Kraj

Koniec rządów Majchrowskiego w Krakowie. O jego fotel powalczy 9 kandydatów

Choć Nowa Lewica nie lubi Łukasza Gibały, a Lewica Razem nie lubi Aleksandra Miszalskiego, to obaj panowie dla wyborców mogą wydawać się podobni. Ich programy pokazują też, jak bardzo w ciągu ostatnich lat zmieniło się myślenie o mieście i że lewicowe postulaty zostały przejęte przez liberałów.

Wybory samorządowe w Krakowie mogą być jednymi z ciekawszych w kraju, ponieważ z wyścigu o fotel prezydenta zrezygnował dotychczasowy włodarz, co ogłosił jeszcze w listopadzie zeszłego roku. Społeczność Krakowa mogła być zaskoczona, ponieważ rządzący od 2002 roku Jacek Majchrowski dla wielu pewnie był synonimem prezydenta, co pewnie zdarza się w wielu miastach, gdzie od kilku kadencji (w przypadku Krakowa – od pięciu) rządzi ta sama osoba. Swoją decyzję tłumaczył potencjalnymi problemami zdrowotnymi – obecnie ma 77 lat i jest zdrowy, jednak w swojej wypowiedzi zaznaczył, że w tym wieku każdy rok może „przynieść niespodzianki”, a nie chciałby rezygnować w trakcie kadencji, co – jego zdaniem – byłoby nieeleganckie.

Choć powyższy powód może brzmieć przekonująco, być może prawda leży w innym miejscu, a Majchrowski wystraszył się potencjalnej przegranej. Wiadomo, że w każdym mieście urzędujący tak długo prezydent ma większą bądź mniejszą grupę przeciwników, a jak przychodzi do wyborów, zdobywa reelekcję. Tak też Jacek Majchrowski – jak to określił Jarosław Flis w wywiadzie dla „Newsweeka” – „wymęczał” kolejne zwycięstwa, jednak ostatnie sondaże nie dopuszczały takiego scenariusza, np. sondaż IBRIS w czerwcu 2023 roku dawał urzędującemu prezydentowi zaledwie 10 proc. poparcia, co przekładało się dopiero na czwarte miejsce w pierwszej turze.

Debata warszawska: mieszkania i transport trendują w dyskusji

Aby wyjść z twarzą i nie przegrać w wyborach, zamiast kandydować, Majchrowski postanowił więc udzielić poparcia swojemu dotychczasowemu zastępcy – Andrzejowi Kuligowi, który twierdzi, że decyzją był zaskoczony. Rzeczywiście trudno doszukiwać się w działaniach jeszcze obecnego prezydenta, aby to właśnie Kulig miał być jego kandydatem.

Trzeba wiedzieć, kiedy zejść ze sceny, ale też należy pamiętać, że styl jest równie ważny. Jacek Majchrowski wykorzystał dobry moment, jednak wciąż angażuje się emocjonalnie w kampanię, co wywnioskować można z jego wpisów i wypowiedzi. Twierdzi, że nie będzie wtrącać się w kampanie swoich kolegów, jednak robi to, skupiając się głównie na atakach w stronę Łukasza Gibały, którego prezydentura – zdaniem Jacka Majchrowskiego – byłaby katastrofą dla miasta, przez co można odnieść wrażenie, że Jackowi Majchrowskiemu bardziej zależy na przegranej Gibały niż na zwycięstwie Andrzeja Kuliga.

Zupełnie nowe rozdanie

Tegoroczna kampania w Krakowie jest wyjątkowa, ponieważ kandydaci zazwyczaj startują przeciwko urzędującemu prezydentowi. Tym razem jednak polityczna rozgrywka rzeczywiście kręci się wokół wizji przyszłości miasta. Zupełnie nowe rozdanie skusiło aż dziewięciu kandydatów, którzy postanowili zgłosić się do walki o fotel prezydenta.

Oprócz wcześniej wspomnianego Andrzeja Kuliga startuje także drugi aktualny wiceprezydent – Jerzy Muzyk. Chociaż chęć kandydatury wyrażał już kilka miesięcy temu, można było odnieść wrażenie, że porzucił ten pomysł, jednak w ostatnim momencie zarejestrował się jako kandydat. Zdaniem Jacka Majchrowskiego – nieracjonalnie. I trudno z urzędującym prezydentem się nie zgodzić, ale kandydatów, którzy startują, a sondaże nie dają im szans, jest więcej. Polska 2050 postanowiła wystawić posła Rafała Komarewicza, który wcześniej także w radzie miasta znalazł się z list Jacka Majchrowskiego. Na co warto zwrócić uwagę, PSL postanowił poprzeć Andrzeja Kuliga – w bardzo ciepłych słowach wypowiadał się o nim Władysław Kosiniak-Kamysz.

Konfederacja wystawiła Konrada Berkowicza, którego poparli też Bezpartyjni Samorządowcy. PiS zrezygnował z posłanki Małgorzaty Wassermann, która ostatnio dotarła do drugiej tury, a innej kandydatury partia długo nie ujawniała. Można przypuszczać, że brakowało chętnych do tego zadania, ponieważ PiS w Krakowie raczej nie wygra. W końcu postawiono na Łukasza Kmitę, obecnego wojewodę i samorządowca – związanego jednak bardziej z Olkuszem niż Krakowem.

Do potencjalnych czarnych koni zaliczyć można jeszcze Stanisława Mazura – rektora Uniwersytetu Ekonomicznego, oraz Adama Hareńczyka – „lokalnego patriotę i bezpartyjnego konserwatystę”, jak sam siebie określa, a także członka ruchu „Nie Oddamy Miasta”, walczącego za pomocą billboardów z ograniczeniami dla samochodów w Warszawie i Krakowie.

Głównymi kandydatami do drugiej tury, w której wszystko się rozegra, są Aleksander Miszalski, kandydat Koalicji Obywatelskiej popierany także przez Nową Lewicę, oraz Łukasz Gibała, startujący z własnego komitetu Kraków dla Mieszkańców i popierany przez Razem. Dwie główne polskie partie lewicowe zdecydowały się nie wystawiać wspólnego kandydata, ale poprzeć dwie różne osoby. Kim one są?

Łukasz Gibała głównym faworytem wyborów

Faworytem do wygranej jest Łukasz Gibała. Sondaż dla lovekrakow.pl przeprowadzony w ostatnim tygodniu lutego dawał mu 33,86 proc. Swoich sił próbował już dwukrotnie (w 2014 i w 2018 roku), jednak nie udało mu się wówczas wejść do drugiej tury. W Krakowie jednak przez cały ten czas był widoczny, angażując się w wiele akcji.

Jeździ po całym Krakowie i pomaga: rozdaje budki dla ptaków, walczy z nielegalnymi wysypiskami czy wycinką drzew. Gdy tylko pojawia się jakaś akcja, zrywa się, aby się w nią zaangażować. Jest chyba na wszystkich osiedlowych grupach na Facebooku, na swoich social mediach działa aktywnie, wrzucając też filmy, jak odwiedza bary mleczne i kultowe dla Krakowa miejsca gastronomiczne, a w tłusty czwartek – niczym Książulo – oceniał pączki, przypisując im oceny od 1 do 10.

W tej kampanii wielka polityka zupełnie przesłoniła samorząd

Zbudował sobie ogromną rozpoznawalność, dzięki czemu ponad 30 proc. poparcia nie powinno dziwić, a ulotki z jego kandydaturą można znaleźć w wielu lokalach usługowych, kawiarniach, poczekalniach itp. w całym Krakowie – ludzie rzeczywiście go kojarzą i chcą wspierać. Z drugiej strony dzięki popularności głośniej słychać krytykę jego kandydatury.

Główne zarzuty dotyczą pieniędzy. Najpierw w 2018 roku była mowa o 50 milionach „otrzymanych od ojca”, teraz mówi się o ponad 200 milionach, chociaż Gibała tłumaczy, że była to pożyczka na zasadach rynkowych, potrzebna na rozwój firmy. W tekście, który udostępnił na swojej stronie na Facebooku, podaje, że choć pochodzi z bogatej rodziny, wiele rzeczy osiągnął sam. Jakich? Nie wiadomo, bo jako przykład tej tezy podaje, że przejął fabrykę. Z kolejnego akapitu dowiemy się, że Gibała, gdy pierwszy raz przyszedł na produkcję, był zdziwiony, że pracownicy tam witają się żółwikiem, ponieważ mają rękawiczki i brudne ręce.

Nie brakuje również przypominania o organizowanym przez Gibałę referendum, które nie odbyło się, gdyż 39 tysięcy podpisów okazało się nieważne. Wypomina się mu także, że jego ojciec jest deweloperem, mimo że on sam zaprzecza, a wujek to Jarosław Gowin, choć twierdzi, że nie utrzymują kontaktu.

Gibała czy Miszalski – dlaczego lewica nie mogła się dogadać?

Naturalnym kandydatem lewicy w Krakowie wydaje się Daria Gosek-Popiołek, która w październikowych wyborach zdobyła 39 tys. głosów, zgarniając tym samym jedyny mandat z list Nowej Lewicy w okręgu 13. Swoich sił w wyborach prezydenckich w Krakowie próbowała już w 2018 – wynik był słaby: 4659 głosów, co przełożyło się na 1,38 proc. poparcia. Dzisiaj wynik byłby zapewne zdecydowanie wyższy, jednak czy wystarczający, aby zawalczyć przynajmniej o drugą turę? Nie dowiemy się, bo Lewica Razem postanowiła poprzeć Łukasza Gibałę.

– Zdecydowaliśmy się nie tworzyć własnego komitetu, bo byłby to start honorowy, który pewnie nie przełożyłby się na mandaty w radzie miasta – w rozmowie dla Krytyki Politycznej decyzję tłumaczy Aleksandra Owca, radna krajowa Lewicy Razem i kandydatka do rady miasta z pierwszego miejsca w okręgu 2.

– Łukasza znamy z terenu, braliśmy wspólny udział w wielu akcjach, zgadzamy się w wielu punktach programu. Był to dla nas naturalny wybór – dodaje.

Czy kobiety są bezpieczne w Płocku? „Wypełniamy obowiązki ekstraklasowo”

Nie wszystkich jednak ta decyzja przekonała. Niezadowolenie pojawiło się również w części szeregów Lewicy Razem, jednak wiadomo, że każda tak ważna decyzja budzić będzie kontrowersje. Publicznie najmocniej wyartykułował je jednak Tomasz Leśniak z Nowej Lewicy, który dodał post na Facebooku z wypunktowaniem, dlaczego nigdy nie zagłosuje na Łukasza Gibałę. Zamiast tego Nowa Lewica w Krakowie zdecydowała się poprzeć Aleksandra Miszalskiego, kandydata Koalicji Obywatelskiej.

Leśniak tłumaczy: – Dla nas Łukasz Gibała był kandydatem nie do przyjęcia. Finansuje działalność w nieprzejrzysty sposób, jego rodzina inwestuje w deweloperkę na terenie Krakowa. Jest skrajnym liberałem, a udaje aktywistę miejskiego. Aleksander Miszalski przekonał nas do siebie otwartością na nasze postulaty programowe.

Kto jest libkiem?

Łukasz Gibała przez lata był członkiem Platformy. Jako poseł był wiceprzewodniczącym parlamentarnego zespołu ds. wolnego rynku, a kiedy odchodził do Ruchu Palikota, jako przyczynę podawał odejście Platformy od liberalnych korzeni i zapowiadał, że w nowej partii zajmie się ułatwieniami dla przedsiębiorców. W 2014 roku wycofał się z ogólnopolskiej polityki i skupia się na Krakowie.

– Łukasz Gibała ma inne poglądy niż lata temu. Świadczy o tym jego program, ale też fakt, że nie bał się naszego poparcia, mimo że kojarzymy się ze „skrajną lewicą”, co próbują wykorzystywać jego polityczni przeciwnicy. Wiele z ataków w jego stronę uważamy za nietrafione i wyciąganie brudów z przeszłości. Mamy nadzieję, że Łukasz Gibała będzie dobrym prezydentem”.

Dodaje też, że na niekorzyść Miszalskiego przemawiają jego powiązania z Jackiem Majchrowskim. Rzeczywiście, chociaż przez lata stosunki Platformy Obywatelskiej z jeszcze aktualnym prezydentem były różne, to w ostatnich wyborach samorządowych w 2018 Platforma popierała go jako kandydata, a do rady miasta startowała ze wspólnych list.

Tomasz Leśniak zwraca uwagę w rozmowie z Krytyką Polityczną: – Aleksander Miszalski jako czterdziestolatek jest z młodszego pokolenia Platformy. To taki „krakowski odpowiednik Rafała Trzaskowskiego”.

Czy to porównanie przekona nieprzekonanych wyborców lewicy? Zwłaszcza że na spotkaniu przedwyborczym Miszalski wykazał się raczej liberalnym myśleniem: głosowanie zgodne z klasowym interesem nazywał nieracjonalnym ekonomicznie i twierdził, że trzeba być populistą, żeby wygrać, a dopiero potem można uczyć ludzi demokracji.

To, co wolno liberałom i prawicy, to nie tobie, lewicowy smarkaczu

W swoim poście na Facebooku Tomasz Leśniak zwracał również uwagę, że nie zagłosuje na Gibałę, m.in. dlatego że ten popierał organizację igrzysk w Krakowie. O proteście pisaliśmy tutaj. Podobnie jednak jak z byciem liberałem – jest to argument, który można wymierzyć również w Miszalskiego, który głosował za, bo widział w tym potencjalne ogromne korzyści.

Punktów niezgody w przeszłości krakowskiej Platformy Obywatelskiej i Lewicy można znaleźć więcej. Zapytany o nie Tomasz Leśniak odpowiada:

– Mamy oczywiście świadomość różnic między nami a Koalicją Obywatelską i szczerze komunikujemy je wyborcom.

Tłumaczy też, jak będzie wyglądała współpraca: – W tym komitecie tworzymy „socjalną nogę”, która odpowiada między innymi za kwestie mieszkalnictwa społecznego na wynajem, dostępu do usług publicznych i zielonej transformacji. To poniekąd kontynuacja współpracy na poziomie rządowym.

Tak oto w programie znalazł się m.in. Rzecznik Praw Lokatorów, który miałby zajmować się darmowymi poradami prawnymi, gdyż zdaniem działaczy w państwowym systemie pomocy prawnej brakuje osób specjalizujących się w tej tematyce. A w Krakowie istnieje problem prywatyzacji kamienic, łamania praw lokatorów, co dotyka ostatnio przede wszystkim uchodźców czy studentów, choć dotyczyć może wszystkich osób wynajmujących mieszkania. Jest to oczywiście propozycja Nowej Lewicy.

Mają więcej wspólnego, niżby chcieli

Kojarzycie kadr z filmu Spider-Man: Double Identify, na którym dwóch Spider-Manów pokazuje na siebie palcem? Choć Nowa Lewica nie lubi Gibały, a Lewica Razem nie lubi Miszalskiego, to obaj panowie dla wyborców mogą wydawać się podobni. Miszalski jest w Platformie, Gibała w niej był lata temu. Gibała ma firmę obracającą setkami milionów złotych, jego najbliższa rodzina to również biznesmeni, z kolei Miszalski posiada niemałą firmę turystyczną w Krakowie. Obaj od lat deklarują poglądy wolnorynkowe.

Ich programy – na poziomie ogólnym, bez wczytywania się w konkretne punkty i rozwiązania – też są niezwykle podobne: zielone miasto, rozwój mieszkalnictwa, miasto przyjazne ludziom, żłobki, szkoły, stołówki itd., dobra i sprawna komunikacja. Kiedy Gibała chodzi po mieście, odkrywa nowe miejsca i kręci vlogi, Miszalski siedzi na ławeczce dialogu i rozmawia z mieszkańcami, pozując do zdjęć.

Myślę, że te stosunkowo niewielkie różnice spowodują, że programy odegrają drugorzędną rolę w trakcie wyborów. Bardziej będzie się liczyć skuteczna kampania, konkretne nazwiska stojące za kandydatami i sympatie polityczne wyborców. Dla wielu pewnie znowu będzie to głosowanie na mniejsze zło.

Lewica wzmacnia się poprzez podział

Choć pewnie wielu lewicowych wyborców żałuje, że w Krakowie 7 kwietnia nie może zagłosować na Darię Gosek-Popiołek, to w jej decyzji można doszukać się pozytywnych stron. Kwestia, czy startować osobno, czy iść na kompromisy (i jak głębokie), zawsze na lewicy budzi ogromne emocje. Wskażmy więc zalety.

Po pierwsze, lewica ma szansę wprowadzić z dwóch list swoje osoby do rady miasta, co nie byłoby tak efektowne czy w ogóle możliwe, gdyby startowała osobno.

Aleksandra Owca: – Liczymy na minimum trzy mandaty w radzie miasta, a potencjalnie mamy szansę zdobyć ich siedem.

Tomasz Leśniak z kolei przekazał, że Nowa Lewica w optymistycznym wariancie powinna zdobyć cztery mandaty i liczy, że w radzie miasta uda się wspólnie stworzyć Klub Radnych. Dodał też: „ostatni klub w radzie miasta, który miał »lewicę« w nazwie, to były czasy, kiedy jeszcze się nie interesowałem polityką samorządową – bodajże 2006 rok. Po kilkunastu latach mamy w końcu realną szansę na powrót lewicy do Rady”.

Greenwashing po warszawsku, czyli jak Trzaskowski robi z nas idiotów

Po drugie, najprawdopodobniej prezydentem Krakowa zostanie kandydat popierany przez którąś z lewicowych partii. Do drugiej tury najprawdopodobniej według ostatnich sondaży wejdzie Gibała i Miszalski lub Kmita. Wówczas Gibała ma największe szanse, gdyż kandydaci PiS-u i Koalicji Obywatelskiej mają największe elektoraty negatywne. Wciąż jednak należy pamiętać, że sondaże nie są precyzyjne, do wyborów jeszcze sporo czasu, a kandydatów jest nie trzech, ale dziewięciu. Wszystko więc może się teoretycznie wydarzyć.

Po trzecie, programy Gibały i Miszalskiego pokazują, jak bardzo w ciągu ostatnich lat zmieniło się myślenie o mieście i że lewicowe postulaty zostały przejęte przez liberałów. Co powinno cieszyć, że świat się zmienia, ale budzi też wątpliwości i główne pytanie: co dalej z tożsamością polskiej lewicy?

***

Projekt realizowany z dotacji programu Aktywni Obywatele – Fundusz Krajowy finansowanego z Funduszy Norweskich.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij