Kraj, Nauka

Po co narażać dzieci na chorobę? Szczepionka zapewni odporność bez infekcji

Wirus SARS-CoV-2 potrafi ukryć się przed naszą odpowiedzią odpornościową, a nie ma tego ryzyka w przypadku szczepionek, bo są one zaprojektowane tak, żeby były łatwo rozpoznane przez nasz układ odpornościowy.

Katarzyna Przyborska: Od zeszłego tygodnia dostępne są szczepionki przeciw COVID-19 dla dzieci od 5. do 11. roku życia. Poziom wyszczepienia w Polsce nie jest imponujący, polscy rodzice mają też obawy co do szczepienia dzieci. Zapytam wprost: czy te szczepienia są konieczne? Przecież dzieci przechodzą COVID-19 lekko.

Emilia Skirmuntt: W tej chwili pośród osób chorych przeważają dzieci, właśnie dlatego, że jest to grupa niezaszczepiona. Szkoły i przedszkola działają, dzieci spędzają dużo czasu w dużych grupach i wirus ma wielkie możliwości, żeby się rozprzestrzeniać. A to oznacza, że dzieci są narażone na zakażenie, szansa zachorowania jest bardzo duża. Wiemy, że COVID-19 przebiega u dzieci zazwyczaj łagodnie, ale to nie znaczy, że w każdym przypadku tak będzie. Nie wiemy też do końca, jak u dzieci wygląda ten długi covid, czyli pozostałości po infekcji, które u dorosłych mogą ciągnąć się miesiącami.

Skoro dzieci nie chorują ciężko, to czy szczepionka nie jest dla nich większym ryzykiem − jak część rodziców się obawia − bo jest nowa, bo badania trwały krótko?

Badania kliniczne, które zostały przeprowadzone na dużej grupie dzieci, pokazały, że nie było żadnych ciężkich powikłań w grupie dzieci po szczepieniu.

Dlaczego tak trudno wynaleźć lek na koronawirusa?

Na podstawie badań klinicznych możemy wyciągnąć wnioski, że nie ma żadnego ryzyka szczepienia, podczas gdy ryzyko ciężkich powikłań wskutek infekcji jak najbardziej istnieje. A patrząc po dorosłych, wiemy, że infekcja może przynieść bardzo poważne skutki długofalowe. W przypadku dzieci może być podobnie. Dzieci też trafiają do szpitala, kiedy infekcja ma ciężki przebieg. Nie trafiają natomiast do szpitala po szczepieniu.

Jak szczepionki były testowane?

Formuła szczepionki jest taka sama jak dla dorosłych. Po prostu są podawane w mniejszej dawce, więc część badań była gotowa. Zanim szczepionka trafi do badań z udziałem ludzi, przechodzi dwa badania przedkliniczne, na zwierzętach i liniach komórkowych.

To znaczy?

Badania na komórkach ludzkich w laboratorium, nie na całych organizmach. A następnie na modelu zwierzęcym, na przykład szczurach i małpach. Dopiero później rozpoczyna się badania kliniczne, gdzie szczepi się coraz większe grupy ochotników. Te wszystkie etapy należy przeprowadzić, bo inaczej byśmy nie dostali odpowiednio szczegółowych danych, żeby stwierdzić, czy szczepionki są skuteczne i bezpieczne. Badania w przypadku szczepionek dziecięcych były przeprowadzone według wszystkich zaleceń i na podstawie tych danych, które mieliśmy już w dużej części gotowe po przeprowadzeniu badań przedklinicznych.

A jak duża grupa dzieci była badana?

Całkowita liczba dzieci biorących udział w testach Pfizera-BioNtech to ponad 11 tys. Ale już w samych Stanach zaszczepiono około 5 mln dzieci i nadal nie stwierdzono żadnych przypadków ciężkich powikłań.

Kolejny zarzut osób niechętnych szczepionkom dotyczy szybkiego wprowadzenia ich, co nie pozwala na przeprowadzenie gruntownych testów dotyczących długofalowych skutków.

To nie jest prawda, na rynek szczepionki wprowadzono wtedy, kiedy przeanalizowano wszystkie badania pozwalające na określenie ich profilu bezpieczeństwa. Fazy te czasem prowadzono jednocześnie, bo z racji pandemii miały stałe dofinansowanie. Coś, czego niestety zazwyczaj nie ma w trakcie badań nad nowymi szczepionkami i każdy etap badań musi zdobywać osobne dofinansowania, co jest procesem dość żmudnym i długotrwałym.

Kolejna wątpliwość to czy szczepionka u dzieci nie jest jakąś drogą na skróty − może dziecięce organizmy już szukają własnej odpowiedzi na ten wirus?

Oczywiście po zakażeniu jakaś odporność zawsze się wykształci. Jednak po co narażać dzieci na samą infekcję, która może trwać kilkanaście dni, jest nieprzyjemna, możliwe są jej długofalowe skutki uboczne. Po co je narażać na chorobę? A szczepienie po prostu się podaje i nie ma żadnych ciężkich skutków ubocznych, nawet odczynów poszczepiennych, takich jak ból ramienia, głowy czy podwyższona temperatura, jest u dzieci mniej niż u dorosłych. Dobra jest ta droga na skróty.

Rodzice często jednak uważają, że lepsze jest takie „naturalne” szczepienie. Zdarzają się ospaparty, to może i koronaparty?

Ludzie z jakiegoś powodu uważają, że jest odporność naturalna i sztuczna. Tymczasem odporność po szczepionce jest naturalna, nie jest to odporność podana z zewnątrz, ale jest naturalną odpowiedzią organizmu na czynnik rozpoznany przez nasz układ odpornościowy jako potencjalnie chorobotwórczy.

Zdrowie to dobro wspólne

czytaj także

Zdrowie to dobro wspólne

Mariana Mazzucato, Jayati Ghosh

Ta odporność może być za to słabsza albo silniejsza. Słabszą obserwujemy po zakażeniu, zwłaszcza jeśli jest ono bezobjawowe lub lekko objawowe. To wiemy od jakiegoś czasu, że odchorowanie nie daje nam tak dobrej odporności jak szczepionki, które są specjalnie zaprojektowane po to, żeby dać jak najszerzej zakrojoną ochronę i na większość wariantów, które możemy zaobserwować w populacji.

Sam wirus SARS-CoV-2 może się ukryć przed naszą odpowiedzią odpornościową, a nie ma tego ryzyka w przypadku szczepionek, bo są one zaprojektowane tak, żeby były łatwo rozpoznane przez nasz układ odpornościowy.

Co to znaczy, że może się ukryć? Kamufluje się?

To znaczy, że komórki naszego układu odpornościowego mogą go nie rozpoznać ze względu choćby na zmiany na powierzchni cząsteczki tego wirusa. Istnieje walka między naszym układem odpornościowym a patogenami, nasz organizm uczy się je rozpoznawać, a patogeny mutują, w tym rozwijają zdolność ukrywania się przed siłami obronnymi naszego organizmu. Jednocześnie patogeny, które dostają się do naszego organizmu w trakcie zakażenia, potrafią naszą obronę osłabić.

Szczepionki natomiast się nie ukrywają, tak są projektowane, by wywołać odpowiedź układu odpornościowego. Szczepionki dają nam odporność bez choroby.

Powiem jeszcze raz. Nie ma czegoś takiego jak sztuczna odporność, to są nasze naturalne komórki układu odpornościowego, które odpowiadają na określony bodziec.

Wirus ewoluuje bardzo szybko. Czy szczepionka dla dzieci bierze pod uwagę nowe warianty?

On nie ewoluuje szybko. Ewoluuje tak, jak można się po tym typie wirusa spodziewać. Szybciej ewoluuje wirus grypy czy HIV. To, że obserwujemy tyle wariantów SARS-CoV-2, wynika z tego, że pandemia jest globalna i wirus ma możliwość zakażać wiele osób w bardzo krótkim czasie. Wirus ma bardzo dużo gospodarzy, a każda infekcja to większa szansa na to, że pojawi się mutacja, która da mu jakąś przewagę. Szczepionka dla dzieci, tak samo jak szczepionka dla dorosłych, trenuje nasz układ odpornościowy na rozpoznawanie części wirusa obecnych w każdym z aktualnie znanych nam wariantów, a także w takich, których jeszcze nie zaobserwowaliśmy.

Obowiązkowe szczepienia – tak. To decyzja medyczna, a nie polityczna

Czyli chodzi o skalę. To my stwarzamy wirusowi dobre warunki? Czy gdybyśmy szczepili się bardziej powszechnie i bardziej solidarnie, nie pozostawiając w tyle krajów rozwijających się, to nie byłoby teraz tylu ofiar?

Właśnie tak. Gdyby nie było tego rozwarstwienia pomiędzy krajami bogatymi a rozwijającymi się, gdzie nie ma szczepionek, chociaż ludzie tam chcą się szczepić, tobyśmy pewnie nie obserwowali teraz omikronu.

A czy szczepionka będzie działać na kolejne warianty?

Każde podanie szczepionki trenuje nasz układ odpornościowy. Po podaniu trzeciej dawki nasz układ odpornościowy bardzo dobrze odpowiada też na nowe warianty, nawet te, z którymi nie miał wcześniej żadnej styczności, o których w ogóle nie wiedzieliśmy, projektując szczepionkę półtora roku temu.

Szczepionka uczy nasz układ odpornościowy odpowiadać na bardzo wiele części wirusa, nie wszystkie części w wariancie omikron się zmieniły.

Oczywiście, nawet po szczepionce po jakimś czasie liczba przeciwciał spada, ale nadal będziemy mieć limfocyty T i B, które są komórkami pamięci, zachowują pamięć o napotkanych patogenach i produkują przeciwciała. I tu, w przypadku limfocytów B, każde kolejne zaszczepienie, jak również wystawienie na infekcję, będzie je uczyć wytwarzać przeciwciała.

Czy dzieci też będą miały dawki przypominające?

