Rottenberg: Z jakiej pozycji mamy oglądać obrazy Andrzeja Wróblewskiego?

Wessani w ciasny kadr, tracimy zarówno dystans, jak i poczucie bezpieczeństwa, stajemy się uczestnikami tragedii i towarzyszymy ofiarom w procesie ich umierania. A więc doświadczamy z bliska przemiany żywego w martwego.
Anda Rottenberg
Anda Rottenberg. Fot. Jakub Szafrański

Wydaje się, że sposób komponowania obrazów przez Wróblewskiego zmierza do skrócenia dystansu między widzem a ofiarami. Sprawia, że znajdujemy się w ich bezpośredniej bliskości, co przeszkadza nam w zobaczeniu tła, nie możemy nawet ogarnąć wzrokiem całych postaci. Ta dramatyczna bliskość czyni nas bardziej uczestnikami niż widzami tragedii.

Siedem z ośmiu Rozstrzelań, podobnie jak wszystkie „narzeczeńskie pary” oraz „matki z dziećmi”, pozostały ukryte w pracowni artysty aż do roku 1958, kiedy odbyły się dwie pośmiertne retrospektywy Wróblewskiego: pierwsza w Krakowie, druga w Warszawie. W ich przygotowaniu oprócz projektantów i Andrzeja Wajdy uczestniczyła matka artysty. To ona decydowała o tym, co w dwustronnych obrazach powinno stanowić verso – lico, a co recto – odwrocie. Prawie pół wieku później Éric de Chassey poświęcił rozważaniom na ten temat całą wystawę.

Najlepszy polski film o Zagładzie

Krystyna Wróblewska również nadawała tytuły bądź podtytuły większości płócien oraz sygnowała i datowała prace na papierze. Kolejna duża wystawa, która odbyła się w roku 1967 w Muzeum Narodowym w Poznaniu, nie wniosła w ten obszar wielu korekt. Odtworzeniem prawdziwej, opartej na notatkach artysty, chronologii powstawania obrazów zajęła się dopiero Anna Król przy okazji organizowania w warszawskiej Zachęcie kolejnej (przeniesionej potem do Krakowa), znacznie obszerniejszej, przygotowanej przez Hannę Wróblewską retrospektywy dzieł Wróblewskiego w 1995 roku.

Wiele niejasnych szczegółów biograficznych wyświetliła przy tej okazji Marta Tarabuła. Wystawę i publikację poprzedziło wydanie książki Wróblewski nieznany, zawierającej pierwsze próby reinterpretacji twórczości malarza. Od tego czasu jest ona przedmiotem fachowych analiz, lecz niektóre jej aspekty pozostają niewyjaśnione. Nadal najmniej wiemy o wileńskim okresie życia artysty, podobnie jak o wczesnych latach Aliny Szapocznikow, a nawet żyjącego najdłużej z nich Andrzeja Wajdy. Dlatego wiele interpretacji może się opierać raczej na domniemaniach oraz na faktach i wydarzeniach historycznych będących tłem ich osobistych biografii i kształtujących znamienne okoliczności towarzyszące ich dojrzewaniu.

Jedno z pytań dotyczy pozycji, z jakiej mamy oglądać niektóre namalowane przez artystę sceny, ponieważ decyduje ona o punkcie obserwacyjnym, w jakim malarz stawia nie tylko samego siebie, lecz i „zewnętrznego” odbiorcę, któremu narzuca podwójną rolę: widza patrzącego na obraz i obserwatora egzekucji. Tylko w pierwszym Rozstrzelaniu („z gestapowcem”) widzimy postać egzekutora, malarz (i widz) stoi za jego plecami. Pozostałe sceny przedstawione są frontalnie, niejako z perspektywy oprawcy bądź kogoś, kto znajduje się w jego pobliżu, na tej samej linii.

W Polskim teatrze Zagłady Grzegorz Niziołek przywołuje zdefiniowaną przez Hannah Arendt kategorię przygodnego widza (ang. bystander): zaplątanego w widowisko śmierci gapia, niebiorącego w nim emocjonalnego udziału. Taki obserwator nie zbliża się do ofiary, pozostaje „na zewnątrz”, zatem nie obciąża swojego sumienia. Z podobnych gapiów składały się grupy tradycyjnie gromadzone w miejscach egzekucji od niepamiętnych czasów, także podczas drugiej wojny światowej na okupowanych terenach Polski, Litwy, Łotwy, Białorusi i Ukrainy. Otóż wydaje się, że sposób komponowania obrazów przez Wróblewskiego zmierza do skrócenia dystansu między widzem a ofiarami. Sprawia, że znajdujemy się w ich bezpośredniej bliskości, co przeszkadza nam w zobaczeniu tła, nie możemy nawet ogarnąć wzrokiem całych postaci – jak w wypadku pierwszego Rozstrzelania, w którym głowa oprawcy znajduje się poza kadrem, czyli już poza zasięgiem naszego wzroku, i jak w obydwu obrazach z matkami i dziećmi, w których rama odcina głowy matek.

