Kraj, Weekend

Państwo grozy

Dla dzieci i dorosłych z niepełnosprawnościami Polska bywa państwem grozy nie tylko w Jordanowie. „Bingo niepełnosprawnościowe” to ubezwłasnowolnienie, brak reakcji na przemoc, brak podmiotowego traktowania, brak komunikacji, tortury i gwałty.

Minął miesiąc, odkąd na łamach Wirtualnej Polski ukazał się wstrząsający reportaż Piekło u zakonnic Szymona Jadczaka i Dariusza Farona, o sytuacji podopiecznych Domu Pomocy Społecznej w Jordanowie, bogato ilustrowany zdjęciami dzieci skrępowanych czym popadło – to szalikiem, to rajstopami. Dzieci były tam bite, wiązane, poniżane słownie. Medialny skandal, emocje i gniew potrwały ze dwa tygodnie. Co dziś z nich zostało?

Była szansa, że przy tej przykrej okazji zajmiemy się na poważnie tematem odchodzenia od wielkich instytucji opiekuńczych na rzecz tworzenia oferty usług środowiskowych w społeczności lokalnej. Bo żaden człowiek nie powinien żyć w instytucji, a na pewno nie powinny trafiać tam dzieci.

Jakim zagrożeniem są odizolowane, „skoszarowane” miejsca pobytu osób niesamodzielnych pokazała już umieralność podopiecznych takich instytucji w pandemii. Działo się to zaledwie dwa lata temu, też były medialne skandale i bicie na alarm – a jednak wnioski nie zostały wyciągnięte.

Wirus w domach pomocy społecznej

Otrzymując unijne fundusze, Polska zobowiązała się do przeprowadzenia reform, które zapewniłyby osobom niesamodzielnym stałe wsparcie, w tym mieszkania wspomagane w środowiskach lokalnych, wdrażające postulaty niezależnego życia zgodnie z Konwencją o prawach osób niepełnosprawnych. Ratyfikowaliśmy ją w 2012 roku. Strategia rozwoju usług społecznych na lata 2021–2040 jest wprawdzie dostępna na stronach rządowych, jednak sprawa wciąż nie znajduje finału w zapisach ustawowych, popartych stałym finansowaniem z budżetu. Po dziesięciu latach od ratyfikacji konwencji idea niezależnego życia dla osób z niepełnosprawnościami nie zagnieździła się w sercach i umysłach naszego społeczeństwa. Rządzący nie dają przykładu.

Budzą się demony

Prowadzącym placówkę siostrom Bronisławie i Albercie postawiono po publikacji tekstu prokuratorskie zarzuty. 13 czerwca przełożona generalna Zgromadzenia Sióstr Prezentek, Anna Telus nazwała dziennikarskie zarzuty bzdurami. Trzy dni później, 16 czerwca, w oświadczeniu Sióstr Prezentek czytamy, że odstępują one od prowadzenia placówki, prosząc o zatrudnienie świeckich pracowników na dotychczasowych warunkach oraz wyrażając gotowość współpracy z organami państwowymi przy wyjaśnianiu zarzutów. Za zgodą wojewody małopolskiego (za DPS-y odpowiadają wojewodowie) placówkę przejęło Starostwo Powiatowe w Suchej Beskidzkiej.

Usunięto drut kolczasty, który okalał mur wokół ośrodka. Wywieziono klatkę, w której sypiała wyjątkowo „trudna” podopieczna.

Ministra Rodziny i Polityki Społecznej Marlena Maląg natychmiast zarządziła kontrolę wszystkich tego typu placówek w całym kraju (czy może obiecała zarządzić?). Jest ich ponad 900. Szef rządu wyraził szczere współczucie dla wszystkich pokrzywdzonych w jordanowskim DPS-ie i obiecał wyciągnięcie konsekwencji, w tym karnych. Już 13 czerwca sprawę nieprawidłowości w DPS w Jordanowie podjął Rzecznik Praw Obywatelskich. Stanowiska Rzecznika Praw Dziecka dotąd nie poznaliśmy.

„Reportaż o DPS w Jordanowie pokazuje dramatyczne wady i patologie opieki instytucjonalnej, zwłaszcza wobec dzieci z niepełnosprawnością. Dlatego dokładam wszelkich starań, by wdrożenie konwencji ONZ o prawach osób niepełnosprawnych w Polsce stało się faktem także w tym obszarze” – napisał na Twitterze Paweł Wdówik, Pełnomocnik Rządu do Spraw Osób Niepełnosprawnych. Mimo deklarowanych starań rzecznika instytucjonalizacja wręcz kwitnie i wciąż powstają nowe ośrodki. „25 kwietnia br. odbyło się uroczyste poświęcenie i otwarcie Domu Pomocy Społecznej w Raczkowej” – czytamy na stronie gminy Sanok. Inwestycję współfinansowano ze środków Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego.

W marcu 2022 roku Urząd Wojewódzki w Krakowie pochwalił się wparciem finansowym dla DPS-ów. Powiat suski, w którym znajduje się jordanowski DPS, otrzymał 129 205 zł – to jedna z mniejszych kwot. W powiecie zgierskim pod koniec czerwca fetowano zakończenie rewitalizacji Domu Dziecka w Gratkowie. Poszło na to 5 mln złotych. Powiat nie zdecydował o wydaniu tej kwoty na przykład na bliskie wymogom konwencji wsparcie rodzin zastępczych.

Obalmy system szkół specjalnych [list]

czytaj także

Obalmy system szkół specjalnych [list]

Bartłomiej Dziurzyński

Sekretarz stanu w MRiPS Stanisław Szwed w rozmowie z Michałem Janczurą na antenie Tok FM dużo mówił o potrzebie kontroli. Dziennikarzowi nie udało się dowiedzieć, jak kontrolować, by było to skuteczne. Jadczak i Faron nie ukrywali, że siostry wpuściły ich do budynku, myśląc, że to kolejna kontrola. Ciasto i herbata już czekały.

Michał Janczura jest też autorem reportażu Siedem okaleczeń, który pojawił się na antenie Tok FM 21 czerwca. Opowiada o młodym człowieku z niepełnosprawnością intelektualną. Odebrano go bliskim (matka ze schizofrenią), we wczesnym dzieciństwie operacyjnie zmieniono mu płeć (był hermafrodytą), nie dając szansy na własny wybór w przyszłości, a ostatecznie zamknięto w DPS-ie, w którym doświadczał przemocy. Od niedawna pełnoletnia Adrianna nazywa siebie Adamem. Z lękiem myśli o swoim dalszym życiu. Wydaje się, że bestialstwo wobec Adama przekroczyło skalę. Jednak reportaż Janczury przeszedł ciszej. Czy dlatego, że chłopaka nie skrzywdziły zakonnice?

Upiorne siostry

13 czerwca społeczeństwo natychmiast podzieliło się na tych, którym (znowu!) dostarczono powodu do ataku na Kościół, oraz tych, którzy Kościoła nadal bronią. To instytucja tak potężnie już skompromitowana i niewydolna, że jej obrona wydaje się czynem rejtanowskim do entej potęgi. Oczywiście, o ile uważamy, że ideowe deklaracje i realne działania powinny się jednak gdzieś spotykać. Decydenci od dawna wydają się na tym połączeniu nie skupiać wcale. Wojewoda Małopolski Łukasz Kmita (PIS), ten sam, który formalnie decyduje o losach placówki, na antenie Radia Maryja stwierdził, że reportaż o skandalu w DPS w Jordanowie posłużył jako pretekst do ataku na Kościół, a media skrzywiły przekaz.

Okazało się, że Jordanów dawno temu był miejscem dramatu zmarłej przed czterema laty wokalistki Kory, która trafiła tam po śmierci matki. Przypomniano też o okrutnych praktykach sióstr boromeuszek wobec podopiecznych Specjalnego Ośrodka Wychowawczego w Zabrzu, który prowadziły. Sprawę w 2015 roku opisała Justyna Kopińska w książce Czy Bóg wybaczy siostrze Bernadetcie?, zyskując przy tym miano reporterki od spraw przemocowych.

Stawiszyński: Piekło na ziemi

W felietonie dla magazynu „Vogue” Kopińska pisała: „Z perspektywy osoby, która badała przemoc zarówno w ośrodkach świeckich, jak i zakonnych, uważam, że te przestępstwa się różnią. I nie chodzi jedynie o to, że zbrodni dokonuje osoba uznawana społecznie za wzór. Chodzi o zmowę milczenia i odwracanie oczu od faktów, gdy sprawcami są duchowni”. Dodała, że dzieciom nie mieściło się w głowie, że siostry mogłyby zawiadomić policję czy kuratorium, gdy w ośrodku dochodzi do gwałtów. Uważały, że nie można nic zrobić, bo to wmawiały im zakonnice.

W rozmowie z „Tygodnikiem Powszechnym” jezuita, psychoterapeuta ksiądz Jacek Prusak wyjaśnia, że dla sióstr zakonnych prowadzenie ośrodka to dzieło religijne, któremu służą, w ramach którego się uświęcają, spełniając wolę Boga: „My będziemy pytać o kompetencje sióstr opiekujących się niepełnosprawnymi dziećmi. A siostry będą mówić o charyzmacie do takiego dzieła. Jeśli to dzieło jest wpisane w charyzmat zakonu, to funkcjonuje założenie, że każda zakonnica z tego zgromadzenia się do tego nadaje. Kategorie religijne są ważniejsze od profesjonalnych, co oczywiście nie oznacza, że to się musi wykluczać”.

A jednak się wyklucza. Wsparcie Kościoła w prowadzeniu placówek opiekuńczych bywa na rękę samorządom, zdejmuje z nich część odpowiedzialności. Ale system nie wymaga, by zakonnice funkcjonowały w realiach prawa, procedur, instytucjonalnych zależności, a tym samym nie gwarantuje bezpieczeństwa podopiecznym instytucji prowadzonych przez Kościół. Nie chodzi tylko o ochronę przed biciem, ale o świadomość praw osób z niepełnosprawnościami, o specjalistyczną wiedzę z zakresu oligofrenopegagogiki, psychologii, fizjologii i seksualności człowieka. Prusak nadmienia, że siostry nie oddzielają życia prywatnego od pracy, nie umieją dbać o swój psychofizyczny dobrostan, nie wolno im sprzeciwiać się przełożonym.

Torturowanie dzieci, pedofilia, wspieranie Putina. Co jeszcze ma zrobić Kościół, żebyście odeszli?

Przyjrzenie się tym faktom w XXI wieku może być tak samo szokujące jak czytanie reportażu z Jordanowa. Dopóki Kościół będzie mówił o służbie, dźwiganiu krzyża i pomocy „maluczkim”, nie stanie się sojusznikiem w walce o podmiotowe podejście do wspierania osób wykluczonych, chorych, niesamodzielnych.

Z sercem na wierzchu

W dyskusjach pojawiały się nierzadko głosy pracowników świeckich instytucji opiekuńczych (takich jest zdecydowana większość), w tym DPS-ów. Brzmiały niemal identycznie i, niestety, przypominały tłumaczenia osób duchownych oraz ich obrońców: nie można oceniać wszystkich, trzeba zrozumieć drugą stronę, to są trudne przypadki, to ciężka praca, to wielkie poświęcenie, nie wszędzie jest jak w Jordanowie, my mamy serce. Głosy ludzi dotkniętych, oburzonych. I dalekie od podmiotowego podejścia, którego wymaga Konwencja o prawach osób niepełnosprawnych.

Matka autystycznego nastolatka po traumie przemocy terapeutycznej napisała z sarkazmem na Facebooku: „Kochamy nasze dzieciaki, wycieramy im ślinę, zmieniamy pieluchy. Widziałam 10-latki w pieluchach, których nikt nie nauczył korzystania z toalety. Śliniły się, bo dano im bardzo dużo leków, żeby mieć spokój”. Pedagożka i terapeutka Monika Jas dodaje: „Jak się poświęcają, to niech przestaną, albo pora na zmianę zawodu. Podejście typu: ja, specjalista, opiekun, terapeuta się poświęcam dla tego niepełnosprawnego, niech wszyscy będą mi za to wdzięczni, to układ czysto przemocowy”.

Uwięzieni w czterech ścianach? Dla wielu z nas to codzienność

Maria Libura, ekspertka ds. zdrowia, pracownica naukowa Collegium Medicum Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie, na łamach „Więzi” zapytała: „Kto jest bowiem bardziej zaburzony w tej historii: dziewczynka z zespołem Dravet, która próbuje uciec przez okno w stanie ograniczonej świadomości i uderza powstrzymującą ją mamę, czy dorosła kobieta w zakonnej sukience, waląca ją mopem z wulgaryzmami na ustach? Dlaczego bicie i kopanie skazuje chorych na izolację w DPS, a zdrowym jest wybaczane, »bo pracują z takimi ciężkimi przypadkami«? Przecież to nielogiczne, prawda?”.

Paweł Kubicki, naukowiec z SGH zajmujący się polityką publiczną wobec osób z niepełnosprawnościami, komentując 9 lipca na Twitterze kolejny „pojordanowski” tekst, użył sformułowania „bingo niepełnosprawnościowe”. Składają się na nie ubezwłasnowolnienie, brak reakcji na przemoc, brak podmiotowego traktowania, brak komunikacji, tortury i gwałty.

Serce to za mało. Opieka nad osobami z niepełnosprawnością wymaga świadomości, wiedzy, dobrych praktyk. Brakuje ich już na początku drogi, właśnie dlatego dzieci trafiają do DPS-ów.

A niepełnosprawnych traktuje się jak wieczne dzieci. Znajoma z SMA (rdzeniowym zanikiem mięśni), która kończy psychologię, napisała książkę i udziela się społecznie, ironizuje o sobie, że jest „dziewczynką na wózeczku”. Blogerka Zaniczka promuje akcje uświadamiające, że kobiety na wózku także potrzebują dostępu do ginekologa i do antykoncepcji.

Droga przez ciernie, żebraczy los

Libura oraz inni eksperci (m.in. Agnieszka Dudzińska, Katarzyna Roszewska) w tematycznych wypowiedziach podkreślali, że największe tabu to wciąż niepełnosprawność intelektualna. Ten rodzaj niepełnosprawności budzi lęk i agresję, prowokuje kpiny. Wiedza o nim jest nikła. Orzecznictwo nie przykłada się do szczegółowego rozpoznawania zaburzeń zachowania, które mogą mieć różnorodne przyczyny i objawy, często są sprzężone z innymi jednostkami diagnostycznymi, co indywidualizuje potrzeby jeszcze bardziej. Za orzeczeniami czy diagnozami nie idą wskazania, niezbędne do zaplanowania jakiejkolwiek rehabilitacji oraz innej pomocy. Z tak zwanymi trudnymi przypadkami nie dają sobie rady dzienne placówki, w tym szkoły. Osoby najbardziej nieprzewidywalne w zachowaniu, autoagresywne i agresywne często są z nich usuwane.

Nie zawsze chodzi o brak wiedzy czy złą wolę – czasem o to, że nie ma pieniędzy na zatrudnienie specjalistów. Dramatycznie brakuje bezpłatnej rehabilitacji, nie ma placówek dziennego pobytu dostosowanych do indywidualnych potrzeb, nie ma działań środowiskowych koordynujących wsparcie w rodzinie, na terapiach, na zajęciach. (W reportażu Jadczaka i Farona widać było, że w ośrodku mieszkają dziewczęta i kobiety mające różny stopień zaburzeń). Powszechnie nie docenia się i nie stosuje komunikacji alternatywnej, która pozwoliłaby nawiązać kontakt z „trudnymi” podopiecznymi. Jeśli rodzina nie daje rady ogarnąć tego wszystkiego własnymi siłami, osoba chora czy niepełnosprawna trafia do DPS. Oddanie tam dziecka to czasem jedyne wyjście, by rodzina przetrwała zarówno materialnie, jak i w sferze więzi. Zwykle taka decyzja wiąże się z poczuciem winy i stygmatem społecznym.

Szramy. Jak niszczymy nasze dzieci

czytaj także

Gros wsparcia zapewniają niepełnosprawnym fundacje i stowarzyszenia. W ostatnich latach coraz częściej robią to za państwowe pieniądze, niestety z projektów, co nie gwarantuje trwałości. Zdarzają się oczywiście dobre praktyki w państwowych instytucjach i działaniach samorządów. Nie ma jednak współpracy między środowiskami aktywistycznymi a pracownikami zawodów opiekuńczych, choć teoretycznie powinniśmy ramię w ramię domagać się zmian. Do tych zawodów rzadko trafia się z przekonań i powołania. Są lekceważone przez państwo i słabo płatne. Ale nasz system nie tworzy struktur, w których byłyby wymagane wysokie kompetencje do takiej pracy, adekwatnie do potrzeb podopiecznych . Ile jeszcze razy, gdy umrze kolejne zakatowane dziecko, usłyszymy, że pomoc społeczna nie wykryła w tej rodzinie żadnych nieprawidłowości?

Obok nas nie stają też nauczyciele. Szkoły dostają z budżetu niemałe subwencje na uczniów ze specjalnymi potrzebami. Chętnie je biorą, otwierając oddziały integracyjne. Od 20 lat nikt jednak nie sprawdza, czy i jak te pieniądze przysłużyły się uczniom. A najwięcej przemocy dzieci z niepełnosprawnościami doświadczają właśnie w szkołach. Mało się tu zmienia. Środowisko nauczycielskie jak dotąd nie wystąpiło z żądaniem, by ktoś im wreszcie pokazał, jak pracować z uczniami o specjalnych potrzebach. Dla dobra tych dzieci.

O tych, co przeżyli. Dziecięca przemoc a postawy dorosłych

Aktywiści – prowadzący organizacje pozarządowe, konsultanci, działaczki lokalne, naukowczynie, prawnicy, dziennikarze – przypominają umęczonych wybawców świata z serialowego horroru Dom grozy, którzy walczą z najpodlejszym złem, ale gdy tylko ubiją jedno monstrum, zaraz wyrasta kolejne. Dodajmy, że aktywiści to głównie „poprzebierani” rodzice. Ci, którzy – oprócz ogarniania własnej sytuacji mają jeszcze siłę prowadzić te wojny ze złem.

Rodzic jest czymś w rodzaju maszyny do zapewniania wszystkiego. Gdy zdecyduje się pobierać 2119 złotych miesięcznie świadczenia pielęgnacyjnego, by zostać całodobowym opiekunem dziecka (rehabilitantem, nauczycielem, asystentem, fundraiserem…), zostaje dodatkowo upokorzony zakazem dorabiania do tej kwoty. Na forach młode mamy pytają, czy będąc na świadczeniu, mogą posłać dziecko do przedszkola. Tymczasem ponad 900 polskich DPS-ów to tysiące etatów. Na jednego podopiecznego DPS dostaje średnio 4–5 tysięcy zł miesięcznie. Ręka w górę, kto widzi tu sens.

Magia kontroli

Gdy media piszą, że dzieje się źle, politycy spieszą z rozwiązaniem: kontrola! Z dziennikarskiego śledztwa Jadczaka i Farona wynika jednak, że kontrole to coś w rodzaju spotkań towarzyskich między ludźmi z gminy a kierownictwem placówki. Było takich spotkań niemało: papiery, tabelki, krzyżyki w rubryczkach. Ani po jednej, ani po drugiej stronie stolika z ciastem i herbatą nie ma specjalistów od danego rodzaju zaburzeń, kontrola nie sięga więc kwestii merytorycznych. Kontrole nie obejmują konfrontacji z podopiecznymi, a przecież to im cała ta machina ma służyć. Nie ma superwizji. Nie ma mechanizmów, które pozwoliłyby wykrywać patologie w państwowych i współfinansowanych przez państwo placówkach. Nawet gdy nieprawidłowości są zgłaszane, reakcja na nie zwykle nie jest ani szybka, ani skuteczna.

A ty widzisz w dziecku człowieka?

By móc liczyć na skuteczną reakcję, gdy zgłasza się na przykład mobbing wobec osób z niepełnosprawnościami, fizyczne i psychiczne znęcanie się czy niedostosowanie placówki do potrzeb podopiecznych, trzeba mieć oparcie w przepisach albo chociażby wiedzieć, że sprawa dotrze do kogoś, kto oprócz decyzyjności ma też merytoryczne kompetencje – coś skojarzy, coś zrozumie, więc może coś zrobi.

Wsparcie dla osób z niepełnosprawnościami to taki wymyślony świat. Przypomina statek widmo, dryfujący w nieokreślonej przestrzeni, na niedoprecyzowanych zasadach. Nie wiadomo dokąd i po co. Zdarza mu się dopłynąć do piekła.

***
30 czerwca ministra Maląg zaakceptowała Program o zmianie Programu „Centra opiekuńczo-mieszkalne” opublikowanego w maju 2021 r. oraz ogłoszenie o naborze wniosków w ramach programu. Jest na to 30 milionów złotych, gminy i powiaty mogą składać wnioski. To tylko kolejny program, wciąż jeszcze nie ustawa, ale jednak krok w dobrym kierunku.

Podajcie dalej, bo jedną z cech naszego systemu jest to, że informacje o wsparciu nie są szeroko popularyzowane. Jak ktoś nie szuka wytrwale – nie znajdzie.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Dorota Próchniewicz
Dorota Próchniewicz
Dziennikarka, redaktorka i aktywistka społeczna
Dziennikarka, redaktorka, autorka i aktywistka społeczna. Mama dorosłego Piotra z autyzmem. Autorka bloga dorotaaprochniewicz.blogspot.com. Związana z inicjatywą „Chcemy całego życia dla osób z niepełnosprawnością i ich rodzin”.
Zamknij