Sukcesja w PiS: Lepsi cynicy Morawieckiego niż dogmatycy Czarnka

W PiS rozpoczęła się walka o sukcesję. Frakcja przeciwna Morawieckiemu wycina jego ludzi i próbuje odsunąć byłego premiera od ucha prezesa. Nie ma się z czego cieszyć, bo to znak, że PiS skręca jeszcze bardziej w prawo.
Źródła zdjęć: Sejm RP, Mateusz Pietras, Olaf Kosinsky, Kamil Rak/ Wikimedia Commons, Ed. KP

PiS w koalicji z Konfederacją byłby czymś zupełnie koszmarnym. Partia Kaczyńskiego musiałaby się wyzbyć wszystkiego, co było w niej dobre, czyli ekonomicznego egalitaryzmu i etatyzmu. Równocześnie wszystko, co jest w nie złe, musiałaby zaostrzyć – paleokonserwatyzm, nieufność wobec Europy Zachodniej, krzykliwość czy węszenie spisków.

Wśród licznych wad obozu przeciwników PiS jedną z bardziej szkodliwych jest wrzucanie wszystkich przeciwników do jednego wora. To przyczyna, dla której rząd poszedł od początku na starcie z poprzednim prezydentem, chociaż to właśnie Andrzej Duda jest tą osobą ze środowiska PiS, z którą mogliby się najłatwiej dogadać.

Nieszczęściem w nieszczęściu jest to, że koalicja nie potrafiła się dogadać nawet między sobą, więc Duda nie miał okazji się zemścić, wetując jakiś głośny projekt. Obecnie nie przechodzą im nawet niegłośne projekty, bo nowy prezydent wetuje dla zasady.

Wszystkie niemądre haki na Morawieckiego

Kolejnym szwarccharakterem według „obozu demokratycznego” jest Mateusz Morawiecki. Nienawiść, jaką pała twardy elektorat KO do byłego premiera, a przed 2015 r. doradcy Donalda Tuska, jest naprawdę zadziwiająca.

Prokuratura, silnie dopingowana przez rząd, zamierza postawić mu zarzuty za próbę przeprowadzenia wyborów korespondencyjnych w pandemii, które nie doszły do skutku, co kosztowało kilkadziesiąt milionów złotych – przypominam, że w pandemii (słusznie) wydaliśmy kilkaset miliardów złotych na wsparcie przedsiębiorstw, chociaż wiele z nich tego nie potrzebowało. Na przełomie października i listopada były premier ma zostać przesłuchany.

Morawiecki miał też ukrywać dług publiczny, wyprowadzając go poza budżet, do Polskiego Funduszu Rozwoju i Banku Gospodarstwa Krajowego. Same oskarżenia były fałszywe, bo do Unii Europejskiej raportowano cały dług, którego wysokość była i jest publicznie dostępna. A po przejęciu władzy koalicja robi dokładnie to samo, finansując przez BGK zbrojenia.

Kolejny niemądry zarzut to tzw. podatek Morawieckiego, czyli wpisany do Krajowego Planu Odbudowy niewysoki podatek od posiadania samochodów spalinowych. Miał on zachęcać do korzystania z mniej paliwożernych pojazdów, co mogłoby zmniejszyć zużycie paliw w Polsce i nieco poprawić stan powietrza, szczególnie w miastach. Rządzący bohatersko dokonują właśnie rewizji KPO, której jednym z głównych punktów jest wykreślenie dwóch planowanych podatków aut spalinowych. I ogłosili to jako zwycięstwo.

„Tak naprawdę oznaczało to, że ci Polacy, których nie stać na nowe i drogie samochody, którzy kupują i rejestrują samochody używane, w tzw. ropniaki, ale nie tylko, będą dopłacali do tego interesu – powiedział szef rządu. […] Niesprawiedliwość społeczna takiego rozwiązania aż biła po oczach, bo to oznaczało, że nie jestem zamożny, stać mnie na tani samochód, więc Morawiecki wymyśli, że zapłacę za to dodatkową opłatę, de facto podatek” – powiedział premier Tusk.

