Kraj

Elektrownia Kozienice zabiła w rok ponad 100 mln ryb. Kto poniesie konsekwencje?

Ponad 50-letnią historię Elektrowni Kozienice można by opisać zaledwie jednym zdaniem – to samonapędzająca się machina zniszczenia, próbująca desperacko i z coraz większą szkodą dla środowiska naprawiać problemy, które sama stworzyła.

Tylko w 2022 roku zaledwie jedna elektrownia węglowa, Kozienice, przyczyniła się do śmierci ok. 102 milionów osobników ryb dryfujących w okolicznym odcinku Wisły. Eksperci, którzy zbadali wpływ wytwarzającego energię molocha na rzeczny ekosystem, wskazują jednak, że są to bardzo ostrożne szacunki.

Skala katastrofy w rzeczywistości może okazać się znacznie większa, a w kolejnych latach – rozrastać się. Jednak nikt poza NGO-sami i światem nauki nie stara się jej zatrzymać.

Czy może być lepiej? W końcu od tego mamy na przykład legislację. Czy właśnie nadszedł czas na nadanie osobowości prawnej rzekom? Niektórym wciąż może się to wydawać się absurdalnym pomysłem. Wisła miałaby na przykład walczyć o swoje dobra w sądzie, tak jak firmy czy jednostki terytorialne?

Jej zagraniczne koleżanki od dawna to robią. Niektóre, jak kanadyjska Magpie czy nowozelandzka Whanganui, już taki status otrzymały, a w Ekwadorze – jak pisał na naszych łamach Mateusz Kowalik – „w imieniu rzeki do sądu może iść każdy mieszkaniec”. Ten sam autor wskazywał, że jeśli podobne rozwiązania zastosowano by w Polsce, „łatwiej byłoby walczyć z niszczycielskimi zapędami rządu”.

Bug tak chciał. Rzeki dostają osobowość prawną

Artykuł pochodzi z 2021 roku. W międzyczasie wydarzyła się katastrofa na Odrze i zmieniła się władza.

Nowa koalicja z premierem Donaldem Tuskiem na czele ma ambicję wyraźnie odróżnić się od swoich poprzedników. Jest na to wiele sposobów, ale gdybym miała wybrać, to w dobie sprzęgających się kryzysów środowiskowych podejście do rzek wydaje się jednym z tych najistotniejszych. A zarazem nie najtrudniejszych, zwłaszcza że w Polsce nie brakuje inicjatyw od dawna pracujących w pocie czoła na uznanie podmiotowości Wisły czy Odry.

Przykładem może być „oddający przyrodzie sprawczość” kolektyw Siostry Rzeki, współzałożony przez artystkę Cecylię Malik. W wywiadzie z 2022 roku Malik mówiła mi z kolei o prawniczce Karolinie Kuszlewicz, dla której wymarzonym zwieńczeniem kariery byłoby wejście na salę sądową i powiedzenie: „Jestem adwokatką Wisły”. Na razie udało jej się wywalczyć prawa dla zwierząt naturalnie żyjących w rzekach.

I wtedy wchodzę ja! O prawie i wrażliwości z Karoliną Kuszlewicz

W maju 2023 roku mecenaska po 12 latach wygrała w Sądzie Najwyższym w historycznym procesie o znęcanie się nad karpiami. Sąd uznał, że przetrzymywanie ich bez wody, co miało miejsce w jednym z dużych supermarketów i dało początek procesowej batalii Kuszlewicz, nosi znamiona przestępstwa.

„To moje zwierzęta mocy. Nauczyły mnie, że warto. Ryby jak w soczewce skupiają wszystkie społeczne uprzedzenia wobec zwierząt. Praca dla nich jest ogromnym wyzwaniem. Jestem im wdzięczna” – pisała prawniczka w swoim epitafium dla Ryby w dzienniku Krytyki Politycznej, ubolewając wtedy nie tylko nad losem karpi, ale i innych gatunków, które zginęły w 2022 roku w Odrze. Z jednej strony płakaliśmy nad nią wszyscy, a z drugiej zdążyliśmy szybko zapomnieć o tym, co się wydarzyło. Ryby zaś – w naszej kulturze i obyczajowości – wciąż pozostają tymi, które nie tylko nie mają głosu, ale i nie są traktowane do końca jak mięso, więc można je na przykład spożywać do woli i nie traktować jak istot czujących.

Czytając tekst Karoliny Kuszlewicz na nowo i zaglądając do badań, które niedawno ukazały się na łamach prestiżowego naukowego czasopisma „Knowledge & Managments of Aquatic Ecosystems”, pomyślałam sobie, że skoro dało się ukarać pojedyncze osoby za maltretowanie ryb w sklepie, to czemu ich masowe zabójstwo w naturalnym środowisku uchodzi płazem całym przedsiębiorstwom? I czy ochrona rzek albo po prostu całej przyrody nie powinna zacząć się od powołania rzecznika praw zwierząt i publicznych organów ścigających ekobójstwa?

Moja siostra Ryba – epitafium

Wtedy jednak trzeba by było pociągać do odpowiedzialności między innymi spółki należące do skarbu państwa, na przykład w połowie kontrolowaną przez państwo Eneę, właścicielkę Elektrowni Kozienice. Właśnie tej ostatniej naukowcy pod kierownictwem prof. dra hab. Tomasza Mikołajczyka z Pracowni PEBI prowadzili w ostatnich latach wspomniane wyżej i jedyne takie badania dotyczące – jak informuje wspierająca przedsięwzięcie Pracownia na rzecz Wszystkich Istot – wpływu elektrowni z otwartym układem chłodzenia na ekosystemy rzeczne.

Co dokładnie zrobili eksperci? Pobrali i przeanalizowali próbki z Wisły, znajdując resztki zwłok młodych ryb i larw oraz śmieci. To właśnie Wisła służy do schładzania położonej na Mazowszu w Świerżach Górnych koło Kozienic i drugiej co do wielkości elektrowni węglowej w Polsce, która robi to przy użyciu metod ocenianych jako „prymitywne i przestarzałe”.

Autorzy publikacji zatytułowanej An alarming picture of larval fish assemblages entrained into the cooling system of the Kozienice Power Plant (Poland) revealed by DNA metabarcoding nie mają wątpliwości, że elektrownia powinna zmienić system chłodzący z otwartego na zamknięty, co w dużym skrócie oznacza wykorzystanie „100 razy mniej wody”, a przede wszystkim może ograniczyć wyrządzane szkody ekosystemowe, czyli przestać zabijać ponad setkę milionów ryb rocznie.

Przyszłość leży pod ziemią [Petryczkiewicz czyta Monbiota]

„Zamiana otwartych systemów chłodzących na zamknięte to minimum, jakie docelowo powinna dokonać w najbliższym czasie elektrownia Kozienice. Dlatego niemiłym zaskoczeniem są dla nas informacje, że w ramach planowanej budowy bloków gazowych elektrownia nadal planuje korzystać z otwartego systemu chłodzącego. W XXI wieku dalsze korzystanie z tego typu technologii jest niedopuszczalne i potwierdza, że system krajowego prawa ochrony środowiska wymaga zdecydowanej reformy” – mówi współautor artykułu opublikowanego w czasopiśmie „Knowledge & Managments of Aquatic Ecosystems” Robert Wawręty z Towarzystwa na rzecz Ziemi.

Naukowcom udało się ustalić, że od kwietnia do końca lipca 2022 roku przy bardzo powściągliwych szacunkach z powodu działalności elektrowni zginęły 102 miliony osobników. Dane dotyczą tylko tego wycinka roku, ponieważ okres rozrodczy ryb trwa kilka miesięcy. Trzeba jednak wziąć pod uwagę pewną elastyczność – młode wiślanych gatunków mogły wykluć się też do kilku tygodni przed tym okresem i/lub po nim.

Co właściwie dzieje się z rybami w Wiśle? W dużym uproszczeniu chodzi o to, że elektrownia zasysa wodę z Wisły do chłodzenia, by potem wypuścić ją już po podgrzaniu z powrotem do rzeki. Dla ichtioplanktonu – czyli małych larw ryb i narybku o długości od kilku do kilkunastu centymetrów – to wyrok śmierci, ponieważ osobniki znajdują się wtedy w najwcześniejszym stadium rozwoju tuż po opuszczeniu jaja, a więc nie mają zdolności do tego, by przeciwstawić się prądowi rzeki, a tym bardziej obronić się przed trafieniem do chłodzącej i mielącej je zwykle żywcem machiny chłodzącej.

Pokochać bagna. Przewodnik dla początkujących i zaawansowanych

W artykule zespołu naukowego czytamy, że elektrownia jest zdolna pobierać 100 metrów sześciennych wody na sekundę i zasysa od jednej czwartej do nawet połowy wszystkich młodocianych ryb z badanego obszaru. Straty przyrodnicze obejmują 23 gatunki ryb, w tym te, które znajdują się pod ochroną na mocy prawa krajowego, jak i przepisów międzynarodowych, np. Dyrektywy Siedliskowej Natura 2000. Są to m.in.: różanka, boleń, brzana, piekielnica, śliz oraz kiełb białopłetwy.

„Wysoka śmiertelność ryb, które giną w elektrowni, sięgająca prawie 50 proc. wynika z niskich przepływów Wisły w 2022 r. oraz ciągłego, wysokiego poboru wody przez elektrownie. O ile naturalna śmiertelność narybku spowodowana m.in. przez drapieżnictwo nie przerywa łańcucha troficznego, o tyle wysoka śmiertelność wywołana sztucznie działalnością elektrowni może spowodować drastyczne skutki dla ichtiofauny i całej rzeki” – brzmi komentarz współautora publikacji prof. dra hab. Tomasza Mikołajczyka z Pracowni PEBI.

Poza tym znacznie cieplejsza woda oddawana Wiśle zaburza funkcjonowanie żyjących w niej organizmów, które mogą nie być w stanie przetrwać w wyższej (nawet do 31,8 st. C) temperaturze. W efekcie fauna i flora rzeki znacząco się zmieniają i ubożeją. Są w niej w stanie przetrwać tylko drapieżne gatunki, ale i one wcale nie muszą być odporne na zmiany.

Ikonowicz o „Regenesis”: W kapitalizmie nie zbudujemy nowego Edenu

„Należy pamiętać, że problem podgrzewania wód Wisły przez Elektrownię Kozienice nakłada się na ogólny wzrost temperatury rzek spowodowany przez zmiany klimatu. Istnieje poważna obawa, że ​​w przyszłości dodatkowe podgrzewanie wód Wisły przez elektrownie może spowodować przekroczenie górnych granic temperatur tolerowanych przez niektóre z rodzimych gatunków” – twierdzi z kolei zaangażowany w projekt badawczy dr inż. Michał Nowak z Gospodarstwa Rybackiego Mazanów.

Gdy spytałam autorów analizy o to, czy szkody wyrządzane środowisku przez Kozienice spotkały się z jakąś reakcją systemową, usłyszałam, że władze elektrowni odpierają zarzuty, a organy państwowe, mimo toczącego się przeciwko elektrowni postępowania szkodowego w Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska miały podejmować jedynie działania „pozorowane i nieskuteczne”. Sami naukowcy padali ofiarami prób zniesławienia, a ich praca – dyskredytacji. „Wierzymy jednak, że po zmianie władzy postępowanie zostanie zakończone z pozytywnym efektem dla przyrody” – dodali podczas briefingu prasowego.

To, co jednak najmocniej wybrzmiewa z publikacji i narracji ekspertów, to fakt, że dalsza gospodarka oparta na paliwach kopalnych i spalających je elektrowniach powoduje więcej niż jeden rodzaj konsekwencji, które w dodatku wywołują kolejne i są wynikiem przestarzałego myślenia i myśli inżynieryjnej z ubiegłego wieku. Jak w przypadku działalności elektrowni przyczyniających się do obniżenia dna rzeki, a potem konieczności budowy często nielegalnych progów wodnych na Wiśle.

Petryczkiewicz: O co chodzi z bagnami i torfowiskami w umowie koalicyjnej?

Ponad 50-letnią historię Elektrowni Kozienice można by opisać zaledwie jednym zdaniem – to samonapędzająca się machina zniszczenia, próbująca desperacko i z coraz większą szkodą dla środowiska naprawiać problemy, które sama stworzyła. O ile jednak jej wpływ na zmianę klimatu poprzez spalanie paliw kopalnych i emisję gazów cieplarnianych wydaje się oczywisty, o tyle dewastacja rzek powodowana marnotrawieniem i podgrzewaniem wody, a także – co dotyczy już innych elektrowni i kopalni – zanieczyszczaniem – nie jest powszechnie podejmowanym tematem.

Trudną sytuację hydrologiczną, zatrucia rzek i spadek życia w nich często tłumaczy się innymi przyczynami, np. jak wspomina autor książki Hydrozagadka. Kto zabiera polską wodę, Jan Mencwel – spadkiem poziomu wody:

„To prawda, ale w równym stopniu przyczynia się do tego regulacja rzek, zaburzenie obiegu wody w przyrodzie i jej naturalnej retencji. Tam, gdzie cieki nie są prostowane, tylko dzikie, rozlewają się na wchłaniające wodę i zasilane opadami okoliczne tereny. W okresie suszy i upałów to właśnie z nadrzecznych obszarów i mokradeł woda spływa powoli do rzeki, zasilając ją. Mitem jest natomiast twierdzenie, że woda z Ziemi znika bezpowrotnie. Co ciekawe, w Wiśle nie jest jej mniej niż na przykład 100 lat temu. Udowodnili to naukowcy z SGGW, wskazując jednocześnie, że dzięki zwlekaniu z regulacją tej rzeki mamy w Polsce jeden z nielicznych w skali Europy fenomenów, czyli obszar, którym przepływa wiele nurtów, tworzą się mokradła i wielki naturalny magazyn wody: Dolina Środkowej Wisły. Niestety robimy wszystko, by go zniszczyć, bo eksploatujemy rzekę na potęgę, wlewając do niej wody z kopalni, elektrowni, a – co najgorsze – wykopujemy z niej piasek”.

Mencwel: Pokłóćmy się wreszcie o wodę

Daniel Petryczkiewicz na naszych łamach przypomina, że wieloletnie przymykanie oka na działalność brudnego i paliwożernego sektora energetyczno-wydobywczego to idealny przepis na katastrofę, do której zdążyliśmy już doprowadzić Odrę. Wszystko wskazuje jednak na to, że Wisła, którą tak lubimy się chwalić z uwagi na jej częściowe tylko uregulowanie, też jest na dobrej drodze do destrukcji.

„W opinii ekspertów bezpośrednią przyczyną masowego śnięcia ryb była toksyna wytwarzana przez glony Prymnesium parvum (tzw. złote algi). Ich naturalnym środowiskiem są wody słone, a nie rzeki słodkowodne. Odra od wielu lat jest zanieczyszczana, w tym solami pochodzącymi z wód dołowych odprowadzanych przez kopalnie. Wysokie zasolenie, niski stan i wysoka temperatura wody spowodowane ekstremalnymi upałami latem 2022 stworzyły idealne warunki do zakwitu złotej algi. Przyczyny katastrofy odrzańskiej z pewnością nie były naturalne” – pisze Petryczkiewicz w artykule informującym o tym, że złota alga jest już także w Wiśle, głównie na jej śląskim odcinku.

Złota alga jest już także w Wiśle

Ministerstwo Klimatu nie zdecydowało się jednak poinformować o tym opinii publicznej. Wiedzą znów dzielili się naukowcy, organizacje pozarządowe i aktywistyczne. Można więc długo debatować, czy rzece potrzebne są nowe prawa, skoro władze nie potrafią egzekwować przestrzegania obecnych. Kiedy państwo nie chroni rzeki, musimy to robić my. W końcu i rzeka, i ryba to nasze siostry.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Paulina Januszewska
Paulina Januszewska
Dziennikarka KP
Dziennikarka KP, absolwentka rusycystyki i dokumentalistyki na Uniwersytecie Warszawskim. Laureatka konkursu Dziennikarze dla klimatu, w którym otrzymała nagrodę specjalną w kategorii „Miasto innowacji” za artykuł „A po pandemii chodziliśmy na pączki. Amsterdam już wie, jak ugryźć kryzys”. Nominowana za reportaż „Już żadnej z nas nie zawstydzicie!” w konkursie im. Zygmunta Moszkowicza „Człowiek z pasją” skierowanym do młodych, utalentowanych dziennikarzy. Pisze o kulturze, prawach kobiet i ekologii.
Zamknij