Kraj

Django Tusk

Tusk już po raz drugi w ostatnim czasie odebrał PiS broń z ręki: raz, proponując 800 plus, ale już od czerwca, nie od nowego roku, i teraz, manipulacyjnie sklejając ze sobą zamieszki we Francji i straszenie wyznawcami islamu.

Pamiętacie tę scenę w Django Tarantino, w której główny bohater, widząc przerażonego, załamanego człowieka, niewolnika, który nie chce już brać udziału w walkach, mówi: nie zapłacimy za niego ani dolara. I pozwala, by rozszarpały go psy plantatora.

Django to ten pozytywny bohater, wolny czarny, który próbuje odzyskać żonę. Uznaje, że musi przyjąć obowiązujące zasady gry i wygrać. To gra w nierówności, w bezwzględność – wrażliwość, umiar i współczucie są słabościami, na które czeka wróg.

Donald Tusk postanowił zagrać podobnie. PiS straszy migrantami? Pokazuje płonące w zamieszkach francuskie miasta? „Dobrze, poczekajcie, ja też potrafię grać nieczysto” – mógł sobie pomyśleć szef PO. Dlatego w wystąpieniu w social mediach powiedział w skrócie: płoną przedmieścia francuskich miast, jesteśmy tym wstrząśnięci, a PiS sprowadza uchodźców. I spośród 21 krajów, z których firmy sprowadzają do Polski pracowników, wymienił te, gdzie dominującą religią jest islam.

Podobnie jak ten opublikowany przez premiera Morawieckiego, Tuskowy spot nie wyjaśnia, że zamieszki we francuskich miastach to sprzeciw wobec przemocy francuskiej policji, której ofiarą padł siedemnastolatek, zastrzelony w samochodzie, którym jechał z kolegami. Według policji nie chciał się zatrzymać, według świadka zatrzymał się, ale policjant i tak strzelił mu prosto w skroń.

Przemoc policji we Francji to nie nowość, zamieszki wynikające z nierówności nakładających się na pochodzenie i rasizm to efekt braku polityki migracyjnej, ściągnięcia taniej siły roboczej i braku oferty dla ich dzieci i wnuków.

Rząd PiS chce płonących przedmieść

Śmierć siedemnastoletniego Nahela przypomina śmierć George’a Floyda, zaduszonego przez policjanta, po którego śmierci przez amerykańskie miasta przetoczyła się fala zamieszek i marszów przeciw przemocy i rasizmowi pod hasłem Black Lives Matter. Jest wynikiem rasizmu i przyzwolenia na przemoc. Manifestanci we Francji domagają się sprawiedliwości. A że palą samochody i sklepy? Czy samochód więcej wart jest od życia, które mogło trwać jeszcze nawet kolejne 70 lat?

A może to my tu, w Polsce, tacy jesteśmy pokorni i nieradykalni. Kolejne kobiety umierają w szpitalach, a my wychodzimy ze świeczkami albo nie wychodzimy już w ogóle, tylko sobie coś tam piszemy w internetach. Grad kamieni nie leci ani w kurię, ani w Trybunał Przyłębskiej. Policja torturuje i zabija przypadkowe osoby, ustawia dzieci pod murem z rękami nad głową, pryska posłankom gazem w twarze, więc na placu zostaje garść protestujących.

Rząd trwoni nasze pieniądze na wille plus, śmieje się nam w twarz, ogłasza zmianę ustroju, a my co najwyżej – a i to z oporami, bo Tusk nie taki, a czyj to marsz – idziemy grzecznie i miło, pokazując, że nie jesteśmy groźni, jesteśmy fajni. Nawet partia antysystemowa, czyli Konfederacja, nie jest partią protestu. Jej zwolennicy bawią się w Hitlerjugend, a to, co daje jej najwięcej lajków, to picie piwa. Ksiądz molestuje dzieci, nauczycielka się stawia, to wywozimy ze wsi nauczycielkę. No i oburzamy się na protestujących Francuzów.

Konfederacja korzysta na tym, że wyborcy uodpornili się na radykalizm

Gra w populizm

Reguły populistycznej gry radzą nie wdawać się w szczegóły i grać tym, co jest. Migranci, muzułmanie, zamieszki kojarzą się Polakom źle i to wystarczy. Polityka migracyjna, zmiany klimatu – nie ma się co wdawać w takie szczegóły. „Gazeta Wyborcza” poinformowała ostatnio, że musiała zablokować komentarze pod tekstami, bo zaczął wylewać się stamtąd rasistowski, ksenofobiczny ściek, pojawiły się określenia typu „kozojebcy z Kebabistanu”. Piotr Głuchowski wstrząśnięty pisał: „Tak piszą o migrantach prenumeratorzy »Wyborczej«, często ci sami, co chcą »jebać PiS«”.

A skoro wiadomo, że Polacy to rasiści, trzeba to wykorzystać, by wygrać.

Jak piszą Sławek Sierakowski i Przemek Sadura w książce Społeczeństwo populistów, wyborcy oceniają teraz polityków nie po wartościach, jakich bronią, nie po interesach, jakie reprezentują, ale po tym, czy potrafią grać w tę polityczną grę. „Wyborcy zaczynają zachowywać się jak politycy i kalkulować, jak należy »zagrać«, żeby wygrać wybory. Otwarcie akceptują więc zagrania nieczyste” – piszą.

Co Donald Tusk zatem wygrał? Jego nagranie pokazało TVP i wszyscy Polacy dowiedzieli się, że PiS sprowadza dziesiątki tysięcy migrantów z krajów muzułmańskich. Dowiedzieli się też, że Tusk tego nie popiera.

Błazenada w tym stylu nie może mieć happy endu

Tusk już po raz drugi w ostatnim czasie odebrał PiS broń z ręki: raz, proponując 800 plus, ale już od czerwca, nie od nowego roku, i teraz, manipulacyjnie sklejając ze sobą zamieszki we Francji i straszenie wyznawcami islamu. Nie oskarżył ich jeszcze o zoofilię, jak minister Kamiński na słynnej konferencji z krową, ale pokazał, że potrafi grać nieczysto, zaprzeć się cywilizowanych wartości, manipulować, straszyć, ryzykować czyjeś bezpieczeństwo. Pokazał, że jest jak Django, że potrafi pozwolić, by jakiegoś niewolnika rozszarpały psy.

Bo przecież ta licytacja na coraz bardziej bezwzględne i cyniczne zagrywki nie odbywa się w próżni. Każde kolejne oszczerstwo, legitymizowanie lęków, nie rozbrajanie, nie tłumaczenie, ale przeciwnie, nakręcanie napięcia przekłada się na nastroje społeczne. Skoro o migrantach źle mówią premier były (i były przewodniczący Rady Europejskiej) i premier obecny, to krzyczeć „kozojebcy z Kebabistanu” możemy coraz głośniej.

I właściwie co to „Wyborczej” przeszkadza? We Francji płoną samochody? Rośnie napięcie? Mamy na kim je rozładować, mamy przecież „nielegalnych imigrantów” przechodzących przez granicę białoruską. Po takich spotach nie musimy nawet próbować im współczuć.

A jednak aż takimi nihilistami to już nie jesteśmy. Może nihilistami, ale takimi to już nie. Jeszcze jakiś czas temu Donald Tusk nie był aż tak bezwzględny. Bronił Polaków nieradykalnych, pragnących spokoju, tematu uchodźców nie poruszał, omijał, nabierał wody w usta, karcił Franka Sterczewskiego, że się wyrwał przed szereg. To pozwalało snuć domysły, że pewnie rozumie, że Polacy trochę się martwią tymi dziećmi z Michałowa, a trochę nie wiedzą, co z tym zrobić, że sam może też nie wie i dlatego milczy.

Teraz pozwolił, by „psy rozszarpały niewolnika”.

Chociaż więc obrońcy populistycznej gry z kolei apelują, by Tuskowi pędzącemu do bramki „nie podstawiać nogi” i że „populistów można pokonać tylko ich własną bronią”, to po demokratycznej stronie się zakotłowało. Zaprotestowała Lewica, Joanna Scheuring-Wielgus stwierdziła, że jest zszokowana, Magdalena Biejat odpowiedziała na Twitterze, tłumacząc, skąd się wzięły zamieszki we Francji.

Róża Thun przekonuje, że populizm jest zły, że społeczeństwo zasługuje na debatę, organizacje pracujące na granicy i te, którym zależy na rzeczowej debacie o migracjach, protestują i deklarują głębokie rozczarowanie postawą Donalda Tuska, od którego jednak wymagali przyzwoitości.

Ale i zwykli, niezaangażowani w debaty o migracji wyborcy mogą być skonfundowani. Dziennikarze zaprosili specjalistów od migracji, żeby wypowiedź Tuska obudować w kontekst, a posłowie KO przekonują, że „przecież każdy wie, jakie ma Donald Tusk poglądy i że nie jest rasistą”. Bo klimat zrobił się taki raczej przedpogromowy. A nieradykalni Polacy jednak nie chcą, żeby – jak to nazywa burmistrz Michałowa, które pierwsze postawiło się nagonce na migrantów i zniuansowało opowieść o nieradykalnych Polakach – zdarzyło się jakieś kolejne Jedwabne, za które pokolenia będą się wstydzić, skoro nie ma sprawiedliwych.

Co z tego wyniknie? Może po demokratycznej, opozycyjnej stronie nastąpi jakieś odbicie. Dopóki były dwie strony sporu: z jednej strony rząd straszący kolumnami „obcych”, inscenizujący razem ze służbami białoruskimi sceny bitew przy użyciu zmanipulowanych migrantów, pokazujący obrzydliwe i oszczercze konferencje z krową i urządzający stany wyjątkowe, a z drugiej umiarkowane głosy mówiące, że granic trzeba bronić, ale wnioski o azyl trzeba rozpatrzyć – to może dawało się zachować jakiś wewnętrzny spokój i nie trzeba było określać swojego stanowiska.

Teraz, kiedy nie ma już sprawiedliwych, a na stodołę w Jedwabnem właśnie zwożone są deski, może zaczniemy opowiadać o migracji inaczej? Może znajdzie tę opowieść Lewica, której Donald Tusk swoim nagraniem rzucił piłeczkę: Chcecie być tymi sprawiedliwymi? Proszę, to wasz moment.

Sfrustrowani obywatele kontra bezkarni policjanci. Jak nie-imigranci wywołali spór o imigrację

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Katarzyna Przyborska
Katarzyna Przyborska
Redaktorka strony KrytykaPolityczna.pl
Redaktorka strony KrytykaPolityczna.pl, antropolożka kultury, absolwentka The Graduate School for Social Research IFiS PAN; mama. Była redaktorką w Ośrodku KARTA i w „Newsweeku Historia”. Współredaktorka książki „Salon. Niezależni w »świetlicy« Anny Erdman i Tadeusza Walendowskiego 1976-79”. Autorka książki „Żaba”, wydanej przez Krytykę Polityczną.
Zamknij