Polska demokracja ewoluuje w kierunku klientelizmu. Ta ewolucja jest szczególnie intensywna od czasu przejęcia władzy przez PiS. W demokracji opartej na klientelizmie politycy postrzegani są jak ci, którzy dzięki wyborcy uzyskali dostęp do kasy i mają obowiązek podzielić się ze swoim wyborcą/klientem tym, co z tej kasy wyciągną. Komentarz Andrzeja Ledera do raportu z badań „Polityczny cynizm Polaków”.
Klientelizm i apolityczność
Krytyka Polityczna opublikowała raport z badań wyborców przeprowadzonych przez Przemysława Sadurę i Sławomira Sierakowskiego. Najciekawsze w tym raporcie są nie tyle kwestie walki PO z PiS, ile przede wszystkim zwrócenie uwagi na pewne ogólne cechy Polaków jako obywateli. Patrząc na raport z tego punktu widzenia, przeniósłbym akcent z tytułowego „politycznego cynizmu Polaków” na stwierdzenie, że Polska demokracja ewoluuje w kierunku klientelizmu. Ta ewolucja jest szczególnie intensywna od czasu przejęcia władzy przez PiS. W demokracji opartej na klientelizmie politycy postrzegani są jak ci, którzy dzięki wyborcy uzyskali dostęp do kasy i mają obowiązek podzielić się ze swoim wyborcą/klientem tym, co z tej kasy wyciągną. Klientelizm jest hierarchiczny i mimo że może rozgrywać się w różnych skalach – od mikro do masowej – jest w gruncie rzeczy postrzegany jako relacja indywidualna.
czytaj także
Jeśli spojrzymy na Polskę z tej perspektywy, okaże się, że rządy PO-PSL były gorsze niż rządy PiS, bowiem ci, którzy siedzieli przy kasie, zbyt mało odwdzięczali się swoim wyborcom/klientom. PSL dbał o „swoich” – a więc stosunkowo wąską grupę. Politykom PSL z czasów prezesowania w partii Waldemara Pawlaka zarzucano, że troszczą się wyłącznie o swoją rodzinę i znajomych. Z drugiej strony była PO, partia niechętna redystrybucji, czyli taka, która z nikim się „nie dzieliła”. Słynne zdanie dotyczące PiS: „kradną, kradną, ale chociaż się z nami dzielą…”, wyraża właśnie filozofię klientelizmu realizowanego w skali masowej. Przekazywanie dziś całym grupom różnych „transferów” jest zdecydowanie – znowu z perspektywy politycznego klientelizmu – sprawiedliwsze. I oczywiście „ośmiorniczki” bez transferów są znacznie gorsze niż „dwórki” z transferami. To jest destrukcyjne dla demokracji przedstawicielskiej, nawet jeśli się uważa, tak jak ja, że transfery społeczne są potrzebne.
Dunin o „politycznym cynizmie”: Pisowiec to tożsamość, platformers to przezwisko
czytaj także
Demokracja oparta na relacji klientelistycznej pojawia się, gdy dominującą postawą w społeczeństwie jest apolityczność. A takie jest właśnie powszechne podejście Polaków. Dobrze ujmuje to przytoczone w raporcie zdanie jednej z kobiet: „Staram się unikać, szczerze powiedziawszy, polityki”. Nigdzie w raporcie w cytowanych czy omawianych wypowiedziach badanych nie pojawia się nawet cień przekonania, że polityka to sposób na realizację społecznych celów, wartości, na realizację pewnego ideału tego, jakie powinno być społeczeństwo. Ideału podzielanego przez jakąś grupę. Nikt z respondentów nie mówi, że koniecznym elementem polityki demokratycznej są partie polityczne, bo poprzez nie tworzy się zbiorowa wola polityczna, mogąca urzeczywistniać pewien określony, złożony i różniący się od innych ideał polityczny.
Zbiorowe działanie mające realizować wspólny, długofalowy cel jest w ogóle w Polsce trudne. Wspólnie Polacy dobrze potrafią działać „przeciw”. Dlatego relacja klient–patron, wyobrażana raczej jako indywidualna, jest łatwiejsza. Ten schemat przełamywany jest współcześnie na poziomie wspólnot lokalnych, samorządowych, gdzie jednak najlepiej wychodzi realizacja celów krótko- czy średniofalowych. Niemniej to i tak ważny fakt, nieobecny w raporcie.
Antyinstytucjonalność
W raporcie pojawia się też takie stwierdzenie: „Rozwiązania bardziej abstrakcyjne rozczarowują, mieszają się, ulegają zapomnieniu. Identyfikowane są albo jako zła wola, albo jako słabość”. To odzwierciedla niechęć do myślenia o państwie jako skomplikowanym systemie, w którym poszczególne instytucje powiązane są ze sobą poprzez „abstrakcyjne” związki. Klientelistyczny model demokracji funkcjonuje tak, jakby państwo składało się z głowy i brzucha, połączonych indywidualną relacją patron–klient. Wszystkie inne członki są niepotrzebne (przy wszystkich wątpliwościach co do organicznych metafor państwa).
Co ciekawe, młodsi respondenci cenią sprawną administrację i oczekują, że taka ona będzie. Wydaje się jednak, że jest to wizja z poziomu „bezpośredniego dostępu” – urzędnika czy urzędniczki, z którymi ma się bezpośredni kontakt – bez wnikania w mechanizmy, które gwarantują sprawność działania takiej osoby. Na przykład nie uwzględniająca potrzeby gwarancji niezależności izb obrachunkowych, kontrolujących administrację i wolnych od jej wpływów. A to właśnie takie „abstrakcyjne” gwarancje powodują, że administracja jest sprawna.
Na początku XXI wieku (w roku 2004) prof. Anna Malewska-Szałygin z UW prowadziła niezwykle interesujące badania na Podhalu, dotyczące tego, jakie są wyobrażenia miejscowych na temat polityki. Upraszczając złożony wywód, można powiedzieć, że nadal rządzą tam wyobrażenia z zasobu „długiego trwania”: polityka to panowie (oni, źli), chłopi (my, biedni), ksiądz (różnie) i ukryty, niewymieniony w raporcie z badań, Żyd (no, raczej nie najlepszy). Panowie z miasta gnębią nas, biednych, kręcą nimi Żydzi z zagranicy. Pytani o to, czy był w Polsce dobry polityk, respondenci mówią: „Owszem, Jan Paweł II”.
Oczywiście, młode pokolenie nie będzie raczej używać takiego języka. Sądzę jednak, że podstawowe figury i związki między nimi nadal wyglądają w taki sposób i dlatego są mentalną podstawą demokracji o charakterze klientelistycznym.
Język
W raporcie Polityczny cynizm Polaków pojawia się kwestia języka polityki. Respondenci często podkreślają wartość autentyczności, która jednak nierzadko wyraża się w wypowiedziach skandalicznych, oburzających, nadmiernie emocjonalnych albo uderzająco nieporadnych. Zwykle, żeby wytłumaczyć skuteczność takich wypowiedzi, naukowcy i komentatorzy odwołują się do funkcjonowania współczesnego obiegu mediów, przede wszystkim społecznościowych, a szerzej – mechanizmów społeczeństwa spektaklu. Autorzy raportu trafnie piszą: „Wywoływane przez […] polityków kontrowersje odbierane są jako wychodzenie poza nieznośny szablon, wyłamywanie się z wystudiowanego PR-owego standardu. Politycy niereprezentatywni, ekscentryczni, osobliwi zyskują na atrakcyjności”.
