Kraj

Polska jest Dziewuchą! [list]

Podczas protestów Dziewuchy udowadniają, że możemy być razem i solidarnie nie zgadzać się na demolowanie Polski, ale wcale nie musimy mówić jednym głosem.

Protestuję! Jak dotąd nie opuściłem żadnego wiecu, który odbywa się w Łodzi pod Sądem Okręgowym. Wprawdzie przede mną wyjazdy, ale myślę już o tym, jak wyrazić swój sprzeciw wobec działań PiS także poza Łodzią – przeprowadzana ustawami zmiana ustroju jest rzeczą zbyt poważną, by sobie odpuścić. Właśnie ze względu na ciężar spraw pokonuję zmęczenie, kiepski nastrój, dopadający mnie wciąż smutek po śmierci Mamy. I idę. Wiele dobrego mógłbym powiedzieć o organizatorach łódzkich protestów i o samych protestujących. Mnie wyśmiewana przez naszych oponentów „piknikowa atmosfera” wieców bardzo odpowiada: toczą się one w duchu obywatelskiej wspólnoty, w ramach demokratycznych reguł gry, przeciwko deptaniu których protestujemy. Spośród osób, które przemawiają do zebranych, niezmiennie czekam na głos Dziewuch. Zawsze jest on stanowczy w podkreślaniu, jak ważne dla obywatelek i obywateli jest demokratyczne państwo prawne z niezależnymi sądami. Ale często jest on również głosem krytyki — Dziewuchy przypominają, że z prawami kobiet nie było dobrze także przed rządami PiS, a głównym środowiskom politycznym wiele można zarzucić.

Spośród osób, które przemawiają do zebranych, niezmiennie czekam na głos Dziewuch.

Być może się mylę, ale utrzymane w takim tonie wystąpienia Dziewuch spotykają się z najmniej entuzjastycznym odbiorem. Spotkałem się również z zarzutami, że nie służy to wspólnej sprawie, że dziś należy mówić tylko o solidarności i działaniu razem. Nie zgadzam się z takim podejściem przynajmniej z trzech powodów.

Po pierwsze, dzięki postawie solidarności i krytyczności Dziewuch trudno zarzucić nam, że na wiecach spotykamy się, by bronić liderów politycznych czy wspierać określone partie. Argument ten często pada ze strony zwolenników PiS i — na szczęście — rozbija się o fakty. Dziewuchy udowadniają, że możemy być razem i solidarnie nie zgadzać się na demolowanie Polski, ale wcale nie musimy mówić jednym głosem. Jesteśmy zatem ruchem społecznym, który — by przywołać Alaina Touraine’a — broni fundamentalnych praw i wolności jednostkowego podmiotu, a w obronie tej wykracza poza (lokalne) interesy. Gdyby było inaczej, nasz protest faktycznie byłby tylko agitacją, sposobem nacisku dla korzyści konkretnych polityków.

Po drugie, podmiotowość, a więc zdolność do autorefleksji i budowania własnej tożsamości przez odwołanie do uniwersalnych praw człowieka, najpełniej wyraża się w grupach zdominowanych, „odrzuconych przez rządzących” (znów Touraine). „Grupą, która w największym stopniu reprezentuje dziś podmiot, są kobiety, gdyż bardziej niż jakiejkolwiek innej kategorii przez długi czas odmawiano im prawa do podmiotowości (a w szczególności do praw politycznych)”. To właśnie kobiety dokonują dziś wielkiej kulturowej zmiany i zgadzam się ze słowami Touraine’a, że „nie wkraczamy w społeczeństwo uniseks czy całkowitej równości mężczyzn i kobiet; wkraczamy, już wkroczyliśmy w społeczeństwo kobiet”. To właśnie pokazują nam Dziewuchy — bronią demokratycznego państwa prawnego, bronią niezależności sądów, mówią (a nie jest to częste) o prawach człowieka, podkreślają, że są one wspólne nam wszystkim, a jednocześnie nie godzą się na stary porządek, który był (i jest) dla nich represyjny.

Po trzecie, okoliczności powodują, że nie można nie być krytycznym. Prowokują do tego sami politycy opozycji. Najświeższy przykład pochodzi od Grzegorza Lipca (PO), który napisał: „Dodałbym jeszcze, że byliśmy tam bronić spraw zasadniczych – trójpodziału władzy i Konstytucji, a nie wysłuchać o wszystkim, co kogo boli – o uchodźcach, o prawach LGBT, o Puszczy itp. itd.” (cytat za partią Razem). Niezmiennie ciśnie mi się na usta pytanie, co to znaczy bronić Konstytucji? Czy nie oznacza to obrony praw mniejszości? Przecież cechą definicyjną demokracji liberalnej jest to, że Konstytucja zapewnia ochronę praw mniejszości przed dyktatem ilościowym. Czy nie oznacza bronić zdrowia obywateli? Unikatowych ekosystemów? Czy niezależne sądy nie są nam potrzebne właśnie po to, by wyroki wydawane były w sytuacji, w której wszyscy jesteśmy równi wobec prawa i nie ma uprzywilejowanych: heteroseksualistów, katolików itd. itp.? Obrona abstrakcyjnego trójpodziału władz i Konstytucji-bez-oblicza nie ma sensu. Jest zabawą w obronę teorii. Abstrakcje te nabierają ciała dzięki konkretnym ludziom, poprzez znoszenie poszczególnych wykluczeń, gdy demokracja działa jako system „który respektuje fundamentalne prawa, narzuca ograniczenia wszystkim władzom, zwłaszcza państwu, i przygotowuje «emancypację» grup zdominowanych, czyli pozbawionych podmiotowości”. Touraine ma rację twierdząc, że „Poszanowanie jednostki i jej wyborów jest najważniejszym sprawdzianem demokracji”. Przedstawiciele opozycji parlamentarnej wciąż dowodzą, że w państwie pod ich rządami Polska może takiego sprawdzianu nie przejść!

Bez seksizmu i homofobii proszę

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij