Trzy minuty i osiemnaście sekund wystarczyło zespołowi muzycznemu białych Polaków, by wywołać falę krytyki w mediach społecznościowych. Padły oskarżenia o rasizm i kompleks białego zbawcy, o propagowanie kolonialnych pomysłów i powielanie negatywnych stereotypów na temat Afryki… Czym konkretnie zawinił odświeżony przed kilkoma dniami wideoklip piosenki z 1996 roku? Wyjaśnia mieszkający w Polsce Kenijczyk, pisarz i działacz James Omolo.
Dwudziestego czwartego maja 2021 roku zespół Big Cyc opublikował na Youtubie nową wersję przeboju Makumba z 1996 roku. Wykonują ją uczniowie szkoły muzycznej African Music School ufundowanej przez polskich misjonarzy w Republice Środkowoafrykańskiej.
Członkowie zespołu twierdzą, że dzieci same wybrały Makumbę spośród wielu innych piosenek, ponieważ spodobał im się refren: „Polska, Afryka, Afryka, Polska”. Nowy polski tekst piosenki opowiada głównie o tym, jak wsparcie „białasa” z Polski zmieniło życie dzieci na lepsze: „Nie ma tu nic, tylko kurz na ulicach”, „Żyrafy, słoni dawno tu nie ma / Ogólnie to wielka bieda”, „[Białas] nas nauczył, by w naszej dłoni / znalazł się instrument zamiast broni”.
Wideo zrobiło furorę w mediach społecznościowych, a przy okazji wywołało ożywioną debatę. Oto dlaczego podzielam odczucia jego krytyków.
Mechanizmy obronne białych, czyli kolonialna historia „pomagania”
Na swojej stronie na Facebooku Big Cyc odniósł się do oburzenia. Reakcje krytyków wideoklipu zrównał z hejtem rasistów czy chuliganów. Nie jestem jednak pewien, czy zespół Big Cyc potrafi umieścić te słowa w jakimkolwiek intelektualnym kontekście. Kapela Skiby jest albo nieświadoma swoich działań, albo po prostu nie chce zrozumieć społeczno-historycznego kontinuum, jakim jest kompleks białego zbawcy.
AFRYKAŃSKA ZADYMATO NIE JEST KRAJ DLA DOBRYCH LUDZITo jest niestety prawdziwa historia. I to z wczoraj. Dzieci z…
Posted by Big Cyc on Tuesday, May 25, 2021
Pośpieszmy zespołowi z wyjaśnieniem. Problem z Makumbą 2.0 tkwi w tonie nowego tekstu piosenki oraz treści ich charytatywnego wezwania do działania. Big Cyc stawia się w roli „białego zbawcy” – niezależnie od tego, czy zdaje sobie z tego sprawę, czy nie.
Większość z nas widziała choć raz rolę białego mesjasza czy zbawcy – odegraną na przykład w hollywoodzkim kinie. Hojna, dobroduszna biała osoba jedzie do biednego kraju pomagać miejscowym w ich ciężkim położeniu. Mówię choćby o Django czy Krzyku wolności. Opowiadają one o zbawicielach zrozpaczonych biedaków, którzy tylko czekają, aż pojawi się jakiś biały i ich uratuje.
czytaj także
Kompleks białego zbawcy to przekonanie, że „my mamy wszystkie rozwiązania ich problemów, a uratowanie tych ludzi to nasza odpowiedzialność”. Różnica pomiędzy hollywoodzkim scenariuszem a sprawą Makumby polega na tym, że w jej przypadku członek polskiego zespołu muzycznego w swojej szlachetności pojechał uczyć „afrykańskie” (przypomnę w tym miejscu, że Afryka to dość rozległy kontynent) dzieci śpiewać i grać na instrumentach (a nie je zabijać, jak w filmach).
Big Cyc trwa w samozadowoleniu, kiedy pisze w odpowiedzi: „W Republice Środkowej Afryki panuje analfabetyzm i bieda. Dzieciaki już w wieku szkolnym zmuszane są do pracy. Krajem rządzi klika, która pozwala międzynarodowym mafiom biznesowym na eksploatacje złota, diamentów i koltanu. Jedyną pozytywną robotę wykonują w tym kraju POLACY z misjonarzem Benedyktem Pączką na czele (to on tańczy z dziećmi i śpiewa w teledysku), który dzięki krakowskiej fundacji AKEDA zbudował tam pięć lat temu szkołę. To Polacy tym dzieciom zbudowali tę oazę, w której mogą się nauczyć angielskiego i poznać tajemnice instrumentów muzycznych”.
W odpowiedzi Big Cyc nie zabrakło stereotypizacji oraz przekonania białego człowieka o tym, że to właśnie on, sam jeden, potrafi pomóc biednemu „afrykańskiemu” krajowi.
„Ta piosenka niesie ze sobą pozytywne i dobre przesłanie. Teledysk również wydaje się jasny i pogodny. Natomiast nie wiedzą państwo pewnie tego, że dzieciaki, które w tym teledysku wystąpiły, uciekają przed wojną” – mówił Marcin Prokop na spotkaniu z Big Cyc w wydaniu programu Dzień Dobry TVN. Czyli znów: ubogie afrykańskie dziecko zostaje uszczęśliwione dobrocią białego człowieka. Może i jest biedne, ale szczęśliwe.
W obu przypadkach brakuje elementarnego namysłu nad historycznym i politycznym kontekstem problemów jego mieszkańców. Musimy być świadomi kolonializmu i jego późniejszych konsekwencji.
Dobre zamiary kijem na krytykę
Afrykę nie od dziś wykorzystuje się jako scenę dla białych fantazji o heroizmie. Kontynent ten biali traktują jako miejsce, gdzie mogą poczuć się potężni i uprzywilejowani. Mogą wydać się sobie szlachetnymi zbawcami. Bez względu na najszlachetniejsze nawet, deklarowane intencje podbudowanie białego ego przy wykorzystaniu Afryki to działanie o charakterze kolonialnym.
I tym razem biały mężczyzna pojechał do Afryki i wykorzystał do promowania siebie nieświadome dzieci, które śpiewają w obcym dla siebie języku, nie wiedząc nic o białej supremacji i jej przejawach. Ich zbawcy kwitną zaś w krajobrazie powszechnej niedoli.
Owszem, wielu białych zbawców działa z intencją „zrobienia czegoś dobrego”. Zespół Big Cyc pokazuje na fanpage’u zdjęcia z miejscowymi uczniami (wyjazd do Afryki jest przecież niepełny bez selfie z biednymi dziećmi). Trzeba jednak zrozumieć, że choć cierpią one biedę albo są uchodźcami, to wciąż nie oznacza, że chcą one być oglądane albo żałowane tak, jak to się białemu podoba.
Ten medialny incydent wpisał się w istniejącą od dawna szkodliwą narrację o Afryce jako infantylnym kontynencie, do którego zachodni misjonarze, celebryci, NGO-sy i wolontariusze wkraczają ze swoimi „lepszymi” rozwiązaniami i „dobrymi intencjami”. I cokolwiek „dobrego” oni tam robią, nie wolno tego kwestionować.
Big Cyc na Facebooku broni się, że dzieciom „podobała się” otrzymywana pomoc. Wspomina nawet, że odbyli rozmowy o wideoklipie z miejscowymi nauczycielami ze szkoły. Czy zatem dobre zamiary białego wybawcy bywają przyjmowane i doceniane przez samych beneficjentów pomocy? Oczywiście, że tak. Ci jednak często nie zdają sobie sprawy z ukrytych motywacji zbawców: samospełnienia, samozadowolenia, poczucia duchowego wzbogacenia.
Dla wielu ludzi Zachodu wolontariat w Afryce to raczej przeżycie emocjonalne ze śladowymi ilościami białego przywileju. Zaspokaja ich apetyt na „zrobienie czegoś dobrego”. Bo przecież poczucie zrobienia czegoś wartościowego wzbogaca emocjonalnie. W takiej sytuacji pytanie, czy potrzebujący rzeczywiście w szerszej perspektywie na tym skorzystają, staje się zbędne.
