Kraj

Nie ma mieszkań zbyt drogich. Są tylko te, na które cię nie stać

Postanowiłem udowodnić, że mieszkania w Polsce nie tylko nie są zbyt drogie, ale tak naprawdę stać na nie prawie każdego. Wystarczy ruszyć głową, stworzyć plan i konsekwentnie się go trzymać.

Jednym z największych mitów krążących w polskiej debacie publicznej jest to, że mieszkania w Polsce są drogie i niedostępne cenowo. Wyjaśnijmy to raz na zawsze – one nie są drogie, po prostu was na nie nie stać. A to jest różnica.

Gdy mówimy, że coś jest za drogie, nadajemy temu niepotrzebnie pejoratywny wydźwięk. Angażujemy emocje, podczas gdy dyskusja o mieszkaniach powinna być oparta na chłodnej analizie danych i faktów. Emocje nie zbliżają nas do celu, wręcz przeciwnie, zwykle od niego oddalają.

Jeszcze nikt nigdy nie kupił mieszkania, stojąc na ulicy i krzycząc: „mieszkanie prawem, nie towarem”. W ten sposób można co najwyżej je stracić – wszak aktywizm pochłania czas i energię, które należy wykorzystywać w celach zarobkowych, ewentualnie w celu zwiększania swojego potencjału zarobkowania w przyszłości. Gdy ktoś angażuje się w społeczne inicjatywy broniące wydumanych praw człowieka, to zwykle przy tym nie zarabia. To tak, jakby strzelić sobie w stopę, a potem narzekać, że inni za szybko chodzą.

Lewica oczywiście jest znana z rzucania bluzgami i mową nienawiści na wszystkie strony. Wcześniej plugawiła dobre imię umów o dzieło, nazywając je „śmieciówkami”. Teraz bezpodstawnie wyzywa mieszkania od deweloperów od rzekomo zbyt drogich. Czekam, aż wreszcie któryś z tych obrażanych przedsiębiorców uzna, że ma już dosyć, i poda szanownych lewicowców do sądu o znieważenie dobrego imienia. Chociaż właściwie trudno się dziwić, że jeszcze nikt na to nie wpadł – przecież z tych gołodupców i tak ciężko będzie wyegzekwować jakiekolwiek odszkodowanie.

Umowy-zlecenia: oskładkować, ograniczyć, zlikwidować

Postanowiłem więc wreszcie udowodnić, że mieszkania w Polsce nie tylko nie są zbyt drogie, ale też, że tak naprawdę stać na nie prawie każdego. Wystarczy ruszyć głową, stworzyć plan i konsekwentnie się go trzymać. Wykształcić w sobie pożyteczne nawyki, zrezygnować z marnotrawienia czasu i przede wszystkim dostosować swoje plany do własnych możliwości. Nie ma mieszkań zbyt drogich – są tylko mieszkania, na które nie zdołałeś jeszcze zarobić odpowiednich pieniędzy. Tej prostej prawdy powinni uczyć już w podstawówce.

Dom z tarasem za 20 tysięcy

Zwolennicy tezy o zbyt drogich mieszkaniach często przywołują przykłady lokali wartych kilkaset tysięcy złotych, które dla mniej zaradnej części społeczeństwa faktycznie mogą być zbyt drogie. Tylko że to jest manipulacja i żerowanie na niewiedzy.

Fakt jest taki, że nawet w Warszawie przeciętna cena metra kwadratowego mieszkania wynosi kilkanaście tysięcy złotych. Przyjmijmy, że 12 tysięcy. To oznacza, że dziesięciometrowe mieszkanie kosztować będzie zaledwie 120 tysięcy, a pięciometrowe ledwie połowę tej kwoty. Czy 60 tys. złotych za mieszkanie to dużo?

Na pięciu metrach kwadratowych można się przecież spokojnie urządzić. To jest prostokąt 2 na 2,5 metra, a 2,5 metra to bardzo dużo. Najwyższy koszykarz NBA w historii, Gheorghe Mureșan, mierzył tylko 2,31. W takim mieszkaniu zmieściłby się leżący Mureșan i jeszcze zostałoby trochę miejsca, na przykład na kaloryfer.

Mieszkania w Polsce mogłyby więc kosztować zaledwie kilkadziesiąt tysięcy złotych, gdyby ludzie przestali marzyć o obszernych lokalach, które przekraczają ich horyzonty finansowe. Ci sami ludzie oczekują też mieszkań o bardzo wysokim standardzie, a potem się dziwią, że są one zbyt drogie. Tymczasem ocieplenie budynku czy uzbrojenie go w rury i kable sporo kosztuje. A przecież można nieco poskromić swoje zachcianki i zadowolić się czymś skromniejszym.

Na przykład domkiem działkowym. Według jednej z ofert bardzo ładny domek działkowy Zawilec Megiw kosztuje zaledwie 12 tys. złotych.

