Kraj

Polska skazuje dzieci na dorastanie za kratami

Synowie ciągle pytają, kiedy wreszcie wyjdziemy z tego więzienia – mówi Asłambek Gontajew. Schorowana czeczeńska rodzina już dziesięć miesięcy przebywa w zamkniętym ośrodku.

Zakratowane okna, strażnicy, a dookoła budynków płot zwieńczony drutem kolczastym. Na korytarzu Strzeżonego Ośrodka dla Cudzoziemców w Przemyślu spotykam ludzi z Wietnamu, Czeczenii i Ukrainy. Nie chcą rozmawiać – wyglądają na przestraszonych. Swoją historię opowiada mi tylko jedna osoba.

– Nazywam się Asłambek Gontajew, w październiku 2017 r. z żoną Saiką i dwoma synami (dziś mają 4 i 2 lata) musieliśmy wyjechać z Czeczenii – zaczyna 41-letni drobny mężczyzna, który przed ucieczką był nauczycielem. – Zrobiło się dla nas niebezpiecznie – cedzi słowa, nie chce powiedzieć więcej, bo na Kaukazie zostawili krewnych.

W Polsce funkcjonuje 6 strzeżonych ośrodków dla cudzoziemców. Placówki prowadzone przez Straż Graniczą przypominają więzienia, ale ich mieszkańcy nie są przestępcami. Zdaniem polskich władz mogą być niebezpieczni, ich tożsamość nie jest znana, czekają na deportację lub wyjechali z Polski przed końcem procedury azylowej i zostali zawróceni. W 2018 r. do strzeżonych ośrodków trafiły 1152 osoby, w tym 229 dzieci.

Decydują pobieżne badania

Siadamy w niewielkim pokoju, który rodzina Gontajewów zajmuje od kwietnia. W środku stoją metalowe łóżka, szafa, mały stolik, a na parapecie miska służąca jako zlew. Saika szybko ogarnia pomieszczenie – nie mogła spodziewać się gościa, zazwyczaj spotkania odbywają się tylko w specjalnym pokoju, mnie udało się wejść dalej. Chłopców najbardziej interesuje mój aparat – obaj są przerażająco bladzi.

Apel o pobyt humanitarny dla Pani Larisy

czytaj także

– Młodszy syn ma wadę serca, a starszy problemy psychiczne – mówi Asłambek. – W Czeczenii bez dużych pieniędzy nikt im nie pomoże. Pojechaliśmy do Niemiec. Żonie zrobili tam operację usunięcia cysty, a chłopcami zajął się pediatra. Okazało się, że ja też jestem chory – mam HCV oraz HIV.

W kwietniu ubiegłego roku rodzina została odesłana do Polski. Zgodnie z umową dublińską o azyl powinna się starać w pierwszym kraju UE, do którego wjechała. W 2018 r. nad Wisłę zawrócono 890 osób – 295 z nich trafiło do zamkniętych ośrodków.

Przekazywanych do Polski na granicy powinien zbadać lekarz. Zgodnie z ustawą o cudzoziemcach, jeśli ich stan wskazuje, że mogli być poddani przemocy, nie powinni trafić do ośrodka strzeżonego. – W wielu znanych nam przypadkach te badania były bardzo pobieżne, nie uczestniczył w nich psycholog, a wynik przesądzał o osadzeniu w ośrodku strzeżonym – wyjaśnia dr Tomasz Sieniow, prawnik i prezes fundacji Instytut na rzecz Państwa Prawa, która pomaga czeczeńskiej rodzinie.

Świadek czy oskarżony?

– Zabrali nas do sądu w Zgorzelcu – relacjonuje Asłambek. – Usłyszeliśmy, że wyjazd do Niemiec był nielegalny. Opowiadałem tłumaczce o naszej sytuacji i chorobach, ale ona tylko się uśmiechała i zapewniała, że w ośrodku są bardzo dobre warunki. Moich słów nie przekazała sędziemu. Trafiliśmy do Przemyśla.

10 lipca Urząd ds. Cudzoziemców odmówił Gontajewom udzielenia ochrony międzynarodowej. W uzasadnieniu wskazano brak dowodów prześladowań. – Część dokumentów utknęła w Niemczech i ze względu na szybkie tempo sprawy mogliśmy je przedłożyć dopiero w trakcie postępowania odwoławczego przed Radą ds. Uchodźców – mówi Tomasz Sieniow.

Szkoła na dworcu w Brześciu Białoruskim

– Rada uznała, że ujawnienie dowodów dopiero w procedurze odwoławczej podważa ich wiarygodność. Nie wzięto pod uwagę, że rodzina przebywa w zamkniętym ośrodku i nie mogła wcześniej ich uzyskać. Dodatkowo błędnie odczytano wezwania wysyłane przez czeczeńską policję do pana Asłambeka – nie był on świadkiem, a oskarżonym. W efekcie podtrzymano negatywną decyzję.

Kuzyn Isa

W Warszawie od 18 lat mieszka kuzynka Asłambeka, Jacha Abubakarowa. Dostała nad Wisłą status uchodźcy – jej ojciec i jeden z braci zginęli w czasie wojny w Czeczenii. W Polsce mieszkał też jej drugi brat Isa Abubakarow.

– Jeszcze przed pierwszą wojną w Czeczenii Isa pracował w Polsce jako fizjoterapeuta – opowiada Jacha Abubakarowa. – Gdy pojawiła się groźba deportacji, wyjechał do Belgii i poprosił tam o azyl. Okazało się, że podobnie jak Asłambek ma HCV.

Uchodźcy w Polsce: więcej wiedzy, mniej strachu

czytaj także

Uchodźcy w Polsce: więcej wiedzy, mniej strachu

M. Czarnecki, M. Jałoszewski, T. Kwaśniewski (red.)

Isę odesłano do Polski w czerwcu 2006 r. Trafił do zamkniętego ośrodka w Lesznowoli. – Prosiłam, żeby go leczyli, ale służby zignorowały wyniki badań i nie podawały mu lekarstw. Z ośrodka wypuścili go, gdy było z nim już bardzo źle – kobiecie łamie się głos. – Umarł w szpitalu.

Jedna tabletka na wszystko

Ośrodek w Przemyślu pachnie nowością. Na zewnątrz otwarta siłownia, boisko oraz plac zabaw. Dużo nowoczesnego sprzętu, wyremontowane pomieszczenia, wszędzie tabliczki informujące o dotacjach m.in. z FAMI – unijnego Funduszu Azylu, Migracji i Integracji, tego samego, który polskie władze zamknęły dla organizacji pozarządowych.

W ośrodku działa biblioteka, sala komputerowa, odbywają się wydarzenia kulturalne, a do dzieci w wieku szkolnym przychodzą nauczyciele z rejonowej podstawówki. Kilka razy w tygodniu na miejscu przyjmuje psycholog oraz lekarz specjalista medycyny rodzinnej, codziennie jest pielęgniarka.

– W październiku młodszy syn przez tydzień miał temperaturę powyżej 39 stopni, majaczył i tracił przytomność, ale nikt nie reagował – opowiada Saika. – W końcu zabrała go karetka. Po 5 dniach wyszedł ze szpitala z zaleceniem lepszej diety i stałej opieki pediatry, ale w ośrodku nie ma takiego lekarza.

– Żona przeszła w Polsce kolejną operację – wtrąca Asłambek. – Ośrodek zgodził się na nią, gdy lekarze powiedzieli, że jej życie jest zagrożone. Na wszystkie dolegliwości dostajemy tu tylko leki przeciwbólowe.

Dzień z życia uchodźcy, czyli tak się bawią Wilki z Davos

– Rodzina korzystała już z kilkunastu porad specjalistycznych – podkreśla Grzegorz Kłębek, kierownik Strzeżonego Ośrodka dla Cudzoziemców w Przemyślu. – Nikomu nie utrudniamy kontaktu z lekarzem. Jeśli cudzoziemiec zgłasza taką potrzebę, to wyznaczany jest termin do specjalisty, czasem na wizytę trzeba po prostu zaczekać. Możliwa jest też konsultacja u lekarza wskazanego przez cudzoziemca, jeśli poniesie jej koszty.

Cudzoziemcy, którzy przez 6 miesięcy nie otrzymali decyzji azylowej, mogą wystąpić o pozwolenie na pracę. Osoby zamknięte w strzeżonych ośrodkach w praktyce nie mają nawet tej możliwości.

Życie musi być zagrożone

15 stycznia czwarty raz przedłużono pobyt Gontajewów w strzeżonym ośrodku. Sąd uznał, że jeśli wyjdą na wolność, to ponownie wyjadą za granicę. – Z naszego doświadczenia wynika, że w takich przypadkach cudzoziemcy nie opuszczają Polski, bo już wiedzą, jakie są tego konsekwencje – przekonuje Tomasz Sieniow.

#Terespol, czyli reżim z tektury

– W uzasadnieniu decyzji sądu nie ma ani słowa o dobru dzieci. Zgodnie z polskim prawem umieszczanie kogokolwiek w detencji powinno być ostatecznością. W tym konkretnym przypadku można zastosować wolnościowe formy dozoru, np. konieczność określenia miejsca pobytu czy zgłaszania się w placówce Straży Granicznej – wylicza Sieniow.

10 kwietnia 2018 r. Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu uznał, że Polska złamała europejską konwencję praw człowieka, trzymając w strzeżonym ośrodku Czeczenkę Zitę Bistiewę i trójkę jej dzieci. O nieumieszczanie w detencji osób poniżej 18. roku życia apelował też były Rzecznik Praw Dziecka Marek Michalak.

Cudzoziemców z ośrodka może wypuścić sąd, szef Urzędu ds. Cudzoziemców lub komendant Straży Granicznej. Jednym z uzasadnień może być zły stan zdrowia. W praktyce na wolność nie wychodzą nawet kobiety w zaawansowanej ciąży. Straż Graniczna utrzymuje, że zgodnie z przepisami zwolnić kogoś można tylko w przypadku bezpośredniego zagrożenia życia lub zdrowia.

Nikt nie przyzna się do błędu

Negatywną decyzję azylową rodzina Gontajewów zaskarżyła do Sądu Administracyjnego. Rozprawa ma się odbyć 28 lutego. Straż Graniczna wszczęła tymczasem procedurę powrotową.  – Na tym etapie ustalane jest, czy ich powrót do kraju pochodzenia jest bezpieczny. To szansa przedstawienia dowodów, które wcześniej zostały zignorowane – wyjaśnia Tomasz Sieniow.

Strzeżony Ośrodek dla Cudzoziemców w Przemyślu. Fot. Piotr Malinowski

Gontajewowie są w coraz gorszym stanie psychicznym. – Nie byliśmy świadomi, że mamy zostać w Polsce – przekonuje Saika. – Czym zawiniły dzieci, że muszą dorastać za kratami?

Cudzoziemcy mogą być pozbawieni wolności maksymalnie przez 18 miesięcy. Rodzinie zostało jeszcze osiem. – Wypuszczenie ich teraz można by uznać za przyznanie się przez władze do błędu, bo oni nigdy nie powinni się znaleźć w strzeżonym ośrodku – mówi Sieniow.

– Jeśli tylko ich puszczą, to ja im pomogę – deklaruje Jacha Abubakarowa. – Nawet nie chcę myśleć, że historia Isy może się powtórzyć.

**
Piotr Malinowski – dziennikarz, podróżnik i aktywista. Współzałożyciel inicjatywy Witajcie w Krakowie. Autostopem dotarł m.in. do Iraku, Iranu i Jordanii. Mieszkał w Armenii i Słowenii. Stypendysta Fundacji Współpracy Polsko-Niemieckiej. Współpracuje z działem zagranicznym „Gazety Wyborczej”, a jego teksty ukazywały się też w „Przekroju”, „Dzienniku Polskim” i na Onet.pl.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij