Świat

Dzień z życia uchodźcy, czyli tak się bawią Wilki z Davos

„BUM! Głośny wystrzał pistoletu zerwał wszystkich na nogi. Musieliśmy uciekać! (…) Potem zrobiło się groźnie” – mówili reprezentanci globalnej elity podczas towarzyskiej inscenizacji uchodźczej w szwajcarskiej wiosce narciarskiej.

Ponad dwa tysiące prezesów, prezydentów i celebrytów ma weekend na ochłonięcie po zakończonym w piątek szczycie ekonomicznym w Davos. Choć stali bywalcy narzekają, że impreza stała się już zbyt masowa i straciła część dawnego blasku, Davos to wciąż miejsce, gdzie przy jednym stoliku Theresa May może pogawędzić z Billem Gatesem, Georgem Clooneyem i Xi Jinpingiem. W tym roku tematem przewodnim szczytu było „odpowiedzialne przywództwo”, a wedle zapewnień organizatorów światowa elita spotykała się przede wszystkim po to, by wspólnie szukać rozwiązań globalnych problemów społecznych, gospodarczych i klimatycznych. Można pomyśleć, że uczestnicy rzeczywiście wzięli sobie do serca hasło tegorocznego szczytu. Nawet w przerwach od paneli dyskusyjnych, zamiast zajadać się słynnymi hot-dogami po 40 dolarów od sztuki czy upijać w otoczeniu legendarnych już wypchanych łbów bizonich, strzelających z oczodołów światłami laserowymi, ćwiczyli się w odpowiedzialności. Jak donosi „The New York Times” zamiast korzystać z chwil beztroskiej zabawy przy szampanie, w tym roku dostojnicy tłumnie zapisywali się na „Dzień z życia uchodźcy”, czyli grę symulującą uchodźcze doświadczenie.

„BUM! Głośny wystrzał pistoletu zerwał wszystkich na nogi. Musieliśmy uciekać! (…) Potem zrobiło się groźnie. Mężczyźni z bronią krzyczeli na nas, kazali zajmować miejsca w namiotach” – relacjonuje jeden z uczestników. Panie i panowie chętni do zabawy w uchodźców oddawali swoje telefony, dostawali nowe tożsamości i ciuchy na zmianę, a następnie udawali, że uciekają przed kulami, że bronią się przed agresywnymi strażnikami granicznymi, że oddają części garderoby za kawałek chleba. Po 45 minutach symulacja dobiegała końca, po czym organizatorzy opowiadali jeszcze historię 11-letniego chłopca z Syrii, kiedyś najlepszego ucznia w swojej klasie, który po ucieczce z kraju musi utrzymywać swoje osierocone siostry pracując jako mechanik i prostytuując się za dolara od aktu. Następnie organizatorzy żegnali uczestników i przygotowywali się do przyjęcia kolejnej grupy – dziennie obsługiwali trzy takie wycieczki.

davos-dzien-z-zycia-uchodzcy-2016
Fot. Crossroads Foundation Photos, Flickr.com

Wiele pytań ciśnie się na usta. Czy tego rodzaju inscenizacja jest etyczna? Czy w ciągu trzech kwadransów uczestnicy są w stanie czegokolwiek się nauczyć, cokolwiek nowego zrozumieć? Czy jest w ogóle możliwe zamknięcie i przekazanie uchodźczego doświadczenia w formacie dramy? Trudno nie zastanawiać się, czy nie jest to dowód na kompletne odklejenie elit od prawdziwego świata i nie obawiać się, że „Dzień z życia” uprzedmiotawia uchodźców, a katastrofę humanitarną instrumentalnie wykorzystuje do zapewnienia podniety belgijskiej parze królewskiej i innym bywalcom salonów. Przypomina to Disneyland dla bogaczy, z gwarantowanymi emocjami i ofertą wysmakowaną odpowiednio do ceny biletu (wstęp na szczyt w Davos to minimum 70 tysięcy dolarów). Tylko czekać, aż repertuar zostanie wzbogacony o inne doniosłe moralnie doświadczenia: „dzień w kopalni kobaltu w Kongo” czy „godzina na rampie w Auschwitz”. Przesadzam? Na promocyjnym filmie, któremu warto byłoby poświęcić osobny tekst, pracownik fundacji opowiada o planach wybudowania ponad pięciohektarowego parku, w którym goście będą mogli zaznać nie tylko życia uchodźcy, ale także skrajnej biedy, półgodzinnej symulacji życia z AIDS i masy innych atrakcji.

 

Organizatorzy zapewniają, że intencje mają szczytne. Deklarują, że celem symulacji jest edukacja, pobudzanie empatii i nakłanianie uczestników i uczestniczek do zaangażowania w pomoc uchodźcom. Wszystko odbywa się ze szczególną troską o szacunek dla prawdziwych ofiar prześladowań i konfliktów zbrojnych, a w procesie tworzenia symulacji konsultowani są sami uchodźcy po to, by inscenizacja była możliwie bliska rzeczywistości. Na stronie refugee-run.org długą listę pozytywnych opinii o projekcie otwiera wypowiedź samego Ban Ki-moona. Jeffrey Sachs, autor terapii szokowej zaserwowanej polskiej gospodarce po roku 1989, mówi że doświadczenie „poruszyło go głęboko, emocjonalnie wyrwało z codzienności, wprost ku lepszemu zrozumieniu lęków i zagrożeń czyhających na uchodźców”. Miliarder i szef Virgin Group Richard Branson ujął to zwięźlej: „pięknie zrobione!”.

Przerwana lekcja empatii

Może więc zamiast się na organizatorów obrażać, należy docenić, że znaleźli sposób na dotarcie z ważnym przekazem do wpływowych ludzi? Skoro ani suche ekspertyzy, ani medialne obrazy wojennego horroru nie mobilizują dziś do działania, może trzeba ludźmi po prostu jeszcze mocniej wstrząsnąć, by w końcu poruszyć ich emocje i obudzić sumienia?

Tu pojawia się pytanie o rolę empatii oraz, szerzej, emocji w polityce, bez której docenienia i zrozumienia rzeczywiście nie ma co liczyć na rozwiązanie jakichkolwiek problemów społecznych. Emocje nieuchronnie splatają się z polityką, nadając jej kształt. Obawiamy się polityki wyrastającej na wstydzie, próbujemy szukać schronienia przed polityką opartą na żądzy odwetu. Jednocześnie staramy się wynaleźć konstruktywne formy politycznego wyrazu dla gniewu, formy, która przekułaby go na pożądaną zmianę społeczną. Czy zatem to, czego nam brakuje, to polityka ufundowana na empatii, choćby wywołanej tanim 45-minutowym chwytem?

davos-dzien-z-zycia-uchodzcy-2016
Fot. Crossroads Foundation Photos, Flickr.com

Zaryzykuję tezę, że organizowanie mocnych przeżyć bywalcom Davos świata nie zmieni. Empatia jest afektem niestałym, na dodatek wiodącym nas nieraz na manowce, a w grze politycznej ulegającym raz za razem silniejszym i trwalszymi siłom. Jak wiadomo i nazistom zdarzało się przejąć się losem tego czy innego Żyda, co jednak Zagłady nie powstrzymało. Nie chodzi o to, że w Davos siedzą dziś naziści, lecz o to, że jak dzieckiem nowoczesności była Zagłada, tak jest nim też obecny kryzys migracyjny. Jego ofiary nie są ofiarami bezmyślnego wybuchu agresji, który można by skutecznie zatrzymać uruchomieniem empatii, ale ofiarami globalnej polityki, w której kilku „odpowiedzialnych przywódców” tego świata z chłodnym uporem stara się realizować swoje strategiczne cele. I choć na obrzeżach tej machiny zdarzają się przednowoczesne erupcje przemocy, np. kiedy węgierscy policjanci znęcają się nad grupą migrantów lub gdy tłum w Ełku zagrzewa się do linczu na pracownikach kebabu, to jednak codzienne zło, na które wpływ mogliby mieć panie i panowie jeżdżący do Davos, jest dużo bardziej beznamiętne, chłodne i nowoczesne.

Ja natomiast prędzej uwierzę w zmianę zapoczątkowaną przez ludzi rozjuszonych uruchomieniem parku rozrywki Aleppoland, niż przez empatyczne wzruszenie bywalców takiego parku.

O skuteczności gry symulacyjnej pod tytułem „Dzień z życia uchodźcy” w wywoływaniu faktycznej rewolty etycznej wśród elit najlepiej świadczy to, że… gry te odbywają się na Światowym Forum Ekonomicznym już prawie od dekady. Cytując jednego z uczestników, Petera Brabeck-Letmathe, prezesa zarządu Nestlé: „w imieniu 43 milionów uchodźców, dziękuję”.

Więcej zdjęć

*fot. Crossroads Foundation Photos, Flickr.com*

davos-dzien-z-zycia-uchodzcy-2016 davos-dzien-z-zycia-uchodzcy-2016 davos-dzien-z-zycia-uchodzcy-2016 davos-dzien-z-zycia-uchodzcy-2016 davos-dzien-z-zycia-uchodzcy-2016

 

davos-dzien-z-zycia-uchodzcy-2016 davos-dzien-z-zycia-uchodzcy-2016

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jędrzej Malko
Jędrzej Malko
Dziennikarz, autor książki Economics and Its Discontents
Jędrzej Malko - dziennikarz, badacz historii dyskursów ekonomicznych, analityk Fundacji Kaleckiego, absolwent European Graduate School i doktorant w Kolegium Ekonomiczno-Społecznym Szkoły Głównej Handlowej. Autor książki „Economics and Its Discontents”.
Zamknij