Niezależnie od zmieniających się systemów politycznych historia pracy seksualnej w Polsce to historia kobiet z klas ludowych. Kobiet zwykle uciszanych, wymazywanych ze źródeł, orientalizowanych i pozbawianych sprawczości przez instytucje państwowe, a później historyków. To historia klasowej i seksualnej przemocy, ale też opowieść o oporze i solidarności.
W 1915 roku anonimowy mieszkaniec Kalisza wysłał do lokalnych władz sanitarnych następujący list:
„Mam zaszczyt zawiadomić WPana celem ostrzeżenia sfer wojskowych i cywilnych, że trudniąca się nierządem Jadwiga [nazwisko usunięto] młoda brunetka w wieku lat około 20, mieszkająca przy ul. Piaskowej N 12, chorą jest wenerycznie, przyczem nadal prowadzi swój proceder awanturniczy, zamiast leczyć się.
Powyższe uchodziło dotychczas uwagi władz sanitarnych, przeto poczytuję sobie za obowiązek o fakcie tym zawiadomić WPana Doktora Powiatowego.
Nie podpisuję niniejszego listu, nie chcąc być wtrąconym w ewentualną sprawę prostytutki [nazwisko nieczytelne] choć sam wskutek nieuczciwości ostatniej muszę cierpieć”.
Mężczyzna odnosił się do obowiązujących wówczas na ziemiach polskich przepisów. Według rozporządzenia w sprawie nadzoru nad prostytucją miejską w Imperium z 1903 roku praca seksualna była zawodem reglamentowanym, czyli legalnym, ale objętym ścisłą kontrolą. Pracownice seksualne musiały posiadać książeczki służbowe, miały obowiązek meldunkowy i musiały zgłaszać się na regularne badania ginekologiczne w celu wykluczenia chorób przenoszonych drogą płciową. Wymieniona w anonimowym liście Jadwiga, jeśli faktycznie ukrywała chorobę, mogła być przymusowo odesłana do szpitala, a jeśli uchylała się od wizyty, odesłana do aresztu.
List mieszkańca Kalisza doskonale obrazuje ówczesny stosunek do pracy seksualnej. Jego autor ma niewątpliwie poczucie wyższości i spełnienia obywatelskiego obowiązku. Przekazuje informacje o chorobie, mając nadzieję, że winna zostanie ukarana, i wyraźnie upaja się swoją przewagą. W opisywanym okresie pracownice seksualne zajmowały niską pozycję zarówno pod względem pochodzenia społecznego, jak i wykształcenia. Według spisu powszechnego z 1889 roku 30 proc. zaczynało pracę między 15 a 17 rokiem życia, 60 proc. przed ukończeniem 20 lat. Prawie 80% nie umiało czytać ani pisać, 87 proc. nie miało ani jednego żyjącego rodzica, 48 proc. pochodziło ze wsi, 53 proc. pracowało wcześniej jako służące. Klienci doskonale zdawali sobie sprawę z własnej przewagi i czasem bezlitośnie ją wykorzystywali, jak autor zacytowanego listu z Kalisza. Choć 20-letnia Jadwiga prowadzi według niego „proceder awanturniczy”, autor donosu nie jest tym na tyle oburzony, by zrezygnować z jej usług. Prawdziwy powód złości i pogardy wyjawia ostatni akapit – mężczyzna także zachorował wenerycznie. O ile jednak Jadwidze z powodu donosu groziło więzienie, o tyle klient pozostawał wolny i mógł dalej prowadzić niczym nieograniczone życie erotyczne. Wobec młodych kobiet pracujących seksualnie obowiązywały zupełnie inne zasady niż wobec mężczyzn będących ich klientami.
