Absurdalność szeroko rozumianej ochrony sumienia wynika z (bynajmniej nie konstytucyjnego) założenia o tym, że sumienie – jak mówi Rzepliński – jest szczególnie chronioną wartością konstytucyjną. Tymczasem konstytucja nigdzie nie ustanawia hierarchii bardziej lub mniej chronionych wartości.
Niemal wszystkich zszokowała decyzja o tym, że zgwałconej 14-latce odmówiono prawa do jak najbardziej legalnej aborcji. No może nie wszystkich: poseł Marcin „40 tys. zł pensji” Horała przyrównał całą sytuację do jedzenia wieprzowiny przez muzułmanów. Wiadomo, empatia chrześcijańskiego PiS-u wobec kobiet jest wręcz legendarna.
Ale tym razem to nie PiS odpowiada za narażanie gwałconych, ciężarnych kobiet nawet nie tyle przez klauzulę sumienia, ile przez odprawianie tych kobiet z kwitkiem bez żadnej informacji, gdzie mogą ciążę legalnie usunąć. A kto odpowiada? Ano m.in. profesor Rzepliński i cała reszta niepisowskiego Trybunału Konstytucyjnego – poza dwójką sędziów, Sławomirą Wronkowską-Jasiewicz i Andrzejem Wróblem, którzy złożyli zdania odrębne. Trzecie zdanie odrębne, autorstwa obsadzonej przez PiS Teresy Liszcz, szło jeszcze dalej w faktycznych przywilejach lekarzy.
Legalna aborcja. Bez kompromisów. Polsko, dasz radę to zrobić!
czytaj także
Wbrew pozorom klauzula sumienia nie została jednak wprowadzona mocą samego orzeczenia Trybunału pod przewodnictwem Rzeplińskiego. Przed orzeczeniem obowiązywał bowiem art. 30 i 39 Ustawy o zawodzie lekarza i nauczyciela, którego tekst wówczas brzmiał tak:
„Art. 39. Lekarz może powstrzymać się od wykonania świadczeń zdrowotnych niezgodnych z jego sumieniem, z zastrzeżeniem art. 30, z tym że ma obowiązek wskazać realne możliwości uzyskania tego świadczenia u innego lekarza lub w podmiocie leczniczym oraz uzasadnić i odnotować ten fakt w dokumentacji medycznej. Lekarz wykonujący swój zawód na podstawie stosunku pracy lub w ramach służby ma ponadto obowiązek uprzedniego powiadomienia na piśmie przełożonego.
Art. 30. Lekarz ma obowiązek udzielać pomocy lekarskiej w każdym przypadku, gdy zwłoka w jej udzieleniu mogłaby spowodować niebezpieczeństwo utraty życia, ciężkiego uszkodzenia ciała lub ciężkiego rozstroju zdrowia oraz w innych przypadkach niecierpiących zwłoki”.
To, co zrobili profesor Rzepliński i reszta Trybunału poza wspominaną dwójką, to uznanie za niekonstytucyjne trzech pogrubionych powyżej fragmentów. A więc lekarz, powołując się na klauzulę sumienia, może odmówić nie tylko aborcji, ale każdego świadczenia medycznego (dentysta na przykład leczenia zęba) także w przypadkach niecierpiących zwłoki (o ile zwłoka nie może spowodować niebezpieczeństwa utraty życia, ciężkiego uszkodzenia ciała lub ciężkiego rozstroju zdrowia). Co więcej, nie musi uzasadniać swojej odmowy i co w omawianym przypadku najważniejsze, nie musi wskazywać ani lekarza, ani nawet szpitala, gdzie można legalnie świadczenie otrzymać.
