Kraj

Czas na referendum w kwestii prawa do picia gorącej kawy

Dwóch panów, którzy wielokrotnie mówili, że nie wiedzą, nie znają się na pigułce dzień po albo nie mają zdania, bo nie są ginekologami, wpadło na pomysł, by wiele innych osób, które tak jak oni się nie znają, jednak się w sprawie aborcji wypowiedziało.

„Z prawdziwą satysfakcją” Szymon Hołownia ogłosił pod pomnikiem Warszawskiej Syrenki, że dwie siły polityczne zgodziły się co do postulatów, które chcą realizować: trzech na pierwsze sto dni i trzech na pierwszą kadencję. Już na drugim miejscu znalazła się sprawa, która w pandemicznym roku 2020 wyprowadziła na ulice rekordowe tłumy – czyli drakońska ustawa antyaborcyjna, przepchnięta bez sejmowej debaty przez Trybunał Konstytucyjny Julii Przyłębskiej.

Szymon Hołownia i Władysław Kosiniak-Kamysz chcą uratować polskie kobiety: najpierw przywracając prawo sprzed wyroku TK, czyli „kompromisową” ustawę z 1993 roku, a potem przeprowadzając referendum. Tak, dwóch panów, którzy wielokrotnie mówili, że nie wiedzą, nie znają się na pigułce dzień po albo nie mają zdania, bo nie są ginekologami, wpadło na pomysł, by wiele innych osób, które tak jak oni się nie znają, jednak się w tej sprawie wypowiedziało.

„W tak ważnej, tkliwej, dojmującej dla wielu z nas sprawie nie może być tak, że decyzję będą podejmowali politycy albo biskupi. Sprawę powinni rozstrzygnąć Polacy! Polki i Polacy w referendum” – mówił Hołownia.

Kompromis i referendum

Ustawa z 1993 roku, uparcie przedstawiana jako „kompromis”, była kompromisem tylko między panami w garniturach i panami w koloratkach. Środowiska kobiece protestowały przeciw niej od samego początku.

Jednocześnie podziemie aborcyjne kwitło. W sterylnych gabinetach albo w obskurnych pokoikach za parę tysięcy można było „przywrócić miesiączkę”. Pamiętacie ogłoszenia w drukowanej prasie? „AAAAby przywrócić okres” i numer telefonu. Właściciele tych numerów po paru latach stawiali sobie wille i zażywali luksusowych wczasów.

Co więcej, kompromis ten nieustannie był podgryzany z prawej strony. Na przykład poprzez wprowadzoną w 1996 roku klauzulę sumienia, pozwalającą lekarzom odesłać kobietę potrzebującą aborcji z kwitkiem. Nawet bez obowiązku wskazania szpitala czy lekarza, który się tego podejmie.

Rzepliński jest współwinny dramatu ciężarnych kobiet

Klauzulę wprowadzono ustawą, a nie referendum. Ustawą też odebrano prawo do decydowania we własnym sumieniu kobietom. Skąd więc pomysł, by kobiece sumienia uwolnić za pomocą referendum, które w dodatku nie wiadomo kiedy miałoby się odbyć? Po przywróceniu „kompromisu” wola polityczna, by zajmować się tym tematem dalej, kiedy czekać będzie „lista spraw” do naprawienia po rządach PiS, może osłabnąć.

Hołownia przekonuje, że referendum odpolityczni sprawę, a decyzja – jaka by nie była – zyska silny społeczny mandat. To bzdura. Społeczny mandat można było gołym okiem zobaczyć na ulicach miast i miasteczek, a ostatnie sondaże pokazują, że nawet 70 proc. badanych jest za prawem do aborcji do 12. tygodnia.

Referendum będzie po prostu kolejną okazją do odegrania znanych i fałszywych melodii. Politycy i inni ludzie trzymający władzę, np. wymienieni przez lidera Polski 2050 biskupi, w kampanii referendalnej znów chętnie zabiorą głos w „kontrowersyjnej kwestii światopoglądowej”. Jeszcze raz przypomną wszystkie manipulacje i bzdury, na których ufundowana jest patriarchalna biowładza. Jeszcze raz zobaczymy pakiety treści umoralniających, nawracających, podważających zdolność kobiety do samodzielnej decyzji. Ordo Iuris, tak jak przy procesie sądowym Justyny Wydrzyńskiej, stanie jako reprezentant „dzieci nienarodzonych”.

Wydrzyńska: Zmuszanie do ciąży to przemoc, to gwałt

Nie znam jej, ale niech rodzi

Referendum byłoby kolejną batalią polityczną rozpisaną na miesiące, a może i lata, by w jej efekcie obywatel mógł spotkać się ze swoim sumieniem za zasłonką w lokalu wyborczym.

Czy Pan/Pani uważa, że Mariola spod trzydziestki powinna urodzić? Latawica, a jak urodzi, to się ustatkuje. A Iksińska? Ona to ma już w sumie piątkę, stary pije… Ostatnio chyba zaczęła pracować, dzieci w szkole, ani chybi chce się rozwieść. Ale jak będzie w ciąży, to się nie rozwiedzie. W sumie żal, żeby chłop na stare lata sam siedział. A może się poprawi przy szóstym? A Baśka? Zdrowa, faceta ma, że niejedna by chciała, zdziwaczeje bez dzieci, jeszcze nie wie, co to za radość. Nie chce? To niech zechce! Marysi można odpuścić, ona się już dwadzieścia lat opiekuje niepełnosprawnym synem. Na weekend pojechali z mężem, wytchnieniowe mieli.

Gdzie są te dzieci? W dupie!

czytaj także

Ohyda? Owszem, ale rozmowom o prawach kobiet zawsze towarzyszą mizoginistyczne oślizgłe heheszki. Ohydny jest sam pomysł, by ktoś za kotarką decydował o życiu, planach, zdrowiu i obowiązkach jakiejś bardzo konkretnej, choć nieznanej sobie kobiety na podstawie swoich wyobrażeń, poglądów Hołowni, Kosiniaka-Kamysza czy Jędraszewskiego.

Tak mniej więcej będzie wyglądało referendum, niezależnie od tego, jak sformułowane będą pytania i czy będzie w nich mowa o prawie do aborcji, o prawie do decyzji, o prawie do sumienia, czy też padnie pytanie o prawo do mordowania przez kobiety swoich nienarodzonych dzieci.

Niezależnie od zestawu słów każdy będzie mógł swoją władzę nad kobiecymi ciałami poczuć. Taka odrobina politycznej perwersji: wystarczy krzyżyk i już jakaś Ilona czy Kaśka przestaną móc decydować o własnym życiu, zaczną się bać, bo przecież wiadomo, że najpierw rodzisz to dziecko z wadami genetycznymi, a potem politycy przez kolejne kadencje będą ci machać przed nosem marchewką wsparcia, kasą na rehabilitację, lekarza, wózek albo pokoik do wypłakania się. Krzyżyk, i kobiety dalej będą umierać w wyniku sepsy, bo lekarze, obawiając się prokuratora, będą czekać, aż płód sam obumrze.

A przecież wiadomo, że przedmiotem najwyższej troski sumień Polaków będą te najsłabsze kobiety, których nie stać na prywatny zabieg ani na wyjazd do sąsiedniego kraju; które o pigułkach się dowiedzą albo nie. Bo te zamożniejsze, mniej wykluczone, jeśli nie będą miały pecha – poradzą sobie.

Zaufać obywatelkom

Referendum aborcyjne, jak chciałby Hołownia, byłoby pierwszym z wielu, bo „czas już przywrócić głos obywatelom”. A obywatelkom?

Skoro tak, to może poreferendujemy sobie o prawach Hołowni i Kamysza do opieki dentystycznej, prawie do badań nie tylko prenatalnych, ale w ogóle medycznych, prawie do operacji i innych cywilizacyjnych osiągnięć, które godzą w „naturę” łamaną na „prawa boskie”. Do przekazywania swoich genów kolejnemu pokoleniu, publicznego głoszenia bzdur albo do picia kawy, kiedy jest gorąca. Można się naigrywać i wymyślać, o czym jeszcze może wspólnie decydować w referendum, ale już dawno nie powinno to nikogo bawić.

Debata o aborcji trwa od 1993 roku, kolejne zmiany odbierały kobietom coraz więcej praw, od Czarnego Protestu w 2016 roku Sejm odrzucił w pierwszym czytaniu projekt Ratujmy Kobiety, a potem kolejny, Legalna Aborcja. Bez Kompromisów. Dość tego.

„Czas zaufać obywatelom” – powiedział w Tok FM polityk PSL Krzysztof Kosiński, prezydent Ciechanowa, zachwalając pomysł referendum. Nie. Czas zaufać obywatelkom. Tym, które są w ciąży. Czas oddać im zagrabione prawo do decyzji we własnym sumieniu.

Tuż po wygranych przez opozycję wyborach można przeprocedować gotową ustawę Legalna Aborcja. Bez kompromisów, która gwarantuje kobietom prawo do sumienia, do aborcji, prawo do edukacji, prawo do pigułki dzień po bez recepty w każdej drogerii. I od tego trzeba zacząć. A jeśli jakiś polityk chce zadbać o dzietność, niech zacznie od mieszkań, alimentów, porządnej edukacji publicznej, ochrony zdrowia, prawdziwego wsparcia OzN i opiekunek OzN, równości w opiece i zatrudnieniu.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Katarzyna Przyborska
Katarzyna Przyborska
Redaktorka strony KrytykaPolityczna.pl
Redaktorka strony KrytykaPolityczna.pl, antropolożka kultury, absolwentka The Graduate School for Social Research IFiS PAN; mama. Była redaktorką w Ośrodku KARTA i w „Newsweeku Historia”. Współredaktorka książki „Salon. Niezależni w »świetlicy« Anny Erdman i Tadeusza Walendowskiego 1976-79”. Autorka książki „Żaba”, wydanej przez Krytykę Polityczną.
Zamknij