Najpierw Donald Tusk ogłosił, że „żyjemy w epoce przedwojennej”, teraz Paweł Kowal stwierdza: „skończyła się nasza belle époque, idą czasy wojny”.
Politycy nie rozwijają rzucanych haseł. Nie wyjaśniają, na czym ta wojna ma polegać. Czy spadnie na nas bomba atomowa? Czy może Polska stanie się polem bitwy między NATO a Rosją, między Zachodem a Wschodem? Tak już było w czasie wojen pierwszej i drugiej, które obracały kraj w ruinę i doprowadzały do nędzy społeczeństwo. To nie są wcale takie odległe dzieje.
Bendyk: Blokada granicy uderza w zdolności obronne Ukrainy [rozmowa]
czytaj także
Jaki efekt chcą zatem uzyskać, wieszcząc katastrofę? Mamy przestać płacić podatki i iść sobie pohulać, póki się da? Zacząć się pakować i jechać gdzieś, gdzie rządy zapewniają schrony? Pamiętamy – jeśli nie z opowieści rodzinnych, to z lekcji historii – butę Rydza-Śmigłego, który obiecywał nie oddać guzika, zapewnienia o sojuszach, a potem zdradę elit, ucieczkę drogą na Zaleszczyki.
Czy może Joe Biden przekazał coś w tajemnicy Donaldowi Tuskowi, a ten podzielił się tym z Pawłem Kowalem? Bo wyraźnie pokazują, że coś wiedzą, ale nie powiedzą.
Donald Tusk wprawdzie nie chce dopuszczać do siebie myśli, że Ukraina może nie wytrzymać, a Paweł Kowal nie od dziś przepowiada upadek imperium Federacji Rosyjskiej. Ale na razie, choć trzeszczy, imperium wcale się nie rozpada. Przeciwnie: zbroi się, powiększa armię, która jest dziś liczebniejsza niż w 2022 roku, choć na froncie ukraińskim mieli zginąć wszyscy z pierwszego zaciągu.
czytaj także
Ale nawet jeśli zacznie pękać, to wiemy z historii, że imperia giną w konwulsjach, wyrzutach grozy, śmierci, zniszczeń. A my jesteśmy o miedzę.
Kadencja czy dekadencja?
„Możliwy jest każdy scenariusz” – mówił w wywiadzie Donald Tusk, przekonując, że „musimy się mentalnie oswoić z wojną”. Ale nie mówi jak. Nie mówi, jak państwo zamierza ze społeczeństwem współpracować, żeby wzmocnić bezpieczeństwo. I on, i Paweł Kowal po prostu straszą.
A to przecież doświadczeni, dojrzali politycy na początku czteroletniej kadencji i fajnie byłoby dowiedzieć się, jakie mają plany na wypadek zagrożenia. Tymczasem trzymają nas – społeczeństwo, w tym swoich wyborców – zawieszonych między przeszłością, czyli rozliczeniami pisowskich przekrętów, a przerażającą przyszłością, na którą najwyraźniej wciąż nie mają pomysłu. Dlaczego chociażby temat obrony cywilnej nie ujawnił się przy okazji wyborów samorządowych? Przecież to zapewne samorządy będą – jeśli kiedyś wreszcie powstanie uchwała o obronie cywilnej – działania inicjować, organizować, koordynować.
Zamach w Crocus City Hall: czy Rosjanie zrozumieją zagrożenia ignorowane przez Putina?
czytaj także
Dwa lata temu, patrząc z podziwem na mobilizację Ukraińców, na ich odwagę, na zdecydowany głos Zełenskiego, że nie wyjedzie z Kijowa, że „nie chce podwózki, tylko broni”, na wolontariuszy, którzy nakładali kaski rowerowe, ochraniacze skejterskie i szli bronić swoich miast, zastanawialiśmy się, jak my byśmy zareagowali na atak. I przyznawaliśmy, że większość pewnie by wyjechała. Również z poczucia bezradności i dlatego, że państwo nie daje nam narzędzi, byśmy mogli się bronić.
Co zmieniło się po dwóch latach wojny? Nastąpiła mobilizacja polskiego społeczeństwa w obronie państwa i demokracji. Mobilizacja zlekceważona przez polityków po tym, jak dostali władzę.
Przemysław Sadura tłumaczył mi ostatnio, że na porządne polityki publiczne będziemy czekać jeszcze dwa lata, bo do wyborów prezydenckich rząd będzie kierował się logiką populizmu. Czyli wyraziste hasła pod publiczkę i fragmentaryczne, nie systemowe zmiany.
Od tamtej rozmowy zastanawiam się, jakich wyborców strona demokratyczna ma przed oczami. Wiadomo już, że PiS tych najbardziej fanatycznych. Przebaczą, wytłumaczą sobie każdą nielojalność, jak rolnicy aferę zbożową. Każda partia marzy o takich wyborcach. Strona demokratyczna ma elektorat bardziej wymagający, który chce być traktowany poważnie. Domaga się polityków, którym może zaufać, że razem z władzą wezmą odpowiedzialność. Dotrzymają obietnic, nie pozrywają strategicznych sojuszy. Ich priorytety będą przemyślanie (nie jak 100 konkretów na 100 dni rządów), rozplanowane nie na sto dni, ale na kadencję. Tacy wyborcy – myślący, krytyczni, wymagający – to skarb. Fajnie byłoby nie robić ich w balona.
czytaj także
Państwo z kartonu?
Wydawało się, że kluczem do działań rządu w tej kadencji będzie bezpieczeństwo – to zapowiadało expose Donalda Tuska. Bardzo mnie ono podniosło wtedy, w grudniu, na duchu.
Po pierwszych stu dniach nowej kadencji opowieść o bezpieczeństwie gdzieś się zapodziała, a zamiast niej mamy dekadencyjne wpisy na X-serze.
A przecież uczynienie bezpieczeństwa osią naprawy państwa dałoby szansę na zbudowanie go z czegoś innego niż karton, błoto i patyki. Bo jeśli uznamy bezpieczeństwo za priorytet, to blokada na granicy polsko-ukraińskiej będzie musiała zniknąć. Rząd weźmie się nie tylko za TVP, ale – skoro informacja i dezinformacja są na wojnie – popatrzy na media i dziennikarzy właśnie przez pryzmat bezpieczeństwa. Powoła organ monitorujący szerzące dezinformację portale i wesprze media rzetelne, jak to robią na przykład Niemcy, albo skandynawowie. Kwestie obrony cywilnej, schronów, organizacji i szkoleń zostaną natychmiast poruszone. Sprawa jest nagląca – przeprowadzone przez straż pożarną przegląd i ewidencja schronów pokazały, że mamy zabezpieczenie dla 4 proc. ludności, bo większość budynków to schronienia, nie schrony.
Bezpieczeństwo to też edukacja – wiem, to ugór, zwłaszcza po latach rządów PiS, ale przydałaby się choć zapowiedź kierunku – w duchu bezpieczeństwa, czyli rozpoznawania dezinformacji, współpracy, pierwszej pomocy. Kto z was wie, jak prawidłowo założyć opaskę uciskową?
Bezpieczeństwo to ochrona zdrowia – podniesienie podatków uzasadnione budową bezpiecznego państwa, w duchu mobilizacji społecznej, mogłoby zostać przyjęte lepiej i przeprowadzone skuteczniej niż – jak to się dzieje teraz – tak jakbyśmy wrócili z całą dyskusją o stanie ochrony zdrowia do 2014 roku.
Nie mniej istotne jest cyberbezpieczeństwo. Może warto zaproponować poradnik: antywirus, czego unikać, jak rozpoznawać podejrzane sytuacje. Nie tylko tym, które i którzy już są zainteresowani, ale wszystkim. Przecież mamy zapaleńców od samoobrony, pierwszej pomocy, czemu nie ma szkoleń – w szkołach, miejscach pracy, domach kultury? Dałoby się to przeprowadzić praktycznie za darmo. Czemu nie ma map dzielnic, z zaznaczonymi schronieniami i schronami, ujęciami wody, osobami odpowiedzialnymi, miejscami zbiórek? Bezpieczeństwo to wspólnota, odpowiedzialność, lojalność. To racjonalne, przemyślane decyzje, a strach nie sprzyja ich podejmowaniu.
Prawa kobiet do ochrony zdrowia, edukacji, antykoncepcji i aborcji również warto zobaczyć przez pryzmat bezpieczeństwa. Skoro politycy straszą wojną, co mają do zaproponowania tym, które są najbardziej narażone na wojenne gwałty?
Skoro grozi nam wojna, to chcę wiedzieć, co mam robić. Chcę też wiedzieć, jak mam ją rozpoznać, skoro jest hybrydowa. Nie chcę się tylko bać.