Słowem, w przypadku zgwałconej 14-latki lekarz nie tylko może odmówić aborcji jej zrozpaczonym rodzicom, ale może drzwi gabinetu zamknąć, mówiąc: radźcie sobie sami. Ja umywam ręce. Dlaczego Trybunał tak uznał? W uzasadnieniu wyroku przeczytać można:
„Trybunał przyjął, że jeżeli dany cel (w tej sytuacji zapewnienie pacjentowi świadczenia zdrowotnego) jest możliwy do osiągnięcia z zastosowaniem innego środka, nakładającego mniejsze ograniczenia na prawa i wolności, to zastosowanie przez ustawodawcę środka bardziej uciążliwego wykracza poza to, co jest konieczne, a zatem narusza Konstytucję. […] Zdecydowanie bardziej skuteczne na drodze do zapewnienia pacjentom równego i szybkiego dostępu do świadczeń zdrowotnych byłoby nałożenie obowiązku informacyjnego na »publicznoprawne podmioty instytucjonalne« wykonujące działalność leczniczą na zlecenie państwa […]”.
czytaj także
Pozornie brzmi to kompromisowo. Niech szpital daje informację, a nie lekarz, bo lekarz będzie miał złamane sumienie, jeśli powie, że aborcję robią np. w Szpitalu Bielańskim. Ba, sam Rzepliński poszedł jeszcze dalej w interpretacji tego orzeczenia. W niedawnym wywiadzie powiedział wprost – Ministerstwo Zdrowia powinno mieć odpowiedni zespół, który w takiej sytuacji szuka możliwie dobrego rozwiązania. Jeżeli 100 proc. lekarzy ginekologów nie chciałoby się podjąć tego zabiegu, to trzeba szukać w innym państwie. Nie ma innego rozwiązania.
Z tym rozwiązaniem jest jednak pewien problem. Jak wskazała w zdaniu odrębnym sędzia Wronkowska-Jaśkowiak: „Jest jednak oczywiste, że obowiązek przygotowania i udostępnienia informacji może zrealizować jedynie człowiek. Jeśli wiec wyjść z przyjętego przez Trybunał założenia, że każdemu poręcza się wolność sumienia, trzeba odpowiedzieć na pytanie, czy obowiązek informacyjny nałożony na jakiegoś innego niż lekarz pracownika służby zdrowia czy pracownika innych służb państwowych tej wolności nie narusza. Mówiąc w wielkim uproszczeniu, trzeba by odpowiedzieć na pytanie, czym różni się – w ujęciu Trybunału – konstytucyjna wolność sumienia lekarza od wolności sumienia innych osób i czy zrealizowanie przez te osoby obowiązku informacyjnego nie byłoby współdziałaniem w złu”.
Dochodzimy więc do kuriozalnej sytuacji, gdzie powołany z zawodu (także do przerwania ciąży) ginekolog może nie tylko odmówić aborcji, ale wręcz informacji o tym, gdzie może być ona dokonana, ale jednocześnie nie może tego zrobić pracownik państwa, bo on ma, niejako w zastępstwie lekarza, załatwić legalną aborcję, chociaż jego zawód nijak z aborcją nie jest związany. Jeśli zaś, oprócz sugerowanych przez Rzeplińskiego 100 proc. ginekologów, odmówi aborcji, to co, gdy odmówi 100 proc. urzędników i pracowników szpitala? Rzepliński będzie podpowiadał, żeby urzędników z innych krajów przysłali na zastępstwo?
Absurdalność tak szeroko rozumianej ochrony sumienia wynika z (bynajmniej nie konstytucyjnego) założenia o tym, że sumienie – jak mówi Rzepliński – jest szczególnie chronioną wartością konstytucyjną. Trybunał ex cathedra, bez żadnego uzasadnienia po prostu stwierdził, że „w świetle hierarchii wartości konstytucyjnych trudno jest uznać, że inne prawa pacjenta, niezwiązane z jego życiem i zdrowiem, mogłyby mieć pierwszeństwo przed wartością, jaką jest w demokratycznym państwie prawnym, wywodzona wprost z godności człowieka, wolność sumienia”.
Tymczasem konstytucja nigdzie nie dokonuje hierarchii bardziej lub mniej chronionych wartości konstytucyjnych. Trafnie podniósł to w drugim zdaniu odrębnym profesor Wróbel: „Trybunał […] w istocie uznaje, że konstytucyjne prawo lekarza do odmowy wykonania świadczenia zdrowotnego niezgodnego z jego sumieniem jest prawem quasi-absolutnym i korzystającym z bezwzględnego pierwszeństwa w stosunku do konstytucyjnych praw pacjentów, co nie odpowiada aksjologii Konstytucji, wedle której godność człowieka jest źródłem wszystkich praw i wolności konstytucyjnych. W sytuacji konfliktu sumienia ochronie konstytucyjnej podlega zatem nie tylko wolność sumienia lekarzy, ale także – może w większym stopniu – prawo osoby do ochrony życia i zdrowia w ramach konstytucyjnego prawa do pomocy lekarskiej. Nie wydaje się ponadto, aby Konstytucja ustanawiała hierarchię wolności i praw konstytucyjnych na wzór takiej, którą konstruuje Trybunał w uzasadnieniu niniejszego wyroku. Więcej, uważam, że Konstytucja nie ustanawia żadnej abstrakcyjnie zdeterminowanej i absolutnej hierarchii praw i wolności konstytucyjnych, w której pewne prawo lub wolność z założenia ma wyższe miejsce w tej „hierarchii” lub zażywa absolutnego pierwszeństwa przed innymi prawami i wolnościami […]”.
Skąd antyaborcjoniści wzięli TE dzieci? Trop prowadzi na Węgry
czytaj także
Trybunał podnosił także, że lekarze nie mają wiedzy albo trudno im ustalić, gdzie dokonywana jest aborcja, więc nie należy ich tym kosmicznie trudnym obowiązkiem obarczać. Jest to argument iście komiczny, bo to oznacza, że lekarze, którzy mają wykonywać skomplikowane wielogodzinne operacje ginekologiczne, którzy ciągle mają uzupełniać trudną wiedzę, nie mogą zawczasu ustalić listy szpitali, w których szpital deklaruje, że wykonuje zabieg aborcyjny, na przykład za pośrednictwem samorządu lekarskiego.
Doprawdy, jak ci lekarze wypisują recepty, jak pokończyli studia, skoro przerasta ich takie zadanie. I co z artykułem 7 Kodeksu etyki lekarskiej, który stanowi, że „w szczególnie uzasadnionych przypadkach lekarz może nie podjąć się lub odstąpić od leczenia chorego, z wyjątkiem przypadków niecierpiących zwłoki. Nie podejmując albo odstępując od leczenia, lekarz winien wskazać choremu inną możliwość uzyskania pomocy lekarskiej”. Sami lekarze uzgodnili, że lekarz winien wskazać choremu inną możliwość uzyskania pomocy lekarskiej, i sami wzięli na siebie ten obowiązek.
Absolutyzacja praw lekarza kosztem praw pacjentki (tym razem zgwałconej, upośledzonej umysłowo 14-latki) i sprzeczne z konstytucją wywyższanie wartości ochrony sumienia nad inne, konstytucyjne prawa i wolności – oto dorobek Trybunału sprzed przejęcia go przez PiS. Otwarcie tej puszki Pandory prowadzić, rzecz jasna, może do kompletnej katastrofy. A co, gdy – powołując się na klauzulę sumienia – wykonywania swego zawodu odmawiać zaczną sędziowie? Przecież klauzula sumienia to wartość szczególnie chroniona, a przez odmowę wydania orzeczenia nikt nie zginie i nie będzie ciężko ranny, prawda?
czytaj także
Powie ktoś, że to absurd. Ale przecież zaledwie kilka dni temu Ordo Iuris wydało przewodnik, który radzi poszczególnym branżom, jak korzystać z klauzuli sumienia. Ostatecznie grozi to państwem wyspowego apartheidu, gdzie uprzywilejowani będą za pomocą klauzuli sumienia dyskryminować tych, którzy ich sumieniu się nie podobają. Ale tak to jest, jak orzekając o klauzuli sumienia, sędzia kieruje się sumieniem, tyle że przede wszystkim własnym.