Za 21 tys. złotych można kupić już prawdziwy dom z tarasem Jaskier. Do tego trzeba by doliczyć co najwyżej kilkadziesiąt tysięcy złotych na wydzierżawienie ogródka działkowego i mamy dom jednorodzinny za cenę grubo poniżej 100 tys. złotych.

I to w całkiem niezłej lokalizacji, gdyż Rodzinne Ogrody Działkowe są często położone w atrakcyjnych miejscach. W zimie w takim domu może być nieco chłodno, ale dzięki zmianom klimatycznym – które lewica oczywiście także oczernia – już niedługo nie będzie zim wcale. Wystarczy więc przetrwać najbliższe kilka lat, żeby dom z tarasem Jaskier stał się godnym pozazdroszczenia miejscem do życia.

Lewica załamuje także ręce nad rzekomo zbyt wysokimi czynszami najmu. Podobno 3 tys. złotych za kawalerkę w Warszawie to przesada. A przecież wystarczy wyjść ze swojej strefy komfortu i rozejrzeć się dookoła nieco szerzej, by się zorientować, że mieszkań w najmie na każdą kieszeń jest bez liku.

Proszę bardzo, pierwsze z brzegu – gustowna kawalerka położona w Szydłowcu. Cena? Zaledwie 900 złotych plus 400 złotych opłat. Szydłowiec leży w tym samym województwie co Warszawa, więc stołeczni rewolucjoniści spod znaku kawioru nie musieliby nawet zmieniać pracy – o ile w ogóle ją mają.

Jeszcze taniej, bo za 800 złotych plus media, można wynająć szykowne mieszkanie w Nowogrodźcu. Nowogrodziec leży blisko Niemiec, w których zawsze można znaleźć pracę opłacaną w euro, czyli twardej walucie, co pozwoli na trwałe zwiększenie potencjału finansowego. Tak zachwyceni Niemcami lewicowcy mogliby tam zresztą spędzać cały dzień, a do Nowogrodźca wracać tylko na noc. Od biedy mogliby nawet mówić, że mieszkają w Niemczech.

10 zł dziennie na wyżywienie

Przyjmijmy jednak, że ktoś koniecznie chce kupić obszerne mieszkanie, i to jeszcze w dużym mieście. Na przykład był nieostrożny i spłodził dziecko – takie błędy się zdarzają.

50-metrowe mieszkanie w cenie 12 tys. złotych za metr daje już 600 tys. złotych. Czy 600 tysięcy to dużo? To przecież nie jest wcale wysoka kwota. 600 tysięcy to mniej niż milion i dużo mniej niż 2 miliony. Jeśli ktoś zarabia 6 tys. złotych na rękę, to na zakup takiego mieszkania wystarczy mu odłożenie stu swoich pensji (dla ułatwienia nie licząc wzrostu cen).

No dobrze, odłożenie całej pensji faktycznie może być trudne, ale połowę? Czemu nie? Wystarczy więc dwieście razy odłożyć połowę pensji, by zakupić niemałe mieszkanie w dużym mieście. Gdy partnerka zarabia podobnie, ten czas znowu skraca się do 100 miesięcy. Czyli zaledwie osiem lat z kawałkiem. Ten okres minie jak z bicza strzelił – trzeba tylko myśleć w tym czasie o czymś innym. Przecież pierwsze osiem lat życia minęło nam tak szybko, że nawet ich nie pamiętamy.

W jaki sposób odłożyć te 3 tys. złotych miesięcznie? To oczywiste – wystarczy tylko zrezygnować z niepotrzebnych wydatków. Gdy zarabia się 6 tys. złotych miesięcznie, odkładanie 3 tysięcy jest bardzo proste. Trzeba po prostu zrobić listę wszystkich miesięcznych wydatków od najbardziej priorytetowych do tych najmniej, a następnie zacząć je podliczać i po dojściu do 3 tysięcy wszystko pozostałe skreślić.

Bez wątpienia na dole znajdzie się głównie niepotrzebna konsumpcja, której współczesny człowiek tak często daje się ponieść. Można na przykład skreślić wszelkie abonamenty na usługi streamingowe, to już pewnie będzie ze 100 złotych. Kolejne 100 złotych to karnet na siłownię – o formę fizyczną spokojnie można zadbać bezpłatnie, na przykład robiąc pompki, biegając czy uprawiając kalistenikę.

Dwie książki miesięcznie to kolejne 100 złotych – nie ma potrzeby kupowania książek, są przecież biblioteki publiczne, ewentualnie Chomikuj. Do tego trzeba doliczyć przynajmniej 800 złotych na wyjścia weekendowe – przyjmując wydawanie 200 zł w jeden weekend. Przecież nie ma potrzeby wychodzenia ze znajomymi, od braku kolegów jeszcze nikt nie umarł. Znajomi są zwykle źródłem wielu utrapień – wskażcie mi osobę, która nigdy nie pokłóciła się z przyjaciółmi. Rezygnacja ze spotkań towarzyskich dobrze wpłynie na samopoczucie i zdrowie psychiczne.

Rentierzy mogą spać spokojnie, PiS znów się ich wystraszył

Już mamy 1100 złotych. Kolejne 500 złotych można zaoszczędzić na jedzeniu. Wystarczy tylko jeść połowę tego, co się je zazwyczaj. Większość ludzi przyjmuje zdecydowanie zbyt dużo kalorii. Ciało człowieka ma niesamowite możliwości, potrafi wytrzymać nawet długi post.

Minimalna bezpieczna liczba kalorii to jakieś 1800 dziennie. Sto gramów migdałów to niecałe 600 kalorii. Wystarczy więc jeść trzysta gramów migdałów dziennie, żeby przeżyć. Przypomnijmy, że migdały są bardzo zdrowe. W internecie można kupić kilogram migdałów za 30 złotych.

W ten sposób ma się trzydniowy posiłek – można się więc wyżywić za 10 złotych dziennie. To zaledwie nieco więcej niż dwa dolary, czyli okolice globalnej granicy skrajnego ubóstwa. Trudno powiedzieć, dlaczego ludzie żyjący za mniej niż dwa dolary dziennie są zaliczani do globalnej biedoty. Przecież taka kwota spokojnie wystarcza na godne życie. Tak czy inaczej, za 300 złotych miesięcznie spokojnie można się wyżywić. Migdałami.

Skorzystać z okna życia

Kolejne kilkaset złotych można zaoszczędzić na transporcie. Szczególnie jeśli jeździcie samochodem. Można z niego częściowo zrezygnować i co drugi dzień jeździć stopem – przecież zawsze się ktoś w końcu zatrzyma. Można udawać chorego albo pobitego, żeby wywołać w kierowcach reakcję emocjonalną – ludzie się na to często nabierają.

W celu powrotu z pracy można prosić ludzi z tego samego zakładu, żeby wyjątkowo was podwieźli, bo jakaś ważna rzecz wypadła, a samochód stoi w warsztacie. Trzeba tylko uważać, żeby nie prosić za często tej samej osoby, bo się zorientuje. Ale w dużym zakładzie pracy, w którym zatrudnionych jest, dajmy na to, 300 osób, można właściwie codziennie prosić o podwózkę kogoś innego – a w kolejnym roku część załogi przecież zwolnią lub wymienią.

Oczywiście można też zaoszczędzić na dziecku. Dziecko to pochłaniacz pieniędzy, energii i czasu, ale przede wszystkim jednak pieniędzy. Na dziecko pewnie wydajecie spokojnie z 1000 złotych miesięcznie. Tymczasem dziecko można przecież oddać – wiele rodzin bardzo chętnie adoptuje malucha. Noworodka można odnieść do okna życia, tam w ogóle o nic nie pytają.

Sprawa robi się nieco trudniejsza, jeśli się zagapiliście i pozwoliliście swojemu dziecku za bardzo podrosnąć. Takiego wyrośniętego bachora nikt nie przygarnie, a na okno życia jest zdecydowanie za późno. W takiej sytuacji trzeba po prostu wysłać je do pracy – niech odpracowuje część tego, co w nie wkładacie.

Są różne zajęcia, którymi mogą parać się dzieci. Są zwykle małe, więc bardzo sprawnie zbierają owoce z niskich krzewów. Są też często bardzo wygimnastykowane – potrafią wsadzić do ust duży palec u nogi. Takie zwinne stworzenia spokojnie można wykorzystywać do wydobywania różnych przedmiotów. Zawsze można je jeszcze przyuczyć do roboty.

Dziennikarka wynajmuje mieszkanie na Facebooku. Wszystko poszło nie tak

No i proszę, już mamy 3 tys. złotych miesięcznych oszczędności – i to z naddatkiem. Wystarczy, że powtórzycie powyższy manewr dwieście razy z rzędu (a w parze zaledwie sto), żeby zdobyć pieniądze na upragnione mieszkanie.

Oczywiście tego nie zrobicie, bo wam się nie chce. Wygodniej jest narzekać, że świat jest niedobry i niesprawiedliwy. A potem znowu będzie płacz, że zły deweloper sprzedaje za drogo, za ciasno i w niefajnej lokalizacji.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Piotr Wójcik
Piotr Wójcik
Publicysta ekonomiczny
Publicysta ekonomiczny. Komentator i współpracownik Krytyki Politycznej. Stale współpracuje z „Nowym Obywatelem”, „Przewodnikiem Katolickim” i REO.pl. Publikuje lub publikował m. in. w „Tygodniku Powszechnym”, magazynie „Dziennika Gazety Prawnej”, dziale opinii Gazety.pl i „Gazecie Polskiej Codziennie”.
Zamknij