Kraj

Wygrani i przegrani wyborów o prezydenturę Wrocławia

We Wrocławiu ogólnopolska Nowa Lewica przegrała z interesami swoich lokalnych struktur, Razem przegrało, de facto w wyborach nie uczestnicząc, a lewica jako całość przegrała, legitymizując w ten czy inny sposób polityka skompromitowanego, który na kredyt zaufania nie zasłużył.

Jacek Sutryk wyszedł z tych wyborów zwycięsko, choć wiele wskazywało, że po tak kontrowersyjnej pierwszej kadencji w fotelu prezydenta Wrocławia koniec jest blisko. Wygrał – przynajmniej wizerunkowo – Donald Tusk. Mimo przegranej powody do zadowolenia ma także Izabela Bodnar, która zyskała rozpoznawalność, a wspierająca ją w walce o urząd Trzecia Droga pokazała, jakim dysponuje potencjałem.

Znacznie dłuższa jest lista przegranych. Lokalne struktury Platformy Obywatelskiej przegrały z Donaldem Tuskiem, który dopiero na trzy tygodnie przed wyborami podjął decyzję o niewystawianiu własnego kandydata. Miał być nim Michał Jaros, który cieszył się zarówno poparciem partyjnego aktywu, jak i sympatią sporej części wyborców, co znajdowało odzwierciedlenie w sondażach, jeszcze na początku roku dających mu zwycięstwo w pierwszej turze i pojedynek z Sutrykiem w drugiej. Przy umiejętnej kampanii i wsparciu pozostałych ugrupowań Koalicji Obywatelskiej Jaros mógł te wybory wygrać.

Wrocław – udzielne księstwo facebookowego satrapy

Przegrały również Nowoczesna, wrocławskie ruchy osiedlowe i Akcja Miasto, zrzeszone w niezależnym od PO bloku Koalicja Dla Wrocławia, który ostatecznie na skutek błędów nie zarejestrował własnej listy. Koalicja oddała wybory prezydenckie walkowerem, co nie przeszkodziło jej jeszcze przed pierwszą turą zniechęcać do głosowania na Sutryka.

Przyszłość nie była tematem

Ale w największym stopniu wybory samorządowe przegrali ci wrocławianie, którzy czekali na zmianę. Zamiast szansy na nowe otwarcie zostali postawieni przed dramatycznym wyborem: poprzeć polityka, który ośmieszał sprawowany urząd, ilekroć odpalał swoje media społecznościowe, albo zaryzykować kolejne pięć straconych lat, głosując na szerzej nieznaną w regionie posłankę, która poza deklaracjami nieskończonej miłości do Wrocławia i prywatnego biznesu nie wykazała ani kompetencji do sprawowania władzy samorządowej, ani tym bardziej pomysłu na przyszłość miasta.

Ta kampania nie kręciła się zresztą wokół wizji przyszłości. Nie dotyczyła nawet realnych, codziennych problemów Wrocławia tu i teraz. Wrocławska rzeczywistość pozostaje przepełniona problemami nierozwiązanymi już drugą dekadę. Rozlewanie się miasta na obrzeża, patourbanistyka czy powstanie dysfunkcyjnych osiedli pozbawionych dostępu do kluczowych usług publicznych to tylko te widoczne gołym okiem. I nie zaczęły się one, jak chciał to przedstawić Rafał Dutkiewicz podczas wiecu Izabeli Bodnar, po likwidacji stanowiska miejskiego architekta w 2021 roku. Tak budowano i planowano we Wrocławiu i w 2012, i w 2017, i w 2024 roku.

40-letnie opóźnienia w doprowadzaniu infrastruktury tramwajowej na wielkie osiedla mieszkaniowe nie są „zasługą” wyłącznie Jacka Sutryka. Jednak to Sutryk przez ostatnie pięć lat był w stanie stworzyć tylko dwie nowe linie tramwajowe, których budowę zaplanował jeszcze jego poprzednik. We Wrocławiu od lat były sprawy ważniejsze niż tkwienie mieszkańców w korkach, które dla mieszkańców peryferyjnych osiedli wydłużają się z każdym nowo budowanym blokiem.

