Kraj

Banaś rzuca granat. Karty w ręku Ziobry

Jeśli ktoś w rządzie cieszy się z dzisiejszej konferencji NIK, to osobą tą jest Zbigniew Ziobro. To do kierowanej przez niego prokuratury wpływają zawiadomienia o możliwości popełnienia przestępstwa przekroczenia uprawnień i niedopełnienia obowiązków przez Mateusza Morawieckiego, Jacka Sasina, Michała Dworczyka oraz Mariusza Kamińskiego.

Marian Banaś ma, trzeba to przyznać, wyczucie dramaturgii. We wtorek o 15.30 wyszedł na konferencję prasową, ogłosił, że Najwyższa Izba Kontroli składa powiadomienie do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa przekroczenia uprawnień i niedopełnienia obowiązków przez Mateusza Morawieckiego, Jacka Sasina, Michała Dworczyka oraz Mariusza Kamińskiego, po czym wyszedł, nie odpowiadając na pytania dziennikarzy. „Pancerny Marian” rzucił w rząd granatem i oddalił się w swoją stronę, zostawiając podwładnym obowiązek wyjaśnienia detali.

Jakie będą polityczne konsekwencje zawiadomień NIK?

Rząd od tego nie upadnie…

W normalnej, dobrze rozwiniętej demokracji liberalnej fakt, że konstytucyjny organ kontroli podejrzewa czołowych ministrów z premierem włącznie o popełnienie przestępstw przy organizacji wyborów, skończyłby się wielkim skandalem, burzliwą debatą w parlamencie i najpewniej dymisją rządu. W Polsce PiS oczywiście nic takiego się nie stanie – jeśli kiedykolwiek Polska była dobrze działającą demokracją liberalną, to z całą pewnością nie jest nią dziś.

Po trupach i na gębę, czyli wybory w kraju z patyka i śliny

Rząd Morawieckiego ciągle ma większość, a nawet gdyby jej nie miał, to z instytucją konstruktywnego wotum nieufności wpisaną do konstytucji może trwać i bez większości. Jedyną osobą, która by mogła usunąć Morawieckiego, jest dziś Jarosław Kaczyński. A nietrudno przewidzieć reakcję prezesa Kaczyńskiego na oskarżenia NIK: „atakują nas, więc trzeba się bronić, iść w zaparte, przeczekać”.

W serii ostatnio udzielonych wywiadów Kaczyński wprost mówił, że to on podjął decyzję o wyborach pocztowych. Zdaniem prezesa PiS były one koniecznością, wybory musiały się bowiem odbyć w konstytucyjnym terminie, wybory korespondencyjne były w pandemii jedyną opcją. Lider obozu rządowego jest całkowicie impregnowany na jakiekolwiek argumenty, że rząd w sprawie wyborów pocztowych działał bezprawnie. Co prawda, z tego, co mówił NIK na konferencji, przestępstwo Sasina i Kamińskiego miało polegać na tym, że wbrew rozporządzeniu premiera nie zawarli oni odpowiednich umów z Pocztą Polską – innymi słowy, niezależnie od tego, że decyzja premiera o przygotowaniu wyborów pocztowych nie miała podstawy prawnej, to jego ministrowie wykonali ją w dodatku w sprzeczny z prawem sposób. Trudno jednak uwierzyć, żeby takie szczegóły zmieniły ogólną ocenę sytuacji przez prezesa Kaczyńskiego.

Lider PiS ma w dodatku dość dobrą polityczną podkładkę, by całą sprawę przedstawić jako atak na swoje środowisko: prezesem NIK jest Marian Banaś, człowiek głęboko skonfliktowany z partią. Nietrudno zgadnąć, jak sprawę przedstawi TVP: skompromitowany Banaś, na którym ciążą poważne zarzuty, zamiast podać się do dymisji, atakuje rząd. Oczywiście, to nie sam Banaś pisał raport, pracowało nad nim grono doświadczonych kontrolerów NIK, służących w Izbie na długo przed Banasiem. Kontrolę koordynował Bogdan Skwarka, doświadczony urzędnik z długim stażem w Izbie, wcześniej szef Kancelarii Senatu. Znów, jest to szczegół, który w niczym nie przeszkodzi PiS-owskiej propagandzie.

…ale wstydu się naje

Choć rząd od działań NIK nie upadnie, to naje się politycznie wstydu. Konstytucyjny było nie było organ, jakim jest NIK, potwierdza najpoważniejsze oskarżenia opozycji z ubiegłego roku, w tym to najistotniejsze: że władza próbowała bezprawnie zorganizować wybory. Raport NIK nie pozostawia wątpliwości: rząd nie miał żadnych uprawnień, by ruszyć z przygotowaniami do wyborów korespondencyjnych, mimo epidemii. Jedynym organem uprawnionym do organizacji wyborów pozostawała Państwowa Komisja Wyborcza. Rząd bez żadnego umocowania w prawie wszedł w jej kompetencje.

Zarzuty przekroczenia uprawnień dla Dworczyka i Morawieckiego, zagrożone karą do trzech lat więzienia, oraz niedopełnienia uprawnień dla Kamińskiego i Sasina to poważna sprawa. Nigdy w historii III RP nie mieliśmy takiej sytuacji, by premier, wicepremier, szef jednego z najważniejszych resortów (MSW z tajnymi służbami) i czołowy współpracownik szefa rządu byli oskarżani o złamanie prawa przez tak poważną instytucję jak NIK. Gdyby coś takiego wydarzyło się, kiedy PiS był w opozycji, rządząca dziś partia krzyczałaby o układzie, państwie mafijnym i domagała się dymisji całego rządu, jeśli nie delegalizacji tworzącej go partii.

Zarzuty podkopują autorytet i pozycję polityczną całej czwórki. Najbardziej bolesne jest to dla Morawieckiego i Dworczyka. Sasin, poza twardym elektoratem PiS, i tak jest głównie memem; Kamiński nie ma wiarygodności jako osoba skazana nieprawomocnie za przekroczenie uprawnień na trzy lata bezwzględnego więzienia – ułaskawił go Andrzej Duda. Dworczyk i Morawiecki są jednak ciągle na fali wznoszącej, cały czas mają status gwiazd PiS i nadziei rządzącego obozu. Ich siła polega na tym, że na tle Sasinów i Suskich wypadają na światłe, kompetentne osoby, zdolne dotrzeć do bardziej centrowego elektoratu. Raport NIK i zawiadomienie do prokuratury to dla nich bardzo poważny polityczny kłopot, który będzie się za nimi ciągnął do końca kariery. Nawet jeśli teraz nie poniosą żadnej odpowiedzialności karnej, to władza kiedyś się zmieni, a wtedy nie wiadomo, jak zachowa się prokuratura.

Wreszcie, doniesienie NIK przesłoni na jakiś czas Polski Ład. Wielką polityczną inicjatywę, która miała pokazać, że PiS odzyskuje kontrolę nad narracją polityczną i znów narzuca tematy rozmów i określa linie sporu.

Prezent dla Ziobry

Jeśli ktoś w rządzie cieszy się z dzisiejszego zawiadomienia, to osobą tą jest Zbigniew Ziobro. To do kierowanej przez niego prokuratury wpływają zawiadomienia. Znienawidzony przez ministra sprawiedliwości premier Morawiecki nagle zależy od jego decyzji. Bo to Ziobro zadecyduje, co zrobić z zawiadomieniami z NIK. Od razu umorzyć sprawę? Pociągnąć śledztwo i trochę pogrillować Morawieckiego? Użyć zarzutów, by spróbować zatopić premiera?

Ta ostatnia opcja jest pewnie najmniej prawdopodobna. Gdyby Ziobro chciał zagrać zbyt ostro, Kaczyński po prostu zerwałby koalicję i wyrzucił go z rządu i prokuratury. Niemniej jednak Ziobro może przeciągać sprawę, użyć jej, by trochę pognębić premiera, podgryźć jego polityczną pozycję. Prezes Kaczyński nie lubi, kiedy jego politycy czują się zbyt pewnie, więc można przypuszczać, że byłby skłonny do pewnego stopnia na coś takiego pozwolić. Po porażce w sporze o fundusze europejskie Ziobro ma nowe pole, na którym może zaznaczyć swoją polityczną podmiotowość i wywierać presję na obóz rządzący.

Oczywiście, w praworządnym państwie prokuratura na poważnie przyjrzałaby się zawiadomieniu NIK. W zależności od tego, jak dalece uzasadnione są wnioski Izby, umorzyłaby sprawę lub przedstawiła podejrzanym konkretne zarzuty. Miarą patologii, w jakiej się znaleźliśmy, jest to, że wszyscy zakładamy, że to najmniej prawdopodobny scenariusz. Wszyscy wiemy, że o dalszych losach sprawy decydować będzie nie prawo, tylko polityka.

Patologia państwa PiS w pigułce

W ogóle cała sprawa z wyborami pocztowymi i NIK jak w pigułce skupia patologie państwa PiS. Blamaż z wyborami pocztowymi nie był bowiem wypadkiem przy pracy, wynikał z samych podstaw ideologii „kaczyzmu”. W ideologii tej prawo, polityczny zwyczaj, bezpieczniki wbudowane w system władzy zupełnie się nie liczą. Liczy się tylko polityczna wola partii dysponującej większością głosów w Sejmie. Rzeczywistość ma się podporządkować tej woli, a jeśli prawo stawia jej granice, to tym gorzej dla prawa.

Jedynym dysponentem tej woli jest w praktyce Jarosław Kaczyński. Teraz czterech członków rządu ma poważne kłopoty, teoretycznie zagrożone nawet więzieniem, bo wykonywali polecenia szeregowego posła, którego nie można pociągnąć do żadnej odpowiedzialność za bajzel z wyborami pocztowymi.

Łętowska: Oszczędzajmy przymiotniki na określenie władzy, żeby nam się za szybko nie skończyły

Ten system jest tyleż patologiczny, co dysfunkcjonalny. Wybory pocztowe od początku były projektem, który nie tylko był bezprawny, ale po prostu nie mógł się powieść ze względów logistycznych. Gdyby Kaczyńskiemu jakoś udało się je wymusić, mogłoby się to skończyć zupełną kompromitacją i wybraniem prezydenta, którego wybór łatwo byłoby podważyć. Wszelkie bezpieczniki, wbudowane na ogół w demokrację liberalną, mające chronić przed scenariuszami typu „szaleństwo cesarza” zawiodły w zeszłym roku w Polsce.

Cała sprawa jest problemem dla PiS tylko ze względu na osobę Banasia – kolejną kompromitację obozu rządzącego.

Przypomnijmy pokrótce: najpierw PiS wybrał Banasia na szefa NIK, zachwalając jego „kryształowy charakter”. Następnie na jaw wyszła kamienica z pokojami na godziny i inne zagadkowe interesy prezesa NIK.

W kamienicy Banasia nie było żadnego „domu schadzek”

PiS bronił go do momentu, gdy stało się to politycznie zbyt kosztowne. Rządząca partia zmieniła więc strategię – próbując wymusić dymisję Banasia. Prawie się to udało, ale PiS, jak to PiS, przelicytował – Banaś podobno w ostatniej chwili zmienił zdanie, gdy zobaczył, że ma wyznaczyć na p.o., czyli swojego następcę, osobę wskazaną przez partię. Od tego czasu trwa podjazdowa wojna między PiS a Banasiem. Z jednej strony mamy zapowiadane kontrole NIK, potencjalnie kłopotliwe dla PiS, z drugiej naciski PiS-owskich służb na Banasia i jego rodzinę. Gdyby Banaś nie skłócił się z PiS albo gdyby zamiast niego wybrano partyjnego lojalistę, raport z podobnymi wnioskami zostałby pewnie politycznie utopiony, zanim stałby się oficjalnym dokumentem.

Żyjemy w chorym państwie bezprawia i nie mamy szans tego zmienić dopóty, dopóki nie zmienimy władzy.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jakub Majmurek
Jakub Majmurek
Publicysta, krytyk filmowy
Filmoznawca, eseista, publicysta. Aktywny jako krytyk filmowy, pisuje także o literaturze i sztukach wizualnych. Absolwent krakowskiego filmoznawstwa, Instytutu Studiów Politycznych i Międzynarodowych UJ, studiował też w Szkole Nauk Społecznych przy IFiS PAN w Warszawie. Publikuje m.in. w „Tygodniku Powszechnym”, „Gazecie Wyborczej”, Oko.press, „Aspen Review”. Współautor i redaktor wielu książek filmowych, ostatnio (wspólnie z Łukaszem Rondudą) „Kino-sztuka. Zwrot kinematograficzny w polskiej sztuce współczesnej”.
Zamknij