Gospodarka

Dobre miejsca pracy. Co może zrobić prezydent Biden?

Robotnicy na budowie Rockefeller Centre w Nowym Jorku w 1932 roku. Fot. Wikimedia Commons CC0

Tworzenie dobrych miejsc pracy dla jak największej liczby osób to jedno z najważniejszych zadań, jakie stoją przed nową amerykańską administracją. A dziś już wiemy, jak to skutecznie robić — i że rynek sam z siebie tego zadania nie wykona.

CAMBRIDGE – Po przejściu pandemii COVID-19 Stany Zjednoczone zostaną z mocno poobijanym rynkiem pracy. Kryzys pochłonął 20 milionów miejsc pracy, a tylko połowę z nich udało się odtworzyć. Nie ma żadnego zaskoczenia w fakcie, że utrata zatrudnienia szczególnie mocno uderzyła w tych, którzy od początku byli w najtrudniejszym położeniu i mieli najsłabsze wykształcenie.

To jednak wzmocniło istniejący już wcześniej niekorzystny trend. Na długo przed nadejściem pandemii amerykański rynek pracy stawał się stopniowo coraz bardziej spolaryzowany. Od dziesięcioleci za sprawą automatyzacji, deindustrializacji i konkurencji na rynkach globalnych znikały dobre miejsca pracy dla klasy średniej. Rozpoczął się okres tak zwanej gig economy, gospodarki fuch.

W celu odbudowy amerykańskiej gospodarki, społeczeństwa i polityki administracja prezydenta elekta Joe Bidena musi odpowiedzieć na jedno proste pytanie: „Skąd mają się wziąć dobre miejsca pracy?”.

Tooze: Nasz kapitalizm świetnie poradzi sobie z kryzysem, zwykli Amerykanie gorzej

Dobre prace wymagają konkretnych umiejętności i mogą być oferowane tylko przez produktywne firmy. Dlatego stworzenie odpowiedniej liczby takich stanowisk wymaga zajęcia się jednocześnie stroną popytową i podażową problemu.

Patrząc na zagadnienie od strony podażowej, należy zapewnić pracownikom twarde i miękkie umiejętności, jakich wymagają teraz produktywne firmy. Ze strony popytowej trzeba doprowadzić do sytuacji, by na rynku istniał wystarczająco duży segment małych i średnich przedsiębiorstw, które są zarówno produktywne, jak i zdolne do zwiększania zatrudnienia.

Ostatnie kilka dekad dowodzi, że rynki same nie rozwiążą problemu. Na wszystkich poziomach potrzeba aktywnego zaangażowania państwa. Na szczęście wiemy już dostatecznie dużo o tym, jakiego rodzaju programy są rzeczywiście skuteczne.

Pod względem budowania umiejętności szczególnie dobrze spisują się tak zwane projekty „szkoleń o charakterze sektorowym”. Wykraczają one poza ramy tradycyjnego szkolenia: są prowadzone w ścisłej współpracy z pracodawcami i pomagają nabywać umiejętności dostosowane precyzyjnie do potrzeb konkretnej branży, takich jak opieka medyczna lub informatyka. Uczestnicy takiego programu otrzymują również szereg usług niezwiązanych bezpośrednio z podnoszeniem kwalifikacji i certyfikacją zawodową – od opieki nad dziećmi po pośrednictwo pracy.

Najbardziej znany tego rodzaju program nazywa się Project QUEST i jest prowadzony od lat 90. w San Antonio w Teksasie. Na podstawie tego modelu funkcjonuje już wiele innych projektów, np. Per Scholars w nowojorskim Bronksie i JVS w Bostonie. Wiemy już, że programy o charakterze sektorowym podnoszą wynagrodzenia pracowników startujących z nieuprzywilejowanych pozycji średnio o ponad 20 proc. i osiągają to stosunkowo niskim kosztem.

Po stronie popytowej również możemy się kierować już bogatymi doświadczeniami. Ulgi podatkowe i otwarte programy dotacji na inwestycje mogą przyciągać firmy do zacofanych regionów, ale nie są szczególnie efektywne. Pociągają za sobą duże koszty i często są stratą publicznych pieniędzy na projekty, które i tak zostałyby zrealizowane.

Bernie Sanders: Odzyskać klasę robotniczą

Znacznie lepiej sprawdza się – jak pokazał Tim Bartik z Upjohn Institute – zapewnianie lokalnym firmom spersonalizowanych usług biznesowych lub infrastrukturalnych, takich jak doradztwo w zakresie zarządzania i technologii, wykwalifikowana siła robocza albo zagospodarowanie terenu. Taka pomoc dostosowana do potrzeb danego przedsiębiorstwa może przyczynić się do zwiększenia produktywności i zatrudnienia w tejże firmie poprzez pokonanie konkretnych przeszkód, które nie pozwalają jej się rozwijać. Programy tego rodzaju wymagają budowania relacji między lokalnymi firmami a potencjalnymi inwestorami, którzy rozumieją ich potrzeby, a także umiejętności szybkiego i efektywnego reagowania na pojawiające się sytuacje.

Tyle, jeśli chodzi o dobre wiadomości. Teraz przejdźmy do złych. Na obecnym etapie takie skuteczne inicjatywy skupione na potrzebach firm i pracowników funkcjonują w bardzo małej skali. Programy szkolenia o charakterze sektorowym są zwykle prowadzone przez lokalne społeczności lub organizacje pozarządowe. Przy ograniczonych funduszach i wobec braku zainteresowania ze strony władz stanowych i federalnych nie mogą zwiększać swojego zasięgu. Skutek jest taki, że pracowników, którzy skorzystali z tego wsparcia, liczy się w tysiącach, a potrzebujemy objąć tymi programami miliony osób.

Programy spersonalizowanych usług biznesowych również są mocno niedofinansowane. Bartik szacuje, że firmy w USA dostają obecnie pomoc w postaci federalnych i stanowych ulg podatkowych w wysokości 47 mld dolarów rocznie. Wydatki na spersonalizowane szkolenia i usługi w zakresie rozpowszechniania wiedzy o produkcji przemysłowej, które są znacznie bardziej efektywne pod względem tworzenia miejsc pracy, sięgają natomiast tylko około miliarda.

Yellen, musisz!

Drugi problem polega na tym, że programy skoncentrowane na firmach i pracownikach rzadko kiedy są dobrze skoordynowane. Chociaż programy o charakterze sektorowym tworzone są na podstawie podejścia dwutorowego, a więc w zamyśle powinny służyć zarówno pracownikom, jak i pracodawcom, to mają bardzo ograniczony wpływ na politykę zatrudnienia firm biorących udział w projekcie, technologie i praktyki w zakresie zarządzania kadrami. Poza tym programy nakierowane na firmy mogą pomijać potrzeby lokalnego zatrudnienia, koncentrując się zbytnio na innych celach, takich jak innowacja poprzez wdrażanie nowych technologii oraz konkurencyjność w eksporcie.

Efektywne programy tworzenia dobrych miejsc pracy są zawsze dopasowane do potrzeb każdej konkretnej społeczności, a ich siłą napędową muszą być lokalni liderzy. Ale rząd federalny też może odegrać w nich ważną rolę. Może zagwarantować dopływ potężnych środków finansowych dla takich programów, a także zachęcać władze stanowe oraz lokalne do większych eksperymentów wzorowanych na dobrych praktykach, które sprawdzają się w innych miejscach. Administracja Bidena ma zatem wspaniałą szansę, by podjąć skuteczne działania.

Biden obiecał podniesienie federalnego progu wynagrodzenia minimalnego i zapowiedział, że będzie wspierał zrzeszanie się pracowników w związkach zawodowych. Proponował wprowadzenie ulg podatkowych dla firm zwiększających zatrudnienie w USA i dodatkowych obciążeń fiskalnych dla tych, które inwestują za granicą i zwiększają import. Zamierza też zwiększyć wydatki władz federalnych na produkty wytwarzane w kraju oraz wzmocnić finansowanie państwowe na badania i rozwój.

Skąd wziąć „dobre” miejsca pracy?

Te plany ulg podatkowych, zakupów sprzętu i zwiększania innowacyjności mają kosztować kilkaset miliardów dolarów. W porównaniu z tymi sumami znaczące zwiększenie programów tworzonych i rozwijanych na szczeblu lokalnym kosztowałoby grosze. Administracja Bidena powinna wykonać kolejny krok i opierając się na sukcesach takich programów, uczynić z nich fundament strategii odbudowy Ameryki.

**
Copyright: Project Syndicate, 2020. www.project-syndicate.org. Z angielskiego przełożył Maciej Domagała.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Dani Rodrik
Dani Rodrik
Uniwersytet Harvarda
Profesor Międzynarodowej Ekonomii Politycznej w John F. Kennedy School of Government na Uniwersytecie Harvarda, jest autorem książki „Straight Talk on Trade: Ideas for a Sane World Economy”.
Zamknij