To ograniczanie prawa pacjentów do świadczeń.
Agata Diduszko-Zyglewska: Jest pan lekarzem i politykiem; był pan ministrem zdrowia i dyrektorem szpitala – to oznacza, że ma pan unikalne doświadczenie obserwowania wydarzeń w służbie zdrowia ze wszystkich istotnych perspektyw. Co pan sądzi o podpisaniu przez trzy tysiące pracowników służby zdrowia tak zwanej „deklaracji wiary”?
Marek Balicki: Moje pierwsze wrażenie jest takie, że kitel lekarski został potraktowany jako oręż w poszerzaniu wpływów konkretnego wyznania i jako sposób na narzucanie innym zachowań, które są zgodne z radykalnie ujętą doktryną religijną, w tym przypadku Kościoła katolickiego. A tymczasem to, jakiego wyznania jest pacjent i jakiego wyznania jest lekarz, nie powinno mieć żadnego znaczenia w relacjach między nimi. Lekarz nie może narzucać pacjentowi swojego światopoglądu ani ograniczać jego wyborów.
To, że ludzie wykształceni próbują poprzez taki akt naruszać podstawowe zasady demokratycznego, świeckiego państwa prawnego, w którym jest miejsce dla różnych światopoglądów, dla różnych wyznań religijnych, jest bardzo niepokojące.
Sygnatariusze deklaracji chcą burzyć państwowy porządek prawny i narzucać jakiś inny.
Powołują się na Boga, tylko nie wiadomo, kto ma zweryfikować, czy rzeczywiście Bóg ich w tym wspiera. Deklaracja występuje przeciwko obowiązującemu w Polsce prawu karnemu, bo zgodnie z prawem lekarz, który nie wykona zabiegu przerwania ciąży, kiedy jest bezpośrednie zagrożenie życia kobiety, naraża się po prostu na odpowiedzialność karną. Bulwersuje mnie w tej sprawie fakt, że taką deklarację podpisali lekarze, którzy przyjmują środki publiczne za wykonywanie swojego zawodu, a do tego część z nich pełni funkcje publiczne.
Trzecie co do liczby wiernych wyznanie w Polsce to świadkowie Jehowy, których jest około 200 tysięcy. Wyobraźmy sobie, że grupa świadków Jehowy poszła na medycynę, wybrali specjalizację z anestezjologii i po jej zrobieniu podpisali deklarację, że chcą i będą postępować zgodnie z prawem bożym, czyli np. nie będą przetaczać krwi. To analogiczna sytuacja to obecnej. Jak byśmy zareagowali? Wyobraźmy sobie taką sytuację: mamy anestezjologa świadka Jehowy i ginekologa katolika, który podpisał deklarację wiary, trafia do nich krwawiąca kobieta w ciąży, jej życie jest zagrożone. Anestezjolog mówi: nie przetoczę krwi, ponieważ mój Bóg mówi mi, że nie wolno; a ginekolog mówi: nie przerwę ciąży, bo mój Bóg mówi mi, że nie wolno… Na szczęście świadkowie Jehowy nie wybierają zawodów, które wymagałyby od nich łamania ich zasad. Lekarze, którzy nie chcą przepisywać środków antykoncepcyjnych, także nie powinni wybierać zawodu, którego częścią jest ich przepisywanie.
Istnieje w polskim prawie klauzula sumienia, która umożliwia lekarzowi odstąpienie od pewnych działań, ale – co ważne – pod warunkiem bezpiecznego przekazania pacjenta w ręce innego lekarza. Dlaczego pana zdaniem ta klauzula nie wystarcza sygnatariuszom deklaracji?
Bo to nie jest walka o to, żeby móc wykonywać zawód zgodnie ze swoim światopoglądem, korzystając w określonych sytuacjach z klauzuli sumienia. Nie o to tu chodzi – tu chodzi o zmuszenie innych do podporządkowania się zasadom religii wyznawanej przez sygnatariuszy deklaracji. Klauzula sumienia jest już zapisana w ustawie o zawodzie lekarza i, jak stwierdził Komitet Bioetyczny PAN, niestety często nie jest wykorzystywana w celu chronienia integralności sumienia lekarza, tylko raczej po to, żeby ograniczać wykonywanie niektórych świadczeń, czyli ograniczać prawa pacjenta. Deklaracja wiary to kolejny krok, który niestety może pogłębiać ten patologiczny sposób stosowania klauzuli sumienia.
Broniłbym klauzuli w takim zakresie, w jakim ona powinna funkcjonować, czyli w niektórych drastycznych sytuacjach, w których lekarz mógłby zostać zmuszony do wykonywania pewnych procedur stwarzających bezpośrednie zagrożenie dla dobra, które zgodnie z jego przekonaniami powinno podlegać bezwzględnej ochronie. Taką procedurą jest na przykład przerwanie ciąży. Konieczność istnienia tak pojmowanej klauzuli wynika z naszej ustawy i z orzecznictwa sądów w innych krajach. Komitet Bioetyczny PAN w swoim stanowisku z 13 listopada wyjaśnił dokładnie, jak należy ją stosować. Natomiast klauzuli nie można rozszerzać na przykład na przepisywanie recept na środki antykoncepcyjne, bo tam wyboru etycznego dokonuje sam pacjent. To pacjent zażywa środki antykoncepcyjne, a nie lekarz wbrew woli mu te środki podaje lub nie.
A zatem lekarz nie może skorzystać z klauzuli sumienia przy przepisywaniu recepty, bo recepta nie jest procedurą medyczną. Lekarz nie może też na podstawie klauzuli sumienia odmówić wydania zaświadczenia o ciężkiej i nieuleczalnej wadzie rozwojowej u płodu. Nie może odmówić wydania skierowania na badania prenatalne. Nie może też odmówić wykonania zabiegu przerwania ciąży w sytuacji nagłej, niecierpiącej zwłoki, na przykład gdy mamy do czynienia z zagrożeniem życia kobiety. Deklaracja wiary wrzuca to wszystko do jednego worka.
Co powinien zrobić w tej sytuacji minister zdrowia, żeby zapewnić pacjentom bezpieczeństwo i należny im dostęp do świadczeń?
Kiedy byłem ministrem zdrowia, po raz pierwszy określono w drodze rozporządzenia ogólne warunki umów, które są zawierane przez NFZ z placówkami zdrowotnymi. Zapisaliśmy wtedy, że jeśli u danego świadczeniodawcy, czyli w szpitalu lub przychodni, lekarze korzystają z klauzuli sumienia, to taki świadczeniodawca ma obowiązek podpisać umowę z podwykonawcą, który będzie wykonywal usługi objęte klauzulą sumienia. Sankcją za nieprzestrzeganie tej zasady było rozwiązanie umowy bez wypowiedzenia. Przepis ten niestety został wykreślony w 2008 roku, już za rządów PO, mniej wiecej w tym czasie, kiedy zdarzył się przypadek Agaty z Lublina. Należy go koniecznie przywrócić. Jak dzisiaj usłyszałem w radiu, NFZ potwierdził swoje stanowisko: podmiot, który zawiera umowę z NFZ, musi zapewniać pełen zakres świadczeń gwarantowanych. Jednak ustne oświadczenie NFZ w tej sytuacji nie wystarczy. Poprzedni zapis w ogólnych warunkach umów powinien być przywrócony. Tu nie może być wątpliwości i jest dobry moment, żeby do tego wrócić.
Jeśli rozporządzenie określające ogólne warunki zostanie umów doprecyzowane, to na przykład dyrektor Chazan nie będzie mógł powiedzieć, że w jego szpitalu nie wykonuje się zabiegów przerwania ciąży.
Takie stawianie sprawy przez część szpitali, co zresztą obserwujemy od lat, jest niedopuszczalne – zwłaszcza w szpitalach publicznych, które szerokim strumieniem otrzymują środki publiczne, również unijne, co w tym kontekscie jest szczególnie skandaliczne i niepokojące.
Ale co zrobić, żeby te warunki były rzeczywiście spełniane w szpitalach?
Przepisy nie mogą być bez sankcji. Jeśli ktoś ma umowę z NFZ i nie zapewnia świadczenia, umowa powinna być natychmiast rozwiązana. Tolerowanie takich sytuacji prowadzi do naruszania podstaw demokratycznego państwa. Nawracanie innych metodą niewykonywania świadczeń zdrowotnych jest zwyczajnie niedopuszczalne.
I druga sprawa – to wynika również ze stanowiska Komitetu Bioetycznego: doprecyzowania wymaga przepis o klauzuli sumienia w ustawie o zawodzie lekarza. Uważam, że – tak, jak się to robi w wielu innych krajach – klauzula sumienia nie powinna być zgłaszana pracodawcy jak obecnie, tylko powinna być zgłaszana izbom lekarskim i uwidoczniona w powszechnie dostępnym centralnym rejestrze lekarzy. Czyli, innymi słowy, informacja o niej powinna być publicznie dostępna.
Lekarz to zawód zaufania publicznego, dlatego każdy z nas ma prawo sprawdzić w internetowym rejestrze lekarzy prowadzonym przez Izbę Lekarską, czy dany lekarz ma prawo wykonywania zawodu. I tam powinno być również określone, czy dany lekarz chce korzystać z klauzuli sumienia i w jakim zakresie.
To pozwoliłoby między innymi wyeliminować takie dziwne sytuacje, które zdarzają się obecnie, że w jednych placowkach do jakiejś godziny ktoś korzysta z klauzuli sumienia, a w innych placówkach już tego nie robi.
Wydaje mi się, że ciągle nie jest dla wszystkich jasne, że klauzula sumienia dotyczy wyłącznie jednostek. Klauzula sumienia lekarza–dyrektora szpitala nie odnosi się do instytucji, którą kieruje. Sumienie to jest refleksja moralna jednostki, a nie instytucji. Instytucje w tym sensie nie mają sumienia, chociaż chcielibyśmy, żeby je miały, ale w nieco innym znaczeniu – chcielibyśmy, żeby nie były bezduszne. Ale tutaj mamy sytuację przeciwną: powoływanie się na klauzulę sumienia, które w istocie oznacza bezduszność… Niewłaściwe stosowanie klauzuli sumienia powinno być traktowane jako naruszanie praw pacjenta.
No właśnie, tu dochodzimy do słabego punktu. Większość pacjentek nie ma pojęcia, komu się poskarżyć na ginekologa, który nie przepisze środków antykoncepcyjnych czy odmówi skierowania na badania prenatalne. Co z tym zrobić?
Minister musi tworzyć narzędzia, które mogą być wykorzystane przez struktury społeczeństwa obywatelskiego – takie jak choćby ten publiczny rejestr lekarzy, w którym jest informacja o klauzuli sumienia. Rząd i rzecznik praw pacjenta maja swoje obowiązki. Ale jest też praca do wykonania dla organizacji pozarządowych – powinny służyć pomocą pacjentkom, których prawa ograniczono. Oczywiście to będzie miało sens, jeśli pacjentki będą wiedziały, że ich zgłoszenie ma siłę sprawczą, że istnieje sankcja – ten, kto odmawia przepisywania środków antykoncepcyjnych, traci kontrakt z NFZ i kropka.
Jak pan sądzi, jako psychiatra: skąd się bierze przekonanie sygnatariuszy deklaracji wiary, że ich decyzje są „oświecone Duchem Świętym”, że działają w imieniu Boga?
No cóż, pani doktor Półtawska napisała tę deklarację w zgodzie z tym, co mówił o tych sprawach Jan Paweł II. A pamiętajmy, że w sprawie używania prezerwatyw w Afryce Jan Paweł II zajął niestety stanowisko nieakceptowalne we współczesnej cywilizacji – i z powodu tego nieżyciowo doktrynalnego stanowiska naraził ileś osób na niepotrzebną śmierć i cierpienie z powodu AIDS. Było to szczególnie okrutne, a jednak w Polsce przeszło bez specjalnego echa… Są rzeczy, w których się różnimy i będziemy się zawsze różnić, ale powinniśmy się nawzajem szanować, tolerować różnice, słuchać i rozmawiać. Ale są sprawy, które nie mogą podlegać dyskusji. Jeśli całe społeczności są narażone na śmiertelną chorobę i można w stosunkowo łatwy sposób ograniczyć jej rozprzestrzenianie się, to bezwzględnie trzeba to zrobić. Jeśli ktoś przeciwko temu występuje, to jest to nieakceptowalne.
Niestety historia Agaty z Lublina sprzed kilku lat i sposób załatwienia tej sprawy przez rząd pokazały słabość władz w chwili, gdy religia agresywnie wkroczyła w obszar świeckiego państwa. Pamiętam, jak część środowisk liberalnych ucieszyła się, kiedy w końcu pani minister Kopacz, po kryjomu, znalazła szpital, w którym ta nastolatka mogła legalnie przerwać ciążę. A zrobiła to do tego stopnia po kryjomu, że w rocznym sprawozdaniu rządowym dotyczącym liczby zabiegów przerwania ciąży w pozycji odnoszącej się do ciąż powstałych w wyniku przestępstwa wykazano zero. A to była taka ciąża!
Nie można o słuszne i oczywiste sprawy dotyczące praw pacjenta walczyć metodami zakulisowymi, naznaczonymi hipokryzją. Takie podejście mobilizuje do dalszego działania różnych „nawiedzonych” duchownych, którzy wkraczają do szpitala i mówią lekarzom, co im wolno, a czego nie. Dla nich sukcesem jest spychanie legalnych zabiegów do podziemia. A tak się stało w przypadku Agaty z Lublina. Minister w tej sprawie powinna wyciągnąć konsekwencje wobec dwóch szpitali, które odmówiły dziewczynie pomocy i współdziałały z działaczami religijnymi, ale nie zrobiła tego. Uważam, że była to okazja do modelowej interwencji, aby zapobiec kolejnym takim sytuacjom. Tej szansy minister nie wykorzystała, a dzisiaj mamy deklarację wiary.
Państwo nie może abdykować w tego rodzaju sytuacjach. Nie pozwólmy mu na to tym razem.
Czytaj także:
Agata Diduszko-Zyglewska: Deklaracja fanatyzmu