Tego jeszcze nie wiemy. To zależy od kraju, w niektórych podaje się jedną, w wypadku dzieci z chorobami współistniejącymi dwie. To zależy, jak długo będą się utrzymywać przeciwciała u dzieci. Te badania trwają i odpowiedzi poznamy pewnie w ciągu paru miesięcy. Nie da się tego przyspieszyć. Trzeba obserwować na populacji i badać te przeciwciała.

Polską trzęsie kilku foliarzy i jeden wiceminister machlojkarz. Gratki, Jarosławie!

A czym różni się omikron od delty? Delta atakuje ludzi młodszych niż ten podstawowy wariant. Jak jest z omikronem?

Delta jest wariantem, który pojawił się na początku tego roku, i wiemy, że była o wiele bardziej zaraźliwa od wariantu podstawowego, są też przesłanki, że wywoływała cięższą chorobę i mogła omijać niektóre z części układu odpornościowego, choćby uciekać niektórym przeciwciałom neutralizującym. Delta nie atakowała sama z siebie ludzi młodych, ale pojawiła się akurat wtedy, kiedy ta grupa była grupą najmniej zaszczepioną z całej populacji, a do tego w wielu miejscach zdjęto obostrzenia, więc ludzie młodzi zaczęli się bardziej socjalizować i chodzić do pracy, zamiast pracować z domu. To sprawiło, że delta mogła łatwiej się roznosić w kręgach ludzi młodych. Co do omikronu, pierwsze badania już się pojawiły, ale wciąż jest to świeże i mamy małą liczbę danych, więc nasze wnioski na pewno będziemy korygować.

Omikron jest prawdopodobnie bardziej zaraźliwy niż delta, może unikać w stopniu wyższym niż delta naszych przeciwciał neutralizujących nawet po dwóch dawkach szczepienia, ale już wiemy, że ta dodatkowa dawka chroni nas przed hospitalizacją i śmiercią, również powinna chronić nas przed symptomami choroby. Nie chcę mówić o tym, jak ciężki jest przebieg omikronu, bo badania są niepewne i wczesne.

Jeżeli chodzi o dzieci, to wiemy, że w ogóle zakażenia u dzieci bywają łagodniejsze. Być może dzięki temu, że przez pobyt w grupach dzieci są o wiele częściej wystawiane na wirusy, w szczególności te wywołujące zapalenie górnych dróg oddechowych.

Czyli są w takiej gotowości immunologicznej, tak?

Tak, i dlatego mogą przechodzić infekcję łagodniej. Są za to źródłem zakażenia dla osób starszych.

Kiedy możemy spodziewać się fali zachorowań wywołanych omikronem?

Już teraz widzimy, że omikron wypiera w Europie pozostałe warianty, z uwagi na porę roku ludzie siedzą w grupach w zamkniętych pomieszczeniach, to sprzyja rozprzestrzenianiu. Prawdopodobnie szczyt tej fali będziemy obserwować jeszcze w styczniu.

Paszporty covidowe? Przymus szczepień? Nie, bo PiS przegrał z foliarzami i antyszczepami

Czyli warto się szczepić właśnie po to, żeby odebrać wirusowi możliwość mutowania? Nie tylko po to, żeby teraz nie zachorować, ale żeby nie dotknęła nas jakaś kolejna odmiana w kolejnej fali?

To bardzo ważne. Dzięki szczepionkom będziemy mogli powstrzymać tego wirusa. Poza tym, nawet jeśli dojdzie do infekcji, bo przecież mało która szczepionka chroni całkowicie − one chronią przed ciężkim przebiegiem. Do tego skracają okres choroby, więc też jesteśmy w stanie zarazić dzięki temu mniej osób. Dzięki temu zdołamy przerwać transmisję wirusa.

Koronawirus nie jest jedynym wirusem, który nas trapi. Lekarze w przychodniach widzą, że zwykłe wirusówki pacjenci przechodzą teraz inaczej, częściej rozwijają się tak, że konieczne jest podanie antybiotyku. Dlaczego?

Głównie z powodu niskiej odporności. Czyli z powodu izolacji, ale też niezdrowego stylu życia w czasie izolacji. Mamy osłabioną odporność, a choroby nadal się rozprzestrzeniają. Wiele osób przeszło też COVID-19, ma osłabiony organizm i to też wpływa na ogólny spadek odporności.

**
dra Emilia Skirmuntt – wirusolożka ewolucyjna, biomedyczka i specjalistka z zakresu medycyny sądowej. Na Uniwersytecie w Oksfordzie obroniła doktorat na temat ewolucji wirusów przenoszonych przez nietoperze. Absolwentka SGGW, londyńskiej Queen Mary’s School of Medicine and Dentistry oraz Uniwersytetu Westminster.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Katarzyna Przyborska
Katarzyna Przyborska
Dziennikarka KrytykaPolityczna.pl
Dziennikarka KrytykaPolityczna.pl, antropolożka kultury, absolwentka The Graduate School for Social Research IFiS PAN; mama. Była redaktorką w Ośrodku KARTA i w „Newsweeku Historia”. Współredaktorka książki „Salon. Niezależni w »świetlicy« Anny Erdman i Tadeusza Walendowskiego 1976-79”. Autorka książki „Żaba”, wydanej przez Krytykę Polityczną.
Zamknij