Premier mówi, że władza nie chce osiedlowego podziału na Polskę A i B, a tymczasem na osiedlach takie podziały już istnieją w postaci ogrodzonych enklaw nowej zabudowy, które fragmentaryzują przestrzeń osiedli i wywołują niebezpieczną polaryzację społeczną – mówi dr Eliza Szczerek, ekspertka w zakresie rewitalizacji wielkopłytowych osiedli.
Kaja Puto: „Chcemy skończyć z dziadostwem i z drzwiami przyklejanymi taśmą samoprzylepną” – powiedział premier Mateusz Morawiecki o blokowiskach w Polsce. Czy rzeczywiście mają się tak źle?
Eliza Szczerek: Nie mają się aż tak źle, natomiast z pewnością jest co robić. Bloki z wielkiej płyty były budowane w pośpiechu i mają swoje wady technologiczne. Powstały one często w wyniku użycia niskiej jakości materiałów, niedopracowanych procesów technologii produkcji, uszkodzeń w transporcie czy niewłaściwego montażu prefabrykowanych elementów. To wszystko wraz z upływającym czasem sprawia, że standardy techniczne wielu bloków pozostawiają wiele do życzenia.
Premier zaprezentował siedmiopunktowy program rewitalizacji blokowisk pod nazwą „Przyjazne osiedle”. Na pierwszy ogień ma iść dobudowa wind w blokach i budowa miejsc postojowych. Czy to odpowiada na najbardziej palące problemy polskich blokowisk?
Nie nazwałabym tego problemami najważniejszymi, natomiast są to istotne kwestie. Trudno zaprzeczyć, że windy przydałyby się również w niższych blokach. We współczesnym projektowaniu przykłada się dużą wagę do inkluzywności przestrzeni, to jest uczynienia jej dostępną dla wszystkich, w tym osób o różnych ograniczeniach. A że nasze społeczeństwo się starzeje – problem wejścia na czwarte piętro bywa coraz większym wyzwaniem.
czytaj także
Mam jednak wątpliwości, czy uda się zrealizować ten plan ot tak, na masową skalę. Większość czteropiętrowych bloków w Polsce to tzw. klatkowce, na które składają się mieszkania skupione wokół klatki schodowej. Taki blok składa się z kilku segmentów i do każdego z nich potrzebna byłaby osobna winda. Technicznie jest to możliwe do wykonania, ale koszty tego przedsięwzięcia w skali kraju byłyby ogromne.
W kwestii miejsc postojowych mam mieszane uczucia. Wiele osiedli boryka się z ich brakiem, jednak zwiększenie ich ilości prowadzi do tego, że samochodów jest więcej i więcej. One już teraz często dominują w przestrzeni, zagarniając tę, która była kiedyś projektowana jako publiczna, czyli na przykład pasy zieleni pomiędzy podłużnymi blokami. Parkingi podziemne zapewne brzmią kusząco, ale znów, na masową skalę jest to utopia – ze względu na koszty i racjonalność ich budowania.
Jak w takim razie rozwiązać ten problem?
Należy promować nie zwiększanie liczby samochodów, lecz ich ograniczanie. Ważne jest zachęcanie do korzystania z komunikacji publicznej, bo akurat na osiedlach wielkopłytowych funkcjonuje ona zazwyczaj sprawnie. A jeśli nie, to w pierwszej kolejności właśnie komunikację publiczną należy usprawniać. Istotny jest również łatwy dostęp do różnego rodzaju usług w bliskim sąsiedztwie, tak żeby nie było potrzeby korzystania z auta.
Kolejnym punktem jest termomodernizacja, która wraz z instalacjami fotowoltaicznymi na dachach ma zapewnić poprawę efektywności energetycznej i niskoemisyjności budynków. Zdziwił mnie ten postulat, czy nie jest tak, że większość osiedli jest już po termomodernizacji?
