Rok temu rozmowa o wspólnych listach z SLD była w Razem tematem tabu, a w tych wyborach udało się stworzyć w Poznaniu wspólną listę całej lewicy (IPl + SLD + Razem), która ma największe szanse na mandaty. Powtórka rozwiązania poznańskiego w skali ogólnopolskiej, z Robertem Biedroniem i jego ugrupowaniem jako fundamentem koalicji różnych środowisk lewicy, wydaje się scenariuszem pożądanym i realnym.
Oficjalnych wyników wyborów samorządowych jeszcze nie ma, ale jedno jest już jasne – stwierdzenie że wynik lewicy w wyborach samorządowych jest daleki od oczekiwań, byłoby niedopowiedzeniem. Zamiast płakać nad rozlanym mlekiem, lepiej jednak policzyć aktywa i zastanowić się co dalej. Rok, który pozostał do wyborów parlamentarnych, to dość czasu, aby na gruzach rywalizujących ze sobą list zbudować progresywną ofertę dla Polski. W Polsce w roku 2018 nie tylko istnieje miejsce dla lewicy, ale ma ona do odegrania zasadnicza rolę.
czytaj także
Skala przewagi Prawa i Sprawiedliwości oraz Koalicji Obywatelskiej nad ugrupowaniami lewicowymi nie jest wiernym odzwierciedleniem preferencji społecznych, a w znacznej mierze efektem uwzględnienia przez głosujących ordynacji wyborczej, która w wyborach samorządowych jest jeszcze bardziej zabójcza dla małych komitetów niż w wyborach parlamentarnych. Około 40% Polek i Polaków popiera liberalizację ustawy aborcyjnej, blisko połowa popiera wprowadzenie związków partnerskich. W tej sytuacji polska polityka nie może ograniczać się do dwóch prawicowych partii, z których pierwsza potrafi jedynie bronić konserwatywnego status quo, a druga pragnie dalszego ograniczenia praw kobiet i mniejszości. Wyborcy i wyborczynie lewicy w Polsce istnieją – czekają tylko na propozycję polityczną, która pozwoliłaby im zagłosować zgodnie ze swoim sumieniem bez obawy, że „zmarnują” swój głos.
czytaj także
Rząd Prawa i Sprawiedliwości zagraża praworządności w Polsce, a jego polityka zagraniczna wypycha nas na peryferia Unii Europejskiej. PiS ma pewne sukcesy socjalne, ale demolowanie polskiego sądownictwa, nieodpowiedzialna polityka zagraniczna oraz ograniczanie praw mniejszości w dłuższym okresie przyniosą konsekwencje znacznie gorsze niż korzyści wynikające z programu 500+. Centroprawica w najbliższych latach będzie miała w polskiej polityce do odegrania bardzo ważną rolę, jednak wydaje się wątpliwe, aby sama Koalicja Obywatelska zdołała przejąć władzę. Rachityczne postępowe skrzydło Platformy to za mało, by przekonać lewicowy elektorat, a gdyby Schetyna zdecydował się je wzmocnić, Platforma straci konserwatywnych wyborców. Nawet jeśli Koalicja Obywatelska zdobędzie w wyborach parlamentarnych 30 procent głosów, lewica wciąż powinna dołożyć kilkanaście procent swoich, aby powstał rząd.
Żyjemy w czasach przemian. Technologia radykalnie zmienia społeczeństwo, a rosnące nierówności są coraz większym problemem w rozwiniętych gospodarkach. Integracja europejska przeżywa największy kryzys od dekad. Globalne ocieplenie już dziś zbiera swoje żniwo, a w przyszłości sprostać będziemy musieli dużo większym wyzwaniom niż tegoroczna susza. Prawa zwierząt są istotnym tematem dla rosnącego grona wyborczyń i wyborców, a partie parlamentarne wciąż kierują się interesem futrzarskiego lobby. Nowe wyzwania wymagają nowych rozwiązań, a to, czy Prawo i Sprawiedliwość oraz Koalicja Obywatelska zdołają je wygenerować, wydaje się co najmniej wątpliwe. Nowi ludzie i nowe siły mają na to zdecydowanie większe szanse.
Największym fenomenem ostatnich trzech lat jest mobilizacja kobiet w walce o prawa reprodukcyjne. To właśnie Czarny Protest i Ogólnopolski Strajk Kobiet sprawiły, że Prawo i Sprawiedliwość musiało się wycofać z planów zaostrzenia ustawy antyaborcyjnej. Szeroko pojęte prawa kobiet w zbliżających się wyborach będą kluczowym tematem. W tej kwestii ani Grzegorz Schetyna, ani Jarosław Kaczyński nie mają nic do zaoferowania.
Polska demokracja potrzebuje więc lewicy, ale to jeszcze zdecydowanie za mało, aby lewica wróciła do Sejmu i Senatu. Zdecydowane przekroczenie progu wyborczego i stworzenie silnego, progresywnego klubu parlamentarnego będzie wymagać podjęcia wielu odważnych, często niełatwych decyzji.
Politycy chętnie przejmują hasła ruchów miejskich, ale ich nie realizują
czytaj także
Po pierwsze, trzeba się wreszcie dogadać. Organizacja manifestacji i wygłaszanie komentarzy w telewizyjnym studiu to potrzebne działania, ale to polityka parlamentarna jest podstawowym narzędziem zmiany rzeczywistości. Zasady gry są jasno zdefiniowane, a w ciągu roku, który pozostał do wyborów, ordynacja wyborcza może się zmienić jedynie na gorsze. W najbliższych miesiącach kluczową sprawą jest przekroczenie podziału między starą i nową lewicą.
Dla nowej lewicy był to tak naprawdę debiut w wyborach samorządowych. Cztery lata temu była w stanie tylko wystawić cząstkowe listy w kilku dużych miastach; dzisiaj zarówno Razem jak i Zieloni mieli wystarczający potencjał, żeby wystawić listy do Sejmików we wszystkich województwach (Razem – we wszystkich okręgach) i współtworzyć wraz z bezpartyjnymi aktywistkami lewicowe i progresywne listy w wielu miastach. Jest to ogromna zmiana, której nie wolno nie doceniać. Nie przełożyła się ona na mandaty, ale nie oznacza to, że nawiązane nici porozumienia znikną.
czytaj także
Z kolei Sojusz Lewicy Demokratycznej potwierdził siłę swoich struktur i znaczący elektorat w wielu częściach Polski, ale potwierdził też, że ma szklany sufit poparcia, którego już raczej nie przeskoczy. To poparcie w najlepszym scenariuszu pozwoli mu stworzyć jedynie słaby klub parlamentarny.
Podział między starą a nową lewicą nie wynika z fanaberii działaczek i działaczy, tylko z zupełnie realnych różnic między oboma środowiskami, począwszy od najbardziej podstawowej: demograficznej. Stąd wynika różnica biografii, wartości i wrażliwości; stąd może też brać się potencjalna trudność w docieraniu do różnych elektoratów. Tym niemniej sytuacja wymaga, aby ten podział przekroczyć. Różnice między starą a nową lewicą, choć realne, są istotnie mniejsze niż między lewicą a konserwatystami z PO, nie mówiąc o autorytarnym PiS.
Brak wspólnej listy bowiem oznacza właśnie ni mniej ni więcej tylko oddanie mandatów prawicy. Wpływ ordynacji wyborczej jest podwójny. Po pierwsze, metoda d’Hondta w połączeniu z progiem ustawowym w znaczący sposób preferuje przy podziale mandatów większe komitety, a eliminuje najmniejsze.
Po drugie, co ważniejsze, skłania niektórych wyborców do „niemarnowania głosu” – czyli przerzucenia go np. na Koalicję Obywatelską. W czekających nas wyborach strach przed zmarnowaniem głosu będzie tak znaczący jak jeszcze nigdy wcześniej.
Wydaje się, że świadomość tej dziejowej konieczności rośnie. Jeszcze rok temu jakakolwiek rozmowa o wspólnych listach z SLD była w Razem tematem tabu, a już w tych wyborach udało się stworzyć w Poznaniu wspólną listę całej lewicy (IPl + SLD + Razem), która w momencie pisania tego tekstu ma największe szanse na mandaty. Powtórka rozwiązania poznańskiego w skali ogólnopolskiej, z Robertem Biedroniem i jego ugrupowaniem jako fundamentem i motorem koalicji różnych środowisk lewicy, wydaje się scenariuszem pożądanym i realnym.
czytaj także
Wspólna lista nie oznacza całkowitego rozmycia różnic. Nie oznacza, że działacze Razem mają zmienić swój stosunek do tajnych więzień CIA w Polsce. Jednak w 2019 roku zagłosują osoby, które kadencję premiera Millera spędziły w żłobku, a dla nich nie jest to raczej kluczowa kwestia polityczna. Istotne jest natomiast to, o co lewica tu i teraz powinna upominać się w Sejmie: świeckie państwo, bezpieczeństwo socjalne, wysokiej jakości usługi publiczne. legalną aborcję, ochronę interesów pracowniczych, małżeństwa dla osób LGBT, praworządność i pozycje Polski w UE. Tylko w taki sposób lewica może zyskać wiarygodność – nie słowami, a siłą sprawczości i wpływu na rzeczywistość.
czytaj także
Lewica potrzebuje liderów i liderek. Nie powinna, a przede wszystkim nie może kopiować wodzowskiego stylu znanego z dominujących partii, ale musi im przeciwstawić postępowe i inkluzywne przywództwo, a nie kolektywny model zarządzania. To właśnie strach przed przywództwem spowodował, że lewicy w wyborach samorządowych zabrakło lokalnych liderek mogących wystartować na prezydentki miast oraz rozpoznawalnych działaczy, którzy pociągnęliby listy w terenie. Dziś braki przywództwa są jedną z największych słabości sił progresywnych. Na szczęście wraz z wejściem Roberta Biedronia do polityki krajowej ta sytuacja powinna się radykalnie zmienić.
Czas zrozumieć, że głosuje elektorat rzeczywisty, a nie wymarzony. Maksymalna stawka podatku dochodowego wynosząca 75% nie przekonuje dziś w Polsce nikogo; zbiórka podpisów za skróceniem czasu pracy do 35 godzin spotkała się z brakiem zrozumienia społeczeństwa i skończyła się porażką. Lewica ma jasno zdefiniowane wartości, ale powinna znaleźć lepsze narzędzia do ich realizacji.
czytaj także
Lewica musi postawić na przyszłość. Transformacja energetyczna, przemiany świata pracy, kryzys integracji europejskiej to tematy, którym nie podołają ani Prawo i Sprawiedliwość, ani Platforma Obywatelska. Lewica w Polsce ma dziś więcej think-tanków, ekspertów i intelektualistów niż politycznej sprawczości. Najwyższa pora, aby z nich skorzystała i napisała program na miarę wyzwań, które nas czekają. Wiele komentatorek zwraca uwagę, że Polacy nie czytają programów. Jak na razie nikt im jednak nie zaoferował programu wartego przeczytania. Spotkania programowe Roberta Biedronia zbierają tłumy w całej Polsce – to dobry znak na przyszłość.
Historia jest również ważnym elementem polityki, ale w 2018 roku obrona ofiar dekomunizacyjnego szaleństwa jest o wiele bardziej istotna niż odwoływanie się do wyimaginowanych powiązań z Polską Partią Socjalistyczną. Zwłaszcza, że PPS nadal istnieje, a jak na ironię, we wczorajszych wyborach startował w koalicji z SLD. Polska polityka cierpi na przesyt historii i brak przyszłości. Lewica powinna odwrócić te proporcje.
czytaj także
Za nieco ponad pół roku odbędą się wybory do Parlamentu Europejskiego. Do wyborów do parlamentu krajowego pozostał rok. To wystarczająco dużo czasu, aby zbudować silną progresywną koalicję, zwłaszcza że na horyzoncie widać już jej lidera, wokół którego wyłania się jej przyszły rdzeń.
**
Agnieszka Herrmann-Jankowska – artystka, działaczka prozwierzęca, członkini Rady Krajowej Partii Razem 2016-2018
Leszek Kraszyna – ekonomista, członek Rady Krajowej Partii Razem 2016-2017
Marcin Wroński – ekonomista, doktorant Szkoły Głównej Handlowej. Członek Rady Krajowej Partii Razem 2016-2018.
Autorzy i autorka artykułu w czerwcu zrezygnowali z członkostwa w Razem.