Kaja Puto

#Terespol, czyli reżim z tektury

Grupa adwokatów z Okręgowej Rady Adwokackiej w Warszawie wybrała się na granicę w Terespolu, by reprezentować cudzoziemców próbujących złożyć wniosek o status uchodźcy. Byli bezsilni wobec bezprawia.

Kiedy parę miesięcy temu byłam w Brześciu, słyszałam setki opowieści o manipulacjach polskiej Straży Granicznej w Terespolu. Chodzi o to, żeby nie dopuścić cudzoziemców do złożenia wniosku o status uchodźcy. „Masz zamiar żyć w Polsce z socjalu?” – pytasz takiego, a kiedy słyszysz, że „ależ nie, chciałbym pracować”, wpisujesz w notkę, że to imigrant ekonomiczny. A kiedy przychodzi kobieta i marudzi coś o przemocy, pytasz, czy próbowała ją zgłosić na czeczeńską policję. Jeśli nie, to niech spróbuje, a potem zobaczymy. Inne powody ucieczki nie mają znaczenia. Odmowa wjazdu, brak wizy, do swidania. Do statystyk się wpisze, że o azyl nikt nie prosił.

Niewidzialni Czeczeni

czytaj także

Niewidzialni Czeczeni

Nadzieja Olszewska

Tylko argumentu z lekkoatlety do tej pory nie było. A może był, tylko ja wcześniej nie słyszałam. Otóż pytasz delikwenta, czy uprawiał jakiś sport, a kiedy mówi, że no tak, dawno, w dzieciństwie, notujesz coś w rodzaju „cudzoziemiec chce wjechać do Europy, by uprawiać lekkoatletykę”. Tak było. Wczoraj. Kreatywność trybików w machinie rośnie.

Bo sami pogranicznicy zdają się postrzegać siebie właśnie w ten sposób: ja tu tylko pracuję, a kat to ktoś inny. Ktoś inny tłoczy „bezwizowców”, jak to się w Terespolu mówi, kiedy nie chce się powiedzieć gorzej, w ciasnym korytarzu między dwiema parami zamkniętych szklanych drzwi, ktoś inny zadaje podchwytliwe pytania, ktoś inny przybija pieczęć na odmowie wjazdu, ktoś inny eskortuje ich do pociągu powrotnego. Nigdy nie wiadomo, kto wcisnął guzik, który mógł skazać kogoś na śmierć.

To nie jest tak, że w Terespolu pracują sami wyrafinowani cynicy. Wyobraź sobie, że od kilkunastu lat dzień w dzień pełnisz funkcję ćwierć kata (bo ¾ kata to ktoś inny). Że lubisz dzieci, ale krzywo na ciebie patrzą, kiedy się z tymi bezwizowymi bawisz. Że boisz się, że być może kiedyś też będziesz musiał uciekać ze swojego kraju, ale póki co masz nad sobą przełożonych, a przed sobą kilkanaście godzin pracy, bo czasem na granicy coś się przedłuża, a za nadgodziny, jak mówią, nikt ci nie płaci. Że mieszkasz w regionie, w którym to najlepsza z możliwych prac, więc do niej dojeżdżasz nawet kilkadziesiąt kilometrów. Że nie rozumiesz, z kim masz w swojej pracy do czynienia, bo poziom wiedzy na temat sytuacji politycznej na świecie czy praw człowieka jest w Terespolu co najmniej nierówny.

Ale możesz za to usłyszeć w telewizji, jak sam minister chwali twoją pracę i mówi, że zapewniłeś Polakom bezpieczeństwo, broniąc kraju przed terrorystami (a wręcz, jak to ostatnio sugerowano w Wiadomościach TVP, terrorystami z Bliskiego Wschodu podających się za Czeczenów).

