Kraj

W ośrodkach detencyjnych migranci protestują, podejmują głodówki, cierpią

Zamknięte ośrodki znajdują się w Krośnie Odrzańskim, Lesznowoli, Kętrzynie, Białymstoku, Przemyślu i Białej Podlaskiej oraz w Wędrzynie. Zarówno organizacje społeczne, jak i RPO wielokrotnie alarmowali, że warunki w nich są złe, a migrantów traktuje się jak przestępców.

W zimny lutowy weekend około 100 osób zgromadziło się w pobliżu zamkniętego ośrodka dla uchodźców w Krośnie Odrzańskim, chcąc zwrócić uwagę na trudną sytuację osób zamkniętych w ośrodkach dla migrantów.

Główne postulaty protestujących to wstrzymanie deportacji migrantów, likwidacja ośrodków zamkniętych oraz zatrzymanie budowy muru na granicy polsko-białoruskiej. W manifestacji brali udział aktywistki i aktywiści z Polski i z Niemiec.

Policja wiedziała o planowanym zgromadzeniu. Na miejsce przybyło około 200 funkcjonariuszy. Zatrzymano 11 osób, według policji tych najbardziej agresywnych. Dwóch policjantów zostało rannych. Aktywiści twierdzą, że policja sięgnęła po pałki i gaz łzawiący, choć sytuacja nie wymagała tak drastycznych rozwiązań.

− Na początku manifestowaliśmy przed główną bramą ośrodka, a potem ktoś zdecydował, żeby podejść bliżej, wspiąć się na wzgórze bliżej ogrodzenia − powiedział nam uczestnik demonstracji, który przyjechał z Berlina. − Staliśmy jakieś 10-15 metrów od płotu, tak, żeby osadzeni migranci mogli słyszeć nasze głosy, widzieć transparenty. Waśnie wtedy policja zaczęła nas spychać stamtąd, bić pałkami, doszło do zamieszek. Nie chcieli z nami rozmawiać, byli bardzo agresywni.

Demonstranci zebrali się w Krośnie Odrzańskim, żeby podkreślić, że polityka migracyjna dopuszczająca przetrzymywanie migrantów w ośrodkach detencyjnych, deportacje do krajów, z których przecież uciekli, nielegalne wywózki i pushbacki, tak na granicy polsko-białoruskiej, jak na Morzu Śródziemnym, są sprawą całej Europy.

Co dzieje się w zamkniętych ośrodkach

W Wędrzynie od listopada 2021 roku osadzeni tam migranci już kilkukrotnie buntowali się, protestowali, podejmują głodówki i próby samobójcze. Protestują również osadzeni w pozostałych ośrodkach.

Migranci skarżą się na nieludzkie warunki, ciasnotę, brak opieki medycznej, wsparcia psychologicznego, przeciągające się procedury azylowe. Złe warunki panujące w Ośrodku dla Cudzoziemców w Wędrzynie potwierdziły m.in. Biuro Rzecznika Praw Obywatelskich i Najwyższa Izba Kontroli.

Ośrodek w Wędrzynie to sześć bloków na wojskowym poligonie, a w nich 600 mężczyzn, przede wszystkim z Iraku. Jak raportuje Biuro RPO, na osobę przypada tam zaledwie 2,2 m2, w jednym pomieszczeniu na piętrowych łóżkach przebywa po 24 osoby, na 130 osób jest tylko pięć toalet.

Strażnicy wywołują osadzonych po numerach, przeszukują, zastraszają, bunty pacyfikują przemocą, używając wobec protestujących gazu pieprzowego w zamkniętych pomieszczeniach. Zwoje drutu żyletkowego rozciągnięte są na dachach i po wewnętrznej stronie spacerniaka.

Poligon nieopodal jest nadal czynny, więc osadzeni − straumatyzowani zarówno doświadczeniami z polsko-białoruskiej granicy, jak i doświadczeniami z krajów, z których uciekli − wciąż słyszą wybuchy i wystrzały.

Osadzeni migranci mają ograniczony kontakt z rodziną, prawnikami i organizacjami niosącymi pomoc, bo dostęp do internetu jest niestabilny albo nie ma go wcale.

Nie są też świadomi swojej sytuacji: nie wiedzą, jak długo tam będą ani co się z nimi stanie później. Grupa Granica przekazała wypowiedź jednego z osadzonych w Wędrzynie: „W żadnym momencie nie mieliśmy kontaktu z adwokatem, a całe postępowanie toczyło się po polsku. Tłumacz pojawił się tylko raz i niewiele nam wyjaśnił. Gdy w końcu udało się spotkać z aktywistami, ci po zapoznaniu się z dokumentacją ze zdumieniem odkryli, że wobec naszej grupy zastosowano procedurę deportacyjną. W dokumentach znajdowała się również wzmianka, że nie prosiliśmy o adwokata, chociaż nikt nas o to nie pytał i nie wyjaśniał nam, dlaczego potrzebujemy wsparcia prawnego”.

Według Biura RPO Wędrzyn jest najgorszym ośrodkiem, ale i w innych panuje przeludnienie, złe warunki bytowe i sanitarne oraz niedostateczna realizacja uprawnień osadzonych. Zdaniem prawników skutkuje to naruszeniem zasady poszanowania godności ludzkiej (art. 30 Konstytucji RP). Nieludzkie lub poniżające traktowanie ludzi jest zakazane na podstawie art. 40 konstytucji oraz umowami międzynarodowymi.

Głodówka Tiby Atheer Kallas

W ośrodkach zamkniętych przetrzymywane są również rodziny z dziećmi. Jak donosi biuro RPO, często brak tam wspólnej przestrzeni czy miejsca dostosowanego do potrzeb dzieci.

W ośrodku w Czerwonym Borze czas można spędzać na klatce schodowej. W Kętrzynie rodziny zamieszkują w kontenerach o kilkaset metrów oddalonych od sanitariatów, których jest w dodatku zbyt mało. Czasem dwie rodziny przetrzymywane są w tym samym pokoju i dla zachowania choćby pozoru prywatności oddzielają się kocami i prześcieradłami. W żadnym z ośrodków nie jest też możliwa realizacja konstytucyjnego prawa do nauki.

Czy pan/pani zgadza się, żeby ludzie umierali z zimna i głodu w lesie?

Większość migrantów to osoby doświadczone przemocą, naznaczone traumą, w złym stanie tak psychicznym, jak i fizycznym. Biuro RPO ostrzega, że warunki panujące w ośrodkach prowadzić mogą do dalszego pogorszenia stanu zdrowia osadzonych.

„Z ustaleń RPO wynika jednoznacznie, że poziom kumulacji dodatkowych niedogodności wynikających z warunków bytowych oraz długotrwałości pobytu w izolacji, może wypełniać definicję nieludzkiego i poniżającego traktowania”. RPO nie ma wątpliwości, że „żaden z ośrodków strzeżonych, choćby z powodów panujących tam warunków i detencyjnego charakteru, nie jest miejscem właściwym dla dzieci”. Podkreśla też, że Straż Graniczna rzadko korzysta z możliwości zwolnienia ich z ośrodka, choć detencja doprowadziła w niektórych przypadkach do zagrożenia życia, a dalszy pobyt może mieć zdecydowanie niekorzystny wpływ na ich rozwój i stan psychofizyczny.

Potwierdza to historia 14-letniej Tiby Atheer Kallas, której list został opublikowany w „Gazecie Wyborczej”. Tiba pochodzi z Iraku, w którym ona i jej bliscy doświadczali prześladowań i skąd uciekli, by ratować życie. Rodzina przez Białoruś trafiła do Polski. Białoruscy funkcjonariusze okradli ich i pobili, dzieci szczuli psami, polskie służby na granicy kazały im zawracać. Spędzili w lesie wiele dni, kilkukrotnie usiłując przedostać się do Polski.

Napotkany żołnierz przepuścił ich, pomogli aktywiści. Tak trafili na dwa miesiące do strzeżonego ośrodka. „Nawet gdy spaliśmy, przychodzili do naszego pokoju, żeby sprawdzić, czy nadal jesteśmy w łóżku, czy nie uciekliśmy. Psy i to miejsce przerażają mnie. W nocy w ośrodku jest strasznie i nie mogę przestać myśleć o tym lesie i o tym, co tam przeżyliśmy. Te goniące nas psy. Nawet moje sny stały się koszmarem” − napisała w liście Tiba.

Czuła się coraz gorzej, mdlała, nie mogła chodzić, odczuwała ból. Detencję przedłużono, podjęła głodówkę, karmiono ją sondą. Dzięki nagłośnieniu w mediach jej historii 11 lutego cała jej rodzina została zwolniona z ośrodka. O innych wciąż trzeba się upominać.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Katarzyna Przyborska
Katarzyna Przyborska
Redaktorka strony KrytykaPolityczna.pl
Redaktorka strony KrytykaPolityczna.pl, antropolożka kultury, absolwentka The Graduate School for Social Research IFiS PAN; mama. Była redaktorką w Ośrodku KARTA i w „Newsweeku Historia”. Współredaktorka książki „Salon. Niezależni w »świetlicy« Anny Erdman i Tadeusza Walendowskiego 1976-79”. Autorka książki „Żaba”, wydanej przez Krytykę Polityczną.
Zamknij