Jagodno – dzięki medialnej szopce, jaką urządzono wokół kolejek do lokalu wyborczego przy ulicy Jagodzińskiej podczas ubiegłorocznych wyborów parlamentarnych – po kilkunastu latach bagatelizowana tematu przez magistrat tramwaju się może wreszcie doczeka. Tymczasem w kolejce czekają Maślice, Swojczyce, Muchobór, Bartoszowice czy Ołtaszyn, który na tramwaj poczeka co najmniej do kolejnej dekady, nie wspominając już o Psim Polu, które nie zostało ujęte w żadnym planie.

Greenwashing po warszawsku, czyli jak Trzaskowski robi z nas idiotów

Ale nie tego dotyczyła kampania wyborcza. Transport, konsekwentny spadek jakości publicznej oświaty, mieszkalnictwo czy brak ochrony zabytków to tematy ważne, ale w gruncie rzeczy normalne, tymczasem sytuacja we wrocławskim samorządzie była daleka od normalności. Stolica Śląska była do tego stopnia przepełniona patologiami uderzająco podobnymi do tych, które w książce Lokalsi opisywał Andrzej Andrysiak, że trudno było rozmawiać o tak „trywialnych” zagadnieniach.

Afery związane z zarządzeniem miejskimi spółkami przez magistrat i traktowanie ich jako łupów, którymi można handlować albo obdarowywać znajomych, przebiły nawet styl komunikacji włodarza miasta z mieszkańcami w social mediach. Mogły nas żenować jego chamskie komentarze, kpiny z postulatów ruchów miejskich, wulgarne odpowiedzi w stosunku do wyborców, pyskówki, jakie urządzał pod swoimi postami czy tysiące zablokowanych użytkowników Facebooka, którzy narazili się mu się choćby, podając w wątpliwość to, czy prezydentowi miasta wypada wrzucać zdjęcia z sauny.

Aktywność prezydenta w internecie mimo wszystko zdaje się zaledwie drobnym problemem wizerunkowym w porównaniu z ponad setką synekur, które Jacek Sutryk tworzył dla politycznych sojuszników w takich spółkach, jak MPWiK, Spartan, Wrocławski Park Wodny czy TBS.

Uczymy apatii, oczekujemy działania. Co zrobić, by młodzi zaczęli głosować?

Z rad programowych, których członkowie wykonywali tak ambitne prace jak analiza kawiarnianego menu w miejskim aquaparku, śmiała się cała Polska. Tymczasem szeregowym pracownikom miejskich obiektów sportowych zatrudnianych na śmieciówkach za najniższą krajową wcale nie było do śmiechu, że w spółkach, które rzekomo nie mają środków na podwyżki, lukratywne stanowiska za kilkanaście tysięcy złotych obejmują znajomi Jacka Sutryka i Grzegorza Schetyny.

Mało zabawny był również układ określony przez aktywistów z Akcji Miasto „wehikułem finansowym”. Polegał on na dzieleniu się stanowiskami między zaprzyjaźnionymi samorządowcami, nie tylko z Dolnego Śląska. Na tej zasadzie m.in. w jeleniogórskich wodociągach zatrudniony był wiceprezydent Wrocławia Sebastian Lorenc, marszałek województwa dolnośląskiego Cezary Przybylski znalazł się w radzie nadzorczej wrocławskiego MPWiK, podobnie jak ówczesny wiceprezydent Gliwic Mariusz Śpiewok, a były już prezydent Tychów Andrzej Dziuba – w radzie nadzorczej wrocławskiej spółki Stadion Wrocław. W ramach rewanżu lukratywne posady otrzymał sam Jacek Sutryk: w radzie nadzorczej tyskich ścieków, w gliwickim Śląskim Centrum Logistyki oraz w Kolejach Dolnośląskich, spółce samorządu województwa.

Co istotne, osobiste korzyści finansowe Jacka Sutryka prawdopodobnie nie byłyby możliwe, gdyby nie jego dyplom MBA zdobyty w Collegium Humanum, na której to uczelni dyplomy nabywali również jego bliscy współpracownicy, co całej sprawie dodaje smaczku.

Jacek Sutryk ostatecznie jednak przeprosił. Powiedzieć, że zrobił rachunek sumienia, szczerze żałował za grzechy i obiecał poprawę to za dużo, ale głowę popiołem przed drugą turą posypał. Zrobił to w swoim stylu, swoje hejterskie skłonności sprowadzając do stylu komunikacji i obiecując, że będzie „jeszcze bliżej mieszkańców”. Czy zrobił to dlatego, że publicznie namawiał go do tego Bogdan Zdrojewski, którego do publicznego namawiania miała namawiać z kolei partyjna góra, czy zatrudnił wreszcie dobrych doradców – trudno powiedzieć.

Dlaczego młodzi nie poszli na wybory? Powody są przyziemne

Zasadne jest pytanie: czy listę przegranych tych wyborów zamyka lewica? Jacek Sutryk kandydował od początku z poparciem Nowej Lewicy, która w tych wyborach wprowadziła do rady miasta swoich kandydatów i będzie współrządzić. Bartłomiej Ciążyński zapewne zachowa stanowisko wiceprezydenta miasta, dzięki któremu mógł uzyskiwać korzyści finansowe z tytułu zasiadania w radzie nadzorczej świdnickich wodociągów, w zamian za miejsce w radzie nadzorczej wrocławskiego MPWiK dla prezydentki Świdnicy Beaty Moskal-Słaniewskiej.

Ale to tylko jedna strona medalu. Jacek Sutryk, jeszcze przed pierwszą kadencją, którą wygrał jako delfin Rafała Dutkiewicza, były kierownik MOPS-u i dyrektor departamentu spraw społecznych, był krytykowany przez środowiska lewicowe i lokatorskie. Ostatnie pięć lat niewiele w tej kwestii zmieniło. Wyprzedaż lokali komunalnych, lekceważące podejście do protestów mieszkańców przeciwko podwyżkom czynszów w TBS-ach czy zachowanie władz przy okazji strajku we wrocławskim ośrodku pomocy społecznej to dodatkowe powody, dla których gorącym, choć mało słyszalnym krytykiem magistratu była od początku partia Razem. W tych wyborach Razem w zasadzie nie brało udziału, co wydaje się pokazywać, w jakiej kondycji są jej lokalne struktury.

Nie jest tajemnicą, że sympatią do Sutryka nie pała również środowisko dawnej Wiosny.

Co więcej: mimo że oficjalnie wygrał kandydat komitetu „Lewica i Samorządowcy”, to w oficjalnych kanałach Lewica nawet nie próbowała się tym zwycięstwem chwalić. Co w zestawieniu z ogromną skalą poparcia, okazaną przez polityków NL Aleksandrowi Miszalskiemu sugeruje, że większym zwycięstwem dla Lewicy jest wygrana nie swojego kandydata w Krakowie niż tak jakby swojego we Wrocławiu.

Uprawnionym wydaje się stwierdzenie, że we Wrocławiu ogólnopolska Nowa Lewica przegrała z interesami swoich lokalnych struktur, Razem przegrało, de facto w wyborach nie uczestnicząc, a lewica jako całość przegrała, legitymizując w ten czy inny sposób polityka skompromitowanego, który na kredyt zaufania nie zasłużył.

Co dalej? Wśród wielu zalet dwukadencyjności wójtów, burmistrzów i prezydentów miast jest jedno zagrożenie: jeśli Jacek Sutryk nie ma wielkich politycznych planów, to w drugiej kadencji ma niewiele do stracenia, za to wiele do zdobycia.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij