Kraj

Rząd PiS chce płonących przedmieść

Badania pokazują, że polityka PiS w sprawie migrantów jest krótkowzroczna. To właśnie z braku oferty dla ludzi ściąganych do marnie płatnej pracy, braku możliwości integracji i miejsca w społeczeństwie biorą się potem getta, którymi straszy nas premier Morawiecki.

W środę, 14 czerwca, na Morzu Śródziemnym u wybrzeży Grecji zatonęła łódź przewożąca migrantów. Ofiar może być nawet 600, bo z ponad siedmiuset pasażerów uratowano zaledwie 104.

W czwartek, 15 czerwca, polski Sejm głosami posłów PiS, Konfederacji i Kukiz ’15 – posłowie Lewicy i KO nie wzięli udziału w głosowaniu, a Trzecia Droga wstrzymała się od głosu – ogłosił sprzeciw wobec unijnego pomysłu relokacji uchodźców. PiS chce zorganizować referendum w sprawie przyjęcia dwóch, podkreślmy: dwóch tysięcy osób, wobec których już przeprowadzono procedury, potwierdzono tożsamość, udzielono azylu.

Również 15 czerwca odbyło się spotkanie ministra Wąsika z przedstawicielkami organizacji pomocowych działających na granicy z Białorusią. Minister Wąsik powiedział im, że może i intencje mają dobre, ale „grają na bębenku” Putina i Łukaszenki.

Kto tu jest pożytecznym idiotą

Już niemal od tygodni PiS wraca z antymigrancką nagonką. Polski premier na Twitterze promuje propagandowe filmy. Ostatnia tragedia na Morzu Śródziemnym nie powstrzymała PiS przed ich emisją.

Na pierwszym spocie widzimy łodzie – nieco mniejsze niż ta, która ostatnio zatonęła – a także zasieki z drutu żyletkowego i funkcjonariuszy Łukaszenki, rzucających w Kuźnicy kamieniami w polskie armatki wodne.

Obrazy z „największej bitwy 2021 roku”, ustawki między służbami polskimi i białoruskimi, w której wykorzystano oszukanych migrantów – zobaczymy też w drugim filmie propagandowym. Tłumaczy on, że rząd jest wspaniały, bo Polacy przyjęli uchodźców z Ukrainy, ale Unia Europejska jest niewdzięczna i jeszcze chce, żebyśmy godzili się na kolejne dwa tysiące osób z relokacji.

Zobaczcie, warto, to majstersztyk propagandy. Trochę łez, trochę strachu i informacja o tym, jak dużo za to zapłaciliśmy.

Na solidarnościową relokację w ramach UE się nie godzimy, choć uchodźcy z Ukrainy byli i są nadal relokowani z Polski. Atakują nas migranci ze strony Białorusi, a UE chce nam przysyłać podtopieńców, żeby palili przedmieścia jak we Francji. My jednak, mimo tej europejskiej niewdzięczności, wywiązujemy się z zobowiązań wynikających z faktu, że wschodnia granica jest też granicą Schengen. Jest to przecież nasza odwieczna rola: przedmurza chrześcijaństwa.

Ze spotu wynika, że jesteśmy sami. Wideo w zasadzie potwierdza, jakie było nasze miejsce w czasie prac nad paktem migracyjnym. Nie potrafimy dzielić się naszą wiedzą i doświadczeniem, nie potrafimy się porozumieć, wyjść poza perspektywę niezwykle ciasną, w której sami dla siebie budujemy oblężoną twierdzę i narzekamy, jacy jesteśmy niedocenieni i wykorzystywani.

Nie pokazujemy naszego miejsca przy stole negocjacyjnym, naszego wkładu w politykę Europy wobec migracji, naszych rozwiązań, a przecież polskie rozwiązania pozwalające uchodźcom z Ukrainy pracować, przemieszczać się, radzić sobie – wydają się godne polecenia. Nie dowiemy się ze spotu promowanego przez premiera Morawieckiego również o tym, czy analizujemy w europejskim gronie fakt, że (z małymi wyjątkami) nie powstały wielkie, zamknięte molochy dla uchodźców, z których miesiącami nie można się wyrwać.

Dowiadujemy się tylko, że jesteśmy sami i atakowani ze wszystkich stron. Wschodni autokraci narzekać nie będą.

Polska, kraj imigrancki. Jak przystosować cały system?

Chcecie płonących przedmieść? Będziecie je mieli

Ta nienawistna kampania wymierzona jest w ludzi, którzy podejmują próbę zmiany swojego życia na lepsze, zbierają odwagę, inwestują ostatnie pieniądze w niepewną podróż, by móc żyć, pracować, wykształcić dzieci. Wielu z nich wykonuje zawody, które w Polsce są potrzebne. Wywozimy, czyli „odstawiamy do linii granicy” lekarzy, prawników, naukowców, sportowców. Z premedytacją i systemowo niszczymy ich fizycznie i psychicznie.

Po tygodniach błąkania się po polsko-białoruskim pograniczu, odmawiania przyjęcia dokumentów, pomocy, praw ludzkich, patrzenia na cierpienie, a czasem śmierć bliskich i towarzyszy podróży, ci ludzie będą potrzebowali długotrwałego leczenia i wsparcia, zanim będą mogli skutecznie zadbać o siebie i rodziny, odnaleźć się w nowym miejscu, pracować.

Tak rząd chce pomagać uchodźcom w 2023 roku [rozmowa z ministrą Ścigaj]

Nagonka na tych ludzi działa. Pojęcia „nielegalni imigranci” zaczęli używać nawet dziennikarze całkiem przyzwoitych mediów, choć nie ma ludzi nielegalnych – nielegalne są za to procedury, którym są poddawani. Ale przecież w głowie się nie mieści, by człowieka za nic tak poniewierać, żeby za nic umierał pod krzakami. Musiał popełnić jakoś czyn, który uzasadnia odebranie mu praw.

A że migranci pochodzą z krajów wizowo nieuprzywilejowanych, a akurat Białoruś te wizy chce im dać? A że Polska zamknęła niemal wszystkie przejścia graniczne i migranci po prostu nie mają gdzie złożyć wniosku o azyl? A że nawet jak już złożą wniosek, napotkawszy patrol – zostają bez względu na wiek i stan zdrowia wrzuceni do wojskowego samochodu i wypchnięci za barierę? „To niemożliwe – słyszę często – polskie służby na pewno przyjmują papiery i sprawdzają”.

Za zasłoną tej nienawistnej kampanii przeciw migrantom odbywa się ściąganie pracowników tymczasowych. Takich ściąga właśnie Orlen do budowy zakładu rafineryjno-petrochemicznego Olefin III w Płocku. Orlen podkreśla, że ci nie są „nielegalni”.

Są jak najbardziej „legalni”, zatrudniani przez duże korporacje, szukające taniej siły roboczej, którą będzie można upchnąć w barakach, zapłacić mało, nie zajmować się warunkami pracy, tym, że założą związek zawodowy czy że nie potrafią mówić po polsku. Zatrudniani przez podwykonawców nie będą domagać się wiele, a jak zaczną się domagać, łatwo będzie ich odesłać. Chcemy pracowników pokornych, których będzie można postawić za przykład tutejszym, którym już się w głowach poprzewracało i nie chcą brać nadgodzin z pocałowaniem ręki.

Nie chcesz? Na twoje miejsce czeka dwudziestu głodnych ze środkowej i wschodniej Azji. Albo z Filipin. Wolimy pokornych od przedsiębiorczych, wolimy poniewierać i wyzyskiwać niż współpracować.

Badania pokazują, że taka polityka jest krótkowzroczna. To właśnie z braku oferty dla ludzi ściąganych do marnie płatnej pracy, braku możliwości integracji i miejsca w społeczeństwie biorą się potem getta, którymi straszy nas premier Morawiecki. Bo nie wszyscy wyjadą po ukończeniu budowy rafinerii. Część zostanie, będzie chciała założyć rodziny, posłać dzieci do szkoły i zacznie zmagać się z wielopoziomowym wykluczeniem.

Wykluczenia i pogardy doznają też dzieci. Zaczną protestować. Ten scenariusz przeszły państwa zachodniej Europy. Rząd PiS robi wszystko, byśmy go powtórzyli. Rząd PiS chce płonących przedmieść. Jakby nie chciał, wdrożyłby politykę migracyjną. Są propozycje, pracują nad nimi specjaliści, zapraszają rząd do rozmów. Bezskutecznie.

Nie chcemy pracowników drugiej kategorii

Opozycja nie umie mówić o migracji

Organizacje pomocowe słusznie obawiają się, że wraz z medialną nagonką, posądzeniem organizacji humanitarnych o „antypolskość” i oskarżeniami o działalność antypaństwową pomagać będzie trudniej. Wzrośnie poziom nienawiści, agresji, rasizmu – również wobec tych „legalnych”, zatrudnianych przez koncerny.

Organizacje wiedzą też, że ich obecność utrudnia wmawianie wszystkim, że bariera działa. Nie działa – organizacje humanitarne codziennie dostają około stu próśb o pomoc. To znaczy, że granica nie jest szczelna. A jeśli SG, zamiast sprawdzać papiery, dokonuje wywózek – nawet nie wiemy, kto do nas wchodzi. Wschodnia granica Schengen, wbrew temu, co deklaruje poseł Kaczyński, nie jest bezpieczna. I to nie dlatego, że ktoś wchodzi, ale dlatego, że nie wiemy kto, nie sprawdzamy, nie wyjaśniamy, nie przyjmujemy formularzy azylowych. Brak otwartych, legalnych punktów kontroli nasila przekraczanie granic poza wyznaczonymi do tego miejscami.

Nagonka antymigrancka jest dla opozycji niebezpieczna, bo brakuje jej języka, by o niej mówić. Dała się na samym początku zmanipulować, zagłosowała za budową muru, klaskała pogranicznikom. Zagłosowała nawet za bezprawną procedurą wywózek. Od tego czasu minęło jednak już prawie dwa lata, doszło doświadczenie uchodźstwa z Ukrainy – czas nauczyć się mówić o migracji.

Jak widzę opozycyjny spot?

Przedstawicielki polskich organizacji humanitarnych dzielą się swoimi doświadczeniami. Część rozwiązań wdrażana jest systemowo w całej UE, której przedstawiciele kiwają głowami z uznaniem. Człowiek, który idzie do nas, nawet przez las, nie umiera w nim, ale doszkala się i dostaje pracę w szpitalu, bo wszyscy mamy krew tego samego koloru, stawiamy na odważnych, przedsiębiorczych, na specjalistów. Powstają nowe miejsca pracy dla nauczycielek, asystentów kulturowych. Rządzący przestają nas straszyć fiaskiem zastępowalności pracy i krachem emerytur. Granica strefy Schengen jest pod faktyczną kontrolą, a nie tylko pozorną, więc wzrasta nasze poczucie bezpieczeństwa. Łukaszenka, który chciał podzielić Unię, strasząc migracją, zwiesza nos na kwintę.

Nieco populistyczne? Pewnie tak, ale wolę tę wizję niż tchórzliwą pięść owiniętą w metalowy różaniec. Wolę próbę budowy złożonego społeczeństwa niż prosty przepis na płonące przedmieścia.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Katarzyna Przyborska
Katarzyna Przyborska
Redaktorka strony KrytykaPolityczna.pl
Redaktorka strony KrytykaPolityczna.pl, antropolożka kultury, absolwentka The Graduate School for Social Research IFiS PAN; mama. Była redaktorką w Ośrodku KARTA i w „Newsweeku Historia”. Współredaktorka książki „Salon. Niezależni w »świetlicy« Anny Erdman i Tadeusza Walendowskiego 1976-79”. Autorka książki „Żaba”, wydanej przez Krytykę Polityczną.
Zamknij