Gdy Big Cyc znalazł się w ogniu krytyki nie tylko ze strony Afrykanów, lecz także wielu Polaków. Nie dopuszcza jednak do siebie refleksji. Zamiast niej powiela narrację, w której biały misjonarz jedzie zbudować szkołę do zapomnianego miejsca i dać dzieciom nadzieję. Swoich krytyków zespół zbywa jako obsesjonatów poprawności politycznej.
Biały zbawca przeszkadza w pomaganiu
Konsekwencje kompleksu białego zbawcy warto rozważyć z perspektywy Afryki. Państwa afrykańskie mają oczywiście liczne problemy: korupcja, niepokoje społeczne, głód, bieda, nierówności czy choroby. Nic z tego nie jest jednak typowe dla państw tego kontynentu. Nie są to problemy inne od reszty świata.
Bezrefleksyjnie „niosąc pomoc Afryce”, pomimo najlepszych intencji, można wyrządzić szkody i wzmocnić uprzedzenia. Wyciągnięcie ręki do kogoś w potrzebie pokazuje nam samym, jak doceniamy ludzkość i jak bardzo jesteśmy gotowi pomagać. Jednak ten pozornie dobry odruch w kontekście Afryki zawsze był historycznie związany z kwestiami rasy i białej supremacji: czasem bezczelnie i otwarcie, czasem jako skutek uboczny np. wolontariatu.
Wielu Afrykanów głośno mówi o tym, w jaki sposób zachodnie NGO-sy, pracownicy pomocy humanitarnej i celebryci wykorzystują swoje zasoby. Pomoc znów okazuje się projekcją interesów białego. Nowym, modnym zjawiskiem jest wolonturystyka: zachodnie organizacje czy przewodnicy organizują wycieczki do slumsów w Afryce, gdzie można robić zdjęcia biednych dzieci i wstawiać je na media społecznościowe.
Wolonturystyka. Szkodliwy biznes zbudowany na dobrych intencjach
czytaj także
„Zarzut, że piosenka utrwala stereotypy o Afryce, jest nieprawdziwy i pisany z pozycji wiedzy turysty. W kraju tym nie ma praktycznie niczego oprócz piasku i biedy” – broni się Big Cyc. Nie ma racji. Owszem, infrastrukturę kraju zniszczyła wojna, ale np. w lesie deszczowym w południowo-zachodniej części Republiki Środkowoafrykańskiej leży rezerwat Dzanga-Sangha, a na północy znajduje się wpisany na listę UNESCO Park Narodowy Manovo-Gounda St. Floris. W obu parkach żyją słonie, goryle, lamparty, gepardy, lwy i nosorożce. Kraj ma unikalną faunę i florę. Posiada też własną tradycję muzyczną, np. jazzowo brzmiącą muzykę ludu Banda.
Wiele wypaczonych obrazów tego regionu – ze szkodą dla niego – puściły w obieg „czyniące dobro” sławy, takie jak Big Cyc. Miejscowi i ich kraj pozostają na peryferiach opowieści, która kręci się wokół interwencji białego.
Tak, pomagajmy! Ale mądrze
Nie chcę generalizować na temat wszelkich form wolontariatu. Nie chcę umniejszać znaczenia bezcennej pomocy humanitarnej. Nie staram się też ukazywać negatywnego obrazu każdej białej osoby, która w dobrej wierze pomaga w Afryce. Tyle że taka nierefleksyjna filantropia to zazwyczaj lek podawany bez diagnozy.
Pomaganie jest ludzkim odruchem, a przy tym najbardziej zaszczytną z pobudek. Ale trzeba się zastanowić nad kontekstem swojej pomocy i dobrze go ocenić. Potrzeba porządnej zmiany perspektywy, żeby wyjść poza samozadowalanie. Niezrozumienie przyczyn i złożonej natury problemów krajów afrykańskich, różnorodności kontynentu i wszelkie uproszczenia łatwo mogą wypaczyć każdą dobrą intencję.
**
James Omolo studiował w Kenii, Indiach i Polsce. Jest założycielem fundacji Africa Connect, prezenterem radiowym i aktywistą. Autor książki The Beast: White Supremacy. Z angielskiego przełożyła Aleksandra Paszkowska.