Żeby było jasne: owszem, szlaki migracyjne mogą być wykorzystywane przez organizacje terrorystyczne czy służby specjalne. Owszem, wielu Czeczenów ucieka do Europy przed biedą. Owszem, wielu pojedzie przez Polskę dalej do Europy, bo chce dołączyć do swoich rodzin, bo słyszało o tym, że to raj na ziemi, bo – takich przypadków jest naprawdę sporo – po tym, jak traktowano ich w Terespolu, nie chcą mieć z Polską nic wspólnego.

Nie zmienia to faktu, że jest wśród Czeczenów wielu takich, którzy mają za sobą lata szantaży, gróźb i tortur (do najpopularniejszych w republice Kadyrowa należy rażenie prądem i przypalanie papierosami): nagą przemoc, przed którą nie sposób się uchronić. Przyjeżdżają do Brześcia (niemal tylko tam, bo dla Czeczenów Brześć to od lat brama do Europy) ze świeżymi jeszcze fizycznymi i psychicznymi ranami. Po kilkunastu, kilkudziesięciu próbach przekroczenia granicy tracą jedyne dowody na swoje opowieści, bo fizyczne rany goją się w ciągu kilka tygodni.

Złożenie wniosku o objęcie ochroną międzynarodową nie oznacza jego pozytywnego rozpatrzenia. Weryfikacją historii cudzoziemców zajmuje się Urząd do Spraw Cudzoziemców, który ma do dyspozycji ekspertyzy służb specjalnych, organizacji pozarządowych i innych kompetentnych w tym zakresie struktur. Przyjęcie takiego wniosku od osoby, która wprost wyraża wolę jego złożenia (a nawet osoby, która tylko opowiada o swoich prześladowaniach), jest psim obowiązkiem Straży Granicznej.

Przyjęcie takiego wniosku od osoby, która wprost wyraża wolę jego złożenia, jest psim obowiązkiem Straży Granicznej.

Tymczasem w Terespolu obowiązuje jakiś tajemniczy, wewnętrzny limit: dziennie przyjmowane są maksymalnie jeden, dwa dość przypadkowe wnioski, reszta ludzi jest odsyłana. Tak jest od wielu lat, ale pod koniec 2015 roku zrobiło się dużo gorzej: interwencje prawników i NGO-sów w konkretnych, udokumentowanych przypadkach przestały działać. Ponadto na granicy zaczęło stawiać się więcej ludzi (o czego przyczynach pisałam tu).

Nie jest jasne, czy limit ustalany jest na poziomie MSW, czy gdzieś wyżej, w unijnych kuluarach (Czeczeni, którzy docierają do innych krajów często nie rejestrują się w obawie przed deportacją i żyją poza kontrolą państw). Jasne jest jedno: minister Mariusz Błaszczak próbuje wykorzystać krzywdę Czeczenów do przepychania swojej kuriozalnej agendy o „nowym szlaku uchodźczym” uruchomionym przez wrogów wielkiej Polski i przyzwala na jawne i bezczelne łamanie obowiązującego w Polsce prawa.

W piątek na granicy w Terespolu stawiło się 14 adwokatów z Okręgowej Rady Adwokackiej w Warszawie wyposażonych w pełnomocnictwa do reprezentacji cudzoziemców na każdym etapie ich kontaktu ze Strażą Graniczną. Czeczeni wybrani do „akcji” to osoby, z którymi od wielu miesięcy pracują organizacje pozarządowe, w tym psycholodzy specjalizujący się w pracy z ofiarami tortur i doświadczeni na misjach w Czeczeni. Osoby, które już nawet 70 razy odbijały się od granicy. Osoby, które od miesięcy wegetują na Białorusi – w kraju, który nie ma kontroli granicznej z krajem ich oprawców. Żadnej z tych osób nie udało się złożyć wniosku.

Adwokaci nie zostali dopuszczeni do swoich klientów na etapie rozmowy ze Strażą Graniczną, która twierdzi, że kontrola graniczna nie jest postępowaniem administracyjnym. Straż Graniczna twierdzi również, że  absolutnie nie mogli zostać dopuszczeni, czym sobie zaprzecza, bo dwóch właściwie dopuszczonych zostało (choć tylko po to, żeby odebrać decyzje o odmowie wjazdu). Straż Graniczna twierdzi wreszcie, że klienci adwokatów ORA nie wyrazili woli ubiegania się o ochronę, mimo to, że adwokaci konfrontowali jej przedstawicieli z dowodami na to, że było inaczej. W skrócie: Straż Graniczna kłamie w żywe oczy. A Mariusz Błaszczak te kłamstwa retwittuje.

Niektórzy z adwokatów wizytujących wczoraj Terespol od dawna współpracują z organizacjami pozarządowymi i wiedzą, że w takie sprawy – sprawy, co do których nikt nie ma interesu, żeby się powiodły – to orka na ugorze. Ale niektórzy to prawnicy, którzy na co dzień zajmują się czymś zupełnie innym (korpo, te sprawy), a do Terespola pojechali w porywie serca i wydawali się autentycznie zdziwieni, że nie mogą zrobić dla swoich klientów absolutnie nic, i że sprawa jest raczej przegrana, mimo że prawo jest po ich stronie. Że muszą stać kilka godzin na zimnie, bezskutecznie dobijając się do terminalu i wielkimi oczami czytając z telefonów relacje swoich klientów: komuś powiedziano ponoć, że „nie jesteśmy w sądzie i nie będzie tu żadnych adwokatów”, a komuś, że „będziesz miał obywatelstwo, to będzie adwokat”. Że Straż Graniczna odsyła ich klientów z czystej złośliwości, jednocześnie przyjmując wniosek od innej, niereprezentowanej przez nich osoby.

Szkoła na dworcu w Brześciu Białoruskim

Trudno powiedzieć, czy adwokaci zdołają dowieść praw swoich i swoich klientów, zanim PiS zniszczy w Polsce niezależne sądownictwo, a faki pokazywane międzynarodowemu prawu zostaną usankcjonowane przez planowane w MSW zmiany w prawie migracyjnym. Stoimy przed bardzo trudnym wyborem: nie tylko #adwokacinagranicy, ale i wszyscy obywatele, którzy sprzeciwiają się rozmontowywaniu państwa prawa. Możemy wytaczać bezprawiu wojnę i wierzyć, że uda się powstrzymać PiS-owski walec (co może się skończyć źle dla wielu podmiotów łamanego prawa, w przypadku Terespola – dla cudzoziemców, którzy nie będą wpuszczani do Polski za karę, że im się pomaga) albo możemy działać w ramach coraz bardziej zwyrodniałego systemu, starając się po cichu pomóc jednostkom w konkretnych sprawach.

Nasi starsi bracia w niedoli, taka Rosja na przykład, to znaczy Rosjanie, którym nie są obojętne prawa człowieka – aktywiści, prawniczki, dziennikarze – wybrali tę drugą drogę. Mogą osiągać swoje małe cele, dopóki stoją na stanowisku, że problem jest – ten jeden, konkretny – ale Putin choroszyj. Nie wiem, czy dobrze na tym wyszli. Nie wiem też, czy dało się inaczej.

Na zdjęciu adwokat próbuje nawiązać kontakt ze swoim klientem przez lustro weneckie. Fot. Marta Górczyńska.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Kaja Puto
Kaja Puto
Reportażystka, felietonistka
Dziennikarka i redaktorka zajmująca się tematyką Europy Wschodniej, migracji i nacjonalizmu. Współpracuje z mediami polskimi i zagranicznymi jako freelancerka. Związana z Krytyką Polityczną, stowarzyszeniem reporterów Rekolektyw i stowarzyszeniem n-ost – The Network for Reporting on Eastern Europe. Absolwentka MISH UJ, studiowała też w Berlinie i Tbilisi. W latach 2015-2018 wiceprezeska wydawnictwa Ha!art.
Zamknij