Kraj

Paszporty covidowe? Przymus szczepień? Nie, bo PiS przegrał z foliarzami i antyszczepami

Prawo ludzi do życia i dostęp do ochrony zdrowia są ważniejsze niż prawo do nieszczepienia się na podstawie riserczu opartego na filmikach z YouTube’a. Ale PiS za długo bał się antyszczepionkowych aktywistów, żeby dziś politycznie obronić decyzję sanitarną o jakimkolwiek przymusie.

W 2015 roku obóz rządzący uznał, że opozycja jest „totalna”, nie ma sensu ani z nią rozmawiać, ani czegokolwiek uzgadniać, można natomiast ją brutalnie atakować i bez żadnych dowodów oskarżać o najgorsze: zdradę, „targowicę”, próbę wywołania „puczu”, „grę w orkiestrze Łukaszenki”, że o zabójstwie prezydenta Lecha Kaczyńskiego nawet już nie wspomnę. Jeśli pandemia coś zmieniła, to na bardzo krótko: liderzy PiS błyskawicznie wywrócili stolik, decydując się wbrew opozycji i własnemu koalicjantowi naciskać na „wybory pocztowe”.

Dziś nagle PiS znów chce rozmawiać i współpracować z opozycją. Marszałek Sejmu Elżbieta Witek zwołała na środę spotkanie z przedstawicielami opozycyjnych klubów i kół w celu rozmowy o walce z czwartą falą pandemii. W tle jest projekt ustawy dającej pracodawcom prawo do sprawdzenia, czy ich pracownicy są zaszczepieni. Jak można zgadywać, projekt nie ma poparcia w klubie PiS i rząd potrzebuje głosów opozycji, by przepchnąć go przez Sejm.

Komedia nieodpowiedzialności

Nie chodzi jednak wyłącznie o sejmową arytmetykę: PiS wie, że projekt będzie niepopularny społecznie, że wywoła protesty niektórych środowisk, nie chce więc za niego brać politycznej odpowiedzialności, chce obciążyć politycznymi kosztami projektu także opozycję.

Cała historia ustawy dającej pracodawcom dostęp do szczepionkowych danych ich pracowników jest doskonałym symbolem tego, jak PiS miga się od wzięcia odpowiedzialności za trudne, lecz konieczne w pandemii decyzje.

Projekt budzi liczne pytania: można zastanawiać się, czy rząd nie oczekuje, że pracodawcy wyręczą go w walce z pandemią, daje im też dostęp do wrażliwych danych medycznych, co zawsze powinno wywoływać czujność. Z drugiej strony, sytuacja jest naprawdę wyjątkowa, do wielu zakażeń dochodzi właśnie w miejscu pracy, gdzie ludzie często przebywają w niewielkiej odległości od siebie w niewentylowanych przestrzeniach.

Informacja, kto jest zaszczepiony, a kto nie, może ułatwić organizację pracy, gwarantującą jakieś minimum zdrowotnego bezpieczeństwa. Choć też nie zawsze: nie tam, gdzie nie da się z powodu charakteru pracy przenieść niezaszczepionych pracowników na pracę zdalną ani zapewnić im osobnego pomieszczenia czy wyizolowanego stanowiska pracy w zakładzie. Wiele mniejszych przedsiębiorstw nie ma przecież takich rezerw lokalowych.

Jak mówił w Radiu Zet minister zdrowia Adam Niedzielski, projekt miałby także „opcję dla niezaszczepionych”: zamiast certyfikatu szczepienia mogliby pokazać certyfikat ozdrowieńca lub ważny negatywny test na COVID-19. „Chcę wszystkich uspokoić, zwolenników szczepień i przeciwników, że to jest rozwiązanie, które nie narusza praw żadnej ze stron” – mówił minister, jakby dbanie o prawa osób odmawiających szczepień było dziś główną troską szefa resortu zdrowia.

Nie gniewajcie się, niezaszczepieni

Jednak nawet ta mocno kunktatorska ustawa okazała się zbyt wielkim politycznym wyzwaniem dla PiS. A mówi się o niej od kilku miesięcy, miała być początkowo zgłoszona jako projekt rządowy. Jak jednak ustaliły media, ponoć zablokowało go kierownictwo partii, które uznało, że podobne rozwiązania niewiele zmienią w walce z pandemią, mogą za to okazać się politycznym ciężarem dla rządzącej partii. W końcu, w zeszłym tygodniu, pojawiły się informacje, że projekt trafi do laski marszałkowskiej, ale już nie jako rządowy, tylko poselski. W klubie PiS miało to wywołać opór, posłowie zaczęli wycofywać podpisy. Teraz Witek chce, jak można spekulować, „sprzedać” projekt jako inicjatywę całego Sejmu, ponad politycznymi podziałami. Nie mówi nawet o nim jako o projekcie posłów PiS, ale „lekarzy”.

Propozycja spotkania wywołała natychmiastową reakcję „szczepionkosceptyków” z klubu. „W jakim celu organizuje Pani spotkanie z postkomunistami i antypaństwową PO Donalda Tuska? Wierzę, że po to, by powiedzieć, że będziemy przed nimi twardo bronić nie tylko polskiej granicy, ale i konstytucyjnych praw i wolności milionów Polaków!” – napisał na Twitterze poseł Janusz Kowalski. W podobnym tonie wypowiedziała się posłanka Siarkowska.

Jest to wszystko na swój sposób zabawne: partia, która tyle mówiła o „przełamywaniu politycznego imposybilizmu”, o budowie centralnego ośrodka woli politycznej, który wbrew naciskowi różnych grup interesów, będzie zmieniał Polskę, nie jest w stanie zrobić porządku we własnym klubie parlamentarnym i daje się szantażować garstce ekscentrycznych postaci, grających na foliarsko-płaskoziemski elektorat.

Jak ułan na wojnie pancernej

A raczej byłoby śmieszne, gdyby nie to, że realnie chodzi o życie Polek i Polaków. Statystyki zgonów z ostatnich dni są naprawdę przerażające. Tygodniowa średnia dobowa zgonów wyliczona na dzień 21 listopada to 279. Co oznacza, że w ostatnim tygodniu na COVID-19 zmarło w Polsce prawie 2 tysiące osób.

Średnia 279 zgonów dziennie wyróżnia nas negatywnie na tle Europy Zachodniej. W Niemczech wynosi 201 – przy ponad dwukrotnie większej ludności. W Wielkiej Brytanii 167, przy ludności większej od tej Polski 1,76 razy. We Francji 44, przy populacji zbliżonej do brytyjskiej. Innymi słowy, w większej prawie dwa razy Wielkiej Brytanii na COVID-19 umiera średnio 1,67 mniej osób dziennie, a we Francji ponad sześciokrotnie (!) mniej niż w Polsce.

Z czego wynikają te różnice? Niemcy, Wielka Brytania, Francja mają oczywiście lepiej sfinansowane, bardziej wydolne systemy opieki zdrowotnej niż Polska, co na pewno przekłada się na to, ile osób z ciężkim przebiegiem covidu udaje się uratować. Ale nie bez znaczenia jest też wskaźnik wyszczepienia: w Wielkiej Brytanii w pełni zaszczepione jest 68,7 proc. populacji, dawkę przypominającą podano ponad jednej piątej ludności. W Niemczech obiema dawkami zaszczepiono 67,9 proc. We Francji 69,1 proc. W Polsce 53,4 proc.

Za to odpowiedzialność ponosi rząd PiS. Dziś można powiedzieć, że rządowy program szczepień zakończył się klęską. Weszliśmy w czwartą falę z wyszczepieniem poniżej poziomu gwarantującego odporność populacyjną. Używając ulubionej ostatnio przez obóz władzy wojennej retoryki, można powiedzieć, że Polska w czwartej fali jest jak ułan wjeżdżający na koniu z lancą w samo serce starcia w wojnie pancernej, w środek pędzącej dywizji czołgów. Wyłącznie na własne życzenie, bo w tej metaforze czołgi rozdawano za darmo po wykonaniu telefonu na infolinię lub rejestracji przez konto pacjenta.

Zamiast realnych działań na rzecz szczepień i minimalizowania skutków czwartej fali mamy nieustanny festiwal tłumaczeń, czemu rząd nic nie może zrobić. Tylko w zeszłym tygodniu usłyszeliśmy więc na przykład od wiceministra zdrowia Waldemara Kraski, że obostrzeń covidowych nie będzie, bo Polacy mają w sobie „gen sprzeciwu”, przez co zakazy i tak nie zadziałają. Jego przełożony z resortu, minister Niedzielski, tłumaczył z kolei w wywiadzie dla PAP: „Ruch antyszczepionkowy w Polsce – z przykrością to muszę powiedzieć – jest stosunkowo silny i w pewnym sensie sprofesjonalizowany. Występują tu incydenty, które mają charakter agresywny. Naszym celem nie jest teraz sprowokowanie ludzi do wyjścia na ulicę”.

To właśnie Prawo i Sprawiedliwość jest cywilizacją śmierci

Usprawiedliwianie bierności w czwartej fali pandemii „genem sprzeciwu” Polaków albo „w pewnym sensie sprofesjonalizowanym” ruchem antyszczepionkowym wygląda zupełnie niepoważnie. Rząd po prostu wywiesza białą flagę. Siła grup antyszczepionkowych to nie jest coś, co nas zaskoczyło przy okazji pandemii.

Wzrosty odmów szczepień notujemy od dawna, widać to w statystykach prowadzonych przez resort zdrowia. Mądra władza już latem zeszłego roku wyciągnęłaby z tego wnioski i zaczęła pracować nad kampanią informacyjną, obliczoną na zmianę klimatu w kwestii szczepień, tak by w momencie, gdy szczepionki na COVID-19 będą dostępne, społeczeństwo było bardziej skłonne się szczepić.

Latem cała machina rządowa zaangażowana była jednak w pracę na rzecz reelekcji prezydenta Dudy. Z tej okazji premier „odwołał” nawet pandemię. „COVID-19 jest w odwrocie, już nie musimy się go bać. Trzeba pójść na wybory” – przekonywał przed drugą turą wyborów. Także przed drugą turą prezydent Duda zadeklarował w trakcie debaty z samym sobą w Końskich, że on jest przeciw wszelkim obowiązkowym szczepieniom. Gdy zrobiła się burza, prezydent zaczął tłumaczyć, że nie powiedział tego, co powiedział – ale odpowiedni elektorat zrozumiał wysłany do niego sygnał.

Co, gdyby wielka kampania informacyjna na rzecz szczepień nie zadziałała? Rząd powinien być gotowy do zastosowania bardziej miękkich lub twardych mechanizmów do szczepień przymuszających. Od paszportów covidowych wymaganych do uczestniczenia w życiu społecznym, nawet po przymus szczepień.

Na stole były doświadczenia z Włoch i Francji. W tym ostatnim państwie środowiska antyszczepionkowe też są względnie silne. Program szczepień szedł opornie. Administracja Macrona sięgnęła jednak po sensowne narzędzia: uzależniła udział w życiu społecznym – wyjście do restauracji, kawiarni, kina – od szczepienia. Wywołało to społeczne protesty, ale też pchnęło ludzi do szczepień.

Ochrona obywateli czy dyktatura? Burza we Francji po wprowadzeniu przepustki sanitarnej

Trzeba też naprawdę poważnie zacząć rozmawiać, czy nie pora skończyć z fetyszem „dobrowolności” szczepień. Prawo ludzi do życia, dostęp do działającej ochrony zdrowia są ważniejsze niż prawo do nieszczepienia się na podstawie riserczu opartego na filmikach z YouTube’a. Jeśli pandemia potrwa kolejny rok za sprawą mutacji wirusa, jeśli faktycznie mogą nas w bliskiej przyszłości czekać kolejne epidemie, to naprawdę trzeba przygotować społeczeństwo na to, że także szczepienia dorosłych mogą okazać się obowiązkowe.

Czy szczepienia powinny być przymusowe?

czytaj także

Dziś nie ma to oczywiście politycznej przestrzeni, zwłaszcza nie przy tych rządach. W ciągu ostatnich dwóch lat obóz władzy tak bardzo bał się jasno przeciwstawić antyszczepionkowym aktywistom, że dziś politycznie nie byłby w stanie obronić decyzji o jakimkolwiek przymusie.

Opozycja powinna rozmawiać

Co opozycja powinna zrobić z propozycją marszałek Witek? Choć przypomina ona trochę propozycję współlokatora, który miesiącami organizował – bez naszej zgody, a nawet przy naszym zdecydowanym sprzeciwie – głośne, intensywne imprezy, by ogarnąć z nim wspólnie zdemolowane przez niego mieszkanie, to trzeba przynajmniej stawić się na rozmowy.

Opozycja na pewno musi się domagać ujawnienia rekomendacji rady medycznej przy premierze i na nich oprzeć swoją ofertę dla rządu. Bo możliwe, że sama ustawa o informacji dla pracodawców to za mało, by jakoś ograniczyć tragiczny przebieg czwartej fali. Na podstawie wskazań epidemiologów, ekspertów od psychologii społecznej i komunikacji opozycja powinna przedstawić rządowi swoją konstruktywną ofertę na temat walki z czwartą falą. Jeśli rząd ciągle będzie się bał posłanki Siarkowskiej i konfederatów, to może w szeregach PiS znajdzie się kilka odpowiedzialnych osób, które pomogą przegłosować odpowiednie rozwiązania, zobowiązujące rząd do realnego działania.

To byłby najlepszy scenariusz dla opozycji – nawet biorąc pod uwagę to, że krótkoterminowo mógłby on oznaczać wzrost poparcia dla Konfederacji do dwucyfrowego poziomu. Jaki byłby najgorszy scenariusz? Gdyby rząd mógł dalej nic nie robić, ale winą za to mógłby obarczyć „totalną opozycję”. Biorąc pod uwagę wszystkie tragiczne w skutkach i komiczne w formie rejterady rządu przed antyszczepionkowcami, nie da się wykluczyć, że to byłby dla PiS politycznie najwygodniejszy scenariusz.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jakub Majmurek
Jakub Majmurek
Publicysta, krytyk filmowy
Filmoznawca, eseista, publicysta. Aktywny jako krytyk filmowy, pisuje także o literaturze i sztukach wizualnych. Absolwent krakowskiego filmoznawstwa, Instytutu Studiów Politycznych i Międzynarodowych UJ, studiował też w Szkole Nauk Społecznych przy IFiS PAN w Warszawie. Publikuje m.in. w „Tygodniku Powszechnym”, „Gazecie Wyborczej”, Oko.press, „Aspen Review”. Współautor i redaktor wielu książek filmowych, ostatnio (wspólnie z Łukaszem Rondudą) „Kino-sztuka. Zwrot kinematograficzny w polskiej sztuce współczesnej”.
Zamknij