystów podąża zwykle następującym torem: najsilniej opowiadająca się za rozwodem państwa z Kościołem partia, czyli Lewica, zdobyła najmniej głosów spośród sygnatariuszy paktu senackiego, w porównaniu do Sejmu IX kadencji straciła prawie połowę klubu sejmowego. Zwycięstwo demokratycznej opozycji zagwarantował dobry wynik Trzeciej Drogi, najbardziej konserwatywnej z tworzących ją formacji. PiS zatopiła nie tyle wielka wezbrana fala progresywnej mobilizacji – jak twierdził np. Tomasz Terlikowski w swoich mediach społecznościowych – ile bunt części zmęczonych ekscesami PiS-u konserwatystów, którzy poparli Trzecią Drogę. Grupa ta nie chce jednak szybkiej kulturowej i światopoglądowej rewolucji i jej preferencje muszą zostać uszanowane w nowym rozdaniu.
Tu pojawia się kilka problemów. Po pierwsze, na dwa komitety, które obiecywały dalej idące zmiany „światopoglądowe” – KO i Lewicę – padło ponad 5,3 miliona głosów więcej niż na Trzecią Drogę. Nie mamy też wiarygodnych danych na temat tego, czego wyborcy Kosiniaka-Kamysza i Hołowni życzą sobie w kwestii relacji państwa z Kościołem i wpływu doktryny tego ostatniego na prawo stanowione.
Nie jest za wcześnie, by zacząć odliczanie do legalnej aborcji i związków partnerskich
czytaj także
Według sondażu IPSOS dla OKO.press z marca w ewentualnym referendum pytającym: „czy jesteś za prawem przerwania ciąży do 12. tygodnia?” aż 90 proc. ówczesnych wyborców Polski 2050 i 81 proc. wyborców PSL odpowiedziałoby twierdząco. Jednak gotowość do udziału w takim referendum zadeklarowało tylko 60 proc. elektoratu tej partii.
Warto zbadać, jak te poglądy wyglądają dziś. Dla strony progresywnej wyniki mogłyby stać się narzędziem nacisku na liderów PSL i Polski 2050, a przynajmniej wskazówką, jak wysoko można licytować w sprawach „światopoglądowych” przez cztery kolejne lata.
Trzy stopnie oddzielenia
Dziś w Polsce można wyróżnić trzy główne obszary, w których Kościół wywiera wpływ na państwo w sposób, który staje się coraz bardziej rażący w obliczu postępującej sekularyzacji.
Pierwszy dotyczy przenikania się symboliki państwowej i kościelnej, polityków przemawiających na uroczystościach religijnych, a nawet z kościelnej ambony, uroczystości państwowych przybierających wyznaniowy charakter. Prawie wszystkie partie nowej koalicji, poza PSL, obiecywały z tym skończyć.
Niestety nic nie wskazuje na to, by podobny konsensus mógł zostać osiągnięty w sprawie budowy sfery publicznej, tak by nie była zawłaszczana przez symbole religijne – czego najlepszym przykładem jest krzyż w Sejmie. Także w najbliższej kadencji próba jego usunięcia może okazać się równie bezskuteczna co w czasach Palikota, przy okazji wzmacniając opór wobec sekularyzacyjnego pakietu.
Drugi stopień rozdziału dotyczy sfery finansów. Obecnie państwo wspiera Kościół nie tylko przez środki płynące na różne kościelne projekty, ale także opłacając duchownym składki ubezpieczeń społecznych z Funduszu Kościelnego, fundując etaty kapelanom w wielu instytucjach, wreszcie finansując katechizację w szkołach publicznych.
Tu także widać pewien konsensus na poziomie deklaracji wyborczych. Zarówno Lewica, jak i KO i Trzecia Droga zapowiadały likwidację Funduszu Kościelnego. Zastąpienie go – na wzór niemiecki – odpisem podatkowym przekazywanym przez obywateli na wybrany przez nich związek wyznaniowy wydaje się dobrym rozwiązaniem. Progresywna opinia publiczna może i powinna na nie naciskać. Organizacje kościelne mogłyby oczywiście ubiegać się o publiczne środki w różnych konkursach, ale na takich samych zasadach jak wszystkie inne organizacje.
Zero aborcji z powodu gwałtu to dowód, że ofiary nie mogą liczyć na państwo
czytaj także
Nawet Polska 2050 pisała o ograniczeniu liczby kapelanów utrzymywanych z publicznych pieniędzy. Można argumentować, że ich obecność w wojsku czy szpitalu jest ważna dla osób wierzących, ale postulat, by taką działalność przynajmniej częściowo finansowali sami wierni lub ich kościoły, nie jest nierozsądny. Mógłby temu służyć wspomniany odpis.
Warto też wrócić do dyskusji o tym, czy nauka religii powinna być finansowana przez państwo. Niestety art. 53 ust. 4 konstytucji czyni wyprowadzenie jej ze szkół problematycznym. Stanowi, że „religia Kościoła lub innego związku wyznaniowego o uregulowanej sytuacji prawnej może być przedmiotem nauczania w szkole”. Problem do pewnego stopnia „rozwiązuje się” sam – zwłaszcza w większych miastach i szkołach średnich, gdzie młodzież masowo rezygnuje z katechezy.
Kwestia religii w szkołach dotyka trzeciego stopnia rozdzielenia, który politycznie będzie bardzo trudny: wpływu kościelnej „nauki” na politykę i prawo stanowione państwa.
Ile Kościoła w prawie
Religia w szkole to nie tylko obecność opłacanego przez państwo katechety, ale też wpływ Kościołów i religijnych grup nacisku na program nauczania. To właśnie ten nacisk uniemożliwiał choćby racjonalną dyskusję o edukacji seksualnej w polskich szkołach czy naładowaniu programu nauczania konfesyjnymi treściami.
Deczarnkizacja szkoły daje szansę na to, by stała się ona miejscem racjonalnej edukacji – niewykluczającej wierzących i ich wrażliwości, ale też niestawiającej sobie na cel socjalizacji młodych ludzi w duchu katolickim. Przy odpowiednim nacisku, ale też umiejętności zawierania kompromisów i uszanowaniu różnych wrażliwości nie jest to rzecz nie do zrobienia, nawet uwzględniając konserwatywne zastrzeżenia, jakie do takiej reformy szkoły będzie zgłaszał PSL.
Kolejna kwestia to usunięcie z Kodeksu karnego przepisów pozwalających ścigać tzw. obrazę uczuć religijnych, co również postulowała nawet Polska 2050. Są one narzędziem pozwalającym penalizować krytykę religii czy zbyt ekspresyjne wyrażanie niechętnych jej światopoglądów. Warto się o to bić, nawet jeśli taki projekt ostatecznie zawetuje prezydent Duda.
Najtrudniej będzie przeprowadzić nowy rozdział państwa i Kościoła tam, gdzie ich obecny mariaż jest najdotkliwiej odczuwalny – w kwestii praw reprodukcyjnych kobiet. To nacisk środowisk katolickich – nie ma innych istotnych politycznie środowisk anti-choice w Polsce – doprowadził do przyjęcia bardzo restrykcyjnego „kompromisu” aborcyjnego w 1993 roku i skłonił Nowogrodzką, by dała Trybunałowi Przyłębskiej zielone światło do niesławnego wyroku sprzed trzech lat.
8 rzeczy, które zyskalibyśmy, gdyby jutro w Polsce zniknął katolicyzm
czytaj także
Trudno uwierzyć, by w tym politycznym rozdaniu udało się wprowadzić w Polsce przepisy aborcyjne zgodne z europejskim standardem. Nie, dopóki w Pałacu Prezydenckim zasiada Andrzej Duda, ale nawet bez Dudy może nie uzbierać się odpowiednia większość sejmowa. Hamulcem może też być Trybunał Konstytucyjny, ciągle obsadzony przez nominatów PiS. Przy czym także sędziowie aktywnie przez PiS zwalczani często orzekali w tych kwestiach w bardzo konserwatywny sposób. Z kolei referendum zostanie najpewniej taktycznie zbojkotowane przez stronę antyaborcyjną i nie osiągnie progu ważności.
Minimum, na które trzeba naciskać, to dekryminalizacja pomocnictwa w aborcji.
Płynąć z falą, ale mądrze
Polska, podobnie jak inne europejskie społeczeństwa osiągające pewien poziom zamożności, przechodzi przez intensywny proces sekularyzacji. Nie znaczy to, że w najbliższym czasie społeczeństwo stanie się powszechnie niewierzące, ale religia wyraźnie przestaje odgrywać rolę spoiwa, głównej osi narodowej tożsamości, wspólnego punktu odniesienia, uniwersalnego drogowskazu moralnego.
Bohaterowie z narodowo-religijnego panteonu – jak Jan Paweł II – latami stojący ponad społeczną debatą, zaczynają przechodzić proces rewizji wcześniej wyłącznie hagiograficznych ocen. W latach 2015-2020 PiS był w stanie wygrywać z tą falą, maksymalnie mobilizując elektorat przerażony zmianami, które ona niesie.
czytaj także
W tych wyborach to nie zadziałało. Prezes straszący PSL jako partią „antyklerykalną” ani akcje w obronie dobrego imienia „największego Polaka” nie zadziałały. Także Jarosław Kaczyński może to dostrzegać. Na zjeździe klubów „Gazety Polskiej” w Spale, już po wyborach, prezes mówił przecież, że w kraju zmieniła się struktura elektoratu i jeśli PiS w przyszłości wygra wybory, to już w innej Polsce. Także znacznie słabsze od oczekiwanych wyniki Konfederacji mogły wynikać z tego, że liderzy partii okazali się zbyt tradycjonalistyczni i katoliccy dla swoich skrajnie liberalnych – nie tylko w kwestiach gospodarczych – wyborców.
Nowa koalicja powinna pozwolić płynąć tej sekularyzacyjnej fali, rozładowywać związane z nią lęki, wykorzystywać ją do nacisku. Czekanie jest skrajnie frustrujące, ale ostatecznie prawo w wielu obszarach będzie musiało dostosować się do zachodzących zmian.