Kraj

Czym się różni Polka od Ukrainki w wyborach samorządowych?

Zastanawiając się nad kwestią przyznania lokalnych praw wyborczych cudzoziemcom, warto rozważyć, czy coś różni zaangażowanie obywatela polskiego i cudzoziemca, np. na rzecz odnowienia osiedlowego placu zabaw, głosowania w budżecie obywatelskim i udziału w wyborach samorządowych?

Zbliżające się wybory samorządowe są okazją do pochylenia się nad kwestią przyznania praw wyborczych obcokrajowcom. Wyobraźnię najbardziej rozpala dyskusja o możliwości głosowania przez migrantów z Ukrainy, którzy stanowią największą zbiorowość cudzoziemców w Polsce.

Czy jest to w ogóle możliwe? Tak, choć przyznanie prawa do głosowania wymaga zmiany przepisów, a prawnicy spierają się, czy tylko w kodeksie wyborczym, czy również w konstytucji.

Czy możliwość oddziaływania cudzoziemców na kształt lokalnej społeczności, w której zamieszkują, to rewolucja? Nie, w Polsce obcokrajowcy mają już prawo uczestniczyć w wyborach lokalnych. Czynne prawo wyborcze w wyborach do rady gminy, a także w wyborach wójta, burmistrza czy prezydenta mają poza polskimi obywatelami mieszkańcy Unii Europejskiej niebędący obywatelami polskimi oraz obywatele Zjednoczonego Królestwa Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej. Obcokrajowcy mogą być sołtysami. Cudzoziemcy mogą brać udział w głosowaniu nad budżetami obywatelskimi.

Też mamy głos. Kogo wybiorą osoby migranckie?

Tak jest od dawna, choć niewielu ma tego świadomość. Również w innych krajach europejskich migranci mają lokalne prawa wyborcze, limitowane różnymi kryteriami (czasem pobytu, jego uregulowaniem prawnym oraz relacjami wzajemnymi z krajem, którego obywatelem jest imigrant).

Kluczowy będzie kontekst ukraiński

Ważniejsze od stanu istniejącego jest zastanowienie się nad docelowym. Kontekst polityczny, w którym toczyć się ma debata, jest złożony. W Polsce nie istnieją przepisy określające stosunek państwa do migracji, od wielu lat nie ma bowiem obowiązującego dokumentu określającego politykę w tym zakresie.

Poglądy poszczególnych aktorów politycznych są zazwyczaj identyfikowane przy okazji głośnych medialnych wydarzeń związanych z migrantami i migracją (w bardzo różnych jej aspektach) i nie tworzą spójnej narracji. Po pojawieniu się w sferze publicznej pomysłu przyznania praw wyborczych obcokrajowcom (w czerwcu 2022 roku na łamach „Gazety Wyborczej” mówił o tym ówczesny RPO, w lutym 2024 na łamach „Rzeczpospolitej” pisali Paweł Rachowicz i Michał Kolanko) zdecydowany krytycyzm wobec tej idei wyraziła Konfederacja. Partie centrowe wypowiadają się bardzo ostrożnie, niechętnie ujawniając swój pogląd, najbardziej zaś sprzyjająca jest lewica.

Biejat: Ważne, żeby dzieci nie chłonęły szkodliwych patriarchalnych wzorców

Również nastroje społeczne są dynamiczne. Przyznanie praw wyborczych obcokrajowcom uruchamia dziś głównie kontekst ukraiński, co jest oczywiście uzasadnione liczebnością migrantów z Ukrainy oraz trwającą wojną. Zatem ewentualna przychylność wobec tego pomysłu będzie zależna od wzajemnego postrzegania się Polaków i Ukraińców. A te wzajemne wyobrażenia, jak pokazują badania opinii, przyjmują tendencję do coraz bardziej negatywnych postaw wobec sąsiada. Są one jednak przede wszystkim emanacją procesów zachodzących na poziomie makro (np. problem obecności ukraińskiej żywność na polskim rynku) i mezo (np. dyskusja o ograniczeniu praw migrantów przybyłych po lutym 2022 roku).

Sprowadzić debatę na poziom mikro

Debata o przyznaniu praw wyborczych w wyborach samorządowych (bez poziomu powiatowego i wojewódzkiego) sprowadzić nas powinna na poziom mikro, czyli codziennego życia w miejskiej wspólnocie. Wspólnocie, która jest budowana przez obywateli miasta, którzy nie muszą być obywatelami państwa, ale którzy mogą chcieć korzystać z „prawa do miasta”, do uczestniczenia w miejskiej codzienności, ale i do jej kształtowania i zmieniania.

Wspólnota podejmująca w trakcie wyborów samorządowych decyzję o tym, kto w jej imieniu będzie zarządzał miastem, jest wyznaczona jego przestrzenią, jej członkowie mają poczucie przynależności do niej (wytwarza się poczucie „my”), mieszkańców łączą również różne relacje i więzi tworzone przez codzienne praktyki.