Inaczej mówiąc, w czasie, gdy PiS skręca jeszcze bardziej w prawo, na premiera szykuje się Przemysław Czarnek, a koalicja z Konfederacją jest tam coraz poważniej brana pod uwagę, rząd wziął na celownik Mateusza Morawieckiego m.in za stworzenie nowoczesnych mechanizmów inżynierii finansowej dla budżetu i chęć wprowadzenia progresywnych podatków.

Analogia z Andrzejem Dudą jest tu wyraźna – tak zwana koalicja 15 października (lub 13 grudnia – w zależności od kanału) będzie zwalczać źle wybranego przeciwnika, obrzydzać go w oczach opinii publicznej, a w rezultacie przyjdzie jej mierzyć się z kimś dwa razy trudniejszym i groźniejszym.

Kto po Kaczyńskim? Te frakcje walczą o władzę w PiS

Najbardziej liczące się frakcje w PiS to młodzi technokraci Morawieckiego (Cieszyński, Dworczyk, Mueller, Buda), przeciwnicy Morawieckiego (Ziobro, Czarnek, Jaki, Sasin, Witek) oraz oczywiście Zakon Porozumienia Centrum (Kaczyński, Błaszczak, Terlecki, Brudziński).

Ta ostatnia wciąż trzyma władzę i decyduje, która z pierwszych dwóch ma chwilowo silniejszą pozycję. Zakon PC z przyczyn oczywistych się kurczy, gdyż składa się ze starych wiarusów Kaczyńskiego, którzy w polityce są od lat 80. lub najpóźniej 90. Schedę po prezesie i jego najbliższych współpracownikach zdobędzie więc jedna z dwóch pierwszych frakcji. Prawe skrzydło PiS, czyli przeciwnicy Morawieckiego, mają silniejszą pozycję w strukturach partii, ale Mateusz Morawiecki, lider centrowego skrzydła PiS, potrafi skutecznie dopychać się do ucha naczelnika.

Czy Nawrocki z Mentzenem ukradną Kaczyńskiemu partię?

Ostatnimi czasy przewagę zaczęło jednak zyskiwać prawe skrzydło. Podczas swojego wykładu w Krakowie prezes Kaczyński przywołał Patryka Jakiego i jego pomysł na politykę europejską, według którego Polska powinna częściej korzystać z instytucji opt-out, czyli wyłączenia z niektórych polityk unijnych. Według Kaczyńskiego to warta uwagi alternatywa dla całkowicie eurosceptycznej postawy Konfederacji. W rzeczywistości korzystanie z tego mechanizmu oznaczałoby wystawienie Polski na aut polityki europejskiej i stopniowy, wprowadzany kuchennymi drzwiami i po cichu Polexit (nazywany przez prawicę Spierpolem).

Frakcja Czarnka i Jakiego notuje również sukcesy na polu wycinania młodych technokratów. Niedawno na Dolnym Śląsku wizytację odbywał prezes Kaczyński, gdzie doglądał lokalnych struktur partyjnych. W wyniku poczynionych oględzin prezes podjął szybką i radykalną decyzję – wykluczenie z klubu PiS siedmiu radnych, którzy byli związani z byłym premierem. W piątek 3 października Mariusz Błaszczak na konferencji prasowej twierdził, że zostali „tylko” zawieszeni, a jako powód podał brak umiejętności pracy zespołowej. Równie dobrze mógł powiedzieć, że zostali zawieszeni, bo zostali zawieszeni.

Prawe skrzydło PiS jest na fali. Korzysta ze skrętu w prawo całego zachodniego świata, w szczególności USA, gdzie buduje sieci kontaktów. Technokratyczna prawica w stylu Morawieckiego odchodzi w zapomnienie, obecnie modna stała się prawica rozemocjonowana, rzucająca na lewo i prawo radykalna hasła, bez oglądania się na możliwość ich wdrożenia.

Państwo pod wezwaniem. Kto w Polsce może rozliczać członków Opus Dei?

Młodzi technokraci bywali bardzo cyniczni, ale przynajmniej byli też pragmatyczni i niedogmatyczni. Próbowali lawirować, czyli stopniowo wprowadzać progresywne zmiany w tych obszarach, w których nie wchodzili w paradę konserwatywnemu trzonowi PiS. Prawe skrzydło chciałoby gwałtownie przesunąć w prawo ten trzon. Technokraci chcieli, żeby powoli było trochę lepiej. Nowa prawica chciałaby, żeby teraz było zupełnie inaczej – czy lepiej, to nieistotne.

Frakcja spierpolowa, kierunek węgierski

Skrzydło Czarnka-Jakiego zamierza również iść na starcie z Brukselą – zupełnie niepotrzebne, jałowe i szkodliwe, czego już mieliśmy dowód w latach 2015-2023. Oczywiście rząd Morawieckiego też był w konflikcie z Komisją Europejską, ale premier raczej hamował zapędy partii, w szczególności Zbigniewa Ziobro i jego środowiska, do zaostrzenia kursu. Finalnie nie zablokował żadnej z polityk unijnych, za co środowisko Ziobry go szczególnie nie znosi, wypominając mu Zielony Ład i system praw do emisji EU-ETS 2. Gdyby na czele rządu stał wtedy ktoś z frakcji ziobrystów, to drugą kadencję PiS kończylibyśmy ze statusem w UE jak Węgry – czyli z zablokowanymi funduszami spójności.

Miał być Budapeszt w Warszawie, teraz Węgrzy modlą się o Warszawę w Budapeszcie

Frakcja przeciwna Morawieckiemu jest też zwolenniczką wejścia w koalicję rządzącą z Konfederacją. Nie chce wchodzić z nią w otwarty konflikt, woli raczej przejmować jej hasła i po cichu wyborców. Ostre słowa krytyki prezesa skierowane do liderów Konfederacji, szczególnie Sławomira Mentzena, były dowodem na to, że dotychczas to Morawieckiemu skutecznie udawało się kreować opinię prezesa. Wykład Kaczyńskiego na temat podpowiedzianej przez Jakiego procedury opt-out pokazuje jednak, że podszepty byłego premiera stają się coraz mniej skuteczne.

PiS w koalicji z Konfederacją byłby czymś zupełnie koszmarnym. Partia Kaczyńskiego musiałaby się wyzbyć wszystkiego, co było w niej dobre, czyli ekonomicznego egalitaryzmu i etatyzmu. Równocześnie wszystko, co jest w nie złe, musiałaby zaostrzyć – paleokonserwatyzm, nieufność wobec Europy Zachodniej, krzykliwość czy węszenie spisków.

Frakcja Czarnka-Jakiego oddałaby mentzenistom resorty gospodarcze, gdzie zrobiliby chaos porównywalny z wyczynami funkcjonariuszy DOGE Elona Muska w amerykańskiej administracji. Sami skupiliby się na wymiarze sprawiedliwości, resortach siłowych, edukacji i szkolnictwie wyższym.

Ziobryści w swoim stylu dokonaliby przejęcia instytucji wymiaru sprawiedliwości i organów ścigania, umieszczając swoich ludzi w kluczowych miejscach. Czarnek realizowałby swoje koncepcje konserwatywnego formatowania ludzi w szkołach i na uczelniach. Prawe skrzydło PiS zadbałoby też o to, by wybić państwu zęby w relacjach z rodziną, co uniemożliwi walkę z patologiami społecznymi.

Skoro jest wielce prawdopodobne, że w 2027 roku (lub wcześniej) prawica zdobędzie władzę, lepiej trzymać kciuki za to, żeby to frakcja Morawieckiego miała w niej najwięcej do powiedzenia. Lepsi technokratyczni cynicy niż dogmatycy spod znaku MAGA. Z kolejnym rządem Morawieckiego dałoby się jakoś negocjować i ogólnie współistnieć. Z Czarnkiem, Jakim i Mentzenem u władzy trzeba będzie po prostu przetrwać.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Piotr Wójcik
Piotr Wójcik
Publicysta ekonomiczny
Publicysta i dziennikarz ekonomiczny. Stale współpracuje z Krytyką Polityczną, „Dziennikiem Gazeta Prawna”, „Tygodnikiem Powszechnym” i „Przewodnikiem Katolickim”. Autor serii powieści kryminalnych „Metropolia”.
Zamknij