Historia seksualności może nam wiele powiedzieć o społeczeństwie
czytaj także
Między końcem XIX wieku a latami 80. XX wieku tylko pozornie wiele się zmieniło na ziemiach polskich. Rosyjskie imperialne regulacje dotyczące usług seksualnych zastąpiło prawo sanitarne II Rzeczypospolitej, ale nie wpłynęło to znacząco na pozycję klasową kobiet pracujących seksualnie. Również w późnych latach 40., w których władze Polski Ludowej próbowały na nowo określić stosunek państwa do moralności obywateli, podejście do usług seksualnych nie zmieniło się. W PRL, tak jak na początku XX wieku, w pracę seksualną angażowały się przede wszystkim kobiety słabo wykształcone, o pochodzeniu robotniczym lub chłopskim, a rozpoczynały ją w bardzo młodym wieku. Niezależnie od zmieniających się systemów politycznych historia pracy seksualnej w Polsce to historia kobiet z klas ludowych. Kobiet zwykle uciszanych, wymazywanych ze źródeł, orientalizowanych i pozbawianych sprawczości przez instytucje państwowe, a później historyków. To historia klasowej i seksualnej przemocy, ale też opowieść o oporze i solidarności.
Zmyślone historie ratują przed amoralnym Zachodem
Zwiększona mobilność klas ludowych na przełomie XIX i XX wieku niosła ze sobą nowe zagrożenia dla młodych kobiet. Katolickie czasopisma dla robotnic i służących szczególnie często przestrzegały niezamężne proletariuszki z wielkich miast przed „handlarzami żywym towarem” i ryzykiem porwania do Ameryki. W „Przyjacielu Sług” w 1902 roku pisano o mężczyznach, którzy „oszukują dziewczęta perspektywą poślubienia milionera amerykańskiego albo sami żenią się w Europie ze swoimi ofiarami, udając milionerów amerykańskich. Po ślubie jadą do Ameryki, gdzie sprzedają swoje żony”. W „Pracownicy Polskiej” w 1913 roku informowano, że w czarnogórskim porcie Kotor aresztowano „żyda z Węgier niejakiego Efraima Geigera który, przebrawszy się za księdza, namówił cztery dziewczęta do wstąpienia do klasztoru i wiózł je podlec do domu rozpusty w mieście Salonika”.
czytaj także
Porwania miały odbywać się więc podstępem. Handlarze, czyli członkowie żydowskich organizacji przestępczych, oferowali młodym imigrantkom ze wsi do miast pracę za granicą – na ogół w charakterze służącej albo pracownicy hotelu. Na miejscu dziewczęta miały być zamykane w domach publicznych i zmuszane do pracy seksualnej. Historie z czasopism dla proletariuszek były na ogół zmyślone albo mocno wyolbrzymione. Miały na celu raczej ostrzeżenie przed pochopną emigracją zarobkową, wzbudzenie nieufności wobec amoralnego Zachodu oraz podtrzymanie tradycyjnych więzi rodzinnych i religijnych.
Stanisław Posner w 1903 roku uczestniczył w przesłuchaniach osób oskarżonych o sprzedawanie kobiet do Ameryki. Większość procesów daleka jest od opisywanych wyżej dziwacznych podstępów. Posner przytacza między innymi proces Hendlera i Bienkiewicza, oskarżonych o to, że pod przymusem wysyłali pracownice seksualne do Buenos Aires, korzystając z pomocy ajenta z Katowic.
Większość zeznających w procesie kobiet pracowała właśnie w domu publicznym Bienkiewicza. Maria Konopka narzekała, że Hendler zachęcał ją do wyjazdu do pracy za granicę, a gdy odmawiała, bił ją. Inna pracownica Bienkiewicza mówiła, że w ich domu publicznym często pojawiała się niejaka pani Fryszmanowa i nakłaniała dziewczyny do wyjazdu do Francji. Dwie pracownice zgodziły się i pojechały pracować „w kawiarni w Paryżu” na koszt nowej pracodawczyni. Prywa Ożarowska zeznawała z kolei, że została sprzedana za 25 rubli i „tegoż jeszcze dnia nowonabywca odwiózł ją wraz z dwiema jeszcze towarzyszkami, skąd na Berlin pojechały do Buenos Aires. Tu zostały sprzedane do lupanaru, przy czym zapłacono za świadka 1000 dolarów (wiadomość nieprawdopodobna zresztą, gdyż w południowej Ameryce nie liczą pieniędzy na dolary!). Przebyła w lupanarze siedem miesięcy, ciągle chorowała z tęsknoty za krajem, wreszcie właściciele odesłali ją na własny koszt do Europy”.
Usługi seksualne czy eksploatacja i niewolnictwo? [Polemika]
czytaj także
Historie te nie brzmią sensacyjnie. Daleko im do zapowiadanych przez Posnera opowieści o „szajce handlarzy, dostawców żywego towaru do Buenos-Aires”, a jeszcze dalej do obrazu podstępnych rzezimieszków przebierających się za księży czy porywających panny z dorożek, przedstawionego w „Przyjacielu Sług”. Choć przymusowa praca seksualna oczywiście istniała, w wielu publikacjach prasowych propagowano popularne nastroje antysemickie i pogardę wobec pracy seksualnej, dopisując kryminalne wątki tam, gdzie ich nie było. W większości przypadków rzekome ofiary to po prostu pracownice seksualne podróżujące zarobkowo za granicę. W Buenos Aires czy Paryżu można było zarobić więcej niż w domu publicznym w Katowicach.
Handel ludźmi – narzędzie polityczne w czasach zimnej wojny
W 1952 roku Polska ratyfikowała konwencję ONZ w sprawie zwalczania handlu ludźmi i przeciwdziałania prostytucji. Równolegle, w związku z utrwalaniem stalinowskiego systemu terroru, znacząco ograniczone zostały możliwości podróżowania za granicę. Paszporty, będące nie tylko dokumentami tożsamości, ale przede wszystkim pozwoleniami na wyjazd, otrzymać mogli tylko nieliczni. Nic zatem dziwnego, że w 1969 roku oficer Milicji Obywatelskiej Kazimierz Matysiak twierdził, że w powojennej Polsce zjawisko handlu ludźmi po prostu zniknęło. Stać się to miało właśnie dzięki zakazowi prowadzenia domów publicznych, likwidacji bezrobocia kobiet czy skrupulatnym kontrolom paszportowym. Jak się okazało już kilka lat później, jego wnioski były co najmniej przedwczesne.
czytaj także
W czerwcu 1973 roku Barbara (imię zmienione) w towarzystwie miłego Amerykanina polskiego pochodzenia udała się w podróż do Dubaju, gdzie miała podjąć pracę dla „szejka”. Po przyjeździe na miejsce jasne stało się, że oczekiwano od niej świadczenia usług seksualnych. Barbara, która wcześniej pracowała seksualnie z cudzoziemcami odwiedzającymi Warszawę i Wrocław, chętnie podjęła się nowej pracy. Przebywała w Dubaju niecałe dwa tygodnie, spotykając się z „szejkiem” codziennie, a poza tym spędzając czas na plaży czy zakupach. Stwierdziła jednak, że pobyt w Dubaju zaczął jej się dłużyć, więc pod pretekstem opieki nad chorą matką poprosiła o pozwolenie na powrót do Polski. W zamian za swoje usługi otrzymała wynagrodzenie w wysokości 1000 dolarów, ubrania, zegarek, radio i perfumy. Następnego dnia wsiadła w samolot lecący do Wiednia, skąd wróciła pociągiem do Polski.
Wyjazd Barbary do Dubaju w celu świadczenia usług seksualnych był prawdopodobnie w dużej mierze konsensualny. Nie została ona porwana czy przemocą zmuszona do seksu, a do Polski wróciła, kiedy tylko wyraziła taką chęć – podobnie jak Ożarowska, odesłana z Buenos Aires 70 lat wcześniej. Jednak w oczach funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa i prokuratorów stała się pierwszą w powojennej Polsce ofiarą handlu ludźmi. Tak jak w przypadku XIX-wiecznej paniki dotyczącej handlu „żywym towarem”, również tutaj na skalę państwowego zainteresowania podróżą Barbary wpływ miały argumenty nacjonalistyczne i rasistowskie. Choć była jedyną z kilkudziesięciu kobiet, którą udało się ostatecznie namówić do wyjazdu, akt oskarżenia został skonstruowany w taki sposób, jak gdyby chodziło o wywożenie z Polski tysięcy kobiet. „Ci dwaj handlarze z Frankfurtu n/Menem uznali kraj nad Wisłą za tańszy od każdego innego. Uważali, że Polki są mniej warte niż np. Niemki” – przekonywała w akcie oskarżenia prokuratorka Krystyna Barszczewska. Tym samym „handel kobietami” był przestępstwem nie tylko przeciwko wolności osobistej Barbary, ale także (a nawet przede wszystkim) przeciwko dumie narodowej, przejawiającej się w wysokiej ocenie „seksualnej wartości” ciał polskich kobiet.
czytaj także
Nie jest też przypadkowe, że obydwaj mężczyźni, którzy zasiedli wówczas na ławie oskarżonych, nie byli obywatelami polskimi. Jeden z nich, Amerykanin polskiego pochodzenia, uosabiał niepokoje związane z „narodową zdradą” i zimnowojenną rywalizacją. Drugi – Syryjczyk mieszkający we Frankfurcie nad Menem – wpisywał się idealnie w ton znanych od XIX wieku opowieści o mężczyznach o innym kolorze skóry wywożących niewinne Polki do domów publicznych w krajach Orientu. Tym samym dawne dyskursy o handlu ludźmi okazały się w realiach zimnej wojny zaskakująco dobrze służyć celom politycznym. Podobnie jak w przypadku publikacji z „Przyjaciela Sług” osobiste i niejednoznaczne doświadczenia Barbary oraz innych kobiet decydujących się na migrację w celu świadczenia usług seksualnych były dla funkcjonariuszy państwowych w tym wszystkim najmniej istotne.
*
Fragment rozdziału Awanturniczki. Ludowa historia pracy seksualnej w XIX i XX wieku, pochodzącego z książki Ludowa historia kobiet, która ukazała się nakładem Wydawnictwa RM. Dziękujemy za zgodę na przedruk.
**
Alicja Urbanik-Kopeć – badaczka historii literatury i kultury polskiej XIX wieku, obroniła doktorat w Zakładzie Historii Kultury Instytutu Kultury Polskiej UW. Oprócz kulturoznawstwa ukończyła też filologię angielską w ramach Międzywydziałowych Indywidualnych Studiów Humanistycznych UW. Interesuje ją, co dla ówczesnych znaczyła nowoczesność. Pisze o spirytyzmie, wynalazkach, emancypacji i klasie robotniczej. Autorka książek Anioł w domu, mrówka w fabryce (Wydawnictwo Krytyki Politycznej 2018), Instrukcja nadużycia. Historia kobiet służących w dziewiętnastowiecznych domach (Post Factum 2019) i Chodzić i uśmiechać się wolno każdemu. Praca seksualna w XIX wieku na ziemiach polskich (Wydawnictwo Krytyki Politycznej 2021).
Anna Dobrowolska – historyczka, absolwentka Kolegium MISH Uniwersytetu Warszawskiego. Na Wydziale Historii Uniwersytetu Oksfordzkiego obroniła doktorat poświęcony rewolucji seksualnej w PRL na przykładzie zmieniającego się stosunku do nagości. Laureatka Diamentowego Grantu MNiSW na badania nad przemianami obyczajowości w powojennej Polsce. Członkini redakcji Magazynu Kontakt.