Wiosna Roberta Biedronia ma propozycję: wprowadzić europejską płacę minimalną na poziomie tysiąca euro. Niestety, ten pomysł należy do mało rozsądnych. Wprowadzenie równej płacy minimalnej we wszystkich krajach UE przyniosłoby więcej szkód niż pożytku. Wspólne unijne standardy płac, warunków pracy, ochrony zdrowia i podatków są potrzebne, ale trzeba je wprowadzać z głową.
Wyrównanie poziomu życia w krajach członkowskich to prawdopodobnie największe wyzwanie stojące przed Unią Europejską – większe nawet niż przełamanie różnic polityczno-kulturowych między północą a południem i między zachodem a wschodem UE. Różnice w rozwoju między krajami UE są ogromne, a w niektórych przypadkach to wręcz przepaść. Bułgaria w 2017 roku osiągnęła poziom 49 procent średniej unijnej pod względem PKB per capita według parytetu siły nabywczej, a więc jest prawie trzykrotnie mniej rozwinięta niż Holandia, Dania czy Austria. Mieszkańcy Bułgarii i Danii żyją w zupełnie różnych ekonomicznych światach – ci pierwsi miewają problemy ze spełnieniem swoich podstawowych potrzeb, ci drudzy nie mają z tym kłopotów nawet wtedy, gdy zostają bez pracy.
Te gigantyczne różnice są zarzewiem wielu konfliktów i napięć między krajami członkowskimi. Bogaci mają pretensje, że muszą łożyć na fundusze spójności, którymi finansowany jest rozwój państw mniej rozwiniętych. Biedniejsi mają pretensje, że ich kraje są poddawane drenażowi mózgów, gdyż bogatsi wysysają z nich zarówno szeregowych pracowników, jak i największe talenty.
Znaleźć złoty środek
Wyrównanie poziomu życia w krajach członkowskich jest więc jednym z głównych celów, jakie stoją przed UE w najbliższej przyszłości. Zresztą konwergencja, czyli doganianie średniego unijnego poziomu rozwoju przez uboższe państwa członkowskie, jest jednym z najdokładniej analizowanych procesów we Wspólnocie, więc UE zdaje sobie sprawę z wagi tego wyzwania. Jednym z nowych pomysłów jest wprowadzenie unijnych standardów socjalnych, które podniosą poziom życia w krajach biedniejszych. Kraje mniej rozwinięte, szczególnie te z Europy Środkowo-Wschodniej, mają nie tylko niższy poziom PKB, ale też zabezpieczenia społecznego czy usług publicznych – a więc czynników, które w równej mierze przekładają się na standard życia. One także mogą przyciągać pracowników, dla których posiadanie taniego dachu nad głową czy poziom opieki zdrowotnej są tak samo istotne jak wynagrodzenie za pracę.
Wyższe progi? Szału nie ma, czyli państwo wciąż niesolidarne
czytaj także
Z drugiej strony wyrównywanie europejskich standardów socjalnych trzeba robić z głową, żeby nie zabić konkurencyjności państw doganiających. Bułgarii, Rumunii czy Polsce niższy poziom liczonych w euro płac wciąż umożliwia szybszą akumulację napływającego kapitału produkcyjnego, która przekłada się na wzrost produktywności, co umożliwia szybszy wzrost płac realnych.
Wiosna Roberta Biedronia ma propozycję: wprowadzić europejską płacę minimalną na poziomie tysiąca euro. Niestety, ten pomysł należy do mało rozsądnych. Wprowadzenie takiej płacy minimalnej w Bułgarii czy Rumunii, gdzie nasycenie wysokimi technologiami oraz zaawansowanym kapitałem produkcyjnym jest słabe, a średni godzinowy koszt pracy wynosi odpowiednio 5 i 6 euro (przy średniej unijnej 27 euro), przyniosłoby zdecydowanie więcej szkód niż pożytku. Europejskie standardy socjalne powinny brać pod uwagę różnice w rozwoju i cenach, które występują między państwami członkowskimi.
Wiosna Roberta Biedronia ma propozycję: wprowadzić europejską płacę minimalną na poziomie tysiąca euro. Niestety, ten pomysł należy do mało rozsądnych.
Wprowadzenie standardów wymierzanych w liczbach bezwzględnych (np. minimalnego zasiłku na dziecko wysokości 300 euro) tak naprawdę utrwaliłoby różnice w rozwoju. To jednak nie oznacza, że unijne standardy socjalne są wymysłami bujających w obłokach lewaków, które w rzeczywistym świecie są nie do spełnienia. Można je skonstruować w taki sposób, by zapewniły względnie podobny poziom bezpieczeństwa socjalnego, a przy tym zachowały konkurencyjność tak zwanej nowej Europy. Jednak zamiast liczb bezwzględnych powinny one zawierać konkretne wskaźniki oraz wymogi dotyczące poszczególnych praktyk, których kraje członkowskie byłyby zobowiązane przestrzegać.
Praca ze znakiem jakości
Standardy dotyczące płacy minimalnej bez wątpienia powinny się znaleźć w tego typu przepisach – powinny ją jednak określać w stosunku do mediany zarobków. W UE płaca minimalna jest rozciągnięta od 39 procent mediany w Estonii do 60 procent na Węgrzech. Europejski standard socjalny mógłby więc zobowiązywać kraje członkowskie do utrzymywania płacy minimalnej na poziomie 55 procent krajowej mediany zarobków. Polska płaca minimalna musiałaby się więc podciągnąć o jakieś 2 punkty procentowe. To nie zmniejszyłoby konkurencyjności państw doganiających, gdyż liczone w euro płace wciąż byłyby tam niższe, ale sytuacja mniej zarabiających pracowników zdecydowanie by się poprawiła. Przy okazji wymusiłoby to na GUS regularne sprawdzanie mediany zarobków, którą obecnie wykazuje zaledwie co dwa lata, choć średnią krajową – co miesiąc.
czytaj także
Oczywiście unijne regulacje dotyczące prawa pracy powinny być szersze. By zapobiec prekaryzacji miejsc pracy, powinny one zawierać chociażby regulację minimalnego okresu wypowiedzenia umowy o pracę (np. minimum 3 miesiące po okresie dwuletniego zatrudnienia) czy zasiłków przysługujących bezrobotnym. Na tym drugim Polacy szczególnie by skorzystali, gdyż w Polsce zasiłek dla bezrobotnych wynosi zaledwie 850 zł przez pierwsze 3 miesiące i 670 zł przez kolejne trzy. Co jest absurdalne, gdyż ten zasiłek ma formę ubezpieczeniową – wszyscy płacimy składki na Fundusz Pracy – a więc powinien odpowiadać wcześniejszym zarobkom. Unijny standard mógłby więc wymagać, by minimalny zasiłek dla bezrobotnych wynosił 40 procent wcześniejszych zarobków i był wypłacany przez co najmniej pół roku w równej wysokości – to i tak mniej niż w krajach nordyckich, gdzie sięga 80 procent zarobków i bywa wypłacany nawet przez 2 lata.
Unijne mieszkania komunalne
Bez wątpienia unijne standardy powinny dotyczyć również ochrony zdrowia. W pierwszej kolejności musi być zapewnione jej finansowanie, gdyż brak pieniędzy w systemie to źródło większości występujących w nim problemów. Nakłady na publiczną opiekę zdrowotną są w UE bardzo zróżnicowane – od 3,4 procent PKB na Łotwie do 9,6 procent w Niemczech. Polska z wynikiem 4,6 procent należy do krajów, w których te nakłady są najniższe. Kolejne rządy zapowiadają zwiększenie finansowania służby zdrowia, ale pacjenci znad Wisły wciąż nie mogą się tego doczekać. Mogłaby to wymusić Unia, wprowadzając ogólnoeuropejski standard, według którego kraje członkowskie musiałyby przeznaczać na ten cel przynajmniej 6 procent PKB (mowa tylko o środkach publicznych), czyli mniej więcej tyle, ile wydają Czesi czy Słowacy. Pieniądze to oczywiście nie wszystko – potrzebne są unijne wymogi dotyczące koszyka świadczeń gwarantowanych oraz kolejek. Na przykład oczekiwanie na wizytę u specjalisty nie powinno przekraczać trzech miesięcy. Taki wymóg byłby w Polsce do spełnienia, gdybyśmy zwiększyli nakłady o 1,5 procent PKB, czyli jakieś 30 mld zł.
Robert Biedroń proponuje utworzenie europejskiego funduszu mieszkaniowego, z którego finansowano by budowę mieszkań komunalnych w całej UE. To bardzo dobry pomysł, jednak w ślad za tym powinny również powstać standardy dotyczące publicznego mieszkalnictwa. W Polsce mieszkania komunalne stanowią zaledwie 6 procent wszystkich lokali mieszkalnych. W niektórych miastach na mieszkanie komunalne czeka się ponad 20 lat, ponieważ chętnych nie brakuje.
Unijny standard mógłby zatem mówić, że wszystkie gminy liczące powyżej 20 tysięcy mieszkańców powinny utrzymywać zasób mieszkań komunalnych na poziomie 10 procent wszystkich lokali w gminie. W ten sposób zapewniony byłby też rozwój tych zasobów w miastach, gdzie przybywa mieszkańców. Do ubiegania się o mieszkanie komunalne powinny mieć prawo wszystkie gospodarstwa domowe, których dochód rozporządzalny nie przekracza mediany dochodów w danym województwie, a najlepiej w powiecie.
czytaj także
Wprowadzenie unijnych standardów socjalnych w wielu krajach członkowskich musiałoby spowodować wzrost wydatków publicznych. Należałoby więc również zapewnić finansowanie, szczególnie dla opieki zdrowotnej czy mieszkalnictwa publicznego. UE wprowadziła już pewne regulacje dotyczące podatków – chociażby podatku VAT, który w żadnym kraju członkowskim nie może być niższy niż 15 procent. W pierwszej kolejności UE powinna jednak zrobić porządek z rajami podatkowymi, które w najlepsze funkcjonują na jej terenie – z Irlandią, Luksemburgiem i Cyprem na czele. Można na przykład uniemożliwić im preferencyjne opodatkowywanie niektórych dochodów, np. z licencji.
Standardem unijnym powinno być również progresywne opodatkowanie dochodów wszystkich osób fizycznych – także prowadzących działalność gospodarczą. Różnica w opodatkowaniu osób zarabiających mniej niż 67 procent średniej krajowej i więcej niż 167 procent powinna wynosić przynajmniej 10 punktów procentowych. Jeśli ktoś chciałby więc obniżyć podatki dla dobrze zarabiających, musiałby jednocześnie obniżyć obciążenia najbiedniejszych. W ten sposób zagwarantowano by utrzymywanie nierówności dochodowych w ryzach.
Uciec do przodu
Na podobnej zasadzie mogą też być kształtowane wytyczne w innych obszarach usług publicznych – chociażby w opiece przedszkolnej (np. obowiązek zapewnienia miejsc w żłobkach lub przedszkolach dla wszystkich dzieci powyżej pierwszego roku życia). Aby te standardy nie pozostały na papierze, musiałyby być opatrzone jakąś formą sankcji za ich uporczywe nieprzestrzeganie (np. odebranie prawa głosu podczas zebrań Rady UE ds. Zatrudnienia, Polityki Społecznej, Zdrowia i Ochrony Konsumentów), jednak na pewno nie w pierwszym okresie.
Zbliżającą się pięcioletnią kadencję PE i KE należałoby wykorzystać na dyskusję nad stworzeniem wytycznych socjalnych, które poparłaby wszystkie kraje. Kolejne 5 lat mogłoby być okresem przejściowym, w którym kraje dostosowywałyby się do spełnienia określonych w standardach wytycznych, a następne 5 lat okresem ochronnym, w którym za uchybienia w ich przestrzeganiu nie groziłyby sankcje. Tak więc pełne funkcjonowanie europejskich standardów socjalnych weszłoby w życie za 15 lat.
czytaj także
W obecnej sytuacji, gdy coraz silniejsze stają się ugrupowania polityczne dążące do ograniczenia integracji europejskiej, szanse na wprowadzenie europejskich standardów socjalnych wydają się nikłe. Z drugiej strony akurat polityka społeczna nie należy do tych tematów, w których temperatura sporu ideowego jest szczególnie wrząca. Podnoszenie standardu życia i poziomu usług publicznych leży w interesie wszystkich obywateli, od lewa do prawa. UE może więc wykorzystać ten temat, by uciec do przodu i pogłębić integrację w tym obszarze, w którym konsensus jest możliwy do osiągnięcia. Oczywiście to cel bardzo ambitny, jednak UE w ogóle by nie powstała, gdyby Europejczycy nie stawiali sobie ambitnych celów.