Faktycznie większość polskich bloków przeszła już termomodernizację – w różnym stopniu. Niektóre po prostu ocieplono styropianem, w innych rozwiązano sprawę bardziej kompleksowo – towarzyszyła temu wymiana instalacji grzewczych, stolarki okiennej itd. Jednak standardy charakterystyki energetycznej obiektów są w czasach walki z globalnym ociepleniem coraz bardziej wyśrubowane. W świetle zobowiązań, jakie nakłada na nas Europejski Zielony Ład, remonty wykonane kilkanaście lat temu nie zawsze są dziś wystarczające, a tym bardziej nie będą takie w przyszłości.
W tym kontekście również pomysł instalacji paneli fotowoltaicznych na dachach bloków wydaje się mieć potencjał. Jednak samo położenie paneli nie wystarczy, bo mamy w Polsce chociażby problem z wydolnością sieci do przesyłania wytworzonej w ten sposób energii. Dlatego takiej inicjatywie powinny towarzyszyć systemowe działania związane z infrastrukturą OZE.
Zdziwił mnie też postulat zwiększenia dostępności terenów zielonych. Z tym chyba większy problem mają nowe osiedla, a nie te z PRL?
Zdecydowanie. Też mnie to zdziwiło, bo akurat dostępność terenów zielonych to jeden z atutów osiedli późnomodernistycznych, szczególnie w porównaniu ze współczesną zabudową, która często słusznie moim zdaniem nazywana jest „patodeweloperką”. Rząd mówi, że trzeba tworzyć nowe tereny zielone, podczas gdy polskie miasta borykają się raczej z niszczeniem tych, które już istnieją. Dlatego w tym względzie należałoby podjąć raczej działania realizujące zasadę primum non nocere – po pierwsze nie szkodzić.
Czyli jakie dokładnie?
Należałoby stosować odpowiednie rozwiązania planistyczne, które uchronią osiedla od dogęszczania nowymi budynkami, które powstają zarówno w ich środku, jak na obrzeżach. Zielone kołnierze otulające osiedla wielkopłytowe nierzadko były integralnym elementem ich założenia urbanistycznego. Ich niszczenie prowadzi do zaburzenia całościowej kompozycji urbanistycznej, rozmycia czytelnej krawędzi osiedla i oczywiście pozbawia mieszkańców terenów zielonych. Taką sytuację możemy zaobserwować na przykład w niektórych osiedlach mistrzejowickich w Krakowie.
Innym przykładem agresywnej presji deweloperskiej, wręcz urbanistycznej katastrofy, są krakowskie osiedla w Czyżynach, zlokalizowane przy pasie startowym dawnego lotniska Rakowice-Czyżyny. Nowe budynki powstały między starymi, a także na sąsiadujących terenach zielonych. Zawłaszczony został również pas startowy, który został częściowo zagrodzony i przeznaczony na parking. Jest to absolutna degradacja tej przestrzeni, która mogłaby służyć mieszkańcom całego miasta, a wiemy – np. z Berlina – jak atrakcyjną przestrzenią publiczną może stać się teren dawnego lotniska [mowa o dawnym lotnisku Berlin Tempelhof – przyp. red.].
Tymczasem problem dogęszczeń – moim zdaniem palący – w tych rządowych postulatach w ogóle nie istnieje. Ani problem grodzeń. Premier mówi, że władza nie chce osiedlowego podziału na Polskę A i B, a tymczasem na osiedlach takie podziały już istnieją w postaci ogrodzonych enklaw nowej zabudowy, które fragmentaryzują przestrzeń osiedli i wywołują niebezpieczną polaryzację społeczną. Na szczęście ogólna świadomość społeczna w tym aspekcie wzrasta i trend do grodzeń osiedli maleje, a niektóre miasta wdrażają uchwałę krajobrazową, która tę kwestię reguluje.
Wśród postulatów dotyczących stanu technicznego budynków znalazły się remonty instalacji oraz poprawa akustyki. Jednak osiedla z wielkiej płyty budowano na 50–70 lat, a więc dziś mija okres ich zaplanowanej przydatności. Czy bloki z wielkiej płyty wymagają większych interwencji?
Z przeprowadzonych kilka lat temu badań Instytutu Techniki Budowlanej wynika, że nie zagraża im katastrofa. Bloki okazały się trwałe pomimo swoich wad. Mówi się, że mogą postać nawet sto czy sto dwadzieścia lat, przy czym trzeba się nimi odpowiednio opiekować. Kluczowe jest wykonywanie przeglądów okresowych, ocena stanu technicznego, stosowne naprawy i wymiana instalacji – oczywiście tam, gdzie nie zostało to jeszcze zrobione, bo wielu blokach mamy to już za sobą. Również termomodernizacja przedłuża żywotność budynków.
Do tej pory remontem osiedli zajmowały się przede wszystkim spółdzielnie. Czy ma sens wspomaganie tego odgórną koordynacją przez organy państwowe?
Jak najbardziej. Widać to chociażby na przykładzie Niemiec, gdzie procesy rewitalizacji wspierane były programami na różnych szczeblach, z rządowym włącznie. To pomogło podejść do problemu wielopłaszczyznowo, tzn. uwzględniając m.in. aspekty przestrzenno-funkcjonalne, ekonomiczne, ekologiczne, technologiczne i co bardzo ważne – społeczne. Oczywiście Niemcy miały przed sobą dużo trudniejsze zadanie, bo we wschodnich landach musiały borykać się z ogromnym odpływem mieszkańców z tamtejszych osiedli.
Natomiast nazywanie tych siedmiu postulatów pomysłem na rewitalizację i rozwiązanie problemów polskich osiedli uważam za nieodpowiednie.
Dlaczego?
Te punkty mogą wpisywać się w proces rewitalizacji, ale go nie wyczerpują. Osiedla o dominującej funkcji mieszkaniowej często funkcjonują jako tzw. sypialnie. Rewitalizacja powinna przełamywać tę monofunkcyjność – wzmacnianą zresztą przez dogęszczanie – oraz zapewnić mieszkańcom różnorodność usług i miejsc pracy. Ważnym elementem rewitalizacji jest również reakcja na problemy konkretnych osiedli, jak np. bezrobocie czy wykluczenie społeczne.
A wracając do kwestii modernizacji samych bloków, warto byłoby przyjrzeć się standardom powierzchniowym mieszkań, w tym szczególnie mieszkań z małą lub ślepą kuchnią, która w dzisiejszych czasach staje się substandardem. Łączenie ze sobą niektórych mieszkań, zapewniające większy metraż i lepszy układ funkcjonalny, może być w przyszłości czymś wartym rozważania – również w sposób systemowy.
7 postkomunistycznych osiedli, na których chciałabyś mieszkać
czytaj także
Tylko że mieszkań w Polsce brakuje…
No tak, ale chyba nie chodzi nam o to, żeby zapewnić ludziom klitki, prawda? Rząd obiecał rozwiązać ten problem z pomocą programu Mieszkanie Plus. Nie wyszło – dlatego też z rezerwą podchodzę do najnowszych obietnic dotyczących rewitalizacji osiedli.
**
dr Eliza Szczerek (ur. 1981) – adiunktka na Wydziale Architektury Politechniki Krakowskiej. W swojej pracy doktorskiej zajęła się problematyką rewitalizacji wielkopłytowych osiedli mieszkaniowych w kontekście kreowania ciągłości i komplementarności przestrzeni publicznych współczesnego miasta. Pomocne w zrozumieniu problemów osiedli są własne doświadczenia jako osoby wychowanej w bloku. Jej zainteresowania skupiają się na zagadnieniach kształtowania wartościowego środowiska mieszkaniowego oraz przestrzeni publicznych dostosowanych do potrzeb społeczeństwa XXI wieku.