„Cynizm” polskich wyborców w relacjach z partiami politycznymi
czytaj także
Sądzę jednak, że chodzi o coś więcej: o wyrażenie satysfakcji z przełamania dominującego dyskursu ekonomicznej racjonalności, który jawił się przez długi czas jako bezalternatywny. Pierwszym zwiastunem tego przełamania był atak Andrzeja Leppera na Leszka Balcerowicza i nieprzypadkowo Lepper do dzisiaj cieszy się wielką sympatią dużej części społeczeństwa. Nie wykształcił się jednak powszechnie akceptowany język „innej racjonalności”. To zresztą problem lewicy w całym świecie zachodnim, albo jest ostentacyjnie irracjonalna, albo tkwi w okowach języka neoliberalizmu. Tym ostatnim grzeszą też autorzy raportu, przyjmujący za respondentami taką opozycję: „…co do zasady jesteśmy za daniem priorytetu gospodarczym inwestycjom prorozwojowym, skoro jednak programy socjalne już funkcjonują…”, tak jakby z punktu widzenia lewicy programy socjalne nie były inwestycjami prorozwojowymi. Przełamywanie neoliberalnego konsensu, wobec którego lewica była przez lata zbyt grzeczna, zostawione jest teraz skandalistom i wrogom „abstrakcyjnych” instytucji państwa, działającym w ruchach populistycznych. Niestety, skandaliści ci często atakują prawa człowieka, które są dla nich wyrazem charakterystycznej dla lat 90. filozofii „odpowiedzialności”, łączącej neoliberalny dyskurs zglobalizowanej odpowiedzialności ekonomicznej z odpowiedzialnością moralną za „Innego”. No to, żeby być w kontrze, skandaliści-populiści nie lubią Innego.
Nie wchodząc w szczegółową dyskusję roli Kościoła w budowaniu klienckiego, hierarchicznego modelu społeczeństwa, warto zauważyć zadziwiającą bierność katolików świeckich wobec ekscesów Kościoła instytucjonalnego. Zjawisko uchwycone przez autorów raportu w zdaniu: „Można dostrzec, jak bardzo «nietykalność» Kościoła katolickiego stała się częścią świadomości młodszych wyborców”, do jakiegoś stopnia tę bierność tłumaczy.
Optymistycznie – kwestia pracy
W wypowiedziach często wraca problem braku pracy dla młodych, szczególnie wśród respondentów z prowincji. Ta kwestia często jest niedoceniana przez komentatorów sceny politycznej; rzadko jest uwzględniana jej rola jako istotnego czynnika stabilności aktualnych rządów.
Leder: Po wydarzeniach w Białymstoku potrzebujemy „rajdów wolności”
czytaj także
Nie na darmo na klasycznych transparentach protestów robotniczych pojawiało się hasło „chleba i pracy”. Nic innego, żadne inne słowa – praca i jej bezpieczeństwo, podobnie jak chleb, są sprawą egzystencjalną. Dlatego sądzę, że podstawowym paliwem sukcesu PiS jest trwająca od kilku lat poprawa w dostępie do pracy i jej bezpieczeństwo. Zasługa PiS jest tu zresztą minimalna – decyduje światowa koniunktura – niemniej korzyści polityczne ogromne. Jeżeli nadchodzący kryzys pogorszy sytuację na rynku pracy, prowokując jednocześnie drożyznę, fundament poparcia dla rządów PiS zacznie się rozpadać.
Ucieczka młodych do pracy w mieście lub za granicą to dramat dla starszych pokoleń. Szczególnie w kraju, gdzie zwyczajowo funkcje opiekuńcze pełnią kobiety z „następnego pokolenia”. Dlatego respondenci tak mocno podkreślają kwestię utrzymania rynku pracy na prowincji. Tego problemu jednak nikomu w świecie zachodnim nie udało się rozwiązać.
Czy krach gospodarczy sprawi, że wyborcy odwrócą się od PiS? [Podcast]
czytaj także
Badanie pokazuje jednocześnie, że Polacy z prowincji zupełnie nie czują się uczestnikami wspólnej europejskiej przestrzeni. Nie postrzegają wyjazdu do pracy za granicę jako czegoś normalnego, nie wyobrażają sobie też przyjazdu imigrantów jako sposobu zmniejszenia problemów wynikających z ucieczki młodych. Tu więc konserwatywne odwołanie do „zasiedzenia” i „rodzinności” będzie zapewne cieszyć się powodzeniem. I w sumie można to łatwo zrozumieć.
Moje odczytanie raportu skupia się więc wokół niebezpiecznej ewolucji polskiej demokracji w kierunku klientelizmu. Ta ewolucja uwarunkowana jest, jak sądzę, antypolityczną orientacją Polaków oraz ich niezrozumieniem instytucjonalnej architektury państwa. Wreszcie, last but not least, czymś bardzo niebezpiecznym: traktowaniem języka racjonalności, również naukowego, jako języka opresji, języka, za którym kryją się neoliberalna opresja i wyzysk.