Ta dramatyczna bliskość czyni nas bardziej uczestnikami niż widzami tragedii. Znaczy to tyle, że malarz stawia w podobnej pozycji również samego siebie. Nie jest ani postronnym obserwatorem, ani przygodnym gapiem. Wnika głębiej, w niektórych scenach bliskość z ofiarami ma charakter niemal namacalny, zatem ta namacalność powinna dotyczyć także oglądającego obraz widza. Wessani w ciasny kadr, tracimy zarówno dystans, jak i poczucie bezpieczeństwa, stajemy się uczestnikami tragedii i towarzyszymy ofiarom w procesie ich umierania. A więc doświadczamy z bliska przemiany żywego w martwego.

Beylin o Alinie Szapocznikow: Wierzyła, że komunizm odwróci los biednych i poniżonych

Takie doświadczenia miała za sobą Szapocznikow – najpierw w życiu prywatnym, kiedy traciła chorego ojca, potem w gettach i obozach, gdzie umieranie i zabijanie było nieodłącznym elementem codzienności; być może właśnie dlatego artystka nie zwierzała się ze swoich wspomnień, nie mówiła też o tym wprost w swoich dziełach. Wróblewski, który – jak się zdaje – bezpośrednio doświadczył tylko nagłej śmierci swego ojca, był zapewne chroniony przed widokiem egzekucji przez matkę i starszego brata, ale też akty ludobójstwa w Komisariacie Rzeszy Wschód, do którego należała Litwa, na ogół nie rozgrywały się publicznie.

Wilna jednak nie ominęło okrucieństwo szerzące się wszędzie indziej. Po wejściu Armii Czerwonej 19 września 1939 roku nastąpiła czterdziestodniowa okupacja sowiecka, która oznaczała represje, egzekucje, pospolity rabunek i gwałty. Uwięziono kilkaset osób, głównie przedstawicieli polskiej elity, w tym licznych profesorów akademickich. 28 października miasto wraz z całą Wileńszczyzną zostało włączone do Republiki Litwy.

Pod względem swobód Wilno stało się wówczas wyjątkiem na tle innych miast okupowanych przez oba sprzymierzone wówczas mocarstwa: niemieckie i sowieckie. Początkowo bez przeszkód pracował tam Uniwersytet im. Stefana Batorego, działało szkolnictwo, a także teatry, w których grali uciekinierzy z Warszawy. Jednak już na początku grudnia zaczęło tam obowiązywać nowe prawo pozbawiające obywatelstwa wszystkich, którzy nie byli urodzonymi Litwinami. Wymagano udowodnienia litewskiego pochodzenia, zmiany nazwiska i zdania egzaminu z języka, którego nie znała większość Polaków, wkrótce więc tysiące wilnian uznano za obcokrajowców. Język litewski stał się jedynym językiem urzędowym, a więc i językiem nauczania w szkołach. Wiele osób straciło pracę, groziła im deportacja, której zapobiegło kolejne przejęcie Wilna przez ZSRR 16 czerwca 1940 roku.

Rottenberg: Kierowanie Zachętą nie było i nie jest łatwym zadaniem. Wiedział to już Wojciech Gerson i wiedzieli wszyscy jego następcy

Zanim to nastąpiło, wybuchały liczne protesty polskiej ludności, brała w nich udział także młodzież szkolna – 3 grudnia 1939 roku strajkowali między innymi uczniowie Gimnazjum im. Zygmunta Augusta, do którego chodził Andrzej Wróblewski. Jako dwunastolatek zapewne uniknął prześladowań, które stały się udziałem jego starszych kolegów, a być może także jego brata Jerzego. 15 grudnia na teren Uniwersytetu im. Stefana Batorego wkroczyli przedstawiciele Uniwersytetu Witolda Wielkiego w Kownie i Akademii Rolniczej w Datnowie, którzy przejęli całe mienie tej uczelni. 31 grudnia eksmitowano profesorów i pozostałych pracowników z mieszkań służbowych na terenie uniwersytetu oraz studentów z burs. Uniwersytet przestał istnieć jako polska uczelnia. Wydziały Prawa i Nauk Społecznych, Medycyny, Humanistyczny i Matematyczno-Przyrodniczy działały w podziemiu do roku 1943.

Nie wiadomo dokładnie, jakie były ówczesne losy profesora Bronisława Wróblewskiego. Mógł uczestniczyć w tajnym nauczaniu i potencjalnie z tego powodu dokonano rewizji w jego mieszkaniu już w czasie okupacji niemieckiej. Nie jest jednak wykluczone, że w tych okolicznościach włączenie Litwy do ZSRR zostało w tej rodzinie przyjęte z ulgą. Tym bardziej że w początkowym okresie Polacy, a szczególnie polscy komuniści, byli dobrze traktowani: Irena Dziewicka-Sztachelska oraz Stefan Jędrychowski zostali nawet posłami do powołanego naprędce Sejmu Ludowego. Już jednak pół roku później rozbite zostały podziemne struktury Związku Walki Zbrojnej, a niedługo przed agresją niemiecką na ZSRR, 14–19 czerwca 1941 roku, wywieziono na wschód około 5 tysięcy Polaków.

Okupacja niemiecka znów zmieniła sytuację. Część litewskiej młodzieży i wojskowych zaangażowała się w bezpośrednią współpracę z hitlerowcami, powstało kilka formacji policyjnych i paramilitarnych, które brały udział między innymi w pacyfikacji ludności polskiej i walkach z polskim podziemiem, w tym z bardzo sprawnymi na tym obszarze oddziałami AK. I w zagładzie Żydów. Między 24 czerwca, kiedy Wehrmacht wszedł do Wilna, a początkiem września 1941 roku zamordowano ich w masowych egzekucjach około 13–18 tysięcy. We wrześniu 1941 roku oficjalnie utworzono getto, 1 stycznia 1942 powstała tam żydowska organizacja partyzancka, która przygotowywała wybuch antyniemieckiego powstania. Miało do niego dojść w lipcu 1943 roku, jednak udaremnili je sami mieszkańcy getta. Części partyzantów udało się wydostać z miasta i przedrzeć do okolicznych lasów.

Ostateczna likwidacja dzielnicy żydowskiej nastąpiła 23–24 września 1943 roku, lecz proces Zagłady trwał znacznie dłużej. Egzekucji dokonywano w Ponarach, podwileńskiej miejscowości wypoczynkowej zamienionej przez Rosjan w paliwową bazę wojskową. Wykopane przez nich rowy posłużyły Niemcom jako masowe groby. W skład wileńskich oddziałów Sonderkommando weszło około stu pięćdziesięciu Litwinów, przede wszystkim szaulisów. Byli to „strzelcy ponarscy”, kierowani przez SS-Hauptscharführera Martina Weissa. Źródła mówią, że od lipca 1941 do lipca 1944 roku zginęło tam około 100 tysięcy osób.

Berlińska depresja [fragment książki Andy Rottenberg]

Relacje z tych egzekucji można znaleźć w niedawno opublikowanych dziennikach Kazimierza Sakowicza. Andrzej Wróblewski zapewne ich nie znał, lecz mógł do niego dotrzeć egzemplarz wydawanego w Rzymie „Orła Białego” ze wstrząsającym reportażem Józefa Mackiewicza, drobiazgowo relacjonującego przebieg „rozładunku” transportu na ponarskiej stacji kolejowej w październiku 1943 roku. Lecz nawet jeśli przyszły artysta nie znał tej relacji, to przecież o trwającym tam przez trzy lata procesie eksterminacji wiedzieli wszyscy mieszkańcy Wilna. Odgłosy kanonady słychać było w całym mieście.

*

Fragment pochodzi z książki Trudny wiek, która ukazała się w Wydawnictwie Krytyki Politycznej. Pominięto przypisy, tytuł pochodzi od redakcji krytykapolityczna.pl. Dziękujemy Muzeum Narodowemu w Warszawie za udostępnienie przestrzeni na organizację spotkania premierowego. 

**

Anda Rottenberg (1944) – absolwentka historii sztuki Uniwersytetu Warszawskiego (1970).  Autorka wielu wystaw, m.in.: Rzeźba w ogrodzie (1988), Gdzie jest brat twój, Abel? (1995), Warszawa-Moskwa 1900-2000 (2004), Obok. Tysiąc lat historii w sztuce (2011), Postęp i higiena (2014). Wśród dorobku Andy Rottenberg znajdują się również liczne książki, m.in: Sztuka w Polsce 1945-2005 (2006), Przeciąg. Teksty o sztuce polskiej lat 80. (2009), autobiografia Proszę bardzo (2009), wywiad rzeka (wraz z Dorotą Jarecką) Rottenberg. Już trudno (2014), Berlińska depresja. Dziennik (2018) – zapis rocznego pobytu autorki w Berlinie, Lista. Dziennik 2005 (2019), w której błyskotliwe obserwacje dnia codziennego słynna polska kuratorka przeplata z ostrymi komentarzami na tematy towarzyskie i społeczne, oraz Rozrzut (2023), będący zbiorem tekstów z lat 1999–2019. Prowadzi dział kultura w magazynie „Vogue Polska”.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij