Kraj

Białe Miasteczko 2.0: nie chcemy, żeby ochrona zdrowia skonała

„Ludzie mówią, że chcemy pieniędzy. Ja bym chciał więcej pieniędzy na lepszą ochronę zdrowia i życia, na lepszą diagnostykę, na zatrzymanie medyków w publicznej ochronie zdrowia. Żebyśmy mogli godnie żyć i wypoczęci przychodzić do pracy”. Katarzyna Przyborska rozmawiała z lekarzami i pielęgniarkami w Białym Miasteczku.

Białe Miasteczko 2.0 leży naprzeciw gmachu Kancelarii Premiera, ale jest przesunięte lekko w stronę centrum. Dokładnie na wprost kancelarii trawniki, chodniki i ścieżki rowerowe zostały wygrodzone do samej jezdni tak, że przejść można tylko wąziutkim chodnikiem pod samym ogrodzeniem Łazienek. Tego pustego placu pilnują policjanci z maskami na twarzach. Tylko pozazdrościć takiej roboty.

Miasteczko to kilka otwartych namiotów, w których codziennie odbywają się konferencje prasowe i spotkania tematyczne, poświęcone sytuacji kolejnych obszarów ochrony zdrowia. Ale wiele osób przychodzi nie tylko w czasie konferencji, tylko tak po prostu, odwiedzić protestujących. W ciągu jednej doby przeszło tamtędy około 5 tysięcy osób, z czego większość nie przypadkiem, często z aprowizacją, dobrym słowem, wsparciem, podziękowaniem za pracę. Premier Morawiecki jak dotąd się nie pojawił, chociaż ma tak blisko.

Przychodzą za to posłowie, którzy od razu są przez protestujących sadzani na „gorącym krześle”. W niedzielę przysiedli na nim posłowie KO Michał Szczerba i Tomasz Zimoch − polecam tę rozmowę, po bardzo dobrze pokazuje, jak trudno wyjść poza skostniałe ramy w myśleniu o ochronie zdrowia. Poseł Zimoch uważa na przykład, że pielęgniarkę może zastąpić z marszu, sądząc najwyraźniej, że ten zawód nie wymaga kwalifikacji. Odpowiedzią na brak pielęgniarek ma być natomiast zakładanie polskich szkół pielęgniarskich w innych krajach.

Białe Miasteczko 2.0. Dzień drugi. Gorące krzesło, odcinek 2.

Białe Miasteczko 2.0. Dzień drugi. Gorące krzesło, odcinek 2.

Posted by Porozumienie Rezydentów on Sunday, September 12, 2021

Prowadzący rozmowę lekarz zauważa, że żadna pielęgniarka kształcona za granicą nie będzie chciała przyjechać do pracy na polskich warunkach. Okazuje się jednak, że spryt tego pomysłu zasadza się na tym, że owe szkoły miałyby być otwierane np. w Ukrainie – właśnie po to, by sprowadzać do polskich szpitali tańszy personel. Wszystko, byle nie podnieść płac polskim pielęgniarkom. Posłowi powinny uszy płonąć. Tymczasem co roku na 5600 absolwentek i absolwentów pielęgniarstwa tylko 2,5 tysiąca zostaje w Polsce. Jedna pielęgniarka ma pod opieką 30–40 pacjentów. Na tle Europy wypadamy po prostu tragicznie.

Przychodzimy w porze, kiedy tłumów już nie ma, zaglądamy do namiotów. Protestujący zmieniają się co parę dni. Na protest, wbrew pogardliwym słowom Stanisława Karczewskiego, wykorzystują urlopy i dni wolne. − Nawet trochę jak na wakacjach, śpimy pod namiotami − śmieją się, pokazując porozstawiane wokół zielone, turystyczne namiociki.

Wszyscy mi to odradzali

Spotykamy studentów kierunku lekarskiego Uniwersytetu Medycznego w Łodzi. Kiedy w 2007 roku pielęgniarki zorganizowały pierwsze Białe Miasteczko, byli jeszcze dziećmi.

− Miałem wtedy sześć lat − mówi Jeremiasz Januszewski z Torunia, który nawet nie rozważał innej ścieżki zawodowej. − Chociaż wiele osób namawiało mnie na politechnikę, bo po niej zarabia się więcej. Jestem na kierunku lekarskim dość nietypowo, bo po mat.-fizie. Musiałem nadrobić biologię i chemię, ale na razie daję sobie radę − mówi.

− Ja zawsze chciałem pracować z ludźmi − mówi Jakub Kopeć z Kalisza. − Rozważałem ratownictwo medyczne. Wszyscy mi to odradzali. Większość osób uważa, że ratownicy jeżdżą tylko do meneli leżących na przystanku. Moja dziewczyna jest na pielęgniarstwie i te studia, ten zawód też jej każdy odradzał. Ludzie uważają, że zajmowanie się ludźmi jest… nieciekawe, nie widzą siebie w tej roli, nie rozumieją, że my chcemy pomagać, że to jest nasza pasja. Rozważałem informatykę, chemię. Dziewczyna doradziła mi, żebym poszedł na kierunek lekarski. Wiedziała, że będę żałował, jeśli nie spróbuję.

10 lat temu pokonały Kaczyńskiego – o swoje muszą walczyć dalej

− Spotkałam się z opiniami, że ta praca jest zbyt ciężka w stosunku do zarobków − mówi z kolei Weronika Bensz z Lublińca. − Że odpowiedzialność, jaka ciąży na pielęgniarkach i pielęgniarzach, jest niewspółmierna w stosunku do pieniędzy, jakie za to dostają. Mamy cały czas kontakt ze środowiskiem lekarzy, opowiadają nam, jak to wygląda, jak pracują, jak pracowali na Stadionie Narodowym, jakie są braki i problemy. Pandemia dobitnie ujawniła braki kadrowe. Na samym początku pojawiły się na grupach uczelnianych formularze, że szukają studentów do pracy, nieważne, który rok, jaki kierunek − dodaje.

− Pierwsze nasze praktyki były pielęgniarskie − wspomina Jakub Kopeć. − Można było zauważyć brak czasu. Każda pani pielęgniarka i każdy pan pielęgniarz bardzo się cieszyli, że my możemy chociażby zmierzyć pacjentom ciśnienie, cukier czy temperaturę, a oni mogli w tym czasie robić inne konieczne rzeczy.

Fot. Jakub Szafrański

− U nas na oddziale bieganina była od siódmej do dwunastej, nikt nie siedział, nie stał w miejscu − dopowiada Jeremiasz Januszewski. − A ludzie mówią, że pielęgniarki, pielęgniarze siedzą, nic nie robią. Nawet jak nic wyjątkowego akurat się nie dzieje, cały czas muszą być na miejscu, czuwać, sprawdzać.

− Czasami siedzimy, ale to po to, żeby zająć się papierami − do rozmowy dołącza Mateusz Skupień, pielęgniarz w Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym nr 2 w Jastrzębiu-Zdroju. − Jest tyle dokumentacji do wypełnienia, że większość dnia poświęcam na wprowadzanie danych do systemu. Kiedy przetaczam krew pacjentowi, muszę później wpisać te dane dwa razy do systemu, na kartę pacjenta i do osobnej książki papierowej. Jeśli przetacza się jedną, dwie jednostki, to jeszcze nie jest duży problem, ale kiedy pacjent jest w ciężkim stanie, potrzebuję drugiej osoby, która robiłaby tylko dokumentację. U nas są dwie sekretarki medyczne, natomiast pracy jest tyle, że one zajmują się pilnowaniem, koordynacją. Każdy pacjent ma teczkę z dokumentacją, a u nas na intensywnej terapii ma segregator albo dwa. Tej dokumentacji jest mnóstwo. Bez sekretarki medycznej nasz oddział nie byłby w stanie funkcjonować.

To już drugie Białe Miasteczko – i pewnie nie ostatnie

− To jest jeden z naszych postulatów, żeby wprowadzić sekretarki medyczne. To usprawniłoby cały system, a lekarze i lekarki mieliby więcej czasu na wykonywanie swoich podstawowych zadań − przypomina Weronika Bensz.

Wyjadą czy zostaną?

− Ludzie mówią, że chcemy pieniędzy. Tak, chcemy, ale to nie znaczy, że żądamy czegoś dla siebie − mówi Jakub Kopeć. − Ja bym chciał więcej pieniędzy dla szpitala i opieki, bo to się będzie przekładać na lepszą ochronę zdrowia i życia, na lepszą diagnostykę, na zatrzymanie medyków w publicznej ochronie zdrowia, żeby nie było braków kadrowych. Żebyśmy mogli godnie żyć i wypoczęci przychodzić do pracy.

Fot. Jakub Szafrański

− To byłaby bardzo poważna decyzja, wyjechać za granicę − mówi Jeremiasz Januszewski. − Ale być może będzie trzeba. Jest też sektor prywatny. Chcielibyśmy jednak zostać w publicznej ochronie zdrowia, gdyby wyglądała tak jak za granicą. Tam lekarz nie musi się bać, że jeśli popełni błąd, to pójdzie do więzienia. Zwłaszcza jak ktoś po 36 godzinach pracy ma stanąć za stołem i operować. Nie powinien stawać za stołem.

− Ale jak on nie stanie, to nikt nie stanie i pacjent umrze − stwierdza Weronika Bensz. − System doprowadza lekarzy do stanu wyczerpania i system powinien wziąć za to odpowiedzialność. Na Zachodzie nie karze się za błędy, ale się je analizuje, żeby ich w przyszłości nie powtórzyć. Lekarze nie mogą być zastraszani, bo nie będą podejmować się trudnych operacji. Jeśli nic się nie zmieni, to cóż, pozostaje nauka języka obcego. Na tle Unii Europejskiej nasza sytuacja wygląda bardzo źle. Żeby było chociaż tak, jak jest w Czechach, już nawet odpuśćmy sobie aspirowanie do poziomu Niemiec. Chcemy godnie pracować. Stąd postulat: jeden lekarz, jeden etat.

Do namiotu wchodzi Adam Makszewski, lekarz.

− Ja nie chciałbym, żeby ochrona zdrowia skonała − mówi. – Zastanawiam się nad specjalizacją w psychiatrii dziecięcej. Miałem ostatnio okazję obserwować, co się dzieje. We Wrocławiu były dwie próby samobójcze w ciągu jednego tygodnia. To jest przerażające, jak się słyszy o ośmiolatkach, które w Polsce decydują się popełnić samobójstwo i które nie mają dostępu do żadnej opieki. Na Podlasiu nie ma ani jednego oddziału psychiatrii dziecięcej, a w Świętokrzyskiem jest tylko jeden. W Warszawie pracuje ponad połowa wszystkich psychiatrów w Polsce. Z jednej strony mamy do czynienia z brakiem specjalistów, a z drugiej brak nam świadomości tego, co się dzieje z dziećmi, które najczęściej określane są jako „niegrzeczne” albo „jakieś dziwne”. I myślę, że jednym z powodów tego stanu rzeczy jest to, że nie ma się do kogo zwrócić. Nie ma poradni pierwszego, drugiego, trzeciego stopnia. Brakuje infrastruktury, która byłaby dostępna dla wszystkich. Kiedy powstawały oddziały covidowe, to oczywiście oddziały psychiatrii dziecięcej były pierwsze do likwidacji, jako najmniej priorytetowe, jeśli chodzi o potrzeby zdrowotne Polaków. Dzieci w Polsce nie są zdolne upominać się o swoje prawa, czy to w drodze wyborów, czy jakiejkolwiek innej. Więc jeśli z czegoś zrezygnować, to właśnie z tych niegrzecznych dzieci.

Fot. Jakub Szafrański

Efekt pandemii

W 2007 roku protestowały tylko pielęgniarki. Teraz, mimo że rząd próbował środowiska medyczne skłócić, dosypując pieniędzy wedle uznania, lekceważąc staż pracy i doświadczenie pielęgniarek, wszystkie środowiska medyczne są razem. Domagają się konkretów i poważnego traktowania.

− Potrzebny jest ktoś z większą władzą niż minister Niedzielski, bo zmiany muszą być fundamentalne. Na stanowisku ministra zdrowia mamy do czynienia z dość szybką rotacją − mówi Weronika Bersz. − Chcemy, żeby wyszedł do nas premier Morawiecki, odpowiedział na nasze postulaty, bo od deklaracji podwładnych łatwiej mu będzie odejść.

− W czasie pandemii wyrabiałem pełny etat w szpitalu plus nadgodziny, plus trzy−cztery dodatkowe dyżury w miesiącu − wspomina Mateusz Skupień. Dyżur to 12 godzin. My zawsze mamy dużo pracy, ale wtedy pracy było jeszcze więcej. A kiedy człowiek przychodzi do pracy i widzi swojego współpracownika tak samo zmęczonego, to buduje atmosferę zażyłości, że jesteśmy w tym razem. Wydaje mi się, że pandemia zbliżyła personel i to dało możliwość wspólnego protestu.

Rząd sam się zawsze wyleczy, więc może gardzić pielęgniarkami

− Mam wrażenie, że od czasu pandemii ludzie bardziej skupiają się na wewnętrznym przeżyciu. Nie muszą gnać za czymś, za karierą, ale okazuje się, że ważna jest lokalność, bliskość. Ludzie coraz mniej chętnie wyjeżdżają gdzieś daleko. Może postulat naszego miasteczka: jeden lekarz, jeden etat, wynika też z tego zatrzymania, świadomości, że życie ma się jedno − mówi Adam Makszewski.

Polityka zdrowotna rządu to nie tylko kwestie finansów i zarządzania. Na medykach odbija się też brak szacunku rządzących, pogardliwe słowa o niechęci do pracy kierowane w czasie pandemii do ludzi, którzy pracowali ponad siły, a także umizgi polityków do antyszczepionkowców. Ten filmik to kolejny argument za tym, żeby nie używać słowa „służba”. Policjanta na służbie bronią przepisy. Lekarza „na służbie” kto broni?

Studia pielęgniarskie licencjackie trwają trzy lata, magisterskie to kolejne dwa, a jeszcze następne dwa zajmuje specjalizacja. Studia lekarskie to sześć lat, następne sześć to specjalizacja. Potem ciężka praca ponad siły, w atmosferze ciągłego szantażu moralnego, oskarżeń bądź lekceważenia.

Chodźcie do Białego Miasteczka, niech wiedzą, że jesteśmy z nimi.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Katarzyna Przyborska
Katarzyna Przyborska
Redaktorka strony KrytykaPolityczna.pl
Redaktorka strony KrytykaPolityczna.pl, antropolożka kultury, absolwentka The Graduate School for Social Research IFiS PAN; mama. Była redaktorką w Ośrodku KARTA i w „Newsweeku Historia”. Współredaktorka książki „Salon. Niezależni w »świetlicy« Anny Erdman i Tadeusza Walendowskiego 1976-79”. Autorka książki „Żaba”, wydanej przez Krytykę Polityczną.
Zamknij