Słuchaj podcastu „Blok wschodni”:

Spreaker
Apple Podcasts

Te trzy aspekty (przestrzenny, tożsamościowy i relacyjny) mówią o istocie lokalnej społeczności. W tym rozumieniu obywatelami miasta są osoby je zamieszkujące (w omawianej przez nas kwestii ważne zapewne okaże się, jak długi musi to być czas), mające poczucie bycia mieszkańcem (co wyrażać się może w poczuciu bycia dzierżoniowianką, poznaniakiem, łodzianinem) oraz uczestniczące w sieciach społecznych i w ich ramach tworzące mocne i słabe więzi społeczne – nie ma więc większego znaczenia, czy są w mieście zameldowani ani jakiej są narodowości.

Co charakteryzuje „obywatelstwo miejskie”

Koncepcję obywatelstwa miejskiego od państwowego odróżnia przede wszystkim jego nieformalny charakter i mniej restrykcyjnie określone oraz egzekwowane prawa i obowiązki z nim związane. Socjologiczna koncepcja obywatelstwa miejskiego jest wspierana przez obowiązujące już zapisy prawa (co szczególnie ważne, gdy mowa o sformalizowaniu idei społecznych) – Konstytucja RP mówi bowiem, że wspólnotę samorządową stanowi „Ogół mieszkańców jednostek zasadniczego podziału terytorialnego”.

Pytanie o to, czy cudzoziemcy mogą mieć bierne i czynne prawo wyborcze do rad gmin, na wójtów, burmistrzów i prezydentów miast, można zatem przekształcić w pytanie o to, kto powinien albo kto mógłby decydować o losach swojej małej ojczyzny. Czy tylko obywatele danego państwa, czy również cudzoziemcy?

Debata warszawska: mieszkania i transport trendują w dyskusji

Można zapytać jednocześnie, czy to w ogóle jest „ich ojczyzna”, bo być może jako większość chcemy myśleć i wierzyć, że są oni tylko gośćmi? A być może uważamy, że cudzoziemcom się to prawo należy, ale tylko niektórym – tym bardziej do nas podobnym, dążącym do asymilacji, postrzeganym przez nas jako bezpieczni, zamieszkujący od jakiegoś czasu? Każda z potencjalnych odpowiedzi, zarówno ta ukazująca otwartość, jak i niechęć wobec udziału migrantów w decydowaniu o miejskiej codzienności, kryje za sobą zestaw argumentów ją uzasadniających.

W kontekście wyborów samorządowych myślenie o wspólnocie lokalnej, której częścią są migranci (nieposiadający polskiego obywatelstwa), skłania do zastanowienia się nad tym, czym jest albo mogłoby być obywatelstwo miejskie, kim jest albo mógłby być obywatel miasta i z jakiego rodzaju „prawa do miasta” mógłby korzystać oraz jakie w tych wszystkich elementach znaczenie ma kwestia etniczna. Co zatem można byłoby brać pod uwagę, rozpoczynając namysł nad udzieleniem prawa do głosowania cudzoziemcom spoza UE (choć te same kwestie można poruszać w przypadku obywateli z UE, obywateli Zjednoczonego Królestwa Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej, którzy prawo do głosowania już posiadają)?

Partycypacja

Obywatelstwo miejskie to m.in. możliwość zaangażowania w miejską codzienność i korzystania z dostępnego miejskiego „oprzyrządowania” – dostęp do usług publicznych, miejskiej infrastruktury, rynku pracy czy zabezpieczeń społecznych. W grę wchodzi tu jednak nie tylko korzystanie z miasta, ale również aktywny wpływ na to, co w mieście się dzieje, powiązany z partycypacją polityczną i zakresem decyzyjności.

Czy kobiety są bezpieczne w Płocku? „Wypełniamy obowiązki ekstraklasowo”

Część narzędzi partycypacyjnych jest już dostępna dla migrantów – głosowanie w budżetach obywatelskich, aktywność stowarzyszeniowa cudzoziemców, ich udział w demonstracjach, protestach, ruchach miejskich. Mogą one u niektórych budować poczucie wpływu na to, co się w mieście dzieje, rodzić wśród części z nich przekonanie, że coś od nich zależy. Są jednak i takie narzędzia partycypacji, które wciąż pozostają niedostępne dużej części nowych mieszkańców polskich miast – możliwość decydowania o tym, kto będzie miastem zarządzał i jak będzie kształtowana lokalna polityka.

Zaangażowanie w życie miasta to jednak również zobowiązania wobec niego i jego mieszkańców – płacenie podatków, dbanie o wspólne przestrzenie, inicjowanie i realizowanie przedsięwzięć podnoszących jakość życia w mieście. W praktyce mieszkańcy miast z różną intensywnością partycypują, zarówno w sferze praw, jak i obowiązków. Dlatego powracając do kwestii przyznania lokalnych praw wyborczych cudzoziemcom, warto rozważyć, czy zaangażowanie obywatela polskiego i cudzoziemca, np. na rzecz odnowienia osiedlowego placu zabaw, głosowanie w budżecie obywatelskim i udział w wyborach samorządowych, coś różni? Podobnie zapytać można o sytuację odwrotną – gdy nie robi tego ani obywatel państwa, ani cudzoziemiec.

Wspólnota oddolna

Obywatelstwo miejskie to również codzienne, oddolne budowanie lokalnej wspólnoty poprzez nawiązywanie kontaktów i rozwijanie relacji w poprzek różnic narodowościowych, wynikających z posiadanego obywatelstwa. Część z nich rodzi się w sytuacji współbycia w różnych miejscach – współzamieszkiwania, współpracy; część wynika z działań na rzecz najbliższego otoczenia – dbania o klatkę schodową, podwórko. Tu także zadać można pytanie o różnice między obywatelem polskim i cudzoziemcem. Obywatelstwo miejskie wiąże się wreszcie z poczuciem bycia mieszkańcem miasta, subiektywną identyfikacją z miastem i jego mieszkańcami. To poczucie „bycia u siebie”, rodzący się związek z nową małą ojczyzną.

***

Trzy wskazane wymiary miejskiego obywatelstwa – partycypacyjny, relacyjny i tożsamościowy – charakteryzuje różny stopień zaangażowania, niezależnie od narodowości i obywatelstwa państwowego. Ale mimo to wśród społeczności przyjmującej aktywność cudzoziemców w kształtowaniu miasta i miejskiego życia, zwłaszcza w jej „twardym wydaniu” powiązanym z udziałem w lokalnych wyborach, może wywoływać odmienne emocje, powodować trudność wyrażenia zgody na taką dozę decyzyjności. Z tego względu kwestie relacji i tożsamości wydawać się mogą mniej problematyczne lub nawet nieproblematyczne.

Jakie zatem dostrzec można ograniczenia tak rozumianego miejskiego obywatelstwa w polskim kontekście?

Wiedząc, że część obcokrajowców ma już prawo uczestniczyć w wyborach lokalnych, postawić należy pytanie, czy „prawo do miasta” powinno być limitowane w zależności od tego, z jakiego kraju migranci do Polski przybywają, jak dalece – w konsekwencji – różnią się od nas (większości) kulturowo, religijnie, a niektórzy mogliby powiedzieć – cywilizacyjnie? W jakim stopniu różnice te przekładają się na nasze poczucie bezpieczeństwa i ustalony przez większość porządek społeczny i przewidywane naruszenie lokalnego (chciałoby się rzec wręcz domowego) miru? A być może należałoby zadać ważniejsze pytanie: czy „prawo do miasta” nie zależy coraz bardziej od liczbowego udziału migrantów w społecznościach miast i wsi?

W tej kampanii wielka polityka zupełnie przesłoniła samorząd

W odpowiedzi na to pytanie ważne wydaje się odniesienie do wieloletnich doświadczeń życia w homogenicznej wspólnocie narodowej i wspólnotach lokalnych ze „swoimi”, nielicznymi „oswojonymi innymi/obcymi” – polskimi obywatelami o innej niż polska narodowości lub przynależności etnicznej (osobami identyfikującymi się jako Niemcy, Ukraińcy, Białorusini, Czesi, Romowie, Ormianie itd.), których prawa zostały uregulowane dopiero w 2005 (w Ustawie o mniejszościach narodowych i etnicznych i języku regionalnym). Doświadczenia te mają swoje przełożenie nie tyle (a może nie przede wszystkim?) na sposób postrzegania migrantów, którzy coraz liczniej przybywają do Polski i zakorzeniają się w lokalnych wspólnotach, do których dołączają, ile na widzenie ich roli jako aktywnych mieszkańców mających wpływ na życie w mieście, podejmujących decyzje, włącznie z ustalaniem zakresu „prawa do miasta” dla cudzoziemców.

**

Kamilla Dolińska – dr hab. prof. UWr, socjolożka, od wielu lat związana z Zakładem Socjologii Pogranicza Instytutu Socjologii Uniwersytetu Wrocławskiego. Jej zainteresowania naukowe skupiają się wokół granic i pograniczy, migracji oraz problematyki mniejszości narodowych i etnicznych. Od ponad dekady zajmuje się zróżnicowaniem etnicznym Wrocławia. Opublikowała wiele artykułów i książek na temat wielokulturowości, miast podzielonych, kwestii narodowościowych.

Julita Makaro – dr hab. prof. UWr, socjolożka pracująca w Zakładzie Socjologii Pogranicza Instytutu Socjologii Uniwersytetu Wrocławskiego. Zainteresowania naukowe skupia na tematyce etnicznej, miejskiej, migracyjnej. Od ponad dekady zajmuje się zróżnicowaniem etnicznym Wrocławia. Opublikowała wiele artykułów i książek o wielokulturowości, miastach podzielonych, sąsiedztwach narodowych.

**

Finansowane przez Unię Europejską. Poglądy i opinie wyrażone są poglądami autorów i niekoniecznie odzwierciedlają poglądy Unii Europejskiej lub Dyrekcji Generalnej ds. Sieci Komunikacyjnych, Treści i Technologii. Ani Unia Europejska, ani organ przyznający finansowanie nie ponoszą za nie odpowiedzialności.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij